wtorek, 30 grudnia 2014
# 6. ~ Gregor jaka to propozycja ?
[Narrator]
Blondyn siedział na łóżku w pokoju swojej dziewczyny i czytał jakoś książkę a jego dziewczyna wypełniała kartę zawodów drużynowych, które miały odbyć się następnego dnia. Obydwoje w milczeniu i wręcz kompletnej ciszy zajmowali się swoim sprawami. To był pierwszy raz, w którym mogli spędzić ze sobą czas. Chłopak po dwugodzinnym wpatrywaniu się w litery na kolejnych stronach książki postanowił choć na kilka sekund oderwać się od lektury. Zagiął róg kartki, odłożył ją na poduszkę i wstał z łóżka. Podszedł do stolika przy, którym pracowała Laura. Polka nie znosiła papierkowej roboty ale w sumie wybrzydzać nie mogła, zarabiała nawet więcej niż skoczkowie przez cały sezon. Zakładając, że wygrają przynajmniej 1/5 konkursów. Hayboeck oparł dłonie o drewniane oparcie krzesła i pochylił nad szatynką. Dziewczyna jedynie uśmiechnęła się delikatnie i dalej próbowała skupić się na pracy, którą musiała zrobić jak najszybciej. Blondyn spojrzał przez ramię swojej dziewczyny i odkrył coś niesamowitego.
-Ja startuje jako czwarty ? - spytał wyrywając wręcz zdziwionej dziewczynie kartkę papieru. Polka wiedziała, że Austriak będzie zdziwiony ale nie sądziła, że aż tak.
-No tak, przecież mówiłam ci na czym ta moja zemsta ma polegać. Diethart, Kraft, Schlierenzauer i Fettner nie startują w drużynówce. Zostaje Loitzl, Poppinger, Kofler i ty. - odpowiada odbierając bardzo delikatnie swoją własność. Chłopak wziął głęboki oddech i pocałował dziewczynę w policzek, czego w gruncie rzeczy się nie spodziewała.
-A to za co ? - spytała. On jedynie uśmiechnął się i usiadł na krześle obok.
-Za to, że jesteś ze mną cały czas. - odpowiedział i tym razem złożył na jej ustach przelotny pocałunek. Nagle drzwi pokoju, w którym siedział Michael wraz z Laurą otworzyły się z hukiem. Do pokoju weszła wściekła blondynka a zaraz za nią do pomieszczenia wszedł lider austriackiej kadry skoczków Gregor Schlierenzauer. Dziewczyna stanęła na środku pokoju ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami. Natomiast chłopak zamknął cicho drzwi i zrobił kilka kroków ku wręcz wściekłej blondynce. Zarówno Górska jak i Hayboeck spojrzeli na nich zdziwieni i za pewne zastanawiali się co jest grane. Schlierenzauer stał tuż przed niższą znacznie od siebie dziewczyną.
-Ty chyba na serio musiałeś uderzyć się w głowę upadając przy lądowaniu na treningu. - powiedziała z wyrzutem w głosie. Na jej twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.
-Nie bądź złośliwa. - powiedział cały czas patrząc na dziewczynę. Zupełnie nie zdali się widzieć siedzących przy drewnianym stole skoczka i fizjoterapeutki. A oni nie pokazywali, że są. Woleli oglądać darmowe przedstawienie.
-Nawet nie próbuje. Króla nie da się pobić. - powiedziała trochę drwiąc przy okazji z całkiem poważnego chłopaka. Co w sumie można nazwać nowością. Gregor na ogół był osobą z wielkim poczuciem humoru. Ale teraz na pewno tak nie było.
-Przecież to otwarta propozycja nie musisz się zgodzić. - powiedział patrząc gdzieś przed siebie. Po tych słowach blondynka ironicznie się zaśmiała po czym usiadła na stojącym tuż za nią łóżku. Blondyn siedzący na krześle widział, że jego przyjaciel jest tak przybity i może nawet zły. A gdy już takowy stan miał to Hayboeck nie mógł przejść obok tego obojętnie. Wstał od stołu i podszedł do starszego od siebie o rok chłopaka.
-A o co chodzi ? - spytał. Blondynka podniosła w mgnieniu oka głowę i wbiła wzrok w dwójkę przyjaciół. Schlierenzauer był na tyle na siebie samego zły, że w gruncie rzeczy najchętniej zapadłby się pod ziemie. Ewentualnie wyczyściłby sobie i Sarze pamięć. Nie wiedział czy powinien zwierzać się Michaelowi i Laurze, ale przecież wszystko i tak było już stracone.
-A co ciebie to obchodzi ? - spytała nerwowo blondynka. Skoczek jedynie uśmiechnął się złośliwie i zrobił krok ku dziewczynie.
-Dużo, jesteś moją siostrą i jesteś tu pod moją opieką. - wręcz wysyczał. Gregor po tych słowach wręcz udławił się własną śliną. Laura natomiast jedynie uśmiechnęła się niemrawo po czym zarzuciła na drugie z krzeseł nogi.
-Przyrodnią to po pierwsze. A po drugie powiedziałeś, że nikt ma się o tym nie dowiedzieć. A właśnie Laura i Gregor się dowiedzieli. - powiedziała wskazując dłonią na zdezorientowanego i zszokowanego skoczka oraz Laurę. Michael jedynie spojrzał na nich przelotnie i wrócił do rozmowy ze swoją siostrą.
-Trudno się mówi. Z resztą jak się domyślam Laura domyśliła się dużo wcześniej ? - mówi na co jego dziewczyna jedynie kiwa głową w celu potwierdzenia jego stwierdzenia.
-Mimo wszystko propozycja tego bałwana jest nie dopuszczalna i nie moralna. - powiedziała wskazując (dobitnie) na chłopaka, który cały czas wlepiał wzrok w swoje nowe trampki. Blondyn spojrzał najpierw na nią później na niego po czym stanął wręcz po środku ich odległości między sobą.
-Gregor jaka to propozycja ? - spytał. Schlierenzauer nie pewnie uniósł głowę i postanowił powtórzyć to co kilka dni wcześniej powiedział Sarze.
-Pamiętasz mojego kuzyna Tobiasa ? - spytał Hayboecka na co on jedynie pokiwał z aprobatą głową. - No to wiesz jaki jest. Mamy spotkanie rodzinne, urodzinki ciotki okrągłe. Ten matoł znowu będzie dręczył mnie tekstami typu "Jesteś gwiazdą, masz kupę fanek a mimo to jesteś samotny." Bla bla bla. Złożyłem propozycję twojej siostruni, żeby ze mną tam pojechała. Ale pani złośliwa larwa nie chcę tej propozycji przyjąć bo uważa, że trzymam za plecami jadowitą żmiję. - powiedział. Na twarz Michaela wkradł się bardzo, ale to bardzo złośliwy uśmieszek. Odwrócił się na pięcie po czym podszedł do niej, objął ją ramieniem i powiedział.
-Kochanie moje najdroższe. Zrób dobry uczynek i potowarzysz naszemu złotemu Gregorowi w ostatniej drodze jego kuzyna. Nie łudźmy się jesteś moją siostrą więc musisz być piękna. - powiedział po czym spytał przyjaciela. - Co nie że jest piękna zupełnie jak ja ? - Schlierenzauer spojrzał jedynie na niego z politowaniem i po chwili kierował się do drzwi. Zatrzymały go słowa blondynki.
-Dobra wygrałeś podstępna żmijo tyrolska. - mruknęła. Gregor od razu się rozpromienił i już po chwili opuścił pokój wręcz podskakując. -A z tobą to się kiedy indziej policzę podstępna świnio. - warknęła wychodząc z pokoju trzaskając drzwiami. Blondyn głośno wypuścił z płuc powietrze i usiadł na łóżku. Laura wstała z krzesła po czym oparła się o stół i zaczęła klaskać. Hayboecka zdziwił gest jego dziewczyny.
-Co ty robisz ? - spytał bardzo zdziwiony.
-Bije brawo największemu klaunowi w tym cyrku. - odpowiedziała. Chłopak spojrzał na nią kątem oka i już po chwili znajdowała się kilka kroków od niej.
-A nie najbardziej podstępnej świni ? - spytał powolnymi krokami zbliżając się do swojej dziewczyny. Szatynka uśmiechnęła się delikatnie na co blondyn jedynie puścił jej oczko.
-Może być i świnia chociaż jakby się Didl dowiedział, że nazywam cię świnką to by się obraził. - powiedziała na co Hayboeck wybuchł śmiechem. Chciał pocałować fizjoterapeutkę ale nagle drzwi otworzyły się wydobywając z siebie głośne skrzypnięcie a w progu stanął zadyszany Stefan Kraft.
-Oops sorki. Zapomniałem zapukać. Ale jakaś dziewczyna pyta o ciebie Laura, ma na imię chyba Paula. - wypowiedział wręcz na jednym oddechu. Szatynka spojrzała na swojego partnera, pocałowała go w policzek i już po chwili zniknęła z pola widzenia obydwu skoczków.
-Kraft ty i to twoje debilne wyczucie czasu. - powiedział rzucając w przyjaciela poduszką Hayboeck. Kraft tylko zaśmiał się.
-No co jestem jeszcze za młody, żeby zostać wujkiem. - odpowiedział i wybiegł z pokoju niczym struś pędziwiatr widząc na sobie morderczy wzrok starszego skoczka.
*
W holu hotelu przy recepcji stała szatynka wzrostu około 172 centymetrów. Obok niej stały dwie średniej wielkości walizki. Na jednej z nich leżała torba z laptopem a na ramieniu dziewczyny zawieszony był pokrowiec z aparatem.
-Miałam się zgłosić do pani fizjoterapeutki aby dołączyć do tej jakże ciekawej ekipy. - powiedziała. Górska stanęła jak wryta słysząc głos swojej najlepszej przyjaciółki z domu dziecka. Rzuciła się jej w ramiona a w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy. Nie widziała jej od pięciu lat, ale nigdy o niej nie zapomniała. Nie była by w stanie posunąć się do czegoś takiego. Za dużo razem przeszły, żeby zapomniała największą podporę w życiu.
-Co ty tu robisz ? - spytała Górska wyrywając się z przyjacielskiego uścisku.
-Nie będzie kłamstwem gdy powiem, że to dzięki Kubusiowi. - odpowiedziała.
-Tak Kubuś wie jak mnie uszczęśliwić. Czy to znaczy, że będziesz tu pracować ? - spytała Laura. Pawłowska (bo tak miała na nazwisko jej przyjaciółka) pokiwała głową z aprobatą. Usłyszała jedynie pisk swojej przyjaciółki od czasów najmłodszych.
-Kuttin powiedział, że ma dość zdjęć Schlierenzauera na których nie ma nic innego poza Red Bullem. - powiedziała i obie wybuchnęły śmiechem.
-Masz szczęście, że razem z Sarą mamy jedno wolne łóżko w pokoju. W końcu będę mogła wywalić z pokoju takiego jednego trutnia, który się tam zadomowił. - powiedziała biorąc jedną z dwóch walizek przyjaciółki.
-A podobno kochasz Hayboecka. - mruknęła Liliana zakładając na drugie ramię torbę z laptopem i ciągnąc za sobą walizkę.
-Koty ? - spytała Laura.
-Nie, tym razem Mirka. - odpowiedziała. Górska jedynie uśmiechnęła się pod nosem otwierając drzwi swojego pokoju. W którym na jednym z łóżek siedział Hayboeck w towarzystwie Krafta, Schlierenzauera, Dietharta i Fettnera. A przy stole siedziała dość zła Sara. Laura spojrzała na swoją przyjaciółkę, oparła walizkę o ścianę w samym rogu pokoju i weszła głębiej pozostawiając przyjaciółkę w samym rogu.
-Dobra co tu się dzieje ? - pyta spoglądając co raz na czerwoną ze złości Sarę i rozbawionych pięciu przyjaciół.
-To są debile jakich mało. Ubzdurali sobie, że Pointner się na nich mści za wywalenie go z roboty. Mój kochany braciszek milczy jak grób i mówi, że nic mu nie wiadomo o tym "spisku". A może ty tym debilnym świnią coś wytłumaczysz ? - spytała. Laura spojrzała na stojącą w drzwiach Lilianę, powstrzymującą napad śmiechu.
-Powiem wam jedno. To ja się mszczę za wasze durne ploteczki, które rozsiewacie na mój temat gdzie popadnie. To ja proszę Heinza i Alexa o akceptowanie moich zastrzeżeń co do składu drużyny. I w najbliższym czasie wy we czterech wypadacie w aut. A Hayboeck jeśli ma zamiar milczeć to niech wie, że więcej do tego pokoju wstępu nie ma. - powiedziała z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Hayboeck zmienił swój wyraz twarzy na bardzo ale to bardzo zdziwiony.
-Jak to ?- spytał.
-Normalnie, Lilka będzie tutaj jako trzecia. Zastąpi nie utalentowanego w fotografowaniu Gregora. Heinz uznał, że przyda mu się ktoś kto ma pojęcie o robieniu zdjęć. Jeśli macie jakieś zastrzeżenia to mówcie a jeśli nie to won. - warknęła wskazując na drzwi, w których już od kilku chwil nie było szatynki. Stała już obok Sary i uważnie obserwowała zmiany na twarzach piątki skoczków. Których już po chwili w pokoju nie było.
-Wow ty to jednak masz powodzenie. - powiedziała Liliana
-Oj uwierzcie mi, że czasami mam go dość. - mruknęła opadając na łóżko.
***
Witam z szóstką. I jak mała, słodka tajemnica Michaela i Sary ? No i co myślicie o Lilce Pawłowskiej ? Pozdrawiam was bardzo gorąco. Zapraszam was na kolejny, który powinien pojawić się nie długo.
Mam nadzieję, że wyrazicie swoje opinie. Zapraszam na pozostałe blogi.
Ewelina :-)
niedziela, 28 grudnia 2014
Nowość.
Zapraszam was na mój nowy blog. W roli głównej wystąpią Krzysiek Miętus, Michi Hayboeck, Stefan Kraft oraz Piotr Żyła i Stefan Hula. Czasami będzie śmiesznie ale i nie koniecznie.
Zapraszam : http://diamond-ski-jumping.blogspot.com/ Mam nadzieje, że wpadniecie, przeczytacie i skomentujecie.
Ewelina.
Zapraszam : http://diamond-ski-jumping.blogspot.com/ Mam nadzieje, że wpadniecie, przeczytacie i skomentujecie.
Ewelina.
piątek, 26 grudnia 2014
# 5. ' Teraz to ja już nic nie wiem.'
[Laura]
Michael coś knuje, jestem tego wręcz pewna. Wydaje mu się, że uda mu się mnie jakoś zmylić. A to nie jest takie łatwe, jestem kuzynką Kotów to to nie jest wręcz nie możliwe. To byłoby grzechem najcięższym jaki można znaleźć na całej liście ciężkich grzechów. Ja się dowiem na co Hayboeck ma takie dziwne podchody a jak się dowiem i jeśli będzie to coś nieodpowiedniego to gorzko Austriacka flądra tego pożałuje.
-Laura mówię do ciebie ! - krzyczy Sara machając mi przed oczami jakimiś dokumentami. No i znowu dałam się ponieść swoim myślom. Nie no udręka z tym moim rozmyślaniem.
-Sorki, zamyśliłam się. - odpowiedziałam. Sara spojrzała na mnie, zamknęła drzwi sali konferencyjnej i usiadła na przeciwko mnie. No chyba nie będzie to ciekawa rozmowa, coś się szykuje.
-Co się dzieje ? - pyta a ja nie powiem jestem troszkę zdziwiona jej dziwnym zachowaniem.
-Nic. - odpowiadam zdezorientowana i nie bardzo kumająca o co może jej biegać. W sumie sama nie wiem tak właściwie dlaczego ona mogła zadać mi to dziwaczne pytanie ?
-Laura przecież to widać, niby jesteście z Michim parą a spotykacie się może dwa razy na tydzień. Chłopaki już mają jakieś dziwaczne teorie o waszej dwójce ja się po prostu o was martwię. - odpowiedziała siadając po turecku. No nie jeszcze te niewyżyte społeczne plotkary sobie plotą jakieś plotki. Niech coś do mnie dotrze choć jedno jedyne,, malutkie ziarenko to łby im ukręcę i będzie koniec teamu Austrii. A to, że razem z Misim mamy dużo na głowach to nie znaczy, że musimy od razu jakiś kryzys przechodzić czy coś w tym odcieniu. Nie wiem co się w tych ich małych, pustych główkach roi ale nie ze mną te numerki ja tak łatwo nie odpuszczam i się nie daje. O nie znowu odwracać wszystko co te klauny powiedzą.
-Sara mamy dużo na głowie. Dobrze wiesz, że Michi coraz lepiej skacze, ma coraz więcej wywiadów. Coraz ostrzejsze i dłuższe treningi i zgrupowania. W czasie konkursów spotyka się z kumplami z innych reprezentacji. Mieszkamy razem cały czas gdy jesteśmy poza zawodami. Hayboeck wie też, że i ja chciałabym się rozwijać więc mi pozwala. Na prawdę nie masz co się martwić. Jeśli by się coś działo tobie pierwszej powiem. - mówię całkiem poważnie. Sama nie wiem dlaczego byłam taka szczera ? Może w końcu musiałam się komuś wygadać, powiedzieć co mi leży na duszy i chce wyfrunąć ? Jejku robię się za bardzo poetycka, będę drugim Mickiewiczem za parę miesięcy.
- A nie chciałabyś nie być już Górską ? - spytała. No nie pytania to ona chyba z większej i mocniejszej półki wyciąga. Ja nie wiem może zaraz mnie o dzieci będzie pytać ? Chociaż jakby się tak w sumie dłużej zastanowić to z Hayboeckiem jesteśmy ze sobą prawie dwa lata a on żadnego kroku nie wykonuje. Może to co mówi Sara i myślą chłopcy to w gruncie rzeczy i prawda ? Może Hayboeck już do mnie nic nie czuje.
-Sama już nie wiem. - odpowiedziałam z istnym mętlikiem w głowie. Każda dziewczyna na moim miejscu chciałaby być żoną, mieć świetnego męża. A co jeśli on naprawdę już nic nie czuje ale nie chce mnie ranić ?
-Laura ja cię chcę tylko ostrzec przed chłopakami. Oni coś knują, Hayboeck też. - powiedziała zeskakując z biurka i wychodząc z sali w hotelu. Może to powietrze w Klinghental da mi odetchnąć i dać do myślenia ? Schowałam do spodni dresów wyciszony telefon, zarzuciłam na ramiona niebieską kurtkę i wyszłam z hotelu. Jutro pierwszy indywidualny konkurs, chłopaki są trochę nie nasyceni po ostatniej letniej drużynówce więc mają wiele ambicji na osobisty tryumf. Letnie Grand Prix było dla nich istną frajdą a najbardziej dla Michalea, który jakby bardziej interesował się sobą niż wszystkim innym. Może Sara ma rację, może to wszystko to jedynie iluzja ? Może to ja się łudzę, że wszystko jest jak w bajce ?
-Laura uważaj. - usłyszałam obok siebie głos Simona, na którego wpadłam nie patrząc gdzie idę.
-Przepraszam zamyśliłam się i nie zauważyłam cię. - odpowiedziałam uśmiechając się do niego lekko. Ammann jedynie spojrzał na mnie niczym wcześniej Sara. Czy ja aż tak źle wyglądam, że się wszyscy tak na mnie patrzą ?
-Słyszałaś co chłopaki mówią o tobie i Hayboecku ? - pyta. Nie no te gnidy to mnie popamiętają. Zrobię im jesień średniowiecza, gady jedne, plotkary głupie.
-Nie musiałam słyszeć, żeby wiedzieć. Znam ich ponad dwa i pół roku znam ich może i za bardzo. - odpowiedziałam. Ammann spojrzał na mnie i zrobił krok w moim kierunku.
-Kocha cię a oni próbują zasiać w tobie wątpliwość. Jakby mieli w tym jakiś swój cel. Uwierz mi poza tobą nie widzi nikogo innego. - powiedział i odszedł. Teraz to ja już nic nie wiem. Przecież ja go kocham. Bardzo go kocham.
Dzień później.
[Narrator]
Szatynka usiadła na ławce stojącej obok domku reprezentacji Austrii. Ścisnęła mocniej w dłoni plastikowy kubek z gorącą czekoladą. Oparła głowę o drewnianą ścianę domku i przymknęła delikatnie powieki. Nagle poczuła na swojej twarzy lekki powiew wiatru. Nie pewnie otworzyła oczy i zobaczyła kucającego obok niej Michaela, który lekko uśmiechał się do swojej ukochanej. Dziewczyna miała dziwne wrażenie patrząc na uśmiechniętego blondyna. To co wczoraj usłyszała od przyjaciółki, skoczków i Simona sprawiło, że nie wiedziała co powinna myśleć. Kochała Austriaka jak nigdy nikogo wcześniej. Uśmiechnęła się równie delikatnie jak on. Wysunęła rękę w jego kierunku i delikatnie przejechała po jego czerwonym od zimna policzku. Blondyn domyślił się, że coś może być nie tak. Nigdy tak się nie zachowywała, nigdy. Delikatnie chwycił jej nadgarstek i pocałował w dłoń. Wydawało mu się, że w dziewczynie zasiał ktoś jakąś wątpliwość. Słyszał to co rozpowiadają jego niby przyjaciele, tyle razy chciał dać im w twarz, ale zawsze się wahał. Nie chciał zranić Laury, nigdy by tego nie zrobił, za dużo dla niego znaczyła.
-Kochasz mnie ? - spytała. Blondyna to pytanie uderzyło niczym mroźne powietrze rodem z Syberii. Spodziewał się tego. Wiedział, że prędzej czy później to się stanie. Wiedział, że zawalił ale nigdy nie przestał jej kochać.
-Kocham. Nie słuchaj tego co gadają ci idioci. Mszczą się za wakacje, które z tobą spędziłem. Są zazdrośni i tyle. Znasz ich. - powiedział siadając obok niej i obejmując ją ramieniem.
-Wiem, ale nie chcę być na językach jakiś kolorowych pisemek. Po co słuchać o sobie w telewizji, czytać w gazetach i internecie samych negatywów. - odpowiedziała kładąc głowę na ramię ukochanego.
-Nie będziesz, jeszcze dziś to te cztery społeczne wszy wylądują na pierwszych stronach gazet. - odpowiada uśmiechając się złowrogo i tajemniczo.
-Mam załatwiać adwokata czy przekupić prokuratora ? - spytała odrywając się od niego i siadając na jego kolanach.
-Na wszelki wypadek możesz i sędziego. Ewentualnie możesz załatwiać im państwowy pogrzeb. - mówi przytulając ją do siebie.
-A dokładnie to komu ? - pyta rozglądając się dokoła i szukając zawodników.
-Schlieriemu, Kraftowi, Fettnerowi i Diethartowi. - odpowiedział wybuchając śmiechem, gdy kilka metrów od nich przechodziła owa czwórka. Spojrzeli na nich dziwnie i poszli dalej nie wiedząc jaką zemstę szykuje ich najlepszy (do tej pory) przyjaciel i jego partnerka.
-Kocham cię i nigdy nie przestanę. - szepnął na co dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
**
Oto piąteczka.
Przepraszam za tak długą nieobecność.
Pozdrawiam i zapraszam na moje pozostałe blogi.
czwartek, 11 grudnia 2014
# 4. 'Chcesz żyć ? ' (...) 'To nie komentuj.'
[Michael]
Nie żeby coś, ale to co się tu wyprawia to totalna porażka. Niby ma wyrzuty sumienia ( chodzi o Gregora, co do tej sytuacji z Sarą. Biedna dziewczyna.) ale ni cholery nie chce jej przeprosić. Jednym słowem patologia sportowa na całego. A mówią, że to ja jak po grudzie swoje kontakty z Laurą budowałem. No ja cię proszę! Mówiłem Grześkowi żeby kupił kwiaty, kleknął przed nią (oczywiście z odpowiednią publicznością) a ten nie. Powiedział, że nie będzie robił z siebie pośmiewiska, a to to może być co najmniej scenariusz na denny film romantyczny. Znalazł się krytyk filmowy za dyche! Jeszcze mu pokaże, zobaczy patafian zasrany jeszcze będzie mi zazdrościł mojej kariery reżyserskiej. No dobra wracając do wcześniejszego zwierzania. Sara uznała, że nigdy więcej nie da się tak łatwo sprowokować temu czemuś. Może i ma rację, po co wylewać hektolitry łez dla nic nieznaczącej małpy, która uciekła z zoo. A i wiecie, że wcześniej wspomniany chłopczyk o mało co na zawał nie odleciał. Z resztą złego diabli nie biorą! Ale cicho sza bo się obrazi i będzie się fochnął na mnie . A ja nie chce niby przypadkiem oberwać drzwiami od szafy jak rok temu w Kussamo gdy powiedziałem mu, że jego siostra Gloria kręci z Severinem. No ale co poradzę, że to jest najszczersza prawda. No ten oczywiście zbluzgał Seva od najgorszych i wyładował swoje emocje na mnie. Żebym mu jeszcze coś zrobił, no to bym jeszcze zrozumiał ale bez przyczyny no błagam. Trzeba wiedzieć kiedy powinno się przestać robić z siebie pajaca. Akurat mój kochany współlokator nie ma takiego wyłącznika, który sprawiałby,że wyłączy swoje małpie ogary. No ale co poradzisz nikt nie jest tak idealny jak ja! Dobra wpadam w samozachwyt ale i tak nie taki jak piękny Grzegorz. Z resztą kluczem do sukcesu jest znanie swojej wartości i nie pozwolenie sobie sobą pomiatać. To to by się przydało Sarze i Mirce , powinny znać poczucie własnej wartości. Nie wiem mojej Laury to się nie tyczy. Ona zna swoją wartość może i za bardzo. Czasami mam wrażenie, że zna ją aż nad to. Ale nie narzekam bo nie ma po co.
[Gregor]
Hayboeck doprowadza mnie do szału. Myśli, że co ja tak łatwo odpuszczę ? O nie przeproszę ją a jeśli nie przyjmie moich przeprosin to nie nazywam się Gregor Schlierenzauer. Dobra może i przesadziłem z tym tekstem na korytarzu, no ale strzelam, że wiele osób na moim miejscu postąpiłoby tak samo. Nie jest tajemnicą, że nie darzę go sympatią Alexandra więc jakby nie patrzeć, każdy jest tego bardziej pewien niż ja sam. A wracając do Michaela to powinien tą swoją Górską to trzymać krótko i tyle. Po co dziewczyna miesza się tam gdzie sobie bez niej wszyscy dadzą bardzo dobrze radę. Jeśli Michi mówi, że ją kocha to niech się jej oświadczy kurde a nie się pieści. Ale w sumie czego się po nim innego spodziewać niż tego ślimaczenia. Jest gorszy niż Kot z tym swoim wiecznym pesymizmem. A propo współczuje dziewczynie, która podejmie desperacki krok związania się z nim ( w sensie Maćkiem). Mówię tak jak Laura wtedy kiedy mnie poznała. Zaczynam się do niej upodabniać. Całkiem mi już na głowę padło. Muszę coś wymyślić, żeby Sara przestała się już tak dąsać bo Laura to mnie ostatecznie na stosie spali. Razem w towarzystwie Kota się będę palił i będzie po żywocie dwóch najfajniejszych istot w świecie skoków narciarskich.
[Wiewiór - Piotr Żyła]
No ehe to się porobiło. Znacie wy wszyscy naszą kochaną Mireczke, blondyneczkę ? Pewnie, że nie znacie bo to mała, no w sensie, że młoda dziewczyna. Najukochańsza siostra narzeczonej Sobczyka. I strzelał na oślep niczym Ramos Barcelonie, że nie wiecie o całej konspiracji (czy jakoś tak to brzmiało), którą se Sobczyk wymyślił. Bo Łukasz nasz trener kochany wyjechał z żoneczką na miesiąc wakacji na jakieś ciepłe wysepki. Robert z Maćkiem udali się na podbój świata ze swoją ciągle najlepszą młodzieżą. No i takim oto cudem my - czyli najlepsi pozostaliśmy bez trenera. Sobczyk zaproponował swoją przyszłą rodzinkę - Mirkę na trenereczkę naszą kochaną. Miła dziewczyna z niej, taka dobra, uczynna a Maniek tak wyskoczył do niej z tym swoim niewyparzonym ryjem. Ja nie wiem może powinienem się z Hayboeckiem zjednoczyć i wywalić Maciejkę do Grzesia pięknego naszego ? Będziemy razem z Michim spokój mieli święty. Będą się bujać, dwa klauny bez wyczucia miejsca, czasu i akcji. No bo powiedzcie mi jak to tak można dziewczynę bezbronną z błotem mieszać? Co ona nimi jest ! Żeby ją w błoto wrzucano. No bo co taka Mireczka mogła Maćkowi zawadzić ? Co, że się Dawidowi spodobała i że Prevc z Tepesem zaprosili ją na kawunię? No proszę was, moją Justynkę też zapraszali na kawki i nadal to robią ale ja tam zazdrosny nie jestem. Kocham ją i ona mnie ! A Gregor no tajemnicą to nie jest, że Pointnera to się boi jak ognia, no ale co mu bezbronna Sara zrobiła ?
-A może oni się zakochali co Kubacki ? - pytam po chwili głębszego zastanowienia. Dawid spojrzał na mnie bardzo, ale to bardzo dziwnie.
-Ale kto ? - pyta ze zdziwieniem jakby co najmniej wygrał zawody. (Co pewnie i tak się nigdy nie wydarzy)
-No w sensie, że Gregor i Maciek w Sarze i Mirce. - odpowiadam jakby to była oczywista, oczywistość.
-No. A ja razem z Hayboeckiem mamy zamiar im to dobitnie uświadomić. - mówi z takim przerażającym spojrzeniem, serio gdyby to o mnie chodziło już bym się bał. Znam obydwu niby ciche wody a jak co to o lepiej z nimi nie zadzierać.
-Totalna profeska ! - mówię z szerokim jak na mnie uśmiechem.
-No coś w tym deseniu. - odpowiada rzucając się na łóżko. Ej ! To łóżko właśnie pościeliłem. No i moją pracę trafił szlag.
[Maciek]
Żyła nie daje mi żyć, myśli, że jestem taki jak on ? No błagam was, nigdy nie będę taki jak on. Cały czas łazi za mną i mówi, żebym przeprosił tą pożal się Boże blond larwę. Myśli, że co to, że jest rodziną Sobczyka to może się szarogęsić. Nigdy nie dam się jej tak łatwo zdominować, to że Mustaf i Pieter dali się jej omamić to nie znaczy, że ja dam się jej podejść. Ta cała Mirka to podstępna żmija, której celem jest rozwalenie naszej kadry i zrobienie z nas totalnych ofiar. No bo po co się zatrudnia baby w sztabach szkoleniowych ? A szczególnie blondynki i szatynki ? No właśnie po to, żeby rozwalić wszystko.
-Maniek, Mirka cię szuka. - mówi Biegun wchodzący do naszego pokoju. A mówiłem wam, że miałem dosyć Żyły do tego stopnia, że ubłagałem Dawida o zamianę współlokatorami ? Jeśli nie to właśnie mówię.
-To niech szuka, zobaczymy czy znajdzie. - odpowiadam nawet nie podnosząc się z łóżka. Krzysiek przez dłuższą chwilę milczy jak grób. Co go tam coś udusiło czy co ?
-Czemu ty taki jesteś ? Znowu źle spałeś ? - pyta z jakimś wyrzutem. Oho matka się znalazła będzie mnie moralizował. Im od tych żółtych koszulek lidera to wszystkim nieźle banie się lansują.
-Chcesz żyć ? - pytam na co on nie pewnie kiwa z aprobatą głową. - To nie komentuj. - dodaje.
-Ja tylko przekazuję. - mówi z rękami uniesionymi ku górze w geście poddania się po czym wychodzi.
-Znalazła sobie chłopca na posyłki. - mruczę jedynie przykrywając głowę poduszką. Od tego ciągłego ich gadania to mam już niezłą migrenę. Miałem może z pięć minut spokoju gdy drzwi pokoju znów się otwierają a staje w nich Pieter. Jeszcze tego tu brakowało.
-O Maniek chodź na spotkanie kadry. - mówi podchodząc do mojego łóżka.
-Kowalska tam będzie? - pytam nawet nie podnosząc wzroku.
-No a jak ma nie być ? Maciejka twoja mózgownica to z dnia na dzień traci trybiki potrzebne do odpowiedniego funkcjonowania. - odpowiada z tym swoim głupim uśmieszkiem.
-Po moim trupie. - odpowiadam. Ostatnio te trzy słowa stały się moim powiedzonkiem. Ten tylko głupkowato wlepia we mnie ten swój wzrok. Mnie to nie rusza Żyła, niech to do ciebie w końcu trafi.
-Jeszcze coś czy skończyłeś ? - pytam. - Bo jeśli masz jeszcze coś do powiedzenia to wybacz ale ja słuchać nie będę. - dodaje odwracając się do ściany i wtulając się w poduszkę. Słyszę jedynie jakieś ciche przekleństwo pod nosem i dźwięk zamykanych pokojowych drzwi.
**
Witam z czwóreczką. Na samym początku chciałabym powitać gorąco współautorkę - 'Ule'. Dziewczyna ma świetne pomysły między innymi powyższe myśli Gregora S. Chciałam również podziękować wszystkim czytającym i komentującym oraz zachęcić do wyrażenia opinii przez resztę osób. Możecie nawet anonimowo. Przyjmę każdą krytykę. Także pozdrawiam was gorąco, zachęcam do zostawiania po sobie śladu w formie komentarza. Jeszcze raz bardzo gorąco pozdrawiam.
PS. Przepraszam za wszelkie błędy, postaram się poprawić je jeśli znajdę czas. :-)
Zapraszam również tutaj : ' blog ' - mój nowy blog
Nie żeby coś, ale to co się tu wyprawia to totalna porażka. Niby ma wyrzuty sumienia ( chodzi o Gregora, co do tej sytuacji z Sarą. Biedna dziewczyna.) ale ni cholery nie chce jej przeprosić. Jednym słowem patologia sportowa na całego. A mówią, że to ja jak po grudzie swoje kontakty z Laurą budowałem. No ja cię proszę! Mówiłem Grześkowi żeby kupił kwiaty, kleknął przed nią (oczywiście z odpowiednią publicznością) a ten nie. Powiedział, że nie będzie robił z siebie pośmiewiska, a to to może być co najmniej scenariusz na denny film romantyczny. Znalazł się krytyk filmowy za dyche! Jeszcze mu pokaże, zobaczy patafian zasrany jeszcze będzie mi zazdrościł mojej kariery reżyserskiej. No dobra wracając do wcześniejszego zwierzania. Sara uznała, że nigdy więcej nie da się tak łatwo sprowokować temu czemuś. Może i ma rację, po co wylewać hektolitry łez dla nic nieznaczącej małpy, która uciekła z zoo. A i wiecie, że wcześniej wspomniany chłopczyk o mało co na zawał nie odleciał. Z resztą złego diabli nie biorą! Ale cicho sza bo się obrazi i będzie się fochnął na mnie . A ja nie chce niby przypadkiem oberwać drzwiami od szafy jak rok temu w Kussamo gdy powiedziałem mu, że jego siostra Gloria kręci z Severinem. No ale co poradzę, że to jest najszczersza prawda. No ten oczywiście zbluzgał Seva od najgorszych i wyładował swoje emocje na mnie. Żebym mu jeszcze coś zrobił, no to bym jeszcze zrozumiał ale bez przyczyny no błagam. Trzeba wiedzieć kiedy powinno się przestać robić z siebie pajaca. Akurat mój kochany współlokator nie ma takiego wyłącznika, który sprawiałby,że wyłączy swoje małpie ogary. No ale co poradzisz nikt nie jest tak idealny jak ja! Dobra wpadam w samozachwyt ale i tak nie taki jak piękny Grzegorz. Z resztą kluczem do sukcesu jest znanie swojej wartości i nie pozwolenie sobie sobą pomiatać. To to by się przydało Sarze i Mirce , powinny znać poczucie własnej wartości. Nie wiem mojej Laury to się nie tyczy. Ona zna swoją wartość może i za bardzo. Czasami mam wrażenie, że zna ją aż nad to. Ale nie narzekam bo nie ma po co.
[Gregor]
Hayboeck doprowadza mnie do szału. Myśli, że co ja tak łatwo odpuszczę ? O nie przeproszę ją a jeśli nie przyjmie moich przeprosin to nie nazywam się Gregor Schlierenzauer. Dobra może i przesadziłem z tym tekstem na korytarzu, no ale strzelam, że wiele osób na moim miejscu postąpiłoby tak samo. Nie jest tajemnicą, że nie darzę go sympatią Alexandra więc jakby nie patrzeć, każdy jest tego bardziej pewien niż ja sam. A wracając do Michaela to powinien tą swoją Górską to trzymać krótko i tyle. Po co dziewczyna miesza się tam gdzie sobie bez niej wszyscy dadzą bardzo dobrze radę. Jeśli Michi mówi, że ją kocha to niech się jej oświadczy kurde a nie się pieści. Ale w sumie czego się po nim innego spodziewać niż tego ślimaczenia. Jest gorszy niż Kot z tym swoim wiecznym pesymizmem. A propo współczuje dziewczynie, która podejmie desperacki krok związania się z nim ( w sensie Maćkiem). Mówię tak jak Laura wtedy kiedy mnie poznała. Zaczynam się do niej upodabniać. Całkiem mi już na głowę padło. Muszę coś wymyślić, żeby Sara przestała się już tak dąsać bo Laura to mnie ostatecznie na stosie spali. Razem w towarzystwie Kota się będę palił i będzie po żywocie dwóch najfajniejszych istot w świecie skoków narciarskich.
[Wiewiór - Piotr Żyła]
No ehe to się porobiło. Znacie wy wszyscy naszą kochaną Mireczke, blondyneczkę ? Pewnie, że nie znacie bo to mała, no w sensie, że młoda dziewczyna. Najukochańsza siostra narzeczonej Sobczyka. I strzelał na oślep niczym Ramos Barcelonie, że nie wiecie o całej konspiracji (czy jakoś tak to brzmiało), którą se Sobczyk wymyślił. Bo Łukasz nasz trener kochany wyjechał z żoneczką na miesiąc wakacji na jakieś ciepłe wysepki. Robert z Maćkiem udali się na podbój świata ze swoją ciągle najlepszą młodzieżą. No i takim oto cudem my - czyli najlepsi pozostaliśmy bez trenera. Sobczyk zaproponował swoją przyszłą rodzinkę - Mirkę na trenereczkę naszą kochaną. Miła dziewczyna z niej, taka dobra, uczynna a Maniek tak wyskoczył do niej z tym swoim niewyparzonym ryjem. Ja nie wiem może powinienem się z Hayboeckiem zjednoczyć i wywalić Maciejkę do Grzesia pięknego naszego ? Będziemy razem z Michim spokój mieli święty. Będą się bujać, dwa klauny bez wyczucia miejsca, czasu i akcji. No bo powiedzcie mi jak to tak można dziewczynę bezbronną z błotem mieszać? Co ona nimi jest ! Żeby ją w błoto wrzucano. No bo co taka Mireczka mogła Maćkowi zawadzić ? Co, że się Dawidowi spodobała i że Prevc z Tepesem zaprosili ją na kawunię? No proszę was, moją Justynkę też zapraszali na kawki i nadal to robią ale ja tam zazdrosny nie jestem. Kocham ją i ona mnie ! A Gregor no tajemnicą to nie jest, że Pointnera to się boi jak ognia, no ale co mu bezbronna Sara zrobiła ?
-A może oni się zakochali co Kubacki ? - pytam po chwili głębszego zastanowienia. Dawid spojrzał na mnie bardzo, ale to bardzo dziwnie.
-Ale kto ? - pyta ze zdziwieniem jakby co najmniej wygrał zawody. (Co pewnie i tak się nigdy nie wydarzy)
-No w sensie, że Gregor i Maciek w Sarze i Mirce. - odpowiadam jakby to była oczywista, oczywistość.
-No. A ja razem z Hayboeckiem mamy zamiar im to dobitnie uświadomić. - mówi z takim przerażającym spojrzeniem, serio gdyby to o mnie chodziło już bym się bał. Znam obydwu niby ciche wody a jak co to o lepiej z nimi nie zadzierać.
-Totalna profeska ! - mówię z szerokim jak na mnie uśmiechem.
-No coś w tym deseniu. - odpowiada rzucając się na łóżko. Ej ! To łóżko właśnie pościeliłem. No i moją pracę trafił szlag.
[Maciek]
Żyła nie daje mi żyć, myśli, że jestem taki jak on ? No błagam was, nigdy nie będę taki jak on. Cały czas łazi za mną i mówi, żebym przeprosił tą pożal się Boże blond larwę. Myśli, że co to, że jest rodziną Sobczyka to może się szarogęsić. Nigdy nie dam się jej tak łatwo zdominować, to że Mustaf i Pieter dali się jej omamić to nie znaczy, że ja dam się jej podejść. Ta cała Mirka to podstępna żmija, której celem jest rozwalenie naszej kadry i zrobienie z nas totalnych ofiar. No bo po co się zatrudnia baby w sztabach szkoleniowych ? A szczególnie blondynki i szatynki ? No właśnie po to, żeby rozwalić wszystko.
-Maniek, Mirka cię szuka. - mówi Biegun wchodzący do naszego pokoju. A mówiłem wam, że miałem dosyć Żyły do tego stopnia, że ubłagałem Dawida o zamianę współlokatorami ? Jeśli nie to właśnie mówię.
-To niech szuka, zobaczymy czy znajdzie. - odpowiadam nawet nie podnosząc się z łóżka. Krzysiek przez dłuższą chwilę milczy jak grób. Co go tam coś udusiło czy co ?
-Czemu ty taki jesteś ? Znowu źle spałeś ? - pyta z jakimś wyrzutem. Oho matka się znalazła będzie mnie moralizował. Im od tych żółtych koszulek lidera to wszystkim nieźle banie się lansują.
-Chcesz żyć ? - pytam na co on nie pewnie kiwa z aprobatą głową. - To nie komentuj. - dodaje.
-Ja tylko przekazuję. - mówi z rękami uniesionymi ku górze w geście poddania się po czym wychodzi.
-Znalazła sobie chłopca na posyłki. - mruczę jedynie przykrywając głowę poduszką. Od tego ciągłego ich gadania to mam już niezłą migrenę. Miałem może z pięć minut spokoju gdy drzwi pokoju znów się otwierają a staje w nich Pieter. Jeszcze tego tu brakowało.
-O Maniek chodź na spotkanie kadry. - mówi podchodząc do mojego łóżka.
-Kowalska tam będzie? - pytam nawet nie podnosząc wzroku.
-No a jak ma nie być ? Maciejka twoja mózgownica to z dnia na dzień traci trybiki potrzebne do odpowiedniego funkcjonowania. - odpowiada z tym swoim głupim uśmieszkiem.
-Po moim trupie. - odpowiadam. Ostatnio te trzy słowa stały się moim powiedzonkiem. Ten tylko głupkowato wlepia we mnie ten swój wzrok. Mnie to nie rusza Żyła, niech to do ciebie w końcu trafi.
-Jeszcze coś czy skończyłeś ? - pytam. - Bo jeśli masz jeszcze coś do powiedzenia to wybacz ale ja słuchać nie będę. - dodaje odwracając się do ściany i wtulając się w poduszkę. Słyszę jedynie jakieś ciche przekleństwo pod nosem i dźwięk zamykanych pokojowych drzwi.
**
Witam z czwóreczką. Na samym początku chciałabym powitać gorąco współautorkę - 'Ule'. Dziewczyna ma świetne pomysły między innymi powyższe myśli Gregora S. Chciałam również podziękować wszystkim czytającym i komentującym oraz zachęcić do wyrażenia opinii przez resztę osób. Możecie nawet anonimowo. Przyjmę każdą krytykę. Także pozdrawiam was gorąco, zachęcam do zostawiania po sobie śladu w formie komentarza. Jeszcze raz bardzo gorąco pozdrawiam.
PS. Przepraszam za wszelkie błędy, postaram się poprawić je jeśli znajdę czas. :-)
Zapraszam również tutaj : ' blog ' - mój nowy blog
niedziela, 7 grudnia 2014
# 3. "Po moim trupie (...)"
Letnie Grand Prix, ostatni konkurs.
[Laura]
Może i jestem osobą ciut przewrażliwioną ale moim skromnym zdaniem niektórzy z tej bandy pospolicie nazwanej skoczkami to typowi tchórze. Mam tu na myśli Gregora i Stefana, którzy gdy w progu stołówki zobaczyli a może lepiej powiedzieć dostrzegli Alexandra to normalnie prawie padli trupem. Dobra nie jest tajemnicą, że nie darzą większą sympatią Pointnera no ale nie powinni aż tak dramatycznie reagować. Bo ja wiem przydałoby się coś takiego jak empatia itd. Chociaż oni raczej czegoś takiego to nie znają, no może obiło im się o uszy ale jedynie obiło. A wbrew wszystkiemu co jesteście w stanie usłyszeć od skoczków reprezentacji Austrii Alexander Pointner to bardzo dobry trener, człowiek i mający bardzo duże poczucie humoru. Największe jeśli chodzi o Gregora, o tak w tym wypadku to jest ono ogromne, albo nawet nie można go wymierzyć.
-Laura widziałaś gdzieś mój telefon ? - pyta Sara wychodząc z łazienki. Nie no ona jest zupełnie taka jak Michi ten to już jak coś gdzieś położy to nawet po dwóch dniach tego nie znajcie, ale to chyba już taka ludzka natura.
-Niestety nie. - odpowiadam wpisując kolejne nazwiska do tabeli dla sędziów. Niby jestem lekarzem kadry a robię tu raczej za wszystko co się tylko da. Ale nie powinnam narzekać w końcu jakby nie patrzeć ja zarabiam tu najwięcej.
-Kurdę gdzieś go rzuciłam a chciałam iść na spacer. - powiedziała wyciągając z szafy swoją torbę i doszczętnie ją opróżniła a Maniek mówi, że to ja jestem nie rozgarnięta.
-Może masz w kurtce czy coś w tym deseniu. - mówię wciskając enter na klawiaturze i zamykając laptopa należącego do Alexandra. Sara przeszukuje skrupulatnie wszystkie kieszenie swojej niebieskiej reprezentacyjnej kurtki, (Taka mała dygresja te kurtki to mają normalnie nie wiadomo po kiego diabła tyle tych kieszeni. ) po czym uradowana wyjmuje z kieszeni biały telefon komórkowy. Ja to jestem genialna.
-Idziesz ze mną ? - spytała po tym jak umieściła w wiadomym dla siebie miejscu swoją wcześniejszą zgubę. Ja jedynie kiwam jej głową na znak wyrażenia chęci i już po chwili jesteśmy obydwie gotowe do wyjścia.
-Tylko jeszcze podrzucę trenerowi dokumenty. - powiedziałam na co ona jedynie uśmiechnęła się szeroko. Już po chwili przemierzałyśmy długi korytarz hotelu w Szwajcarii. Gdy opuszczałyśmy hotel naszą uwagę przykuła pewna blondynka stojąca praktycznie w środku koła utworzonego z polskich skoczków. Ich miny mówiły jedno, byli wściekli a w szczególności Maciejka. Oj to musi być ciekawe. Lekko szturchnęłam Sarę a ona poszła w ślad za mną na odsiecz tajemniczej dziewczynie. Plusem Sary było to, że znała języki polski i mogła wykłócać się z tymi matołami w ich rodowitym języku.
[Marika]
Sobczyk chyba sobie w kulki leci, to co zrobił to było czyste świństwo. Jak można tak postąpić z rodziną, no na jego przykładzie chyba jednak można. Jestem ciekawa o co on taką złość do mnie ma ? No na to pytanie to chyba nikt poza nim odpowiedzi nie zna, a ja się jego o to pytać nie będę. Przyjmę ich wszystkie ciosy na siebie i już. Pokaże im, że pomimo tego, że jestem dziewczyną mam siłę chłopaka.
-Nie no ja chyba śnie dziewczyna będzie mi mówiła co mam robić. Po moim trupie. - powiedział z kpiną w głosie Maciek Kot. O ten to zawsze ma do powiedzenia tyle a i tak wie najmniej.
-No to umieraj na co czekasz. Czas ci ucieka. - odpowiedziałam zaszczycając go swoim dość ironicznym uśmiechem. On spojrzał na mnie jakbym co najmniej mu coś zrobiła. Nie wiem ta męska duma nie pozwala mu zawiązać jęzora i ze spokojem przyjąć odgórnej decyzji. Przecież ja im się tu sama nie pchałam, ja zostałam zmuszona bawić się w to całe i tak denne przedstawienie.
-O jaka mądra się znalazła. No powiedz szczerze co zrobiłaś, że cie tu przydzielili ? - spytał stając na przeciwko mnie z wzrokiem mordercy. Nie wiem co mu takiego zrobiłam, nawet mnie nie zna a już próbuje mnie jakoś ocenić.
-Myślisz, że co dziewczyna może być gorsza od faceta we wszystkim ? Jeśli tak to powiedz to Kruczkowi i Sobczykowi oni mnie tu skierowali. Ale dobrze jeśli wielkiemu Kotowi się to nie podoba to zrezygnuję !- powiedziałam nad wyraz dając ponieść się emocjom. Miałam dziwne wrażenie, że jesteśmy nie lada atrakcją turystyczną. Wnioskując po minie Kota mój ton głosu wpłynął na niego jeszcze bardziej negatywnie niż miał. W tamtym momencie wiedziałam jedno zyskałam największego wroga.
-Zrezygnuj. - wysyczał wręcz i gdyby nie przyjście dziewczyny Hayboecka i jej koleżanki to zapewne by mnie tam zabił.
-Maciek co ty robisz ! - krzyknęła ta pierwsza. Kot na jej widok jakby trochę opanował emocje, które w nim wręcz pragnęły się wydostać.
-Nie wtrącaj się Laura. - powiedział cały czas nie spuszczając ze mnie morderczego wzroku.
-Maciek co w ciebie wstąpiło ? - spytała on jedynie uniósł brwi do góry jakby chciał mi przesłać jakąś zakodowaną wiadomość.
-To, że się szarogęsi. - odpowiedział i wszedł do hotelu trzaskając szklanymi drzwiami. Reszta ekipy jedynie spojrzała po sobie i udała się w jego ślady a ja odetchnęłam z ulgą. Już całkiem zbrzydła mi praca w reprezentacji ale nie mogłam tak sobie jej zostawić. Mimo moich negatywnych, oziębłych wręcz stosunków z Sobczykiem mimo wszystko na prawdę cenię sobie jego osobę, w końcu jesteśmy nie pisaną rodzinką.
-Hej jestem Laura a to Sara. - powiedziała po chwili milczenia szatynka z uśmiechem na twarzy.
-Jestem Mirka. - odpowiedziałam z podobnym uśmiechem do obydwu z nich. Widziałam małe zakłopotanie na twarzy Laury, w końcu była kuzynką Macieja. A ja (nie wiem czemu) wprowadziłam go w stan jakiegoś amoku czy czegoś w tym stylu.
-Może masz ochotę na lody. Nie daleko jest świetna lodziarnia. - zaproponowała Sara. Ja jedynie pokiwałam z aprobatą głową i już po chwili kierowałyśmy nasze kroki w kierunku zaproponowanej przez Austriaczkę lodziarni. Po drodze opowiedziałam im jak znalazłam się w reprezentacji, o moich stosunkach z Sobczykiem i o tej całej akcji z Kotem. Dodały mi odwagi i dały radę aby stawić czoła przeciwnością losu. Doszłam do wniosku, że tak zrobię i pokaże temu całemu Kotowi kto tu może więcej. Jeszcze będzie błagał mnie o litość.
[Sara]
Mirka to na prawdę świetna dziewczyna. Widać, że ma do siebie dystans i że potrafi na wszystko spojrzeć z innej perspektywy. Nie wiem co mogło tak wkurzyć kuzyna Laury, może wstał lewą nogą albo mu się coś przyśniło. Ale może jeszcze się pogodzę albo ewentualnie, któreś z nich wyląduje poza kadrą. Ale wolę się nie wypowiadać nie znam się. O Laura to wie coś na ten temat, ona miała na pieńku z Gregorem to wie jak czuje się Mirka. No tak ale Gregor teraz ma lepsze problemy niż kłótnie z Laurą, wystrzega się Pointnera niczym diabeł święconej wody. No rozumiem, że trener nie traktuje go ulgowo no ale to, żeby się go bał no to lekka przesada. Dobra może się nie znam. Za krótko jestem w tym "doborowym" jak to mówi Laura towarzystwie. Szłam sobie korytarzem do swojego pokoju gdy nie wiadomo skąd wyrósł przede mną Gregor. Z tęgą miną a więc ktoś mu podpadł a to oznacza, że na mnie się wyżyje.
-Jak mogłaś to zrobić ? - pyta z wyrzutem a na jego twarzy rysuje się nie przychylna jak dla mnie mina.
-Co zrobić ? - pytam zdziwiona na co on jedynie śmieje się ironicznie.
-Tak grasz głupią jak przystało na typową blondynkę. - odpowiada z tym swoim debilnym uśmieszkiem w duecie. Nie no teraz to ta larwa przegięła. Nazywać mnie głupią blondynką to lekka przesada.
-Przyszedłeś tu tylko po to, żeby mi ubliżać ? - pytam przerzucając z jedną do drugiej ręki butelkę z wodą mineralną.
-Nie przyszedłem tu tylko po to, żeby powiedzieć ci, że zachowałaś się jak ostatnia małpa przysyłając tu Pointnera. Gratuluje chciałaś mnie dobić udało ci się ! - warknął po czym wyminął mnie i odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Nie wiem nawet kiedy osunęłam się po ścianie i schowałam twarz w dłoniach. W pewnym momencie poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Lekko uniosłam głowę, obok mnie pochylali się Simon Ammann i Michael Hayboeck. Najwyraźniej albo byli blisko albo słyszeli jakie argumenty wysunął w moim kierunku Gregor. Simon był dla mnie jak taki starszy brat, odkąd poznałam go na uniwersytecie w Genewie a Michi był jak tata, jego dziewczyna robiła czasami za moją mamę. Kocham ich wszystkich na swój sposób zawsze znajdują się obok gdy są potrzebni.
[Laura]
Nie no Gregor to teraz na całej linii zawalił. Nie wiem kto mu takich bzdur nawygadywał ale on mógłby czasami używać tego swojego mózgu, który upiera się, że ma. Sara zamknęła się w łazience i beczy. Jejku i to jeszcze przez kogo, przez tego patafiana z wielkim ego. Ja go kiedyś gdzieś się pozbędę i jednego kłopotu z głowy mniej.
-Sara wyjdź. Pogadamy. Najpierw Mirka teraz ty. No proszę. - powiedziałam opierając się jedną ręką o białe drzwi łazienki delikatnie w nie pukając. Ale ona nawet nie zareagowała. Nie zostało mi nic innego jak odpuścić i iść wyżalić się Michaelowi. W końcu tylko na niego można tu liczyć.
-Sam jesteś ? - spytała uważnie obserwując pokój, który dzieli z winowajcą takiego a nie innego stanu psychicznego Sary.
-Sam. Gregora gdzieś wcięło może i lepiej. - mruknął zamykając szafkę z której wyjął dwie butelki wody mineralnej. - Chcesz ? - spytał pokazując na niebieską butelkę.
-Daj. - powiedziałam siadając na stojącym pod oknem skórzanym fotelu. Blondyn podszedł do mnie i podał ciepłą butelkę i usiadł na fotelu stojącym obok. Chwile milczeliśmy próbując jakoś podsumować zachowanie jego współlokatora. Ale bynajmniej mi jakoś nic nie przychodziło do głowy. Żeby cokolwiek powiedzieć słów było zdecydowanie za mało.
-Może pójdziemy na spacer, jakoś nie chce mi się tu siedzieć. - zaproponował. Nie powiem marzyłam jedynie o odetchnieniu świeżym, szwajcarskim powietrzem. Jak na jeden dzień to zadziało się dziś trochę za dużo. Ale mam nadzieję, że wszystko skończy się pozytywnie.
***
Witajcie. Zmieniam trochę sposób pisania czyli uwzględniam więcej punktów widzenia niż tylko Laury. Mam nadzieję, że to również wam się spodoba. Liczę na wasze opinię i widzimy się nie długo.
[Laura]
Może i jestem osobą ciut przewrażliwioną ale moim skromnym zdaniem niektórzy z tej bandy pospolicie nazwanej skoczkami to typowi tchórze. Mam tu na myśli Gregora i Stefana, którzy gdy w progu stołówki zobaczyli a może lepiej powiedzieć dostrzegli Alexandra to normalnie prawie padli trupem. Dobra nie jest tajemnicą, że nie darzą większą sympatią Pointnera no ale nie powinni aż tak dramatycznie reagować. Bo ja wiem przydałoby się coś takiego jak empatia itd. Chociaż oni raczej czegoś takiego to nie znają, no może obiło im się o uszy ale jedynie obiło. A wbrew wszystkiemu co jesteście w stanie usłyszeć od skoczków reprezentacji Austrii Alexander Pointner to bardzo dobry trener, człowiek i mający bardzo duże poczucie humoru. Największe jeśli chodzi o Gregora, o tak w tym wypadku to jest ono ogromne, albo nawet nie można go wymierzyć.
-Laura widziałaś gdzieś mój telefon ? - pyta Sara wychodząc z łazienki. Nie no ona jest zupełnie taka jak Michi ten to już jak coś gdzieś położy to nawet po dwóch dniach tego nie znajcie, ale to chyba już taka ludzka natura.
-Niestety nie. - odpowiadam wpisując kolejne nazwiska do tabeli dla sędziów. Niby jestem lekarzem kadry a robię tu raczej za wszystko co się tylko da. Ale nie powinnam narzekać w końcu jakby nie patrzeć ja zarabiam tu najwięcej.
-Kurdę gdzieś go rzuciłam a chciałam iść na spacer. - powiedziała wyciągając z szafy swoją torbę i doszczętnie ją opróżniła a Maniek mówi, że to ja jestem nie rozgarnięta.
-Może masz w kurtce czy coś w tym deseniu. - mówię wciskając enter na klawiaturze i zamykając laptopa należącego do Alexandra. Sara przeszukuje skrupulatnie wszystkie kieszenie swojej niebieskiej reprezentacyjnej kurtki, (Taka mała dygresja te kurtki to mają normalnie nie wiadomo po kiego diabła tyle tych kieszeni. ) po czym uradowana wyjmuje z kieszeni biały telefon komórkowy. Ja to jestem genialna.
-Idziesz ze mną ? - spytała po tym jak umieściła w wiadomym dla siebie miejscu swoją wcześniejszą zgubę. Ja jedynie kiwam jej głową na znak wyrażenia chęci i już po chwili jesteśmy obydwie gotowe do wyjścia.
-Tylko jeszcze podrzucę trenerowi dokumenty. - powiedziałam na co ona jedynie uśmiechnęła się szeroko. Już po chwili przemierzałyśmy długi korytarz hotelu w Szwajcarii. Gdy opuszczałyśmy hotel naszą uwagę przykuła pewna blondynka stojąca praktycznie w środku koła utworzonego z polskich skoczków. Ich miny mówiły jedno, byli wściekli a w szczególności Maciejka. Oj to musi być ciekawe. Lekko szturchnęłam Sarę a ona poszła w ślad za mną na odsiecz tajemniczej dziewczynie. Plusem Sary było to, że znała języki polski i mogła wykłócać się z tymi matołami w ich rodowitym języku.
[Marika]
Sobczyk chyba sobie w kulki leci, to co zrobił to było czyste świństwo. Jak można tak postąpić z rodziną, no na jego przykładzie chyba jednak można. Jestem ciekawa o co on taką złość do mnie ma ? No na to pytanie to chyba nikt poza nim odpowiedzi nie zna, a ja się jego o to pytać nie będę. Przyjmę ich wszystkie ciosy na siebie i już. Pokaże im, że pomimo tego, że jestem dziewczyną mam siłę chłopaka.
-Nie no ja chyba śnie dziewczyna będzie mi mówiła co mam robić. Po moim trupie. - powiedział z kpiną w głosie Maciek Kot. O ten to zawsze ma do powiedzenia tyle a i tak wie najmniej.
-No to umieraj na co czekasz. Czas ci ucieka. - odpowiedziałam zaszczycając go swoim dość ironicznym uśmiechem. On spojrzał na mnie jakbym co najmniej mu coś zrobiła. Nie wiem ta męska duma nie pozwala mu zawiązać jęzora i ze spokojem przyjąć odgórnej decyzji. Przecież ja im się tu sama nie pchałam, ja zostałam zmuszona bawić się w to całe i tak denne przedstawienie.
-O jaka mądra się znalazła. No powiedz szczerze co zrobiłaś, że cie tu przydzielili ? - spytał stając na przeciwko mnie z wzrokiem mordercy. Nie wiem co mu takiego zrobiłam, nawet mnie nie zna a już próbuje mnie jakoś ocenić.
-Myślisz, że co dziewczyna może być gorsza od faceta we wszystkim ? Jeśli tak to powiedz to Kruczkowi i Sobczykowi oni mnie tu skierowali. Ale dobrze jeśli wielkiemu Kotowi się to nie podoba to zrezygnuję !- powiedziałam nad wyraz dając ponieść się emocjom. Miałam dziwne wrażenie, że jesteśmy nie lada atrakcją turystyczną. Wnioskując po minie Kota mój ton głosu wpłynął na niego jeszcze bardziej negatywnie niż miał. W tamtym momencie wiedziałam jedno zyskałam największego wroga.
-Zrezygnuj. - wysyczał wręcz i gdyby nie przyjście dziewczyny Hayboecka i jej koleżanki to zapewne by mnie tam zabił.
-Maciek co ty robisz ! - krzyknęła ta pierwsza. Kot na jej widok jakby trochę opanował emocje, które w nim wręcz pragnęły się wydostać.
-Nie wtrącaj się Laura. - powiedział cały czas nie spuszczając ze mnie morderczego wzroku.
-Maciek co w ciebie wstąpiło ? - spytała on jedynie uniósł brwi do góry jakby chciał mi przesłać jakąś zakodowaną wiadomość.
-To, że się szarogęsi. - odpowiedział i wszedł do hotelu trzaskając szklanymi drzwiami. Reszta ekipy jedynie spojrzała po sobie i udała się w jego ślady a ja odetchnęłam z ulgą. Już całkiem zbrzydła mi praca w reprezentacji ale nie mogłam tak sobie jej zostawić. Mimo moich negatywnych, oziębłych wręcz stosunków z Sobczykiem mimo wszystko na prawdę cenię sobie jego osobę, w końcu jesteśmy nie pisaną rodzinką.
-Hej jestem Laura a to Sara. - powiedziała po chwili milczenia szatynka z uśmiechem na twarzy.
-Jestem Mirka. - odpowiedziałam z podobnym uśmiechem do obydwu z nich. Widziałam małe zakłopotanie na twarzy Laury, w końcu była kuzynką Macieja. A ja (nie wiem czemu) wprowadziłam go w stan jakiegoś amoku czy czegoś w tym stylu.
-Może masz ochotę na lody. Nie daleko jest świetna lodziarnia. - zaproponowała Sara. Ja jedynie pokiwałam z aprobatą głową i już po chwili kierowałyśmy nasze kroki w kierunku zaproponowanej przez Austriaczkę lodziarni. Po drodze opowiedziałam im jak znalazłam się w reprezentacji, o moich stosunkach z Sobczykiem i o tej całej akcji z Kotem. Dodały mi odwagi i dały radę aby stawić czoła przeciwnością losu. Doszłam do wniosku, że tak zrobię i pokaże temu całemu Kotowi kto tu może więcej. Jeszcze będzie błagał mnie o litość.
[Sara]
Mirka to na prawdę świetna dziewczyna. Widać, że ma do siebie dystans i że potrafi na wszystko spojrzeć z innej perspektywy. Nie wiem co mogło tak wkurzyć kuzyna Laury, może wstał lewą nogą albo mu się coś przyśniło. Ale może jeszcze się pogodzę albo ewentualnie, któreś z nich wyląduje poza kadrą. Ale wolę się nie wypowiadać nie znam się. O Laura to wie coś na ten temat, ona miała na pieńku z Gregorem to wie jak czuje się Mirka. No tak ale Gregor teraz ma lepsze problemy niż kłótnie z Laurą, wystrzega się Pointnera niczym diabeł święconej wody. No rozumiem, że trener nie traktuje go ulgowo no ale to, żeby się go bał no to lekka przesada. Dobra może się nie znam. Za krótko jestem w tym "doborowym" jak to mówi Laura towarzystwie. Szłam sobie korytarzem do swojego pokoju gdy nie wiadomo skąd wyrósł przede mną Gregor. Z tęgą miną a więc ktoś mu podpadł a to oznacza, że na mnie się wyżyje.
-Jak mogłaś to zrobić ? - pyta z wyrzutem a na jego twarzy rysuje się nie przychylna jak dla mnie mina.
-Co zrobić ? - pytam zdziwiona na co on jedynie śmieje się ironicznie.
-Tak grasz głupią jak przystało na typową blondynkę. - odpowiada z tym swoim debilnym uśmieszkiem w duecie. Nie no teraz to ta larwa przegięła. Nazywać mnie głupią blondynką to lekka przesada.
-Przyszedłeś tu tylko po to, żeby mi ubliżać ? - pytam przerzucając z jedną do drugiej ręki butelkę z wodą mineralną.
-Nie przyszedłem tu tylko po to, żeby powiedzieć ci, że zachowałaś się jak ostatnia małpa przysyłając tu Pointnera. Gratuluje chciałaś mnie dobić udało ci się ! - warknął po czym wyminął mnie i odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Nie wiem nawet kiedy osunęłam się po ścianie i schowałam twarz w dłoniach. W pewnym momencie poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Lekko uniosłam głowę, obok mnie pochylali się Simon Ammann i Michael Hayboeck. Najwyraźniej albo byli blisko albo słyszeli jakie argumenty wysunął w moim kierunku Gregor. Simon był dla mnie jak taki starszy brat, odkąd poznałam go na uniwersytecie w Genewie a Michi był jak tata, jego dziewczyna robiła czasami za moją mamę. Kocham ich wszystkich na swój sposób zawsze znajdują się obok gdy są potrzebni.
[Laura]
Nie no Gregor to teraz na całej linii zawalił. Nie wiem kto mu takich bzdur nawygadywał ale on mógłby czasami używać tego swojego mózgu, który upiera się, że ma. Sara zamknęła się w łazience i beczy. Jejku i to jeszcze przez kogo, przez tego patafiana z wielkim ego. Ja go kiedyś gdzieś się pozbędę i jednego kłopotu z głowy mniej.
-Sara wyjdź. Pogadamy. Najpierw Mirka teraz ty. No proszę. - powiedziałam opierając się jedną ręką o białe drzwi łazienki delikatnie w nie pukając. Ale ona nawet nie zareagowała. Nie zostało mi nic innego jak odpuścić i iść wyżalić się Michaelowi. W końcu tylko na niego można tu liczyć.
-Sam jesteś ? - spytała uważnie obserwując pokój, który dzieli z winowajcą takiego a nie innego stanu psychicznego Sary.
-Sam. Gregora gdzieś wcięło może i lepiej. - mruknął zamykając szafkę z której wyjął dwie butelki wody mineralnej. - Chcesz ? - spytał pokazując na niebieską butelkę.
-Daj. - powiedziałam siadając na stojącym pod oknem skórzanym fotelu. Blondyn podszedł do mnie i podał ciepłą butelkę i usiadł na fotelu stojącym obok. Chwile milczeliśmy próbując jakoś podsumować zachowanie jego współlokatora. Ale bynajmniej mi jakoś nic nie przychodziło do głowy. Żeby cokolwiek powiedzieć słów było zdecydowanie za mało.
-Może pójdziemy na spacer, jakoś nie chce mi się tu siedzieć. - zaproponował. Nie powiem marzyłam jedynie o odetchnieniu świeżym, szwajcarskim powietrzem. Jak na jeden dzień to zadziało się dziś trochę za dużo. Ale mam nadzieję, że wszystko skończy się pozytywnie.
***
Witajcie. Zmieniam trochę sposób pisania czyli uwzględniam więcej punktów widzenia niż tylko Laury. Mam nadzieję, że to również wam się spodoba. Liczę na wasze opinię i widzimy się nie długo.
wtorek, 2 grudnia 2014
# 2. Spokojnie poradzimy sobie. (...)
Tydzień później.
Mam wielkie szczęście, że Sara już wyzdrowiała. Jako jedyna kobieta w tym gronie jestem traktowana jako ktoś niższej kategorii. No ale co poradzisz oni uważają się za najlepszych. Ja się jeszcze kiedyś na nich zemszczę. Oj zemszczę się. Heinz kazał mi wczoraj skompletować dokumentację medyczną tych baranów bo inaczej nie wystąpią w Klinghental. W sumie może byłoby lepiej gdyby nie wystąpili w końcu przestali by się obnosić z tym swoim talentem, którego połowa z nich i tak nie posiada. Ale wracając do sprawy, od wczoraj wieczór trener nie pokazywał się właściwie nigdzie. Zaczynam się o niego troszeczkę bać. Podchodzę do drzwi Heinz'a i lekko do nich pukam. Słyszę jedynie ciche jęczenie i sama wchodzę do pokoju. No i to co tam widzę to mnie normalnie prawie z nóg rzuca.
-Heinz co ci się stało ? - pytam zamykając drzwi jego pokoju.
-Nie wiem, wszedłem wczoraj wieczorem na stołówkę, poślizgnąłem się na wcześniej rozlanym mleku. - odpowiedział poprawiając na opuchniętej nodze woreczek z lodem.
-Przyniosę ci kule mam je w samochodzie. Założę ci też opaskę uciskową. Będzie boleć ale będziesz wiedział, że nie możesz na niej stawać. - mówię siadając na jego łóżku. Mężczyzna jedynie uśmiecha się do mnie szeroko.
-Dziękuje kochana jesteś. - odpowiada. No i gdyby oni ( w sensie moi kochani Austriacy ) też tak potrafili byłabym w siódmym niebie. No ale tak się nie stanie.
-Dobra trener niech mi się tu nie podlizuję. Mnie się tak łatwo udobruchać nie da. - odpowiadam. On jedynie uśmiecha się jeszcze szerzej niż chwilę wcześniej. - Zaraz wracam. - dodaje otwierając drzwi i opuszczając jego pokój. Schodzę na dół do stojącego na parkingu samochodu po kule (które spakowałam na wszelki wypadek) oraz specjalne opaski uciskowe. Jak to mówią strzeżonego pan Bóg strzeże i wracam na górę.
-No kule należą do trenera, zaraz założę ci opaskę. A ty dzwonisz po żonę niech cię zabiera do domu. Jak mi będzie trener łaził bez potrzeby to położę trenera do szpitala w Krakowie, a wie trener jacy tam są okropni lekarze. - mówię chcąc go troszeczkę przestraszyć. No przecież nic mu się nie stanie a strach czasami jest lepszy od nie jednego lekarstwa.
-Dobrze dobrze. - odpowiada. Otwieram swoją skórzaną, ciemno brązową torbę lekarską i wyciągam z niej strzykawkę. Heinz na sam widok igły trochę się denerwuje. Na prawdę do typowo męskiego przyjęcia tego oto ciosu to chyba nie ma nikogo. Po zrobieniu zastrzyku zakładam na jego spuchniętą nogę opaskę uciskową.
-No i gotowe. Teraz tylko niech trener nie nadwyręża nogi.- odpowiadam, grożąc mu palcem.
-No ale kto mnie zastąpi ? - pyta.
-Spokojnie poradzimy sobie. - odpowiadam tajemniczo. Kuttin chyba przeszył mnie na wylot bo wiedział, co kombinuję.
-Na prawdę ściągniesz tu Pointnera ? - pyta zdziwiony. Razem z Alexandrem przyjaźnią się od wielu lat. Ja tam na prawdę lubię poprzednika Alexa. Miły, sympatyczny no i jako jedyny wie jak skompromitować tych degeneratów.
-Oj tam to taka mała zemsta za przeziębienie mi Sary. - odpowiadam. Heinz jedynie kiwa głową.
-Potrafisz się mścić. - odpowiedział.
-Tak. - mówię uśmiechając się najszerzej jak tylko potrafię.
*
-Sara pomożesz mi ?- pytam wchodząc do jej pokoju. Dziewczyna zamknęła laptopa i już po chwili stała obok mnie i czekała na dalszy ciąg mojej przemowy. -Trzeba tych degeneratów przygotować do mrocznego spotkania ze zmorą. - dodaję na co Sara jedynie uśmiecha się szeroko.
-W sensie, że z Pointnerem ? - pyta.
-No, ale cicho sza jakby się o tym dowiedzieli to i ja i ty jakimś dziwnym trafem spadłybyśmy z progu Letalnicy. - odpowiadam kładąc na jej ramieniu dłoń. Sara w brew pozorom jest zupełnie taka jak ja. Gotowa do intryg i zemst jeśli owe są potrzebne.
-Aha. Okey to lecę odebrać kurtki od sponsora i zaraz zrobię im terapię. W końcu za kilka pięknych godzin staną oko w oko ze śmiercią. - mówi dość dramatycznym tonem. Kocham tą dziewczynę, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
-Dobra leć a ja idę do Ammanna pomóc mu w dopracowaniu pracy doktorskiej. - mówię na co ona staje jak wryta i odwraca się na pięcie w moim kierunku.
-Pracy doktorskiej ? - pyta
-Młoda Simon ma żonę i syna w drodze. Ja mam Hayboecka. - odpowiadam wskazując jej palcem na drzwi.
-Wiem, wiem chciałam się tylko upewnić. - mówi.
-Spadaj po te kurtki. - mówię wskazując jej głową na otwarte drzwi. Ona uśmiecha się lekko po czym znika na korytarzu.
*
-Co z trenerem ? - pyta wchodzący na stołówkę Gregor w towarzystwie Michaela i Stefana.
-Jest w domu. - mówię wypełniając kolejne rubryki dokumentów zmiany trenera. Oczywiście tak aby żaden z nich nie zobaczył ani jednej litery, którą tam umieszczałam. Sara siedziała z nosem w laptopie i kontem oka oglądała miny mojej ukochanej dwójki mężczyzn.
-No to kto będzie nas puszczał z góry ? - pyta tym razem Hayboeck.
-Słoneczka pożyjecie zobaczycie. - mówię chowając plik kartek do czarnej teczki z logo Fis- u. Obydwaj spojrzeli na mnie z dziwnymi minami. Ja nie zwracam w ogóle na to uwagi tylko podaje Sarze teczkę a ona znika w mgnieniu oka gdzieś w korytarzu hotelu w Klinghental.
-No ale jakaś wskazówka ? - brnie w najlepsze Gregor.
-Nie będzie żadnej wskazówki przed rozmową z Sarą. - odpowiadam zamykając laptopa kochanej pani psycholog. Chowam go do specjalnej torby i bez słowa wychodzę z pomieszczenia.
*
-Powiesz mi kotek kto będzie naszym trenerem ? - pyta Hayboeck siadając obok mnie na łóżku w moim i Sary pokoju hotelowym.
-Nie, bo powiesz Schlierenzauerowi. - odpowiadam. Misiek przygląda mi się uważnie po czym obejmuje się swoim ramieniem.
-A co ma z tym wspólnego Gregor ? - pyta.
-Dużo. - odpowiadam ze złośliwym uśmieszkiem.
-Kocham Cię. - mówi całując mnie w czoło.
-No ja myślę. No chyba, że postanawiasz wrócić do związku z Gregorem ? - pytam na co on jedynie wybucha nie pohamowanym śmiechem. A właśnie a propo Grzesia zerwał z Sandrą a to oznacza, że można go z kimś wyswatać. Tylko z kim ?
***
Mam wielkie szczęście, że Sara już wyzdrowiała. Jako jedyna kobieta w tym gronie jestem traktowana jako ktoś niższej kategorii. No ale co poradzisz oni uważają się za najlepszych. Ja się jeszcze kiedyś na nich zemszczę. Oj zemszczę się. Heinz kazał mi wczoraj skompletować dokumentację medyczną tych baranów bo inaczej nie wystąpią w Klinghental. W sumie może byłoby lepiej gdyby nie wystąpili w końcu przestali by się obnosić z tym swoim talentem, którego połowa z nich i tak nie posiada. Ale wracając do sprawy, od wczoraj wieczór trener nie pokazywał się właściwie nigdzie. Zaczynam się o niego troszeczkę bać. Podchodzę do drzwi Heinz'a i lekko do nich pukam. Słyszę jedynie ciche jęczenie i sama wchodzę do pokoju. No i to co tam widzę to mnie normalnie prawie z nóg rzuca.
-Heinz co ci się stało ? - pytam zamykając drzwi jego pokoju.
-Nie wiem, wszedłem wczoraj wieczorem na stołówkę, poślizgnąłem się na wcześniej rozlanym mleku. - odpowiedział poprawiając na opuchniętej nodze woreczek z lodem.
-Przyniosę ci kule mam je w samochodzie. Założę ci też opaskę uciskową. Będzie boleć ale będziesz wiedział, że nie możesz na niej stawać. - mówię siadając na jego łóżku. Mężczyzna jedynie uśmiecha się do mnie szeroko.
-Dziękuje kochana jesteś. - odpowiada. No i gdyby oni ( w sensie moi kochani Austriacy ) też tak potrafili byłabym w siódmym niebie. No ale tak się nie stanie.
-Dobra trener niech mi się tu nie podlizuję. Mnie się tak łatwo udobruchać nie da. - odpowiadam. On jedynie uśmiecha się jeszcze szerzej niż chwilę wcześniej. - Zaraz wracam. - dodaje otwierając drzwi i opuszczając jego pokój. Schodzę na dół do stojącego na parkingu samochodu po kule (które spakowałam na wszelki wypadek) oraz specjalne opaski uciskowe. Jak to mówią strzeżonego pan Bóg strzeże i wracam na górę.
-No kule należą do trenera, zaraz założę ci opaskę. A ty dzwonisz po żonę niech cię zabiera do domu. Jak mi będzie trener łaził bez potrzeby to położę trenera do szpitala w Krakowie, a wie trener jacy tam są okropni lekarze. - mówię chcąc go troszeczkę przestraszyć. No przecież nic mu się nie stanie a strach czasami jest lepszy od nie jednego lekarstwa.
-Dobrze dobrze. - odpowiada. Otwieram swoją skórzaną, ciemno brązową torbę lekarską i wyciągam z niej strzykawkę. Heinz na sam widok igły trochę się denerwuje. Na prawdę do typowo męskiego przyjęcia tego oto ciosu to chyba nie ma nikogo. Po zrobieniu zastrzyku zakładam na jego spuchniętą nogę opaskę uciskową.
-No i gotowe. Teraz tylko niech trener nie nadwyręża nogi.- odpowiadam, grożąc mu palcem.
-No ale kto mnie zastąpi ? - pyta.
-Spokojnie poradzimy sobie. - odpowiadam tajemniczo. Kuttin chyba przeszył mnie na wylot bo wiedział, co kombinuję.
-Na prawdę ściągniesz tu Pointnera ? - pyta zdziwiony. Razem z Alexandrem przyjaźnią się od wielu lat. Ja tam na prawdę lubię poprzednika Alexa. Miły, sympatyczny no i jako jedyny wie jak skompromitować tych degeneratów.
-Oj tam to taka mała zemsta za przeziębienie mi Sary. - odpowiadam. Heinz jedynie kiwa głową.
-Potrafisz się mścić. - odpowiedział.
-Tak. - mówię uśmiechając się najszerzej jak tylko potrafię.
*
-Sara pomożesz mi ?- pytam wchodząc do jej pokoju. Dziewczyna zamknęła laptopa i już po chwili stała obok mnie i czekała na dalszy ciąg mojej przemowy. -Trzeba tych degeneratów przygotować do mrocznego spotkania ze zmorą. - dodaję na co Sara jedynie uśmiecha się szeroko.
-W sensie, że z Pointnerem ? - pyta.
-No, ale cicho sza jakby się o tym dowiedzieli to i ja i ty jakimś dziwnym trafem spadłybyśmy z progu Letalnicy. - odpowiadam kładąc na jej ramieniu dłoń. Sara w brew pozorom jest zupełnie taka jak ja. Gotowa do intryg i zemst jeśli owe są potrzebne.
-Aha. Okey to lecę odebrać kurtki od sponsora i zaraz zrobię im terapię. W końcu za kilka pięknych godzin staną oko w oko ze śmiercią. - mówi dość dramatycznym tonem. Kocham tą dziewczynę, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
-Dobra leć a ja idę do Ammanna pomóc mu w dopracowaniu pracy doktorskiej. - mówię na co ona staje jak wryta i odwraca się na pięcie w moim kierunku.
-Pracy doktorskiej ? - pyta
-Młoda Simon ma żonę i syna w drodze. Ja mam Hayboecka. - odpowiadam wskazując jej palcem na drzwi.
-Wiem, wiem chciałam się tylko upewnić. - mówi.
-Spadaj po te kurtki. - mówię wskazując jej głową na otwarte drzwi. Ona uśmiecha się lekko po czym znika na korytarzu.
*
-Co z trenerem ? - pyta wchodzący na stołówkę Gregor w towarzystwie Michaela i Stefana.
-Jest w domu. - mówię wypełniając kolejne rubryki dokumentów zmiany trenera. Oczywiście tak aby żaden z nich nie zobaczył ani jednej litery, którą tam umieszczałam. Sara siedziała z nosem w laptopie i kontem oka oglądała miny mojej ukochanej dwójki mężczyzn.
-No to kto będzie nas puszczał z góry ? - pyta tym razem Hayboeck.
-Słoneczka pożyjecie zobaczycie. - mówię chowając plik kartek do czarnej teczki z logo Fis- u. Obydwaj spojrzeli na mnie z dziwnymi minami. Ja nie zwracam w ogóle na to uwagi tylko podaje Sarze teczkę a ona znika w mgnieniu oka gdzieś w korytarzu hotelu w Klinghental.
-No ale jakaś wskazówka ? - brnie w najlepsze Gregor.
-Nie będzie żadnej wskazówki przed rozmową z Sarą. - odpowiadam zamykając laptopa kochanej pani psycholog. Chowam go do specjalnej torby i bez słowa wychodzę z pomieszczenia.
*
-Powiesz mi kotek kto będzie naszym trenerem ? - pyta Hayboeck siadając obok mnie na łóżku w moim i Sary pokoju hotelowym.
-Nie, bo powiesz Schlierenzauerowi. - odpowiadam. Misiek przygląda mi się uważnie po czym obejmuje się swoim ramieniem.
-A co ma z tym wspólnego Gregor ? - pyta.
-Dużo. - odpowiadam ze złośliwym uśmieszkiem.
-Kocham Cię. - mówi całując mnie w czoło.
-No ja myślę. No chyba, że postanawiasz wrócić do związku z Gregorem ? - pytam na co on jedynie wybucha nie pohamowanym śmiechem. A właśnie a propo Grzesia zerwał z Sandrą a to oznacza, że można go z kimś wyswatać. Tylko z kim ?
***
Witajcie w grudniu ! :-) Pojawiam się z nowym rozdziałem zapowiadającym świetną komedię (szczególnie) z Gregorem i Michaelem w rolach głównych. Oraz panem trenerem etatowym Alexandrem Pointnerem. No i wątek miłosny też się znajdzie. Może jeszcze jakieś mocniejsze plany na przyszłość Hayboecka ? Dobra nie zdradzam więcej bo powiem za dużo i zdradzę wszystkie swoje plany co do opowiadania. A więc trzymam was w niecierpliwości, milknę i pozdrawiam was bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo gorąco.
sobota, 29 listopada 2014
# 1. Zachowam to dla siebie, uwierz mi niektórych rzeczy słyszeć byś nie chciała.
-Gdzie Sara ? - pytam stając przed tą bandą idiotów śmiejących się jak głupki do sera. Oczywiście żadne nic mi nie powie. Z resztą u nich to normalne, oni nigdy nie dorosną. Nawet Michael jest przeciwko mnie, o my to sobie inaczej porozmawiamy. Wiem, zmienię zamki i biedulek nie będzie miał gdzie spać. Ze mnie się nie żartuje a Sarę i tak znajdę choć bym miała przekopać całą Austrię od południa do północy czy też na odwrót. Raczej pod ziemie zapaść się nie mogła. Chociaż jak tak popatrzeć na te śmiejące się mordy to nie powinno się tego scenariusza wykluczać.
-To powiecie mi gdzie ona jest czy nie ? - pytam kolejny raz i znów odpowiada mi jedynie ich durny śmiech. Nie no ja zwariuję z nimi, to jest jednym słowem patologia, sportowa oczywiście. Totalna porażka. Biorę głęboki oddech i odwracam się na pięcie. W końcu trzeba ją znaleźć nie ? A może jest w swoim pokoju hotelowym gamoniu ? Nie no ja czasami to mam zaniki racjonalnego myślenia. Przecież ja robiłam tak jak ona gdy miałam tych osłów serdecznie dość. Podchodzę do drzwi numer 222 i lekko przyciskam klamkę, drzwi puszczają bez oporu. Nie pewnie przekraczam próg pokoju a mój wzrok przykuwają duże sterty różnych dokumentów, czy też notatek rozłożone na drewnianym stoliku. I po chwili z łazienki wyszła moja zguba. Dziewczyna wyglądała jak siedem nieszczęść. Moja diagnoza, nieprzespana noc i temperatura nieco ponad 38 stopni. Biedulka z niej.
-Kładziesz się do łóżka a ja zaraz przyniosę ci leki. - mówię tonem nie znoszącym sprzeciwu. Sara dziwnie się na mnie patrzy ale ostatecznie zdejmuje ciepłą polarową bluzę i kładzie się do łóżka. No to to ja lubię, przynajmniej jedna posłuszna i normalna w tym cyrku. Cicho zamykam drzwi i udaje się w kierunku swojego pokoju. I wszystko byłoby świetnie gdyby nie delegacja skoczków stojąca przed moim drzwiami.
-Można wiedzieć czego w tu chcecie ? - pytam uważnie obserwując każdego z nich no i oczywiście czekając na przedstawienie powód tej wizyty.
-Heiz mówił, że mamy porozmawiać z Sarą. - oznajmia Gregor a ja zaczynam się śmiać co wywołuje wyraz zdziwienia na ich twarzy. Tak Heinz też ma wyczucie czasu ale może i lepiej.
-Nie porozmawiacie z Sarą. - odpowiadam szukając w kieszeniach bluzy dresowej kluczy do zamka.
-Czemu ? - pyta Stefan Kraft, stojący obok Michaela.
-Temu, że jest chora ma jakieś 38 stopni i właśnie czeka na wizytę lekarza. - mówię przekręcając klucz w drzwiach i otwierając drzwi. Weszłam jedynie do przedpokoju po torbę lekarską i już po chwili mnie w nim nie było.
-To kto będzie naszym psychologiem ? - pyta troszkę zdezorientowany Manuel. Ja jedynie uśmiecham się tajemniczo i idę do pokoju Sary. Oj jak oni się dowiedzą kto będzie ich tymczasowym psychologiem to będą chcieli aby Sara wyzdrowiała w mgnieniu oka.
-Przyjedzie jakoś za trzy godziny. - odpowiadam skręcając w korytarz, który prowadzi do pokoju Sary. Dziewczyna leży przykryta kołdrą po czubek nosa. Spod kołdry słychać jedynie jak dziewczyna męczy się z kaszlem i katarem. A mówiłam jej żeby ubierała się cieplej. Ale w końcu co do ubioru to mnie tu nikt nie słucha. Przyzwyczaiłam się do tego.
-Tu masz tabletki i syropy, leżysz w łóżku najbliższy tydzień. Zaraz przyjdzie Philip, który i tak jedzie do Wiednia bo teściowa przyjeżdża. Zakupy są zrobione więc jedzenie jest. My wracamy za trzy dni. - mówię podając jej reklamówkę z lekarstwami. Ona jedynie kiwa głową na potwierdzenie tego, że zrozumiała.
**
-Cześć Laura. - mówią mi niemal równocześnie Andreas Kuettel i Simon Ammann. Ci to są nieźle nakręceni. Tacy skromni ludzie, pozytywnie nastawieni jednym słowem no świetni. A i mają jeszcze jedną zaletę o której nie wie właściwie nikt. Otóż obydwaj w najbliższym czasie będą kończyć pisać prace doktorskie z psychologii. A to oznacza, że "nasz" problem z brakiem psychologa właśnie się sam rozwiązał. No dobra może nie sam, gdyby nie Sara zapewne nie byłoby z tego zupełnie nic. Okazało się, że dziewczyna na studiach miała z obydwoma zajęcia i tak się zapoznali. Dzięki temu ja mam psychologa można powiedzieć na ostatnią chwilę. Może to dziwnie zabrzmi ale jak widziałam się z Ammannem kilka razy w tamtym sezonie to już wydało mi podejrzane to jego czysto informatyczne wykształcenie. Mówił tak jakoś dość dziwnie, zupełnie jak Wódka. A to dało mi dobrze do myślenia. I proszę taka wiadomość.
-Dziękuje panom za pomoc. Sara zachorowała a ja muszę mieć opinię psychologa. Prosiłam Kamila Wódkę ale on ma całą Polską kadrę na głowie, więc rozumieją panowie. - mówię a oni jedynie kiwają mi z aprobatą głową. Ale widać, że coś im nie pasuje tylko co ?
-Mogłabyś do nas mówić po imieniu. No bo na per pan to się tak staro czujemy. - mówi Simon po czym razem ze mną i Andreasem wybucha śmiechem. No i potwierdza się moja wcześniejsza hipoteza co do ich pozytywnego nastawienia do życia.
-To co który z panów mi pomoże ? - pytam. Na co obaj szeroko się uśmiechają i obejmują mnie przyjacielskim ramieniem.
-Obydwaj. - odpowiedzieli. Uśmiechnęłam się do nich szeroko i razem z obydwoma skierowałam się do pokoju, który należał do Sary.
-To co panowie się rozgoszczą. - powiedziałam. - Idę po Gregora i Michaela. - dodałam opuszczając pokój. I po chwili stałam już przed drzwiami pokoju duetu Gregor - Michael. Zapukałam lekko po czym otworzył mi drzwi uśmiechnięty Gregor.
-Właśnie w tej chwili czekają na was dwaj psycholodzy w pokoju Sary. Więc obydwaj bierzcie dupy w troki i już was tu nie ma. - mówię na co Gregorowi zrzędnie mina. A w sumie się nie dziwie w końcu miałam już nie wyrażać się niecenzuralnie.
-A kim oni są ? - pyta trochę zdziwiony.
-Dobrze ich znasz, a może i bardzo dobrze. - powiedziałam. - A i nie tolerują spóźnień. - mówię na co obydwaj wylatują z pokoju jak z procy. O i to jest najlepszy dowód na to, że te matoły się jednak kogoś boją.
**
Siedzę sobie w pokoju i przeglądam wyniki testów zdrowotnych, które zrobiłam jeszcze przed dobrym rozkręceniem się letniego Grand Prix. Gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zamknęłam laptopa i zebrałam dokumenty na jedną kupkę.
-Proszę ! - mówię. Drzwi do mojego pokoju otwierają się a w progu staje Simon Ammann z teczkę pod pachą.
-Ekspertyzy dla ciebie ode mnie i od Andreasa. - mówi podając mi czarną teczkę.
-Bardzo wam dziękuje. - odpowiadam odbierając od niego przedmiot. Gdyby nie oni byłabym spalona a występ w trzech ostatnich konkursach LGP moich chłopaków stałoby pod wielkim znakiem zapytania.
-A jak chłopaki ? - pytam na co Simon jedynie tajemniczo się uśmiecha.
-Zachowam to dla siebie, uwierz mi niektórych rzeczy słyszeć byś nie chciała. - odpowiedział mi z szerokim uśmiechem wyrysowanym na twarzy.
-Nie wiem jak mam wam się odwdzięczyć. - mówię. Na co Ammann jedynie się uśmiechnął.
-Coś wymyślimy jakby co to wal śmiało. - odpowiedział.
***
Witam was bardzo serdecznie z pierwszym rozdziałem mojej historii. Pozdrawiam was bardzo gorąco.
-To powiecie mi gdzie ona jest czy nie ? - pytam kolejny raz i znów odpowiada mi jedynie ich durny śmiech. Nie no ja zwariuję z nimi, to jest jednym słowem patologia, sportowa oczywiście. Totalna porażka. Biorę głęboki oddech i odwracam się na pięcie. W końcu trzeba ją znaleźć nie ? A może jest w swoim pokoju hotelowym gamoniu ? Nie no ja czasami to mam zaniki racjonalnego myślenia. Przecież ja robiłam tak jak ona gdy miałam tych osłów serdecznie dość. Podchodzę do drzwi numer 222 i lekko przyciskam klamkę, drzwi puszczają bez oporu. Nie pewnie przekraczam próg pokoju a mój wzrok przykuwają duże sterty różnych dokumentów, czy też notatek rozłożone na drewnianym stoliku. I po chwili z łazienki wyszła moja zguba. Dziewczyna wyglądała jak siedem nieszczęść. Moja diagnoza, nieprzespana noc i temperatura nieco ponad 38 stopni. Biedulka z niej.
-Kładziesz się do łóżka a ja zaraz przyniosę ci leki. - mówię tonem nie znoszącym sprzeciwu. Sara dziwnie się na mnie patrzy ale ostatecznie zdejmuje ciepłą polarową bluzę i kładzie się do łóżka. No to to ja lubię, przynajmniej jedna posłuszna i normalna w tym cyrku. Cicho zamykam drzwi i udaje się w kierunku swojego pokoju. I wszystko byłoby świetnie gdyby nie delegacja skoczków stojąca przed moim drzwiami.
-Można wiedzieć czego w tu chcecie ? - pytam uważnie obserwując każdego z nich no i oczywiście czekając na przedstawienie powód tej wizyty.
-Heiz mówił, że mamy porozmawiać z Sarą. - oznajmia Gregor a ja zaczynam się śmiać co wywołuje wyraz zdziwienia na ich twarzy. Tak Heinz też ma wyczucie czasu ale może i lepiej.
-Nie porozmawiacie z Sarą. - odpowiadam szukając w kieszeniach bluzy dresowej kluczy do zamka.
-Czemu ? - pyta Stefan Kraft, stojący obok Michaela.
-Temu, że jest chora ma jakieś 38 stopni i właśnie czeka na wizytę lekarza. - mówię przekręcając klucz w drzwiach i otwierając drzwi. Weszłam jedynie do przedpokoju po torbę lekarską i już po chwili mnie w nim nie było.
-To kto będzie naszym psychologiem ? - pyta troszkę zdezorientowany Manuel. Ja jedynie uśmiecham się tajemniczo i idę do pokoju Sary. Oj jak oni się dowiedzą kto będzie ich tymczasowym psychologiem to będą chcieli aby Sara wyzdrowiała w mgnieniu oka.
-Przyjedzie jakoś za trzy godziny. - odpowiadam skręcając w korytarz, który prowadzi do pokoju Sary. Dziewczyna leży przykryta kołdrą po czubek nosa. Spod kołdry słychać jedynie jak dziewczyna męczy się z kaszlem i katarem. A mówiłam jej żeby ubierała się cieplej. Ale w końcu co do ubioru to mnie tu nikt nie słucha. Przyzwyczaiłam się do tego.
-Tu masz tabletki i syropy, leżysz w łóżku najbliższy tydzień. Zaraz przyjdzie Philip, który i tak jedzie do Wiednia bo teściowa przyjeżdża. Zakupy są zrobione więc jedzenie jest. My wracamy za trzy dni. - mówię podając jej reklamówkę z lekarstwami. Ona jedynie kiwa głową na potwierdzenie tego, że zrozumiała.
**
-Cześć Laura. - mówią mi niemal równocześnie Andreas Kuettel i Simon Ammann. Ci to są nieźle nakręceni. Tacy skromni ludzie, pozytywnie nastawieni jednym słowem no świetni. A i mają jeszcze jedną zaletę o której nie wie właściwie nikt. Otóż obydwaj w najbliższym czasie będą kończyć pisać prace doktorskie z psychologii. A to oznacza, że "nasz" problem z brakiem psychologa właśnie się sam rozwiązał. No dobra może nie sam, gdyby nie Sara zapewne nie byłoby z tego zupełnie nic. Okazało się, że dziewczyna na studiach miała z obydwoma zajęcia i tak się zapoznali. Dzięki temu ja mam psychologa można powiedzieć na ostatnią chwilę. Może to dziwnie zabrzmi ale jak widziałam się z Ammannem kilka razy w tamtym sezonie to już wydało mi podejrzane to jego czysto informatyczne wykształcenie. Mówił tak jakoś dość dziwnie, zupełnie jak Wódka. A to dało mi dobrze do myślenia. I proszę taka wiadomość.
-Dziękuje panom za pomoc. Sara zachorowała a ja muszę mieć opinię psychologa. Prosiłam Kamila Wódkę ale on ma całą Polską kadrę na głowie, więc rozumieją panowie. - mówię a oni jedynie kiwają mi z aprobatą głową. Ale widać, że coś im nie pasuje tylko co ?
-Mogłabyś do nas mówić po imieniu. No bo na per pan to się tak staro czujemy. - mówi Simon po czym razem ze mną i Andreasem wybucha śmiechem. No i potwierdza się moja wcześniejsza hipoteza co do ich pozytywnego nastawienia do życia.
-To co który z panów mi pomoże ? - pytam. Na co obaj szeroko się uśmiechają i obejmują mnie przyjacielskim ramieniem.
-Obydwaj. - odpowiedzieli. Uśmiechnęłam się do nich szeroko i razem z obydwoma skierowałam się do pokoju, który należał do Sary.
-To co panowie się rozgoszczą. - powiedziałam. - Idę po Gregora i Michaela. - dodałam opuszczając pokój. I po chwili stałam już przed drzwiami pokoju duetu Gregor - Michael. Zapukałam lekko po czym otworzył mi drzwi uśmiechnięty Gregor.
-Właśnie w tej chwili czekają na was dwaj psycholodzy w pokoju Sary. Więc obydwaj bierzcie dupy w troki i już was tu nie ma. - mówię na co Gregorowi zrzędnie mina. A w sumie się nie dziwie w końcu miałam już nie wyrażać się niecenzuralnie.
-A kim oni są ? - pyta trochę zdziwiony.
-Dobrze ich znasz, a może i bardzo dobrze. - powiedziałam. - A i nie tolerują spóźnień. - mówię na co obydwaj wylatują z pokoju jak z procy. O i to jest najlepszy dowód na to, że te matoły się jednak kogoś boją.
**
Siedzę sobie w pokoju i przeglądam wyniki testów zdrowotnych, które zrobiłam jeszcze przed dobrym rozkręceniem się letniego Grand Prix. Gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zamknęłam laptopa i zebrałam dokumenty na jedną kupkę.
-Proszę ! - mówię. Drzwi do mojego pokoju otwierają się a w progu staje Simon Ammann z teczkę pod pachą.
-Ekspertyzy dla ciebie ode mnie i od Andreasa. - mówi podając mi czarną teczkę.
-Bardzo wam dziękuje. - odpowiadam odbierając od niego przedmiot. Gdyby nie oni byłabym spalona a występ w trzech ostatnich konkursach LGP moich chłopaków stałoby pod wielkim znakiem zapytania.
-A jak chłopaki ? - pytam na co Simon jedynie tajemniczo się uśmiecha.
-Zachowam to dla siebie, uwierz mi niektórych rzeczy słyszeć byś nie chciała. - odpowiedział mi z szerokim uśmiechem wyrysowanym na twarzy.
-Nie wiem jak mam wam się odwdzięczyć. - mówię. Na co Ammann jedynie się uśmiechnął.
-Coś wymyślimy jakby co to wal śmiało. - odpowiedział.
***
Witam was bardzo serdecznie z pierwszym rozdziałem mojej historii. Pozdrawiam was bardzo gorąco.
poniedziałek, 24 listopada 2014
# 0. PROLOG
-Witam panią w naszych skromnych kadrowych progach. - powiedział Heinz uważnie przyglądając się dość nie pewniej Sarze. Mam dziwne wrażenie, że wizerunkowo i kulturalnie zrobiła na nim bardzo duże wrażenie. Z resztą na mnie też. Jak to mówią najważniejsze jest pierwsze wrażenie, nie ?
-Mój zastępca Laura Górska wprowadzi cię we wszystko czego powinnaś się dowiedzieć. - dodał uśmiechając się szeroko w moim kierunku. A no tak przecież zapomniałam wam powiedzieć, że Heinz awansował mnie na wyższy poziom. Teraz te sknery i obiboki nie mają wyboru muszą liczyć się z moim zdaniem. Heinz wstał od biurka i opuścił gabinet biura w instytucie. Sara spojrzała na mnie jakby chciała znaleźć gdzieś w mojej głowie odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
-Ej młoda nie denerwuj się będzie dobrze. - mówię obejmując ją przyjacielskim ramieniem. Pamiętam swój pierwszy dzień, gdyby nie pomoc Heinz'a pewnie uciekłabym już po pięciu minutach w obecności tego ludzkiego cyrku.
-Oby. - odpowiedziała pierwszy raz szeroko się uśmiechając. Spakowała swoje dokumenty do teczki i razem ze mną opuściła biuro. Miałam jakieś dziwne wrażenie, że chłopaki zwariują na jej punkcie nikogo z tego przedziału nie wypisując nawet mojego Hayboeck'a.
-Tu masz klucze do mojego mieszkania. Będziemy współlokatorkami. - mówię podając jej komplet kluczy, który wcześniej należał do Kuby. O właśnie jeśli już jesteśmy przy Kubie to muszę się wam pochwalić, że został drugim trenerem Polaków.
-Dziękuję ci. - odpowiada uśmiechając się do mnie szeroko.
-Ej powinniśmy sobie pomagać. W końcu kiedyś byłam taka jak ty. - mówię wsiadając do terenowego samochodu. A dziewczyna poszła w moje ślady.
*
Witam was bardzo, bardzo serdecznie kolejny raz. Mam nadzieję, że zagościcie tutaj na dłużej. Pozdrawiam was gorąco.
-Mój zastępca Laura Górska wprowadzi cię we wszystko czego powinnaś się dowiedzieć. - dodał uśmiechając się szeroko w moim kierunku. A no tak przecież zapomniałam wam powiedzieć, że Heinz awansował mnie na wyższy poziom. Teraz te sknery i obiboki nie mają wyboru muszą liczyć się z moim zdaniem. Heinz wstał od biurka i opuścił gabinet biura w instytucie. Sara spojrzała na mnie jakby chciała znaleźć gdzieś w mojej głowie odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
-Ej młoda nie denerwuj się będzie dobrze. - mówię obejmując ją przyjacielskim ramieniem. Pamiętam swój pierwszy dzień, gdyby nie pomoc Heinz'a pewnie uciekłabym już po pięciu minutach w obecności tego ludzkiego cyrku.
-Oby. - odpowiedziała pierwszy raz szeroko się uśmiechając. Spakowała swoje dokumenty do teczki i razem ze mną opuściła biuro. Miałam jakieś dziwne wrażenie, że chłopaki zwariują na jej punkcie nikogo z tego przedziału nie wypisując nawet mojego Hayboeck'a.
-Tu masz klucze do mojego mieszkania. Będziemy współlokatorkami. - mówię podając jej komplet kluczy, który wcześniej należał do Kuby. O właśnie jeśli już jesteśmy przy Kubie to muszę się wam pochwalić, że został drugim trenerem Polaków.
-Dziękuję ci. - odpowiada uśmiechając się do mnie szeroko.
-Ej powinniśmy sobie pomagać. W końcu kiedyś byłam taka jak ty. - mówię wsiadając do terenowego samochodu. A dziewczyna poszła w moje ślady.
*
Witam was bardzo, bardzo serdecznie kolejny raz. Mam nadzieję, że zagościcie tutaj na dłużej. Pozdrawiam was gorąco.
# INFORMACJA.
Witajcie postanowiłam kontynuować historię, którą jakiś czas temu na tym blogu zakończyłam. Mam nadzieję, że wrócicie tutaj i zagościcie na o wiele dłużej.
sobota, 6 września 2014
20.~ Epilog...
Szatynka razem z kilkoma dziewczynami stała pod domkiem polskiej reprezentacji w skokach narciarskich i obserwowała ostatni konkurs w sezonie. W duchu tęskniła, za każdym z Austriaków. Ale nie potrafiła się do tego przyznać. Coś mówiło jej STOP a ona bardzo dobrze tego słuchała. Najgorsze było to, że nie mogła zapomnieć o pewnym blondynie, który bardzo szybko zyskał sobie jej sympatię i przyjaźń a nawet coś zdecydowanie więcej. Nagle poczuła szturchnięcie w bok a później usłyszała głos żony Kamila Stocha.
-Teraz Hayboeck. - jej wzrok przykuło nie pewne wyjście z progu chłopaka. Blondyn próbował się ratować jak tylko było to możliwe. Wszyscy kibice zamarli w bez ruchu, obserwowali walczącego z wiatrem chłopaka, który bezwładnie opadał na zeskok. Szatynka nie myślała ani chwili dłużej. W tamtym momencie zdała sobie sprawę, że kocha tego ryzykanta i nie wybaczy sobie gdy coś mu się stanie. Przecisnęła się przez oglądających wszystko z zapartym tchem skoczków i już po chwili razem z Austriackim lekarzem pochylała się nad nie przytomnym Hayboeck'iem.
-Chłopie słyszysz mnie. - Patrick uderzał chłopaka lekko w ramię i obserwował reakcję chłopaka. Blondyn poruszył delikatnie prawą dłonią na której po chwili znalazła się dłoń szatynki.
-Jestem w niebie? - spytał cichym głosem. Patrick spojrzał porozumiewawczo na zdziwioną pytaniem skoczka dziewczynę.
-Bredzisz. - mruknął odpinając mu kask i ostrożnie podnosząc głowę chłopaka.
-Nie bredzę Patrick po prostu widzę mojego anioła. - odpowiedziała. Na jego słowa na twarzy dziewczyny pojawiły się rumieńce.
-Nie wygłupiaj się. Bądź poważny. - powiedziała uśmiechając się do niego lekko.
-Jestem poważny bardziej niż byłem dotąd. - odpowiedział wskazując ręką na dziewczynę i prosząc ją aby pochyliła się do niego. Dziewczyna spojrzała na mierzącego puls chłopaka Patrick'a on jedynie uśmiechnął się do niej szeroko. Szatynka po chwili już czuła na swoim policzku miarowy oddech skoczka.
-Jak powiem, że cię kocham to wrócisz do nas? - spytał tak cicho aby Patrick nie słyszał jego słów. Szatynka nie wiedziała co powinna mu odpowiedzieć. Czy powiedzieć, że wróci czy może znów stchórzyć.
-Wrócę pod warunkiem, że więcej nie będzie ryzykował życia. - powiedziała. Patrick zaśmiał się głośno po czym powiedział.
-Dziewczyno to jest nie możliwe. Ten idiota zrobi wszystko abyś się o niego martwiła.
-Tylko nie idiota. - mruknął blondyn delikatnie siadając z pomocą obydwojga.
-Dobra dla mnie może być i baran, kretyn i tym podobne. - skwitował brunet.
-Zakochany baran. - mruknął całując klęczącą obok niego szatynkę.
No i żyli długo i szczęśliwie. Bynajmniej mam taką nadzieję.
*
No i nastał moment pożegnania. Nie długo pojawi się drugie mam nadzieję, że będziecie je czytać i komentować.
-Teraz Hayboeck. - jej wzrok przykuło nie pewne wyjście z progu chłopaka. Blondyn próbował się ratować jak tylko było to możliwe. Wszyscy kibice zamarli w bez ruchu, obserwowali walczącego z wiatrem chłopaka, który bezwładnie opadał na zeskok. Szatynka nie myślała ani chwili dłużej. W tamtym momencie zdała sobie sprawę, że kocha tego ryzykanta i nie wybaczy sobie gdy coś mu się stanie. Przecisnęła się przez oglądających wszystko z zapartym tchem skoczków i już po chwili razem z Austriackim lekarzem pochylała się nad nie przytomnym Hayboeck'iem.
-Chłopie słyszysz mnie. - Patrick uderzał chłopaka lekko w ramię i obserwował reakcję chłopaka. Blondyn poruszył delikatnie prawą dłonią na której po chwili znalazła się dłoń szatynki.
-Jestem w niebie? - spytał cichym głosem. Patrick spojrzał porozumiewawczo na zdziwioną pytaniem skoczka dziewczynę.
-Bredzisz. - mruknął odpinając mu kask i ostrożnie podnosząc głowę chłopaka.
-Nie bredzę Patrick po prostu widzę mojego anioła. - odpowiedziała. Na jego słowa na twarzy dziewczyny pojawiły się rumieńce.
-Nie wygłupiaj się. Bądź poważny. - powiedziała uśmiechając się do niego lekko.
-Jestem poważny bardziej niż byłem dotąd. - odpowiedział wskazując ręką na dziewczynę i prosząc ją aby pochyliła się do niego. Dziewczyna spojrzała na mierzącego puls chłopaka Patrick'a on jedynie uśmiechnął się do niej szeroko. Szatynka po chwili już czuła na swoim policzku miarowy oddech skoczka.
-Jak powiem, że cię kocham to wrócisz do nas? - spytał tak cicho aby Patrick nie słyszał jego słów. Szatynka nie wiedziała co powinna mu odpowiedzieć. Czy powiedzieć, że wróci czy może znów stchórzyć.
-Wrócę pod warunkiem, że więcej nie będzie ryzykował życia. - powiedziała. Patrick zaśmiał się głośno po czym powiedział.
-Dziewczyno to jest nie możliwe. Ten idiota zrobi wszystko abyś się o niego martwiła.
-Tylko nie idiota. - mruknął blondyn delikatnie siadając z pomocą obydwojga.
-Dobra dla mnie może być i baran, kretyn i tym podobne. - skwitował brunet.
-Zakochany baran. - mruknął całując klęczącą obok niego szatynkę.
No i żyli długo i szczęśliwie. Bynajmniej mam taką nadzieję.
*
No i nastał moment pożegnania. Nie długo pojawi się drugie mam nadzieję, że będziecie je czytać i komentować.
19.~ Nie wyjeżdżaj...
-Heinz może ty mi powiesz co się tu dzieje? - spytała szatynka siadając na fotelu stojącym na przeciwko biurka mężczyzny. Trener wziął jedynie głęboki wdech i przejechał dłonią po czarnym blacie biurka aby później uderzać w niego palcami wystukując rytm. Dziewczyna uważnie obserwowała zmieniającą się mimikę twarzy przełożonego. Była wręcz pewna, że zna motywy tak kontrowersyjnego zachowania jednego ze skoczków Austriackich, które kilka dni wcześniej wzbudziło w niej dość dziwne uczucia. -Kocha cię. - odpowiedział szeptem nie obdarzając dziewczyny jakimkolwiek spojrzeniem. Pytała bo chciała wiedzieć. Domyślała się ale wolała usłyszeć to z ust osoby, której mówią praktycznie wszystko.
-Aha. - mruknęła jedynie podnosząc się z niechęcią ze skórzanego fotela należącego do trenera. Mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, że w głowie dziewczyny właśnie teraz kotłuje się wiele dziwnych myśli. Szybkim ruchem ręki zabrała z batu niebieską teczkę i opuściła przytulny gabinet swojego byłego przełożonego. Zaczynała żałować swojej decyzji ale nie potrafiła już cieszyć się z każdego dnia w obecności serwismena Alex'a, który na każdym kroku uprzykrzał jej życie. Z drugiej strony właśnie uświadamiała sobie, że jest w tej kadrze ktoś kto jest dla niej kimś ważnym i trudno będzie jej wyjechać. Ale klamka zapadła. Nic jej nie powstrzyma. A może znajdzie się pewien blond włosy powód?
***
-Jak to złożyła wymówienie? - oczy Thomas'a Morgenstern'a przyjęły postać podobną do monet pięciozłotowych. Z resztą nie był jedynym, którego zdziwiły słowa trenera. W głosie mężczyzny można było dostrzec nutkę żalu. Ale po co pokazywać, że szatynka była jego bratnią duszą.
-Normalnie wraca do Polski. - odpowiedział wychodząc z sali konferencyjnej i kierując swoje nogi do gabinetu. Wiedział, że już nie będzie tak jak było. Ale mówi się trudno.
-Trzeba coś zrobić. - powiedział po chwili milczenia Schlierenzauer. Na co jedynie wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu z entuzjazmem pokiwali głowami i zaczęli obmyślać plan pod kryptonimem 'nie żegnajmy się'.
***
Szatynka wyjęła z wielkiej szafy stojącej w kącie gabinetu lekarskiego. Postanowiła wyjechać choć z każdą chwilą jej postanowienie zaczynało brzmieć absurdalnie. Przecież nie powinna słuchać jakiegoś głąba, który na dodatek nie zna się na życiu a jednak słowa młodego chłopaka utknęły jej dokładnie. -Jesteś tu tylko dlatego, że jesteś dziewczyną. Lecisz jedynie na ich sławę. Jesteś nic nie warta. Nic nie warta. - mówił to tak dobitnie, że tego dnia dziewczyna nie chciała nikogo widzieć. Zamknęła się w swoim pokoju i szlochała. Bolało ją to co od niego usłyszała. I zaczynała wierzyć, że to co powiedział było szczerą prawdą choć było to zwyczajne kłamstwo. Postawiła karton na biurku i pakowała do niego wszystkie swoje rzeczy. Gdy nagle drzwi jej gabinetu otworzyły się a stanął w nich Michael Hayboeck.
-Nie wyjeżdżaj . - powiedział zamykając brązowe drzwi i opierając się o nie. Dziewczyna uniosła nie pewnie głowę i spojrzała na chłopaka. To właśnie konfrontacji z nim obawiała się najbardziej. Z każdym kolejnym dniem zakochiwała się w nim i wiedziała, że łatwo nie będzie pozbyć się swoich uczuć.
-Podjęłam decyzję. - odpowiedziała zamykając szafkę stojącą obok dużego, brązowego biurka. Chłopak przyglądał jej się bardzo dokładnie. Zrobiłby dosłownie wszystko byleby została tu gdzie jest. Została z nim i z chłopakami.
-Nie możesz jej zmienić? - spytał. Dziewczyna uśmiechnęła się jedynie lekko. Bała się, że o to zapyta. Tak bardzo się tego bała. Nie znała dokładnej odpowiedzi na jego pytanie albo nie chciała jej znać.
-Ja nie wiem. - odpowiedziała zdejmując kitel i wkładając go do torby stojącej na podłodze. Chłopak w rezygnacji spuścił wzrok i oglądał dokładnie swoje buty.
-Ale do Planicy przyjedziesz? - spytał. Ona jedynie pokiwała mu z aprobatą i szeroko się uśmiechnęła.
-Muszę przecież zobaczyć jak najlepszy zespół odbiera trofeum. - powiedziała biorąc z biurka karton. Niestety nie było jej dane to zrobić ponieważ blondyn zabrał jej z rąk przedmiot i wyszedł z pomieszczenia. Już zaczynała żałować swojej decyzji.
***
-No i co geniuszu twój plan spalił się zanim cokolwiek zrobiliśmy. - warknął Kraft wymownie patrząc na Schlierenzauera.
-Odwalcie się ode mnie. Co to tylko ja tu jestem? No chyba nie. Też mogliście coś zrobić, żeby została. - odbąknął kopiąc mały kamyk, który znajdował się koło jego nóg. Stracił jedyną osobę, która potrafiła mu pomóc. Ale skoro nikt nie zdołał jej powiedzieć aby została on nie wychodził ponad szereg.
***
-Aha. - mruknęła jedynie podnosząc się z niechęcią ze skórzanego fotela należącego do trenera. Mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, że w głowie dziewczyny właśnie teraz kotłuje się wiele dziwnych myśli. Szybkim ruchem ręki zabrała z batu niebieską teczkę i opuściła przytulny gabinet swojego byłego przełożonego. Zaczynała żałować swojej decyzji ale nie potrafiła już cieszyć się z każdego dnia w obecności serwismena Alex'a, który na każdym kroku uprzykrzał jej życie. Z drugiej strony właśnie uświadamiała sobie, że jest w tej kadrze ktoś kto jest dla niej kimś ważnym i trudno będzie jej wyjechać. Ale klamka zapadła. Nic jej nie powstrzyma. A może znajdzie się pewien blond włosy powód?
***
-Jak to złożyła wymówienie? - oczy Thomas'a Morgenstern'a przyjęły postać podobną do monet pięciozłotowych. Z resztą nie był jedynym, którego zdziwiły słowa trenera. W głosie mężczyzny można było dostrzec nutkę żalu. Ale po co pokazywać, że szatynka była jego bratnią duszą.
-Normalnie wraca do Polski. - odpowiedział wychodząc z sali konferencyjnej i kierując swoje nogi do gabinetu. Wiedział, że już nie będzie tak jak było. Ale mówi się trudno.
-Trzeba coś zrobić. - powiedział po chwili milczenia Schlierenzauer. Na co jedynie wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu z entuzjazmem pokiwali głowami i zaczęli obmyślać plan pod kryptonimem 'nie żegnajmy się'.
***
Szatynka wyjęła z wielkiej szafy stojącej w kącie gabinetu lekarskiego. Postanowiła wyjechać choć z każdą chwilą jej postanowienie zaczynało brzmieć absurdalnie. Przecież nie powinna słuchać jakiegoś głąba, który na dodatek nie zna się na życiu a jednak słowa młodego chłopaka utknęły jej dokładnie. -Jesteś tu tylko dlatego, że jesteś dziewczyną. Lecisz jedynie na ich sławę. Jesteś nic nie warta. Nic nie warta. - mówił to tak dobitnie, że tego dnia dziewczyna nie chciała nikogo widzieć. Zamknęła się w swoim pokoju i szlochała. Bolało ją to co od niego usłyszała. I zaczynała wierzyć, że to co powiedział było szczerą prawdą choć było to zwyczajne kłamstwo. Postawiła karton na biurku i pakowała do niego wszystkie swoje rzeczy. Gdy nagle drzwi jej gabinetu otworzyły się a stanął w nich Michael Hayboeck.
-Nie wyjeżdżaj . - powiedział zamykając brązowe drzwi i opierając się o nie. Dziewczyna uniosła nie pewnie głowę i spojrzała na chłopaka. To właśnie konfrontacji z nim obawiała się najbardziej. Z każdym kolejnym dniem zakochiwała się w nim i wiedziała, że łatwo nie będzie pozbyć się swoich uczuć.
-Podjęłam decyzję. - odpowiedziała zamykając szafkę stojącą obok dużego, brązowego biurka. Chłopak przyglądał jej się bardzo dokładnie. Zrobiłby dosłownie wszystko byleby została tu gdzie jest. Została z nim i z chłopakami.
-Nie możesz jej zmienić? - spytał. Dziewczyna uśmiechnęła się jedynie lekko. Bała się, że o to zapyta. Tak bardzo się tego bała. Nie znała dokładnej odpowiedzi na jego pytanie albo nie chciała jej znać.
-Ja nie wiem. - odpowiedziała zdejmując kitel i wkładając go do torby stojącej na podłodze. Chłopak w rezygnacji spuścił wzrok i oglądał dokładnie swoje buty.
-Ale do Planicy przyjedziesz? - spytał. Ona jedynie pokiwała mu z aprobatą i szeroko się uśmiechnęła.
-Muszę przecież zobaczyć jak najlepszy zespół odbiera trofeum. - powiedziała biorąc z biurka karton. Niestety nie było jej dane to zrobić ponieważ blondyn zabrał jej z rąk przedmiot i wyszedł z pomieszczenia. Już zaczynała żałować swojej decyzji.
***
-No i co geniuszu twój plan spalił się zanim cokolwiek zrobiliśmy. - warknął Kraft wymownie patrząc na Schlierenzauera.
-Odwalcie się ode mnie. Co to tylko ja tu jestem? No chyba nie. Też mogliście coś zrobić, żeby została. - odbąknął kopiąc mały kamyk, który znajdował się koło jego nóg. Stracił jedyną osobę, która potrafiła mu pomóc. Ale skoro nikt nie zdołał jej powiedzieć aby została on nie wychodził ponad szereg.
***
piątek, 29 sierpnia 2014
18.~ (...) powiedziałem, że ci się podoba.
perspektywa Laury.
-Heinz nie. - mówię widząc jak mój kochany przełożony podaje mi listę startową na konkurs w Willingen.
-Czemu nie? - pyta rzucając teczkę na biurko w sali konferencyjnej hotelu, w którym mieszkaliśmy. Ja nie rozumiem dlaczego ten człowiek zawsze mówi tak denerwuję. Jemu powinno się przepisać jakieś tabletki na nerwy, bo kiedyś nam na zawał zejdzie.
-Bo nie chłopak dwa dni temu leżał w moim łóżku hotelowym z czterdziestoma stopniami gorączki. - warczę podając mu listę startową. Austriak spojrzał na mnie dokładnie, zlustrował kartkę papieru, którą mu wręczyłam. Po czym opadł na krzesło i wziął głęboki oddech.
-Dobra nie wystawię Poppingera. Ale ty masz mi go wyleczyć do piątku. - mruczy pod nosem. Ja jedynie uśmiecham się nieznacznie po czym opuszczam salę zostawiając trenera samego ze swoimi myślami. Mogę się założyć, że w jego myślach jestem zbluzgana od najgorszych ale czego nie robi się dla życia i zdrowia przyjaciół. Nie? No to ja mam na dzisiaj wolne. Zamykam cicho duże szklane drzwi po czym wychodzę na korytarz przepełniony różnymi mniej lub bardziej wpływowymi ludźmi.
-O Laura chodź na chwilę. - przede mną ni z gruchy ni z pietruchy pojawił się mój kuzyn Kubuś z teczką pod pachą i w towarzystwie naburmuszonych Maćka i Janka. U a ja mówię, że to Austriacy są dziwni i zachowują się jak dzieci.
-Co się stało moi kochani? - pytam. Maciek piorunuje mnie wzrokiem, Janek w odróżnieniu od swojego kumpla z drużyny unika mojego wzroku a Kubuś oczywiście stoi po środku i nic nie mówi.
-Powiedz tym o to naburmuszonym kretynom, że dla ich dobra nie wystawię ich w konkursie drużynowym. - mówi uśmiechając się do mnie lekko i ręką wskazując na stojących plecami do niego skoczków.
-Dobrze a co się tak właściwie stało? - pytam nie orientując się za bardzo w tej jakże zabawnej sytuacji. Dla niewtajemniczonego mogłoby to wyglądać jakby Kuba był ojcem a Janek i Maciek niesfornymi dziećmi.
-No oni łagodnie mówiąc są na kacu i mówią mi, że nic im nie jest. - odpowiada unosząc lekko do góry brwi. - Jedzie od nich jak z gorzelni. Przecież jak się Kruczek dowie to mnie powiesi. - dodaje z przerażeniem w głosie. Ja jedynie uśmiecham się lekko.
-Dobrze Kubunio nie dramatyzuj zaopiekuję się biedakami bo i tak mam jednego w pokoju. Różnicy mi to żadnej nie robi. Aby nie rozrabiali bo wylądują w zaspie śniegu, którą usypał Morgi wczoraj wieczorem pod oknem mojego pokoju. - odpowiadam stając na miejscu Kuby i puszczam do niego oczko. On jedynie uśmiecha się promiennie i znika gdzieś w drzwiach wyjściowych. Ja natomiast poklepałam moich znajomych po plecach i wskazałam głową w którym kierunku mają się udać. Czasami wydaje mi się, że mam do czynienia z dużymi dziećmi.
-Popi masz towarzystwo. - powiedziałam otwierając drzwi mojego pokoju, w którym na łóżku leżał zarumieniony chłopak. Z gorącym czołem i potem po nim spływającym. Ja nie wiem oni strasznie często chorują. A gdy chorują to majaczą a czego ja się wtedy nasłucham. To historia po prostu.
-Laura kochanie pić mi się chcę i jeść też. - mruczy patrząc w sufit. Chłopaki patrzą po sobie porozumiewawczo i patrzą na mnie.
-Zaraz ci coś dam a wy macie cały pokój do swojej dyspozycji. - mówię wyciągając z szafki przygotowaną wcześniej tacę z posiłkiem. Postawiłam tacę na stolik stojący obok łóżka i wyszłam z pokoju po dokumenty dla Kuby. Oczywiście analiza musiała być z fałszowana. No ale co ja poradzę. Po drodze do mojego kuzyna wpadłam na Michaela. Sama nie wiem dlaczego, ale w tamtym momencie nie byłam w stanie nic mu powiedzieć. Może dlatego, że zeszłego wieczora Andi powiedział mi coś co zrujnowało mój światopogląd. Owszem Michael nie jest mi obojętny no ale miałam w swoim życiu pewne sytuację, które stawiały mnie w takim a nie innym świetle. Miała za chłopaka siatkarza okazał się być zwykłym idiotą i tyle. Znam Michiego i wiem, że jest zupełnie inny niż wszyscy ale sportowcy czasami mają dziwne upodobania. Wyminęłam go i szybkim krokiem udałam się do części hotelu zajmowanej przez Polaków.
***
perspektywa Michaela.
No nie jeśli okaże się, że Schlierenzauer, Morgenstern i Wellinger maczali palce w tym zakłopotaniu Laury to obiecuję, że rozszarpię ich, zrzucę z zeskoku albo poucinam im wiązania w nartach. Widziałem ją wczoraj z Andreasem w kawiarni jak ten palant coś jej powiedział to nie ręczę za siebie. Odwracam się na pięcie i szybkim krokiem wparowuję do sali gier w której wszyscy trzej sobie jak gdyby nigdy nic siedzą i się śmieją. Zabije obiecuję. Popamiętają mnie jak nigdy nikogo wcześniej. Zawsze jak MI podoba się jakaś dziewczyna to robią o to wielkie halo. Ale jak IM podoba się jakaś dziewczyna to cicho sza.
-Wellinger! - krzyczę od samych drzwi sali. Przykuwając tym samym uwagę wszystkich zgromadzonych na rozrywce. Niemiec patrzy na mnie z przerażeniem w oczach i próbuje odczytać co mam mu do powiedzenia. Podchodzę szybkim krokiem do nich i mierzę każdego po kolei złowrogim spojrzeniem.
-Co? - pyta zdziwiony moim zachowaniem Morgenstern.
-Cicho. - warczę na niego choć wiem, że nie ma w tym żadnej kultury ani taktu. No ale mogli tego wszystkiego nie zaczynać. Ten ich pomysł z tym durnym tajemniczym wielbicielem. Masakra po prostu.
-Co ty powiedziałeś Laurze. - mówię stając tuż przed Niemcem, który z sekundy na sekundę dostaje większego stracha niż miał wcześniej.
-No to co miałem powiedzieć. - odpowiada. Tak jestem ciekaw co te dwie małpy kazały mu powiedzieć dziewczynie, która jakby nie patrzeć to MI się podoba a nie IM.
-Tak a to ciekawe bo ona jak mnie zobaczyła to jedynie przyspieszyła kroku i nawet się nie przywitała. - mówię ze sztucznym uśmiechem. Oni jedynie spuścili wzroki na podłogę i zastanawiali się zapewne jak wybrnąć z tej idiotycznej sytuacji.
-Wy nie myślcie bo tu aż się dymi od tego waszego wysiłku. - mruczę na co oni się na mnie wgapiają. Normalnie ich tylko grzmotnąć w te puste łby i tyle.
-Dobra powiedziałem, że ci się podoba. - wymamrotał i szybko wyszedł z pomieszczenia. No to już jestem spalony.
-Heinz nie. - mówię widząc jak mój kochany przełożony podaje mi listę startową na konkurs w Willingen.
-Czemu nie? - pyta rzucając teczkę na biurko w sali konferencyjnej hotelu, w którym mieszkaliśmy. Ja nie rozumiem dlaczego ten człowiek zawsze mówi tak denerwuję. Jemu powinno się przepisać jakieś tabletki na nerwy, bo kiedyś nam na zawał zejdzie.
-Bo nie chłopak dwa dni temu leżał w moim łóżku hotelowym z czterdziestoma stopniami gorączki. - warczę podając mu listę startową. Austriak spojrzał na mnie dokładnie, zlustrował kartkę papieru, którą mu wręczyłam. Po czym opadł na krzesło i wziął głęboki oddech.
-Dobra nie wystawię Poppingera. Ale ty masz mi go wyleczyć do piątku. - mruczy pod nosem. Ja jedynie uśmiecham się nieznacznie po czym opuszczam salę zostawiając trenera samego ze swoimi myślami. Mogę się założyć, że w jego myślach jestem zbluzgana od najgorszych ale czego nie robi się dla życia i zdrowia przyjaciół. Nie? No to ja mam na dzisiaj wolne. Zamykam cicho duże szklane drzwi po czym wychodzę na korytarz przepełniony różnymi mniej lub bardziej wpływowymi ludźmi.
-O Laura chodź na chwilę. - przede mną ni z gruchy ni z pietruchy pojawił się mój kuzyn Kubuś z teczką pod pachą i w towarzystwie naburmuszonych Maćka i Janka. U a ja mówię, że to Austriacy są dziwni i zachowują się jak dzieci.
-Co się stało moi kochani? - pytam. Maciek piorunuje mnie wzrokiem, Janek w odróżnieniu od swojego kumpla z drużyny unika mojego wzroku a Kubuś oczywiście stoi po środku i nic nie mówi.
-Powiedz tym o to naburmuszonym kretynom, że dla ich dobra nie wystawię ich w konkursie drużynowym. - mówi uśmiechając się do mnie lekko i ręką wskazując na stojących plecami do niego skoczków.
-Dobrze a co się tak właściwie stało? - pytam nie orientując się za bardzo w tej jakże zabawnej sytuacji. Dla niewtajemniczonego mogłoby to wyglądać jakby Kuba był ojcem a Janek i Maciek niesfornymi dziećmi.
-No oni łagodnie mówiąc są na kacu i mówią mi, że nic im nie jest. - odpowiada unosząc lekko do góry brwi. - Jedzie od nich jak z gorzelni. Przecież jak się Kruczek dowie to mnie powiesi. - dodaje z przerażeniem w głosie. Ja jedynie uśmiecham się lekko.
-Dobrze Kubunio nie dramatyzuj zaopiekuję się biedakami bo i tak mam jednego w pokoju. Różnicy mi to żadnej nie robi. Aby nie rozrabiali bo wylądują w zaspie śniegu, którą usypał Morgi wczoraj wieczorem pod oknem mojego pokoju. - odpowiadam stając na miejscu Kuby i puszczam do niego oczko. On jedynie uśmiecha się promiennie i znika gdzieś w drzwiach wyjściowych. Ja natomiast poklepałam moich znajomych po plecach i wskazałam głową w którym kierunku mają się udać. Czasami wydaje mi się, że mam do czynienia z dużymi dziećmi.
-Popi masz towarzystwo. - powiedziałam otwierając drzwi mojego pokoju, w którym na łóżku leżał zarumieniony chłopak. Z gorącym czołem i potem po nim spływającym. Ja nie wiem oni strasznie często chorują. A gdy chorują to majaczą a czego ja się wtedy nasłucham. To historia po prostu.
-Laura kochanie pić mi się chcę i jeść też. - mruczy patrząc w sufit. Chłopaki patrzą po sobie porozumiewawczo i patrzą na mnie.
-Zaraz ci coś dam a wy macie cały pokój do swojej dyspozycji. - mówię wyciągając z szafki przygotowaną wcześniej tacę z posiłkiem. Postawiłam tacę na stolik stojący obok łóżka i wyszłam z pokoju po dokumenty dla Kuby. Oczywiście analiza musiała być z fałszowana. No ale co ja poradzę. Po drodze do mojego kuzyna wpadłam na Michaela. Sama nie wiem dlaczego, ale w tamtym momencie nie byłam w stanie nic mu powiedzieć. Może dlatego, że zeszłego wieczora Andi powiedział mi coś co zrujnowało mój światopogląd. Owszem Michael nie jest mi obojętny no ale miałam w swoim życiu pewne sytuację, które stawiały mnie w takim a nie innym świetle. Miała za chłopaka siatkarza okazał się być zwykłym idiotą i tyle. Znam Michiego i wiem, że jest zupełnie inny niż wszyscy ale sportowcy czasami mają dziwne upodobania. Wyminęłam go i szybkim krokiem udałam się do części hotelu zajmowanej przez Polaków.
***
perspektywa Michaela.
No nie jeśli okaże się, że Schlierenzauer, Morgenstern i Wellinger maczali palce w tym zakłopotaniu Laury to obiecuję, że rozszarpię ich, zrzucę z zeskoku albo poucinam im wiązania w nartach. Widziałem ją wczoraj z Andreasem w kawiarni jak ten palant coś jej powiedział to nie ręczę za siebie. Odwracam się na pięcie i szybkim krokiem wparowuję do sali gier w której wszyscy trzej sobie jak gdyby nigdy nic siedzą i się śmieją. Zabije obiecuję. Popamiętają mnie jak nigdy nikogo wcześniej. Zawsze jak MI podoba się jakaś dziewczyna to robią o to wielkie halo. Ale jak IM podoba się jakaś dziewczyna to cicho sza.
-Wellinger! - krzyczę od samych drzwi sali. Przykuwając tym samym uwagę wszystkich zgromadzonych na rozrywce. Niemiec patrzy na mnie z przerażeniem w oczach i próbuje odczytać co mam mu do powiedzenia. Podchodzę szybkim krokiem do nich i mierzę każdego po kolei złowrogim spojrzeniem.
-Co? - pyta zdziwiony moim zachowaniem Morgenstern.
-Cicho. - warczę na niego choć wiem, że nie ma w tym żadnej kultury ani taktu. No ale mogli tego wszystkiego nie zaczynać. Ten ich pomysł z tym durnym tajemniczym wielbicielem. Masakra po prostu.
-Co ty powiedziałeś Laurze. - mówię stając tuż przed Niemcem, który z sekundy na sekundę dostaje większego stracha niż miał wcześniej.
-No to co miałem powiedzieć. - odpowiada. Tak jestem ciekaw co te dwie małpy kazały mu powiedzieć dziewczynie, która jakby nie patrzeć to MI się podoba a nie IM.
-Tak a to ciekawe bo ona jak mnie zobaczyła to jedynie przyspieszyła kroku i nawet się nie przywitała. - mówię ze sztucznym uśmiechem. Oni jedynie spuścili wzroki na podłogę i zastanawiali się zapewne jak wybrnąć z tej idiotycznej sytuacji.
-Wy nie myślcie bo tu aż się dymi od tego waszego wysiłku. - mruczę na co oni się na mnie wgapiają. Normalnie ich tylko grzmotnąć w te puste łby i tyle.
-Dobra powiedziałem, że ci się podoba. - wymamrotał i szybko wyszedł z pomieszczenia. No to już jestem spalony.
wtorek, 26 sierpnia 2014
17.~ (...) zazdroszczę dziewczynie, która podbije twoje serce.
rozdział pisany z perspektywy narratora..
Mroźne górskie powietrze otaczało Niemieckie Willingen. Szatynka w samotności przemierzała kolejne uliczki tego urokliwego miasteczka. Próbowała dokładnie zrozumieć ostatnio dziejące się w jej życiu sytuacje. Kwiaty od tajemniczego wielbiciela, które dostaje nawet kilka razy dziennie, nie przyjemne spotkanie ze swoim byłym chłopakiem. Jest silna może nawet coś więcej niż silna. Wzięła głęboki oddech i pchnęła drzwi małej, przytulnej kawiarni na obrzeżach miasta. Zawsze gdy była w Niemczech to decydowała się na odwiedzenie budynku i przypomnienie sobie smaku gorącej czekolady z nutką cynamonu. Otrzepała białą od śniegu, puchatą czapkę po czym weszła do praktycznie pustej kawiarni. Usiadła przy stojącym przy oknie stoliku w oczekiwaniu na kelnera, który pojawił się po krótkiej chwili oczekiwania.
-Dobry wieczór co mogę pani podać? - spytał uśmiechając się do niej szeroko przy okazji poprawiając krawat zawiązany pod szyją. Szatynka odwzajemniła uśmiech i chwilę wpatrywała się w menu, które leżało przed jej nosem.
-Poproszę szarlotkę i gorącą czekoladę z cynamonem. - odpowiedziała na co wysoki brunet zapisał zamówienie na białej małej kartce i odszedł tak szybko jak się pojawił. Polka rozpięła suwak czerwonej firmowej kurtki po czym odwiesiła ją na krzesło. Po chwili przed nią stało wcześniej złożone zamówienie. Obdarowała lekkim uśmiechem pracownika kawiarni po czym zajęła się konsumpcją ciastka.
-No nigdy nie powiedziałbym, że ty jesz ciastka. - nagle tuż nad jej uchem dało się usłyszeć szept pewnego Niemieckiego skoczka. Dziewczyna lekko podskoczyła co rozśmieszyło nieznacznie skoczka.
-Wellinger mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś nie do wytrzymania? - spytała uśmiechając się do zawodnika, który właśnie odsuwał krzesło, które stało na przeciwko niej. Młody skoczek często irytował lekarkę ale w wielu sprawach mogła liczyć na jego pomoc. Był jej prawdziwym przyjacielem. Mogła na niego liczyć gdy miała zły dzień, gdy w jej życiu nie układało się tak jakby chciała. Po prostu cieszyła się, że był bez żadnych wykrętów.
-Tak wiele osób ale ty najwięcej razy. - odpowiedział poszerzając swój uśmiech po czym zabrał jej kubek z gorącym napojem. Dziewczyna jedynie spiorunowała go wzrokiem a on zignorował to wypijając większą część zawartości naczynia.
-Czuję się wyjątkowo. - powiedziała oblizując łyżeczkę z kwaśnych jabłek.
-No bo jesteś wyjątkową osobą. - mruknął oddając jej kubek. Dziewczyna poczuła jak na jej policzkach pojawiają się czerwone plamy. Nigdy nie spodziewałaby się takich słów z ust swojego przyjaciela. - Ej ale ja mówiłem o tobie jako o przyjaciółce. - dodał szybko widząc zakłopotanie wyrysowane na twarzy dziewczyny. - Ale muszę powiedzieć, że Hayboeck jest idiotą. - mruknął myśląc, że dziewczyna nic nie usłyszy. Pomylił się.
-Co? - spytała zdziwiona słowami jakie wypłynęły z ust chłopaka. Nie wiedział czy powinien powiedzieć dziewczynie czy może zachować swoje przemyślenia i obiekcje dla siebie. Wiele razy widział jak blondyn z zazdrością patrzy na dziewczynę. Widział jak cierpi gdy dziewczyna bezpodstawnie się z nim kłóci. Wiele razy chciał do niego podejść i coś mu powiedzieć ale w ostatniej chwili zawsze się wycofywał.
-Nic. - odpowiedział bawiąc się łyżeczką, która znajdowała się w cukiernicy.
-Andreas mnie nie oszukasz. - powiedziała odkładając na bok talerzyk z połową ciastka. Chłopak unikał wzroku dziewczyny, nie wiedział czemu jej to powiedział. Znał jej historie i wiedział, że dziewczyna już raz zakochała się w sportowcu i skończyło się na zdradzie chłopaka. Nie chciał aby cierpiała po raz kolejny. Była dla niego ważna, była dla niego jak siostra.
-Dobra ale chodźmy na spacer. - wyszeptał podnosząc się z krzesła i zakładając żółtą kurtkę, która jeszcze kilka minut wcześniej leżała na murku przy oknie. Szatynka bez żadnego słowa sprzeciwu poszła w ślady chłopaka i już po chwili szli w kierunku skoczni. Przez pierwsze kilkanaście minut milczeli. Chłopak nie wiedział jak powinien zacząć rozmowę a dziewczyna nie chciała wydać się mu wścibska. W pewnym momencie chłopak chwycił jej nadgarstek powodując, że dziewczyna zatrzymała się o mało nie wpadając w zaspę śniegu. Niemiec chwycił Polkę w talii powodując, że dziewczyna czuła się zdecydowanie pewniej.
-Podobasz się Hayboeck'owi. - wypalił jak z procy. Dziewczyna prawie zakrztusiła się powietrzem. Widziała w oczach przyjaciela pewność swoich słów. -Ale wiem, że już raz coś takiego słyszałaś i się zawiodłaś. - dodał naciągając głębiej czapkę, która znajdowała się na głowie szatynki. Czekał na jej reakcję.
-Dzięki, że mogę na ciebie liczyć Wellinger. W sumie zazdroszczę dziewczynie, która podbije twoje serce. - odpowiedziała przytulając się do niego.
-Tak wiele osób ale ty najwięcej razy. - odpowiedział poszerzając swój uśmiech po czym zabrał jej kubek z gorącym napojem. Dziewczyna jedynie spiorunowała go wzrokiem a on zignorował to wypijając większą część zawartości naczynia.
-Czuję się wyjątkowo. - powiedziała oblizując łyżeczkę z kwaśnych jabłek.
-No bo jesteś wyjątkową osobą. - mruknął oddając jej kubek. Dziewczyna poczuła jak na jej policzkach pojawiają się czerwone plamy. Nigdy nie spodziewałaby się takich słów z ust swojego przyjaciela. - Ej ale ja mówiłem o tobie jako o przyjaciółce. - dodał szybko widząc zakłopotanie wyrysowane na twarzy dziewczyny. - Ale muszę powiedzieć, że Hayboeck jest idiotą. - mruknął myśląc, że dziewczyna nic nie usłyszy. Pomylił się.
-Co? - spytała zdziwiona słowami jakie wypłynęły z ust chłopaka. Nie wiedział czy powinien powiedzieć dziewczynie czy może zachować swoje przemyślenia i obiekcje dla siebie. Wiele razy widział jak blondyn z zazdrością patrzy na dziewczynę. Widział jak cierpi gdy dziewczyna bezpodstawnie się z nim kłóci. Wiele razy chciał do niego podejść i coś mu powiedzieć ale w ostatniej chwili zawsze się wycofywał.
-Nic. - odpowiedział bawiąc się łyżeczką, która znajdowała się w cukiernicy.
-Andreas mnie nie oszukasz. - powiedziała odkładając na bok talerzyk z połową ciastka. Chłopak unikał wzroku dziewczyny, nie wiedział czemu jej to powiedział. Znał jej historie i wiedział, że dziewczyna już raz zakochała się w sportowcu i skończyło się na zdradzie chłopaka. Nie chciał aby cierpiała po raz kolejny. Była dla niego ważna, była dla niego jak siostra.
-Dobra ale chodźmy na spacer. - wyszeptał podnosząc się z krzesła i zakładając żółtą kurtkę, która jeszcze kilka minut wcześniej leżała na murku przy oknie. Szatynka bez żadnego słowa sprzeciwu poszła w ślady chłopaka i już po chwili szli w kierunku skoczni. Przez pierwsze kilkanaście minut milczeli. Chłopak nie wiedział jak powinien zacząć rozmowę a dziewczyna nie chciała wydać się mu wścibska. W pewnym momencie chłopak chwycił jej nadgarstek powodując, że dziewczyna zatrzymała się o mało nie wpadając w zaspę śniegu. Niemiec chwycił Polkę w talii powodując, że dziewczyna czuła się zdecydowanie pewniej.
-Podobasz się Hayboeck'owi. - wypalił jak z procy. Dziewczyna prawie zakrztusiła się powietrzem. Widziała w oczach przyjaciela pewność swoich słów. -Ale wiem, że już raz coś takiego słyszałaś i się zawiodłaś. - dodał naciągając głębiej czapkę, która znajdowała się na głowie szatynki. Czekał na jej reakcję.
-Dzięki, że mogę na ciebie liczyć Wellinger. W sumie zazdroszczę dziewczynie, która podbije twoje serce. - odpowiedziała przytulając się do niego.
sobota, 16 sierpnia 2014
16.~ Litości kobieto !
Turniej Czterech Skoczni w tym roku przyniósł wiele niespodzianek. Jedną z nich był bardzo dobry moim zdaniem debiut Kuby jako trenera. Polacy spisali się na medal. Kamil zajął trzecie miejsce w turnieju, Piotrek piąte, Maciek ósme, Dawid jedenaste. A zwycięscy nigdy chyba bym takiego nie obstawiła. Simon Ammann najlepszy skoczek w historii (a Gregor łudzi się, że to on jest najlepszy. Niech się łudzi.). Widać było po nim, że bardzo mu na tym trofeum zależało. Ma wszystko może odchodzić na sportową emeryturę. Ale mam jakieś dziwne wrażenie, że jednak tak łatwo nie odpuści. No najlepsze jest to, że mamy trzy dni wolnego. Mamy prostując oni mają. Ja niestety muszę się "opiekować" lekkomyślnym blondynem zwanym inaczej Michael Hayboeck. Stanęłam przed drzwiami jego mieszkania i zapukałam w drzwi.
-Otwarte! - krzyknął zachrypniętym głosem. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
-Jednak szanowny pan skoczek żyje? - zapytałam od samego progu jego mieszkania. Zdjęłam kurtkę i kozaki i weszłam do pokoju, w którym leżał skoczek. - Dwa dni nie dawałeś znaku życia już w mojej głowie zaczynała świtać nadzieja, że umarłeś. - dodałam żartobliwie kładąc torbę na fotelu stojącym w kącie pokoju. Ale najwyraźniej Michael nie podzielał mojego entuzjazmu.
-Litości kobieto. - mruknął i okrył kołdrą swoją głowę. Oczywiście najlepiej jest schować nos pod pierzyną i udać, że nikt nie istnieje.
-Mówiłam ci już kiedyś Hayboeck, że jesteś idiotą? - spytałam. A moje pytanie musiało go strasznie zaciekawić bo wystawił swój szanowny nos spod czarnej kołdry. Udałam, że zastanawiam się nad zadanym wcześniej pytaniem. - Tak już sobie przypominam kilkaset razy. Na dworze jest minus piętnaście stopni a ty w nocy siedzisz na tarasie jedynie w lekkiej bluzie. Tak to kretyni się tylko zachowują. - skwitowałam uderzając go lekko w rozpalone czoło.
-Dobra oszczędź sobie tych kazań. Byłem zestresowany. - odpowiedział grzecznie masując miejsce w które go wcześniej uderzyłam.
-Akurat to nie jest żadnym wytłumaczeniem. Masz coś w lodówce? - spytałam na co on jedynie chrząknął. No okey tego to można było się spodziewać oni to nigdy w tych lodówkach nie mają. W domu syf ale im to przecież nie przeszkadza. Ich problem w sensie, że jego.
-Aha zrozumiałam. Masz szczęście, że ugotowałam ci rosół, powinien ci trochę pomóc. - mówię wyciągając z torby pojemnik zapełniony rosołem z kurczaka z kluskami. To chyba jedyna zupa, która nikomu nie potrafi zaszkodzić.
-Ty umiesz gotować? - spytał Michi nie kryjąc swojego zdziwienia. No ja was bardzo przepraszam, to nie moja wina, że raz mi się coś przypaliło.
-A co w tym takiego dziwnego? Co to twoim zdaniem tylko Schlieri może być jedynym w tym gronie potrafiącym coś ugotować? - spytałam wchodząc do pokoju z talerzem nad którym unosiłam się para wodna.
-Dobra nic nie mówiłem. - mruknął unosząc ręce w geście poddania się.
-Jak to zjesz to dam ci lekarstwa. Trzy może cztery dni i po chorobie nie będzie żadnego śladu. Niestety Tauplitz musisz sobie odpuścić Hayboeck. A i muszę cię zmartwić magister w aptece powiedział, że zapas leków na głupotę niestety właśnie mu się skończył. - na moje słowa Hayboeck jedynie przewrócił teatralnie oczami i zaczął jeść gorącą zupę.
-Nie jest taki zły ten twój rosół. - powiedział, oblizując łyżkę i biorąc kolejną porcję.
-Jeśli miał być to komplement to nietrafiony. - odpowiadam siadając na fotelu stojącym obok łóżka blondyna.
-Kobieto błagam zlituj się nade mną! - powiedział zanosząc się udawanym oczywiście płaczem.
-Dobra jedź i skończ marudzić. Chcesz wyzdrowieć? - spytałam grożąc mu palcem przed nosem.
-No chcę. - odpowiedział odstawiając na małą szafkę nocną pustą zieloną miskę.
-No to żryj ten zakochany rosół i weź leki. - warknęłam. No bo ile można się z nim droczyć. Facet ma dobrze po dwudziestce a zachowuje się jak pięcioletni chłopczyk.
-Dobra nie bulwersuj się tak. Mam wyzdrowieć a nie zachorować przy okazji psychicznie. - wymruczał kładąc swoją blond czuprynę na poduszce.
-Zamkniesz się? - pytam siadając głębiej w białym fotelu.
-A to było pytanie, prośba czy może rozkaz? - pyta podpierając głowę na ramieniu.
-A chcesz, żebym cię przypadkiem otruła? - pytam zakładając nogę na nogę.
-Propozycja, groźba czy może stwierdzenie? - pyta uśmiechając się sztucznie i ukazując rząd swoich białych zębów.
-Schlierenzauer zapewne da się namówić na współudział. - opieram rękę na zagłówku fotela i drapie się po brodzie. Widzę jak mój towarzysz przybiera minę przestraszonego. Cel osiągnięty
-Dobra zaczynam się bać. Jeśli to było z góry zaplanowane to właśnie udało Ci się zmusić mnie do zamknięcia jadaczki. - bełkocze i znów jego głowa opada na białą poduszkę.
-Widzisz a mówią, że groźbą nie można nic wskórać. - stwierdzam uśmiechając się lekko i biorąc z szafki leżącą na niej książkę.
-Obrażam się. - mówiąc to odwraca się do mnie tyłkiem. Ej a jego to w szkole nie uczyli, że to nie kulturalne? No maniery jednak jakieś to jednak obowiązują każdego nawet skoczka.
-To się obrażaj myślisz, że mi zależy. Nie licz, że będę cię prosić o wybaczenie. I jedź ten rosół baranie. - mówię bez żadnego entuzjazmu. On po chwili odwraca się znów w moją stronę z tym swoim idiotycznym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
-Dobra, dobra tylko nie truj. - powiedział pod nosem.
-Ja truję? - spytałam podnosząc się z fotela i stając kilka centymetrów od jego łóżka z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
-No wiesz ja jedynie stwierdzam fakty. - skwitował.
-Chcesz jeszcze tego zakichanego Gregorskiego rosołu? - spytałam w złości nie słysząc co powiedziałam. Dopiero gdy na jego twarzy narysował się ten głupi uśmieszek doszłam do wniosku co tak naprawdę powiedziałam.
-Mam cię! - krzyknął siadając na łóżku i wlepiając we mnie ten swój głupi wzrok.
-Zabawne. Masz mnie a teraz łykaj te leki i idź spać! - wrzasnęłam tupiąc nogą jak małe dziecko.
-Tak jest pani doktor. - odpowiedział salutując mi. Co ja jestem wojskowy czy co?
-No i to to ja rozumiem. - mówię zakładając torbę na ramię i opuszczając pokój. - Jutro przyjdą Morgi i Schlierie! - krzyczę zamykając za sobą drzwi i opuszczając blok, w którym mieszkał blondyn.
*
-Cześć mogę? - spytała stojąca w moich drzwiach Sandra z butelką czerwonego wina.
-Jasne. - odpowiadam otwierając szerzej drzwi i wpuszczając ją do środka. Ta blondynka jest taką moją bratnią można powiedzieć duszą. No i oczywiście w końcu jej udało się trochę usidlić naszego gwiazdora.
-Słyszałam, że Michael wam się rozchorował. - powiedziała stawiając na szafce w kuchni butelkę i siadając na stołku przy barze.
-Tak jak jest lekko myślny no to niech teraz leży w łóżku i łyka prochy. - stwierdziłam siadając na wyspie na środku kuchni.
-Też mi Gregor coś wspominał. - mruknęła nalewając czerwonego trunku do kieliszka.
-Ten twój Gregor to straszna papla się ostatnio zrobiła. - bąknęłam. Na co ona jedynie spiorunowała mnie wzrokiem i zanurzyła swoje wargi w alkoholu.
-Dobra, dobra a co cię z nim łączy? - spytała odstawiając kieliszek na bok i uważnie mnie obserwując. Czułam się jak osaczona. Matko co ja jej takiego zrobiłam?
-Z kim? - spytałam bo z tego co zrozumiałam to miała na myśli chyba Gregora.
-No z Michim. - odpowiedziała podpierając łokcie na blacie i podpierając dłonie o brodę.
-Tobie związek ze Schlierenzauerem to naprawdę chyba na niekorzyść działa. - powiedziałam na co ona prycha.
-Nie chcesz to nie mów ja tam wiem swoje. - mówi.
-Ale między mną a Hayboeckiem nie ma i nigdy nic nie było. - mówię lekko podnosząc głos. Na co Sandra jedynie się do mnie lekko i tajemniczo uśmiecha. Czy im wszystkim na rozum już padło?
-Dobra, dobra jeszcze zobaczymy. - mruczy pod nosem i opróżnia kieliszek. Ja kiedyś zwariuję. Na serio zwariuję z nimi.
-Otwarte! - krzyknął zachrypniętym głosem. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
-Jednak szanowny pan skoczek żyje? - zapytałam od samego progu jego mieszkania. Zdjęłam kurtkę i kozaki i weszłam do pokoju, w którym leżał skoczek. - Dwa dni nie dawałeś znaku życia już w mojej głowie zaczynała świtać nadzieja, że umarłeś. - dodałam żartobliwie kładąc torbę na fotelu stojącym w kącie pokoju. Ale najwyraźniej Michael nie podzielał mojego entuzjazmu.
-Litości kobieto. - mruknął i okrył kołdrą swoją głowę. Oczywiście najlepiej jest schować nos pod pierzyną i udać, że nikt nie istnieje.
-Mówiłam ci już kiedyś Hayboeck, że jesteś idiotą? - spytałam. A moje pytanie musiało go strasznie zaciekawić bo wystawił swój szanowny nos spod czarnej kołdry. Udałam, że zastanawiam się nad zadanym wcześniej pytaniem. - Tak już sobie przypominam kilkaset razy. Na dworze jest minus piętnaście stopni a ty w nocy siedzisz na tarasie jedynie w lekkiej bluzie. Tak to kretyni się tylko zachowują. - skwitowałam uderzając go lekko w rozpalone czoło.
-Dobra oszczędź sobie tych kazań. Byłem zestresowany. - odpowiedział grzecznie masując miejsce w które go wcześniej uderzyłam.
-Akurat to nie jest żadnym wytłumaczeniem. Masz coś w lodówce? - spytałam na co on jedynie chrząknął. No okey tego to można było się spodziewać oni to nigdy w tych lodówkach nie mają. W domu syf ale im to przecież nie przeszkadza. Ich problem w sensie, że jego.
-Aha zrozumiałam. Masz szczęście, że ugotowałam ci rosół, powinien ci trochę pomóc. - mówię wyciągając z torby pojemnik zapełniony rosołem z kurczaka z kluskami. To chyba jedyna zupa, która nikomu nie potrafi zaszkodzić.
-Ty umiesz gotować? - spytał Michi nie kryjąc swojego zdziwienia. No ja was bardzo przepraszam, to nie moja wina, że raz mi się coś przypaliło.
-A co w tym takiego dziwnego? Co to twoim zdaniem tylko Schlieri może być jedynym w tym gronie potrafiącym coś ugotować? - spytałam wchodząc do pokoju z talerzem nad którym unosiłam się para wodna.
-Dobra nic nie mówiłem. - mruknął unosząc ręce w geście poddania się.
-Jak to zjesz to dam ci lekarstwa. Trzy może cztery dni i po chorobie nie będzie żadnego śladu. Niestety Tauplitz musisz sobie odpuścić Hayboeck. A i muszę cię zmartwić magister w aptece powiedział, że zapas leków na głupotę niestety właśnie mu się skończył. - na moje słowa Hayboeck jedynie przewrócił teatralnie oczami i zaczął jeść gorącą zupę.
-Nie jest taki zły ten twój rosół. - powiedział, oblizując łyżkę i biorąc kolejną porcję.
-Jeśli miał być to komplement to nietrafiony. - odpowiadam siadając na fotelu stojącym obok łóżka blondyna.
-Kobieto błagam zlituj się nade mną! - powiedział zanosząc się udawanym oczywiście płaczem.
-Dobra jedź i skończ marudzić. Chcesz wyzdrowieć? - spytałam grożąc mu palcem przed nosem.
-No chcę. - odpowiedział odstawiając na małą szafkę nocną pustą zieloną miskę.
-No to żryj ten zakochany rosół i weź leki. - warknęłam. No bo ile można się z nim droczyć. Facet ma dobrze po dwudziestce a zachowuje się jak pięcioletni chłopczyk.
-Dobra nie bulwersuj się tak. Mam wyzdrowieć a nie zachorować przy okazji psychicznie. - wymruczał kładąc swoją blond czuprynę na poduszce.
-Zamkniesz się? - pytam siadając głębiej w białym fotelu.
-A to było pytanie, prośba czy może rozkaz? - pyta podpierając głowę na ramieniu.
-A chcesz, żebym cię przypadkiem otruła? - pytam zakładając nogę na nogę.
-Propozycja, groźba czy może stwierdzenie? - pyta uśmiechając się sztucznie i ukazując rząd swoich białych zębów.
-Schlierenzauer zapewne da się namówić na współudział. - opieram rękę na zagłówku fotela i drapie się po brodzie. Widzę jak mój towarzysz przybiera minę przestraszonego. Cel osiągnięty
-Dobra zaczynam się bać. Jeśli to było z góry zaplanowane to właśnie udało Ci się zmusić mnie do zamknięcia jadaczki. - bełkocze i znów jego głowa opada na białą poduszkę.
-Widzisz a mówią, że groźbą nie można nic wskórać. - stwierdzam uśmiechając się lekko i biorąc z szafki leżącą na niej książkę.
-Obrażam się. - mówiąc to odwraca się do mnie tyłkiem. Ej a jego to w szkole nie uczyli, że to nie kulturalne? No maniery jednak jakieś to jednak obowiązują każdego nawet skoczka.
-To się obrażaj myślisz, że mi zależy. Nie licz, że będę cię prosić o wybaczenie. I jedź ten rosół baranie. - mówię bez żadnego entuzjazmu. On po chwili odwraca się znów w moją stronę z tym swoim idiotycznym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
-Dobra, dobra tylko nie truj. - powiedział pod nosem.
-Ja truję? - spytałam podnosząc się z fotela i stając kilka centymetrów od jego łóżka z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
-No wiesz ja jedynie stwierdzam fakty. - skwitował.
-Chcesz jeszcze tego zakichanego Gregorskiego rosołu? - spytałam w złości nie słysząc co powiedziałam. Dopiero gdy na jego twarzy narysował się ten głupi uśmieszek doszłam do wniosku co tak naprawdę powiedziałam.
-Mam cię! - krzyknął siadając na łóżku i wlepiając we mnie ten swój głupi wzrok.
-Zabawne. Masz mnie a teraz łykaj te leki i idź spać! - wrzasnęłam tupiąc nogą jak małe dziecko.
-Tak jest pani doktor. - odpowiedział salutując mi. Co ja jestem wojskowy czy co?
-No i to to ja rozumiem. - mówię zakładając torbę na ramię i opuszczając pokój. - Jutro przyjdą Morgi i Schlierie! - krzyczę zamykając za sobą drzwi i opuszczając blok, w którym mieszkał blondyn.
*
-Cześć mogę? - spytała stojąca w moich drzwiach Sandra z butelką czerwonego wina.
-Jasne. - odpowiadam otwierając szerzej drzwi i wpuszczając ją do środka. Ta blondynka jest taką moją bratnią można powiedzieć duszą. No i oczywiście w końcu jej udało się trochę usidlić naszego gwiazdora.
-Słyszałam, że Michael wam się rozchorował. - powiedziała stawiając na szafce w kuchni butelkę i siadając na stołku przy barze.
-Tak jak jest lekko myślny no to niech teraz leży w łóżku i łyka prochy. - stwierdziłam siadając na wyspie na środku kuchni.
-Też mi Gregor coś wspominał. - mruknęła nalewając czerwonego trunku do kieliszka.
-Ten twój Gregor to straszna papla się ostatnio zrobiła. - bąknęłam. Na co ona jedynie spiorunowała mnie wzrokiem i zanurzyła swoje wargi w alkoholu.
-Dobra, dobra a co cię z nim łączy? - spytała odstawiając kieliszek na bok i uważnie mnie obserwując. Czułam się jak osaczona. Matko co ja jej takiego zrobiłam?
-Z kim? - spytałam bo z tego co zrozumiałam to miała na myśli chyba Gregora.
-No z Michim. - odpowiedziała podpierając łokcie na blacie i podpierając dłonie o brodę.
-Tobie związek ze Schlierenzauerem to naprawdę chyba na niekorzyść działa. - powiedziałam na co ona prycha.
-Nie chcesz to nie mów ja tam wiem swoje. - mówi.
-Ale między mną a Hayboeckiem nie ma i nigdy nic nie było. - mówię lekko podnosząc głos. Na co Sandra jedynie się do mnie lekko i tajemniczo uśmiecha. Czy im wszystkim na rozum już padło?
-Dobra, dobra jeszcze zobaczymy. - mruczy pod nosem i opróżnia kieliszek. Ja kiedyś zwariuję. Na serio zwariuję z nimi.
__________
rozdział numer 16 ukazuję się przed wami.
Czekam na wasze opinie i do następnego.
Pozdrawiam was bardzo gorąco.
czwartek, 14 sierpnia 2014
15. ~ Laura powiedz coś temu cymbałowi bo jak nie to go uduszę.
Oberstdorf... Turniej Czterech Skoczni...
28 grudzień...
Narrator...
-Głucha jesteś fretko ruszaj tą swoją szanowną dupę nie jesteś tu sam. - bąknął stojący obok dziewczyny wysoki blondyn. Po czym zaczął walić pięściami w drzwi prowadzące do łazienki.
-Nie bulwersujcie się tak jeszcze pięć minut. - odpowiedział nakładając na włosy żel stojący na małej toaletce w kącie małego pomieszczenia.
-Tak, słyszymy to już dobrą godzinę. Wyłaź już! - wrzasnął Morgenstern.
-Zaraz. - odpowiedział mu blondyn jedynie uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze.
-Wyłaź bo inaczej zrobię ci coś z nartami i będziesz szorował bulę swoją tłustą dupą! - wrzasnęła szatynka na co drzwi łazienki się otworzyły a stojąca przed nimi trójka wbiegła do pomieszczenia. Gregor jedynie zaśmiał się pod nosem i oparł się o filar tak aby widzieć to co stanie się za kilka minut.
-Won! - wrzasnęła szatynka wypychając dwóch chłopaków z łazienki. Na twarzy opierającego się o filar pojawił się szeroki uśmiech.
*
-Ej słyszeliście, że Polacy mają nowego trenera? - spytał wbiegający do stołówki Fetner. Wszyscy siedzący w pomieszczeniu uważnie się mu przyjrzeli i wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami i utkwili wzrok w zajętej jedzeniem szatynce.
-Serio?- spytał Morgenstern, odstawiając na stół pustą filiżankę. Szatynka pokiwała z aprobatą głową i wróciła do konsumowania śniadania, które bardzo jej smakowało.
-No to jestem ciekaw jak im pójdzie. - powiedział Schlierenzauer i nałożył sobie do miski płatków kukurydzianych. Gdy nagle obok stołu przy którym siedzieli pojawiło się dwóch Polskich skoczków.
-Laura powiedz coś temu cymbałowi bo jak nie to go uduszę. - warknął młodszy z braci Kotów pochylając się nad swoją kuzynką. Szatynka spojrzała znad miski z owsianką po czym z powrotem zanurzyła wzrok w swoim śniadaniu.
-A co ja mogę? - spytała błądząc metalową łyżką po kremowej mazi.
-No dużo. Tylko ciebie ten baran posłucha. - bąknął Maciej siadając na wolnym miejscu obok Górskiej.
-Ty się wyrażaj bo rozmawiasz z trenerem. A jak ci się nie podoba to fora ze dwora. - mruknął Jakub zakładając ręce na biodra i z ironicznym uśmieszkiem spoglądając na zdenerwowanego młodszego brata.
-No Mańka i co ja mam zrobić? - spytał dziewczyny robiąc minę zbitego psa. Dziewczyna jedynie poklepała go po ramieniu i uśmiechnęła się sztucznie.
-Robić co każe. - wyszeptała mu do ucha na co on jedynie spiorunował ją wzrokiem. Dziewczyna wzruszyła ramionami a chłopak z hukiem odsunął krzesło i opuścił hotelową restaurację.
-No i widzisz i jak ja tu mam pracować? - spytał opuszczając teatralnie głowę i wychodząc z pomieszczenia. Laura spoglądając na odchodzącego od ich stolika kuzyna uśmiechała się jedynie. Wiedziała z góry, że tak będzie wyglądała współpraca na linii skoczek - trener.
-To Kuba jest nowym trenerem Polski? - spytał niepewnie Hayboeck.
-Jedynie na Turniej Czterech Skoczni. - odpowiedziała.
*
-Chcesz? - spytał blondyn stając obok przeskakującej z nogi na nogę dziewczyny. Szatynka uśmiechnęła się lekko do przyjaciela i odebrała od niego kubek z gorącą herbatą.
-Słuchaj chciałem Cię przeprosić za przykrości które ci sprawiłem. - powiedział upijając łyk brązowego, gorącego trunku. Szatynka przyglądała się chłopakowi ze zdziwieniem. W blondynie miała oparcie w każdej sytuacji i nigdy nie powiedziałaby, że sprawił jej przykrość.
-Ale ty mi żadnej przykrości nie sprawiłeś. - odpowiedziała składając na policzku chłopaka przelotnego całusa. On na jej gest jedynie uśmiechnął się nie znacznie. - To co miś na zgodę? - spytała. Chłopak udał, że się zastanawia po czym wyciągnął w jej kierunku ręce i przytulił się do szatynki. Trwali tak w tym przyjemnym geście dokąd obok nich nie pojawił się Gregor Schlierenzauer.
-Dobra gołąbeczki nie chcę wam przeszkadzać, ale zaraz konkurs się zacznie. - powiedział stając i łapiąc się pod boki. Szatynka zlustrowała uważnie intruza po czym wypięła mu język.
-Tak dlaczego mnie ten miły gest nie dziwi? - spytał sam siebie. - Dobra na czułości będzie czas później. Hayboeck ja cię nie będę przed Heinzem tłumaczył. Rusz tą swoją dupę i na górę. - wypowiedział swoje słowa bardzo energicznie. Na jego słowa blondyn stojący obok szatynki uśmiechnął się do niej blado po czym udał się na wskazane wcześniej przez przyjaciela miejsce.
-Widzę, że coś między wami jest. - powiedział prosto z mostu Austriak co wywołało u dziewczyny wielkie zdziwienie.
-Co? - spytała nie dowierzając słowom, które padły z ust jej przyjaciela.
-To, że ślepy jeszcze nie jestem i dobrze widzę chemię między wami. - odpowiedział uśmiechając się do dziewczyny.
-Tak nie wiem co ty tam sobie w tej główce utworzyłeś ale niestety jesteś w błędzie. - powiedziała wymijając chłopaka i udając się do domku Austrii.
-Zobaczymy, jeszcze zobaczymy. - wymamrotał po czym udał się na wierzę skoczni w Oberstdorfie.
_________
Piętnastka strasznie krótka i jestem tym zawiedziona. :-(
Dziękuję za wszystkie komentarze pod postami.
PS. Zbliżamy się już do końca losów Laury Górskiej (przewiduję jeszcze pięć rozdziałów) ale zaraz po epilogu pojawi się prolog historii dwóch przyjaciółek. Ale nie chcę nic zdradzać.
Pozdrawiam gorąco i do następnego.
niedziela, 10 sierpnia 2014
14.~ Ale ty robisz najlepszą kawę pod słońcem.
Święta Bożego Narodzenia jak dla mnie spoko. W końcu mogę sobie odpocząć od tych Austriackich dzieci. No ale za to na moje nieszczęście muszę siedzieć w jednym pomieszczeniu z Maćkiem i Kubusiem. W sumie to się już przyzwyczaiłam. No właśnie wracając do świąt to razem z ciocią Małgorzatą przygotowywałyśmy barszcz i te wszystkie inne wigilijne przysmaki gdy do domu weszli oczywiście Maciek, Kuba i wujek Rafał z piękną żywą choinką. Nie no z nimi święta Bożego Narodzenia zawsze są takie gdy były jeszcze gdy żyli moi rodzice. Traktowałam rodziców chłopaków jak własnych. Cieszyłam się bo wiedziałam, że są szczęśliwi tam gdzie są.
-Weź się Maniek odsuń bo zaraz będziesz zbierał swoją szanowną buźkę ze śniegu. - no i się zaczyna. Spokój to był ja wiem jakieś dwie godziny. Ciocia stojąca obok mnie jedynie wzięła głęboki oddech i podreptała jak na panią domu przystało. Ta kobieta lubi wyzwania, zawsze ją podziwiałam i będę podziwiać.
-Uspokójcie się chociaż dziś. - powiedziała opanowując i tak już nadszarpnięte nerwy.
-Oj kochana mamuniu nie ma co się denerwować tego jakże pięknego dnia. - odpowiedział starszy z Kotów. Wujek Rafał dokładnie im się przyglądał. Wydawało mi się, że robi to z taką ciekawością jakby co najmniej oglądał mecz piłki nożnej. Zazdrościłam im wielu rzeczy a już najbardziej siostry mojej mamy. Była dokładnie tak jak ona. Ale niestety nie była nią.
-Ty się nie podlizuj bo i tak cały czas moim zdaniem najmilszym dzieckiem w tym gronie jest Laura. - powiedziała podchodząc do mnie i mocno mnie do siebie przytulając. Widziałam ogniki w oczach moich kochanych braciszków. Co poradzę ciocia zawsze chciała mieć córkę nie moja wina, że trafiło jej się dwóch "sympatycznych" skoczków. Po chwili rodzinnych czułości wróciłam do kuchni i postanowiłam dokończyć pieczenie mojego ciasta. Osobiście za słodyczami na co dzień nie przepadam. No chyba że mam doła lub ewentualnie są od Kristiny. Tak taki mój minus. Nie dziwcie się dlaczego jestem jaka jestem. Nic na to nie poradzę, że lubię sobie dobrze zjeść. Zawsze Maciejka uważał mnie za kompana do żarcia. Taka już nasza polska natura.
-Daj mi kobieto coś do picia. - obok mnie stanął Maniek zdejmując ze swojej szyi szalik od babci. Na jego policzkach malowały się czerwone motywy zapewne od zimna. Tak w tym roku na mróz za oknem narzekać nie można było. A i śnieg jak nigdy również dopisał.
-Co rączek nie masz, sam sobie możesz wziąć. - odpowiedziałam chowając do rozgrzanego piekarnika jabłecznik. Jedyne ciasto, które wszyscy skoczkowie uwielbiają. Na wszelki wypadek zrobiłam dwa, wiedziałam że na mistrzostwach Polski czymś się w końcu najeść trzeba.
-Ale ty robisz najlepszą kawę pod słońcem. - powiedział z tym swoim idiotycznym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
-Wiesz gdyby nie to, że jesteśmy rodziną może i wyraziłabym chęć randki. Niestety to jest zabronione. - mruknęłam uderzając go lekko w ramię i udając się do szafki po kubek dla zmarzniętego domownika.
-Propozycja kusząca ale niestety nie do realizacji choć mam dziwne wrażenie, że za tak karygodny czyn to by mnie Austriacy samym wzrokiem dobili. - powiedział kąśliwie przy okazji uśmiechając się ironicznie. On to jest dopiero dziwny, za każdym razem gdy o czymś rozmawiamy musi dorzucić Austriaków. Ja nie wiem zabujał się w nich czy co?
-Oj ogarnął byś te swoje dziwne myśli i poszedł pomóc Kubie bo męczy się z tą choinką. Tak jak rok temu Kamil z Piotrkiem gdy nie chciał wstać od stołu w sylwestra. - powiedziałam uśmiechając się na samo wspomnienia ostatniego dnia zeszłego roku. Tak Sylwestry w ich wydaniu były nie lada wyzwaniem dla normalnego człowieka. No bo chyba każdy człowiek na tym świecie wie, że skoczek to jednak nie jest normalnym człowiekiem.
-Idę, idę tylko pamiętaj o mojej kawie. - powiedział przekraczając próg kuchni. Nalałam do czajnika wody i postawiłam ją na zapalonym chwilę wcześniej gazie. Dochodziła już trzecia po południu a wszystko co potrzebne na wieczorną kolację znajdowało się w lodówce czy ewentualnie spiżarni. Wyrzuciłam do kosza puste opakowanie po kawie i usiadłam na wyspie. Sama nie wiem czemu ale bardzo lubiłam wykonywać takową czynność. Może udzieliło mi się od Kuby, który bardzo lubił owe siedlisko bakterii.
-Młoda Maniek mówił, że kawę robisz załapię się? - spytał zaglądający do pokoju Jakub. Ja jedynie pokiwałam mu na potwierdzenie głową i kuzynka nie było już w kuchni. Szalone to jak mało kto. Tylko by jakieś idiotyzmy wymyślali a później główkowali jakby się z tego wyplątać. Moje jakże inteligentne rozważania przerwał dźwięk mojego telefonu. Niechętnie sięgnęłam do kieszeni czarnych dresów i wyjęłam biały smartphone. Na wyświetlaczu widniał napis 'Morgi'. Przycisnęłam zieloną słuchawkę a w aparacie usłyszałam głos jednego z bardziej lubionych skoczków z ich kadry.
-Wesołych Świąt pani doktor. - powiedział. W tle słychać było głośne krzyki i odgłos tłuczonego szkła.
-Co się tam dzieję? - spytałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
-A Kistina spiera się o coś z Glorią i Leą. - odpowiedział. O czyli rodzinne święta trio Morgenstern - Schlierenzauer - Hayboeck. Ciekawe.
-Aha no ja również życzę ci Wesołych Świąt Bożego Narodzenia Morgenstern. - powiedziałam gdy to obok mnie zasiadł z szerokim uśmiechem na twarzy Maciek.
-O dziękuję, dziękuję. Co tam u twoich kochanych braciszków? - spytał. Jakby wyczuł, że nie jestem sama i że jeden z nich siedzi obok mnie.
-Świetnie nawet dostałam zaproszenie od jednego na sylwestra. - odpowiedziałam widząc na twarzy Maciejki uśmiech.
-U czyli w nowy rok rozumiem, że będziesz leczyć kaca. - powiedział śmiejąc się ze swoich słów.
-Bardzo prawdopodobne po nich nigdy niczego nie można się spodziewać. - odpowiedziałam śmiejąc się z min, które w moim kierunku słał rozbawiony Maniek.
-Dobra pozdrów od nas wszystkich skoczków Polskich. Musze kończyć ba zaraz dziewczyny się pozabijają. - powiedział i po chwili w słuchawce rozległ się sygnał zerwanego połączenia.
-To co z moją kawą? - pyta Maciek obejmując mnie ramieniem. Ja patrze na niego uważnie, teatralnie przewracam oczami i zeskakuję z wyspy.
-Już się robi rumieńcu. - odpowiadam zalewając wnętrze dwóch kubków stojących na stole w kuchni. Brunet podszedł do mnie i stanął obok mnie.
-Dziękuje siostrzyczko. - powiedział chwytając kubek z gorącą kawą i całując mnie w policzek. Jestem im wdzięczna za wszystko co dla mnie robią.
***
Jak co roku w wigilię razem z Kubą i Maćkiem chodzimy na cmentarz. Odwiedzamy naszych dziadków i od dwóch lat moich rodziców. Mam wrażenie, że oni nigdy mnie nie opuścili. Czuję, że są obok choć wiem, że to dziwnie brzmi. Ale co poradzę tak już mam.
-Boże jaki ziąb. - mruknął dmuchając w swoje ręce Maciek. No nie moja wina, że zapomniał wziąć czegoś takiego co się rękawiczki nazywa. A wmawia mi, że to ja ciągle bujam w obłokach.
-Było się cieplej ubrać a nie teraz zrzędzić. - powiedział Kuba stawiając na pomniku czerwony znicz. W ich towarzystwie nie można było się nudzić. Takie pojęcie jak cisza to w ich słowniku w ogóle nie istnieje. Ale rodziny jak to mówią w sumie się nie wybiera.
-Wiesz co jesteś gorszy niż nasza mama. - odpowiedział udając obrażonego i patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
-Dobra wracajmy. - powiedziałam trącając lekko ramię Kuby, który cały czas wgapiał swój wzrok w portrety znajdujące się nagrobku. Cmentarz znajdował się od domu rodziny Kotów jakieś dwa kilometry drogi. Szliśmy opowiadając sobie różne dziwne historie. Oni mi a ja im. Aż w końcu Jakub oznajmił nam nie wiarygodnie ciekawą wiadomość.
-Zastępuje Kruczka na Turnieju Czterech Skoczni. - powiedział. Maciek, który miał w ustach gorącą czekoladę kupioną w pobliskiej kawiarni wypluł ją w śnieg. Miałam szczęście, że powstrzymałam się od takiego kroku jakiego dokonał niższy z brunetów.
-Że co? - spytał dość zdziwiony Maciek.
-No to, że ma jakieś sprawy rodzinne i nie będzie mógł. A że i tak zawsze to ze mną się konsultuję postanowił dać mi swojego rodzaju szansę. Oczywiście będę miał do dyspozycji Maciuszka i Mateję. - odpowiedział mu energicznie gestykulując mu rękami. Tak jakby chciał mu coś narysować w powietrzu.
-To wiesz co chyba specjalnie będę mylić domki, żeby się z tobą zobaczyć. - stwierdziłam upijając łyk gorącej czekolady.
-A nie mam nic przeciwko. Przynajmniej będę miał miłe towarzystwo. - powiedział udając, że Maćka z nami praktycznie nie ma.
-Dobra, dobra ty mnie nie ignoruj. - dodał po chwili Maciek wrzucając do pobliskiego kosza na śmieci zgnieciony papierowy kubek.
-Ja ciebie przecież nawet bym nie śmiał. - powiedział wybuchając śmiechem. Zapowiada się ciekawy Turniej. I nie powiem mam dziwne wrażenie, że wygra ktoś całkiem nie spodziewanie.
***
-Życzę ci kochana wszystkiego co najlepsze. Wiem, że pracę już masz i lepszej ci nie potrzeba więc życzę ci sukcesów w niej. No i żebyś u nas częściej bywała. - powiedziała ciocia całując mnie w obydwa policzki. Zawsze lubiłam tą część Wigilii sama nie wiem właściwie dlaczego.
-Ja cioci życzę aby wszystkie marzenia się cioci spełniły. Bo męża i synów to ciocia ma niesamowitych. - odpowiedziałam nadstawiając jej mój kawałek białego opłatka. Ona oderwała odrobinę i udała się do stojących pod choinką braci.
-Laura niech spełni się wszystko o czym marzysz. - powiedział wujek podając mi kawałek opłatka. Ja jedynie urwałam kawałek i odpowiedziałam identyczne życzenie co on chwilę wcześniej. Zostało mi jedynie złożenie życzeń moim dwóm rycerzom.
-No to co chłopcy sukcesów w pracy. - mówię uśmiechając się do nich szeroko. Oni jedynie spojrzeli na siebie porozumiewawczo i po chwili stałam w objęciach obydwóch uroczych braci.
-Nawzajem! - krzyknęli równocześnie i zaczęli się śmiać a ja razem z nimi.
-Weź się Maniek odsuń bo zaraz będziesz zbierał swoją szanowną buźkę ze śniegu. - no i się zaczyna. Spokój to był ja wiem jakieś dwie godziny. Ciocia stojąca obok mnie jedynie wzięła głęboki oddech i podreptała jak na panią domu przystało. Ta kobieta lubi wyzwania, zawsze ją podziwiałam i będę podziwiać.
-Uspokójcie się chociaż dziś. - powiedziała opanowując i tak już nadszarpnięte nerwy.
-Oj kochana mamuniu nie ma co się denerwować tego jakże pięknego dnia. - odpowiedział starszy z Kotów. Wujek Rafał dokładnie im się przyglądał. Wydawało mi się, że robi to z taką ciekawością jakby co najmniej oglądał mecz piłki nożnej. Zazdrościłam im wielu rzeczy a już najbardziej siostry mojej mamy. Była dokładnie tak jak ona. Ale niestety nie była nią.
-Ty się nie podlizuj bo i tak cały czas moim zdaniem najmilszym dzieckiem w tym gronie jest Laura. - powiedziała podchodząc do mnie i mocno mnie do siebie przytulając. Widziałam ogniki w oczach moich kochanych braciszków. Co poradzę ciocia zawsze chciała mieć córkę nie moja wina, że trafiło jej się dwóch "sympatycznych" skoczków. Po chwili rodzinnych czułości wróciłam do kuchni i postanowiłam dokończyć pieczenie mojego ciasta. Osobiście za słodyczami na co dzień nie przepadam. No chyba że mam doła lub ewentualnie są od Kristiny. Tak taki mój minus. Nie dziwcie się dlaczego jestem jaka jestem. Nic na to nie poradzę, że lubię sobie dobrze zjeść. Zawsze Maciejka uważał mnie za kompana do żarcia. Taka już nasza polska natura.
-Daj mi kobieto coś do picia. - obok mnie stanął Maniek zdejmując ze swojej szyi szalik od babci. Na jego policzkach malowały się czerwone motywy zapewne od zimna. Tak w tym roku na mróz za oknem narzekać nie można było. A i śnieg jak nigdy również dopisał.
-Co rączek nie masz, sam sobie możesz wziąć. - odpowiedziałam chowając do rozgrzanego piekarnika jabłecznik. Jedyne ciasto, które wszyscy skoczkowie uwielbiają. Na wszelki wypadek zrobiłam dwa, wiedziałam że na mistrzostwach Polski czymś się w końcu najeść trzeba.
-Ale ty robisz najlepszą kawę pod słońcem. - powiedział z tym swoim idiotycznym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
-Wiesz gdyby nie to, że jesteśmy rodziną może i wyraziłabym chęć randki. Niestety to jest zabronione. - mruknęłam uderzając go lekko w ramię i udając się do szafki po kubek dla zmarzniętego domownika.
-Propozycja kusząca ale niestety nie do realizacji choć mam dziwne wrażenie, że za tak karygodny czyn to by mnie Austriacy samym wzrokiem dobili. - powiedział kąśliwie przy okazji uśmiechając się ironicznie. On to jest dopiero dziwny, za każdym razem gdy o czymś rozmawiamy musi dorzucić Austriaków. Ja nie wiem zabujał się w nich czy co?
-Oj ogarnął byś te swoje dziwne myśli i poszedł pomóc Kubie bo męczy się z tą choinką. Tak jak rok temu Kamil z Piotrkiem gdy nie chciał wstać od stołu w sylwestra. - powiedziałam uśmiechając się na samo wspomnienia ostatniego dnia zeszłego roku. Tak Sylwestry w ich wydaniu były nie lada wyzwaniem dla normalnego człowieka. No bo chyba każdy człowiek na tym świecie wie, że skoczek to jednak nie jest normalnym człowiekiem.
-Idę, idę tylko pamiętaj o mojej kawie. - powiedział przekraczając próg kuchni. Nalałam do czajnika wody i postawiłam ją na zapalonym chwilę wcześniej gazie. Dochodziła już trzecia po południu a wszystko co potrzebne na wieczorną kolację znajdowało się w lodówce czy ewentualnie spiżarni. Wyrzuciłam do kosza puste opakowanie po kawie i usiadłam na wyspie. Sama nie wiem czemu ale bardzo lubiłam wykonywać takową czynność. Może udzieliło mi się od Kuby, który bardzo lubił owe siedlisko bakterii.
-Młoda Maniek mówił, że kawę robisz załapię się? - spytał zaglądający do pokoju Jakub. Ja jedynie pokiwałam mu na potwierdzenie głową i kuzynka nie było już w kuchni. Szalone to jak mało kto. Tylko by jakieś idiotyzmy wymyślali a później główkowali jakby się z tego wyplątać. Moje jakże inteligentne rozważania przerwał dźwięk mojego telefonu. Niechętnie sięgnęłam do kieszeni czarnych dresów i wyjęłam biały smartphone. Na wyświetlaczu widniał napis 'Morgi'. Przycisnęłam zieloną słuchawkę a w aparacie usłyszałam głos jednego z bardziej lubionych skoczków z ich kadry.
-Wesołych Świąt pani doktor. - powiedział. W tle słychać było głośne krzyki i odgłos tłuczonego szkła.
-Co się tam dzieję? - spytałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
-A Kistina spiera się o coś z Glorią i Leą. - odpowiedział. O czyli rodzinne święta trio Morgenstern - Schlierenzauer - Hayboeck. Ciekawe.
-Aha no ja również życzę ci Wesołych Świąt Bożego Narodzenia Morgenstern. - powiedziałam gdy to obok mnie zasiadł z szerokim uśmiechem na twarzy Maciek.
-O dziękuję, dziękuję. Co tam u twoich kochanych braciszków? - spytał. Jakby wyczuł, że nie jestem sama i że jeden z nich siedzi obok mnie.
-Świetnie nawet dostałam zaproszenie od jednego na sylwestra. - odpowiedziałam widząc na twarzy Maciejki uśmiech.
-U czyli w nowy rok rozumiem, że będziesz leczyć kaca. - powiedział śmiejąc się ze swoich słów.
-Bardzo prawdopodobne po nich nigdy niczego nie można się spodziewać. - odpowiedziałam śmiejąc się z min, które w moim kierunku słał rozbawiony Maniek.
-Dobra pozdrów od nas wszystkich skoczków Polskich. Musze kończyć ba zaraz dziewczyny się pozabijają. - powiedział i po chwili w słuchawce rozległ się sygnał zerwanego połączenia.
-To co z moją kawą? - pyta Maciek obejmując mnie ramieniem. Ja patrze na niego uważnie, teatralnie przewracam oczami i zeskakuję z wyspy.
-Już się robi rumieńcu. - odpowiadam zalewając wnętrze dwóch kubków stojących na stole w kuchni. Brunet podszedł do mnie i stanął obok mnie.
-Dziękuje siostrzyczko. - powiedział chwytając kubek z gorącą kawą i całując mnie w policzek. Jestem im wdzięczna za wszystko co dla mnie robią.
***
Jak co roku w wigilię razem z Kubą i Maćkiem chodzimy na cmentarz. Odwiedzamy naszych dziadków i od dwóch lat moich rodziców. Mam wrażenie, że oni nigdy mnie nie opuścili. Czuję, że są obok choć wiem, że to dziwnie brzmi. Ale co poradzę tak już mam.
-Boże jaki ziąb. - mruknął dmuchając w swoje ręce Maciek. No nie moja wina, że zapomniał wziąć czegoś takiego co się rękawiczki nazywa. A wmawia mi, że to ja ciągle bujam w obłokach.
-Było się cieplej ubrać a nie teraz zrzędzić. - powiedział Kuba stawiając na pomniku czerwony znicz. W ich towarzystwie nie można było się nudzić. Takie pojęcie jak cisza to w ich słowniku w ogóle nie istnieje. Ale rodziny jak to mówią w sumie się nie wybiera.
-Wiesz co jesteś gorszy niż nasza mama. - odpowiedział udając obrażonego i patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
-Dobra wracajmy. - powiedziałam trącając lekko ramię Kuby, który cały czas wgapiał swój wzrok w portrety znajdujące się nagrobku. Cmentarz znajdował się od domu rodziny Kotów jakieś dwa kilometry drogi. Szliśmy opowiadając sobie różne dziwne historie. Oni mi a ja im. Aż w końcu Jakub oznajmił nam nie wiarygodnie ciekawą wiadomość.
-Zastępuje Kruczka na Turnieju Czterech Skoczni. - powiedział. Maciek, który miał w ustach gorącą czekoladę kupioną w pobliskiej kawiarni wypluł ją w śnieg. Miałam szczęście, że powstrzymałam się od takiego kroku jakiego dokonał niższy z brunetów.
-Że co? - spytał dość zdziwiony Maciek.
-No to, że ma jakieś sprawy rodzinne i nie będzie mógł. A że i tak zawsze to ze mną się konsultuję postanowił dać mi swojego rodzaju szansę. Oczywiście będę miał do dyspozycji Maciuszka i Mateję. - odpowiedział mu energicznie gestykulując mu rękami. Tak jakby chciał mu coś narysować w powietrzu.
-To wiesz co chyba specjalnie będę mylić domki, żeby się z tobą zobaczyć. - stwierdziłam upijając łyk gorącej czekolady.
-A nie mam nic przeciwko. Przynajmniej będę miał miłe towarzystwo. - powiedział udając, że Maćka z nami praktycznie nie ma.
-Dobra, dobra ty mnie nie ignoruj. - dodał po chwili Maciek wrzucając do pobliskiego kosza na śmieci zgnieciony papierowy kubek.
-Ja ciebie przecież nawet bym nie śmiał. - powiedział wybuchając śmiechem. Zapowiada się ciekawy Turniej. I nie powiem mam dziwne wrażenie, że wygra ktoś całkiem nie spodziewanie.
***
-Życzę ci kochana wszystkiego co najlepsze. Wiem, że pracę już masz i lepszej ci nie potrzeba więc życzę ci sukcesów w niej. No i żebyś u nas częściej bywała. - powiedziała ciocia całując mnie w obydwa policzki. Zawsze lubiłam tą część Wigilii sama nie wiem właściwie dlaczego.
-Ja cioci życzę aby wszystkie marzenia się cioci spełniły. Bo męża i synów to ciocia ma niesamowitych. - odpowiedziałam nadstawiając jej mój kawałek białego opłatka. Ona oderwała odrobinę i udała się do stojących pod choinką braci.
-Laura niech spełni się wszystko o czym marzysz. - powiedział wujek podając mi kawałek opłatka. Ja jedynie urwałam kawałek i odpowiedziałam identyczne życzenie co on chwilę wcześniej. Zostało mi jedynie złożenie życzeń moim dwóm rycerzom.
-No to co chłopcy sukcesów w pracy. - mówię uśmiechając się do nich szeroko. Oni jedynie spojrzeli na siebie porozumiewawczo i po chwili stałam w objęciach obydwóch uroczych braci.
-Nawzajem! - krzyknęli równocześnie i zaczęli się śmiać a ja razem z nimi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)