piątek, 29 sierpnia 2014

18.~ (...) powiedziałem, że ci się podoba.

perspektywa Laury.
-Heinz nie. - mówię widząc jak mój kochany przełożony podaje mi listę startową na konkurs w Willingen.
-Czemu nie? - pyta rzucając teczkę na biurko w sali konferencyjnej hotelu, w którym mieszkaliśmy. Ja nie rozumiem dlaczego ten człowiek zawsze mówi tak denerwuję. Jemu powinno się przepisać jakieś tabletki na nerwy, bo kiedyś nam na zawał zejdzie.
-Bo nie chłopak dwa dni temu leżał w moim łóżku hotelowym z czterdziestoma stopniami gorączki. - warczę podając mu listę startową. Austriak spojrzał na mnie dokładnie, zlustrował kartkę papieru, którą mu wręczyłam. Po czym opadł na krzesło i wziął głęboki oddech.
-Dobra nie wystawię Poppingera. Ale ty masz mi go wyleczyć do piątku. - mruczy pod nosem. Ja jedynie uśmiecham się nieznacznie po czym opuszczam salę zostawiając trenera samego ze swoimi myślami. Mogę się założyć, że w jego myślach jestem zbluzgana od najgorszych ale czego nie robi się dla życia i zdrowia przyjaciół. Nie? No to ja mam na dzisiaj wolne. Zamykam cicho duże szklane drzwi po czym wychodzę na korytarz przepełniony różnymi mniej lub bardziej wpływowymi ludźmi.
-O Laura chodź na chwilę. - przede mną ni z gruchy ni z pietruchy pojawił się mój kuzyn Kubuś z teczką pod pachą i w towarzystwie naburmuszonych Maćka i Janka. U a ja mówię, że to Austriacy są dziwni i zachowują się jak dzieci.
-Co się stało moi kochani? - pytam. Maciek piorunuje mnie wzrokiem, Janek w odróżnieniu od swojego kumpla z drużyny unika mojego wzroku a Kubuś oczywiście stoi po środku i nic nie mówi.
-Powiedz tym o to naburmuszonym kretynom, że dla ich dobra nie wystawię ich w konkursie drużynowym. - mówi uśmiechając się do mnie lekko i ręką wskazując na stojących plecami do niego skoczków.
-Dobrze a co się tak właściwie stało? - pytam nie orientując się za bardzo w tej jakże zabawnej sytuacji. Dla niewtajemniczonego mogłoby to wyglądać jakby Kuba był ojcem a Janek i Maciek niesfornymi dziećmi.
-No oni łagodnie mówiąc są na kacu i mówią mi, że nic im nie jest. - odpowiada unosząc lekko do góry brwi. - Jedzie od nich jak z gorzelni. Przecież jak się Kruczek dowie to mnie powiesi. - dodaje z przerażeniem w głosie. Ja jedynie uśmiecham się lekko.
-Dobrze Kubunio nie dramatyzuj zaopiekuję się biedakami bo i tak mam jednego w pokoju. Różnicy mi to żadnej nie robi. Aby nie rozrabiali bo wylądują w zaspie śniegu, którą usypał Morgi wczoraj wieczorem pod oknem mojego pokoju. - odpowiadam stając na miejscu Kuby i puszczam do niego oczko. On jedynie uśmiecha się promiennie i znika gdzieś w drzwiach wyjściowych. Ja natomiast poklepałam moich znajomych po plecach i wskazałam głową w którym kierunku mają się udać. Czasami wydaje mi się, że mam do czynienia z dużymi dziećmi.
-Popi masz towarzystwo. - powiedziałam otwierając drzwi mojego pokoju, w którym na łóżku leżał zarumieniony chłopak. Z gorącym czołem i potem po nim spływającym. Ja nie wiem oni strasznie często chorują. A gdy chorują to majaczą a czego ja się wtedy nasłucham. To historia po prostu.
-Laura kochanie pić mi się chcę i jeść też. - mruczy patrząc w sufit. Chłopaki patrzą po sobie porozumiewawczo i patrzą na mnie.
-Zaraz ci coś dam a wy macie cały pokój do swojej dyspozycji. - mówię wyciągając z szafki przygotowaną wcześniej tacę z posiłkiem. Postawiłam tacę na stolik stojący obok łóżka i wyszłam z pokoju po dokumenty dla Kuby. Oczywiście analiza musiała być z fałszowana. No ale co ja poradzę. Po drodze do mojego kuzyna wpadłam na Michaela. Sama nie wiem dlaczego, ale w tamtym momencie nie byłam w stanie nic mu powiedzieć. Może dlatego, że zeszłego wieczora Andi powiedział mi coś co zrujnowało mój światopogląd. Owszem Michael nie jest mi obojętny no ale miałam w swoim życiu pewne sytuację, które stawiały mnie w takim a nie innym świetle. Miała za chłopaka siatkarza okazał się być zwykłym idiotą i tyle. Znam Michiego i wiem, że jest zupełnie inny niż wszyscy ale sportowcy czasami mają dziwne upodobania. Wyminęłam go i szybkim krokiem udałam się do części hotelu zajmowanej przez Polaków.
***
perspektywa Michaela.
No nie jeśli okaże się, że Schlierenzauer, Morgenstern i Wellinger maczali palce w tym zakłopotaniu Laury to obiecuję, że rozszarpię ich, zrzucę z zeskoku albo poucinam im wiązania w nartach. Widziałem ją wczoraj z Andreasem w kawiarni jak ten palant coś jej powiedział to nie ręczę za siebie. Odwracam się na pięcie i szybkim krokiem wparowuję do sali gier w której wszyscy trzej sobie jak gdyby nigdy nic siedzą i się śmieją. Zabije obiecuję. Popamiętają mnie jak nigdy nikogo wcześniej. Zawsze jak MI podoba się jakaś dziewczyna to robią o to wielkie halo. Ale jak IM podoba się jakaś dziewczyna to cicho sza.
-Wellinger! - krzyczę od samych drzwi sali. Przykuwając tym samym uwagę wszystkich zgromadzonych na rozrywce. Niemiec patrzy na mnie z przerażeniem w oczach i próbuje odczytać co mam mu do powiedzenia. Podchodzę szybkim krokiem do nich i mierzę każdego po kolei złowrogim spojrzeniem.
-Co? - pyta zdziwiony moim zachowaniem Morgenstern.
-Cicho. - warczę na niego choć wiem, że nie ma w tym żadnej kultury ani taktu. No ale mogli tego wszystkiego nie zaczynać. Ten ich pomysł z tym durnym tajemniczym wielbicielem. Masakra po prostu.
-Co ty powiedziałeś Laurze. - mówię stając tuż przed Niemcem, który z sekundy na sekundę dostaje większego stracha niż miał wcześniej.
-No to co miałem powiedzieć. - odpowiada. Tak jestem ciekaw co te dwie małpy kazały mu powiedzieć dziewczynie, która jakby nie patrzeć to MI się podoba a nie IM.
-Tak a to ciekawe bo ona jak mnie zobaczyła to jedynie przyspieszyła kroku i nawet się nie przywitała. - mówię ze sztucznym uśmiechem. Oni jedynie spuścili wzroki na podłogę i zastanawiali się zapewne jak wybrnąć z tej idiotycznej sytuacji.
-Wy nie myślcie bo tu aż się dymi od tego waszego wysiłku. - mruczę na co oni się na mnie wgapiają. Normalnie ich tylko grzmotnąć w te puste łby i tyle.
-Dobra powiedziałem, że ci się podoba. - wymamrotał i szybko wyszedł z pomieszczenia. No to już jestem spalony.

wtorek, 26 sierpnia 2014

17.~ (...) zazdroszczę dziewczynie, która podbije twoje serce.

rozdział pisany z perspektywy narratora..

Mroźne górskie powietrze otaczało Niemieckie Willingen. Szatynka w samotności przemierzała kolejne uliczki tego urokliwego miasteczka. Próbowała dokładnie zrozumieć ostatnio dziejące się w jej życiu sytuacje. Kwiaty od tajemniczego wielbiciela, które dostaje nawet kilka razy dziennie, nie przyjemne spotkanie ze swoim byłym chłopakiem. Jest silna może nawet coś więcej niż silna. Wzięła głęboki oddech i pchnęła drzwi małej, przytulnej kawiarni na obrzeżach miasta. Zawsze gdy była w Niemczech to decydowała się na odwiedzenie budynku i przypomnienie sobie smaku gorącej czekolady z nutką cynamonu. Otrzepała białą od śniegu, puchatą czapkę po czym weszła do praktycznie pustej kawiarni. Usiadła przy stojącym przy oknie stoliku w oczekiwaniu na kelnera, który pojawił się po krótkiej chwili oczekiwania. 
-Dobry wieczór co mogę pani podać? - spytał uśmiechając się do niej szeroko przy okazji poprawiając krawat zawiązany pod szyją. Szatynka odwzajemniła uśmiech i chwilę wpatrywała się w menu, które leżało przed jej nosem. 
-Poproszę szarlotkę i gorącą czekoladę z cynamonem. - odpowiedziała na co wysoki brunet zapisał zamówienie na białej małej kartce i odszedł tak szybko jak się pojawił. Polka rozpięła suwak czerwonej firmowej kurtki po czym odwiesiła ją na krzesło. Po chwili przed nią stało wcześniej złożone zamówienie. Obdarowała lekkim uśmiechem pracownika kawiarni po czym zajęła się konsumpcją ciastka. 
-No nigdy nie powiedziałbym, że ty jesz ciastka. - nagle tuż nad jej uchem dało się usłyszeć szept pewnego Niemieckiego skoczka. Dziewczyna lekko podskoczyła co rozśmieszyło nieznacznie skoczka. 
-Wellinger mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś nie do wytrzymania? - spytała uśmiechając się do zawodnika, który właśnie odsuwał krzesło, które stało na przeciwko niej. Młody skoczek często irytował lekarkę ale w wielu sprawach mogła liczyć na jego pomoc. Był jej prawdziwym przyjacielem. Mogła na niego liczyć gdy miała zły dzień, gdy w jej życiu nie układało się tak jakby chciała. Po prostu cieszyła się, że był bez żadnych wykrętów.
-Tak wiele osób ale ty najwięcej razy. - odpowiedział poszerzając swój uśmiech po czym zabrał jej kubek z gorącym napojem. Dziewczyna jedynie spiorunowała go wzrokiem a on zignorował to wypijając większą część zawartości naczynia.
-Czuję się wyjątkowo. - powiedziała oblizując łyżeczkę z kwaśnych jabłek.
-No bo jesteś wyjątkową osobą. - mruknął oddając jej kubek. Dziewczyna poczuła jak na jej policzkach pojawiają się czerwone plamy. Nigdy nie spodziewałaby się takich słów z ust swojego przyjaciela. - Ej ale ja mówiłem o tobie jako o przyjaciółce. - dodał szybko widząc zakłopotanie wyrysowane na twarzy dziewczyny. - Ale muszę powiedzieć, że Hayboeck jest idiotą. - mruknął myśląc, że dziewczyna nic nie usłyszy. Pomylił się.
-Co? - spytała zdziwiona słowami jakie wypłynęły z ust chłopaka. Nie wiedział czy powinien powiedzieć dziewczynie czy może zachować swoje przemyślenia i obiekcje dla siebie. Wiele razy widział jak blondyn z zazdrością patrzy na dziewczynę. Widział jak cierpi gdy dziewczyna bezpodstawnie się z nim kłóci. Wiele razy chciał do niego podejść i coś mu powiedzieć ale w ostatniej chwili zawsze się wycofywał.
-Nic. - odpowiedział bawiąc się łyżeczką, która znajdowała się w cukiernicy.
-Andreas mnie nie oszukasz. - powiedziała odkładając na bok talerzyk z połową ciastka. Chłopak unikał wzroku dziewczyny, nie wiedział czemu jej to powiedział. Znał jej historie i wiedział, że dziewczyna już raz zakochała się w sportowcu i skończyło się na zdradzie chłopaka. Nie chciał aby cierpiała po raz kolejny. Była dla niego ważna, była dla niego jak siostra.
-Dobra ale chodźmy na spacer. - wyszeptał podnosząc się z krzesła i zakładając żółtą kurtkę, która jeszcze kilka minut wcześniej leżała na murku przy oknie. Szatynka bez żadnego słowa sprzeciwu poszła w ślady chłopaka i już po chwili szli w kierunku skoczni. Przez pierwsze kilkanaście minut milczeli. Chłopak nie wiedział jak powinien zacząć rozmowę a dziewczyna nie chciała wydać się mu wścibska. W pewnym momencie chłopak chwycił jej nadgarstek powodując, że dziewczyna zatrzymała się o mało nie wpadając w zaspę śniegu. Niemiec chwycił Polkę w talii powodując, że dziewczyna czuła się zdecydowanie pewniej.
-Podobasz się Hayboeck'owi. - wypalił jak z procy. Dziewczyna prawie zakrztusiła się powietrzem. Widziała w oczach przyjaciela pewność swoich słów. -Ale wiem, że już raz coś takiego słyszałaś i się zawiodłaś. - dodał naciągając głębiej czapkę, która znajdowała się na głowie szatynki. Czekał na jej reakcję.
-Dzięki, że mogę na ciebie liczyć Wellinger. W sumie zazdroszczę dziewczynie, która podbije twoje serce. - odpowiedziała przytulając się do niego. 


sobota, 16 sierpnia 2014

16.~ Litości kobieto !

Turniej Czterech Skoczni w tym roku przyniósł wiele niespodzianek. Jedną z nich był bardzo dobry moim zdaniem debiut Kuby jako trenera. Polacy spisali się na medal. Kamil zajął trzecie miejsce w turnieju, Piotrek piąte, Maciek ósme, Dawid jedenaste. A zwycięscy nigdy chyba bym takiego nie obstawiła. Simon Ammann najlepszy skoczek w historii (a Gregor łudzi się, że to on jest najlepszy. Niech się łudzi.). Widać było po nim, że bardzo mu na tym trofeum zależało. Ma wszystko może odchodzić na sportową emeryturę. Ale mam jakieś dziwne wrażenie, że jednak tak łatwo nie odpuści. No najlepsze jest to, że mamy trzy dni wolnego. Mamy prostując oni mają. Ja niestety muszę się "opiekować" lekkomyślnym blondynem zwanym inaczej Michael Hayboeck. Stanęłam przed drzwiami jego mieszkania i zapukałam w drzwi.
-Otwarte! - krzyknął zachrypniętym głosem. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
-Jednak szanowny pan skoczek żyje? - zapytałam od samego progu jego mieszkania. Zdjęłam kurtkę i kozaki i weszłam do pokoju, w którym leżał skoczek. - Dwa dni nie dawałeś znaku życia już w mojej głowie zaczynała świtać nadzieja, że umarłeś. - dodałam żartobliwie kładąc torbę na fotelu stojącym w kącie pokoju. Ale najwyraźniej Michael nie podzielał mojego entuzjazmu.
-Litości kobieto. - mruknął i okrył kołdrą swoją głowę. Oczywiście najlepiej jest schować nos pod pierzyną i udać, że nikt nie istnieje.
-Mówiłam ci już kiedyś Hayboeck, że jesteś idiotą? - spytałam. A moje pytanie musiało go strasznie zaciekawić bo wystawił swój szanowny nos spod czarnej kołdry. Udałam, że zastanawiam się nad zadanym wcześniej pytaniem. - Tak już sobie przypominam kilkaset razy. Na dworze jest minus piętnaście stopni a ty w nocy siedzisz na tarasie jedynie w lekkiej bluzie. Tak to kretyni się tylko zachowują. - skwitowałam uderzając go lekko w rozpalone czoło.
-Dobra oszczędź sobie tych kazań. Byłem zestresowany. - odpowiedział grzecznie masując miejsce w które go wcześniej uderzyłam.
-Akurat to nie jest żadnym wytłumaczeniem. Masz coś w lodówce? - spytałam na co on jedynie chrząknął. No okey tego to można było się spodziewać oni to nigdy w tych lodówkach nie mają. W domu syf ale im to przecież nie przeszkadza. Ich problem w sensie, że jego.
-Aha zrozumiałam. Masz szczęście, że ugotowałam ci rosół, powinien ci trochę pomóc. - mówię wyciągając z torby pojemnik zapełniony rosołem z kurczaka z kluskami. To chyba jedyna zupa, która nikomu nie potrafi zaszkodzić.
-Ty umiesz gotować? - spytał Michi nie kryjąc swojego zdziwienia. No ja was bardzo przepraszam, to nie moja wina, że raz mi się coś przypaliło.
-A co w tym takiego dziwnego? Co to twoim zdaniem tylko Schlieri może być jedynym w tym gronie potrafiącym coś ugotować? - spytałam wchodząc do pokoju z talerzem nad którym unosiłam się para wodna.
-Dobra nic nie mówiłem. - mruknął unosząc ręce w geście poddania się.
-Jak to zjesz to dam ci lekarstwa. Trzy może cztery dni i po chorobie nie będzie żadnego śladu. Niestety Tauplitz musisz sobie odpuścić Hayboeck. A i muszę cię zmartwić magister w aptece powiedział, że zapas leków na głupotę niestety właśnie mu się skończył. - na moje słowa Hayboeck jedynie przewrócił teatralnie oczami i zaczął jeść gorącą zupę.
-Nie jest taki zły ten twój rosół. - powiedział, oblizując łyżkę i biorąc kolejną porcję.
-Jeśli miał być to komplement to nietrafiony. - odpowiadam siadając na fotelu stojącym obok łóżka blondyna.
-Kobieto błagam zlituj się nade mną! - powiedział zanosząc się udawanym oczywiście płaczem.
-Dobra jedź i skończ marudzić. Chcesz wyzdrowieć? - spytałam grożąc mu palcem przed nosem.
-No chcę. - odpowiedział odstawiając na małą szafkę nocną pustą zieloną miskę.
-No to żryj ten zakochany rosół i weź leki. - warknęłam. No bo ile można się z nim droczyć. Facet ma dobrze po dwudziestce a zachowuje się jak pięcioletni chłopczyk.
-Dobra nie bulwersuj się tak. Mam wyzdrowieć a nie zachorować przy okazji psychicznie. - wymruczał kładąc swoją blond czuprynę na poduszce.
-Zamkniesz się? - pytam siadając głębiej w białym fotelu.
-A to było pytanie, prośba czy może rozkaz? - pyta podpierając głowę na ramieniu.
-A chcesz, żebym cię przypadkiem otruła? - pytam zakładając nogę na nogę.
-Propozycja, groźba czy może stwierdzenie? - pyta uśmiechając się sztucznie i ukazując rząd swoich białych zębów.
-Schlierenzauer zapewne da się namówić na współudział. - opieram rękę na zagłówku fotela i drapie się po brodzie. Widzę jak mój towarzysz przybiera minę przestraszonego. Cel osiągnięty
-Dobra zaczynam się bać. Jeśli to było z góry zaplanowane to właśnie udało Ci się zmusić mnie do zamknięcia jadaczki. - bełkocze i znów jego głowa opada na białą poduszkę.
-Widzisz a mówią, że groźbą nie można nic wskórać. - stwierdzam uśmiechając się lekko i biorąc z szafki leżącą na niej książkę.
-Obrażam się. - mówiąc to odwraca się do mnie tyłkiem. Ej a jego to w szkole nie uczyli, że to nie kulturalne? No maniery jednak jakieś to jednak obowiązują każdego nawet skoczka.
-To się obrażaj myślisz, że mi zależy. Nie licz, że będę cię prosić o wybaczenie. I jedź ten rosół baranie. - mówię bez żadnego entuzjazmu. On po chwili odwraca się znów w moją stronę z tym swoim idiotycznym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
-Dobra, dobra tylko nie truj. - powiedział pod nosem.
-Ja truję? - spytałam podnosząc się z fotela i stając kilka centymetrów od jego łóżka z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
-No wiesz ja jedynie stwierdzam fakty. - skwitował.
-Chcesz jeszcze tego zakichanego Gregorskiego rosołu? - spytałam w złości nie słysząc co powiedziałam. Dopiero gdy na jego twarzy narysował się ten głupi uśmieszek doszłam do wniosku co tak naprawdę powiedziałam.
-Mam cię! - krzyknął siadając na łóżku i wlepiając we mnie ten swój głupi wzrok.
-Zabawne. Masz mnie a teraz łykaj te leki i idź spać! - wrzasnęłam tupiąc nogą jak małe dziecko.
-Tak jest pani doktor. - odpowiedział salutując mi. Co ja jestem wojskowy czy co?
-No i to to ja rozumiem. - mówię zakładając torbę na ramię i opuszczając pokój. - Jutro przyjdą Morgi i Schlierie! - krzyczę zamykając za sobą drzwi i opuszczając blok, w którym mieszkał blondyn.
*
-Cześć mogę? - spytała stojąca w moich drzwiach Sandra z butelką czerwonego wina.
-Jasne. - odpowiadam otwierając szerzej drzwi i wpuszczając ją do środka. Ta blondynka jest taką moją bratnią można powiedzieć duszą. No i oczywiście w końcu jej udało się trochę usidlić naszego gwiazdora.
-Słyszałam, że Michael wam się rozchorował. - powiedziała stawiając na szafce w kuchni butelkę i siadając na stołku przy barze.
-Tak jak jest lekko myślny no to niech teraz leży w łóżku i łyka prochy. - stwierdziłam siadając na wyspie na środku kuchni.
-Też mi Gregor coś wspominał. - mruknęła nalewając czerwonego trunku do kieliszka.
-Ten twój Gregor to straszna papla się ostatnio zrobiła. - bąknęłam. Na co ona jedynie spiorunowała mnie wzrokiem i zanurzyła swoje wargi w alkoholu.
-Dobra, dobra a co cię z nim łączy? - spytała odstawiając kieliszek na bok i uważnie mnie obserwując. Czułam się jak osaczona. Matko co ja jej takiego zrobiłam?
-Z kim? - spytałam bo z tego co zrozumiałam to miała na myśli chyba Gregora.
-No z Michim. - odpowiedziała podpierając łokcie na blacie i podpierając dłonie o brodę.
-Tobie związek ze Schlierenzauerem to naprawdę chyba na niekorzyść działa. - powiedziałam na co ona prycha.
-Nie chcesz to nie mów ja tam wiem swoje. - mówi.
-Ale między mną a Hayboeckiem nie ma i nigdy nic nie było. - mówię lekko podnosząc głos. Na co Sandra jedynie się do mnie lekko i tajemniczo uśmiecha. Czy im wszystkim na rozum już padło?
-Dobra, dobra jeszcze zobaczymy. - mruczy pod nosem i opróżnia kieliszek. Ja kiedyś zwariuję. Na serio zwariuję z nimi.

__________
rozdział numer 16 ukazuję się przed wami. 
Czekam na wasze opinie i do następnego. 
Pozdrawiam was bardzo gorąco.

czwartek, 14 sierpnia 2014

15. ~ Laura powiedz coś temu cymbałowi bo jak nie to go uduszę.

Oberstdorf...  Turniej Czterech Skoczni...

28 grudzień...

Narrator...


-Schlierenzauer wyłaź z tej łazienki! - wrzasnęła szatynka waląc z całej siły w drewniane drzwi na co jedynie z drugiej strony usłyszała mruknięcie.
-Głucha jesteś fretko ruszaj tą swoją szanowną dupę nie jesteś tu sam. - bąknął stojący obok dziewczyny wysoki blondyn. Po czym zaczął walić pięściami w drzwi prowadzące do łazienki.
-Nie bulwersujcie się tak jeszcze pięć minut. - odpowiedział nakładając na włosy żel stojący na małej toaletce w kącie małego pomieszczenia.
-Tak, słyszymy to już dobrą godzinę. Wyłaź już! - wrzasnął Morgenstern.
-Zaraz. - odpowiedział mu blondyn jedynie uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze.
-Wyłaź bo inaczej zrobię ci coś z nartami i będziesz szorował bulę swoją tłustą dupą! - wrzasnęła szatynka na co drzwi łazienki się otworzyły a stojąca przed nimi trójka wbiegła do pomieszczenia. Gregor jedynie zaśmiał się pod nosem i oparł się o filar tak aby widzieć to co stanie się za kilka minut.
-Won! - wrzasnęła szatynka wypychając dwóch chłopaków z łazienki. Na twarzy opierającego się o filar pojawił się szeroki uśmiech.
*
-Ej słyszeliście, że Polacy mają nowego trenera? - spytał wbiegający do stołówki Fetner. Wszyscy siedzący w pomieszczeniu uważnie się mu przyjrzeli i wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami i utkwili wzrok w zajętej jedzeniem szatynce.
-Serio?- spytał Morgenstern, odstawiając na stół pustą filiżankę. Szatynka pokiwała z aprobatą głową i wróciła do konsumowania śniadania, które bardzo jej smakowało.
-No to jestem ciekaw jak im pójdzie. - powiedział Schlierenzauer i nałożył sobie do miski płatków kukurydzianych. Gdy nagle obok stołu przy którym siedzieli pojawiło się dwóch Polskich skoczków.
-Laura powiedz coś temu cymbałowi bo jak nie to go uduszę. - warknął młodszy z braci Kotów pochylając się nad swoją kuzynką. Szatynka spojrzała znad miski z owsianką po czym z powrotem zanurzyła wzrok w swoim śniadaniu.
-A co ja mogę? - spytała błądząc metalową łyżką po kremowej mazi.
-No dużo. Tylko ciebie ten baran posłucha. - bąknął Maciej siadając na wolnym miejscu obok Górskiej.
-Ty się wyrażaj bo rozmawiasz z trenerem. A jak ci się nie podoba to fora ze dwora. - mruknął Jakub zakładając ręce na biodra i z ironicznym uśmieszkiem spoglądając na zdenerwowanego młodszego brata.
-No Mańka i co ja mam zrobić? - spytał dziewczyny robiąc minę zbitego psa. Dziewczyna jedynie poklepała go po ramieniu i uśmiechnęła się sztucznie.
-Robić co każe. - wyszeptała mu do ucha na co on jedynie spiorunował ją wzrokiem. Dziewczyna wzruszyła ramionami a chłopak z hukiem odsunął krzesło i opuścił hotelową restaurację.
-No i widzisz i jak ja tu mam pracować? - spytał opuszczając teatralnie głowę i wychodząc z pomieszczenia. Laura spoglądając na odchodzącego od ich stolika kuzyna uśmiechała się jedynie. Wiedziała z góry, że tak będzie wyglądała współpraca na linii skoczek - trener.
-To Kuba jest nowym trenerem Polski? - spytał niepewnie Hayboeck.
-Jedynie na Turniej Czterech Skoczni. - odpowiedziała.
*
-Chcesz? - spytał blondyn stając obok przeskakującej z nogi na nogę dziewczyny. Szatynka uśmiechnęła się lekko do przyjaciela i odebrała od niego kubek z gorącą herbatą.
-Słuchaj chciałem Cię przeprosić za przykrości które ci sprawiłem. - powiedział upijając łyk brązowego, gorącego trunku. Szatynka przyglądała się chłopakowi ze zdziwieniem. W blondynie miała oparcie w każdej sytuacji i nigdy nie powiedziałaby, że sprawił jej przykrość.
-Ale ty mi żadnej przykrości nie sprawiłeś. - odpowiedziała składając na policzku chłopaka przelotnego całusa. On na jej gest jedynie uśmiechnął się nie znacznie. - To co miś na zgodę? - spytała. Chłopak udał, że się zastanawia po czym wyciągnął w jej kierunku ręce i przytulił się do szatynki. Trwali tak w tym przyjemnym geście dokąd obok nich nie pojawił się Gregor Schlierenzauer.
-Dobra gołąbeczki nie chcę wam przeszkadzać, ale zaraz konkurs się zacznie. - powiedział stając i łapiąc się pod boki. Szatynka zlustrowała uważnie intruza po czym wypięła mu język.
-Tak dlaczego mnie ten miły gest nie dziwi? - spytał sam siebie. - Dobra na czułości będzie czas później. Hayboeck ja cię nie będę przed Heinzem tłumaczył. Rusz tą swoją dupę i na górę. - wypowiedział swoje słowa bardzo energicznie. Na jego słowa blondyn stojący obok szatynki uśmiechnął się do niej blado po czym udał się na wskazane wcześniej przez przyjaciela miejsce.
-Widzę, że coś między wami jest. - powiedział prosto z mostu Austriak co wywołało u dziewczyny wielkie zdziwienie.
-Co? - spytała nie dowierzając słowom, które padły z ust jej przyjaciela.
-To, że ślepy jeszcze nie jestem i dobrze widzę chemię między wami. - odpowiedział uśmiechając się do dziewczyny.
-Tak nie wiem co ty tam sobie w tej główce utworzyłeś ale niestety jesteś w błędzie. - powiedziała wymijając chłopaka i udając się do domku Austrii.
-Zobaczymy, jeszcze zobaczymy. - wymamrotał po czym udał się na wierzę skoczni w Oberstdorfie.



_________
Piętnastka strasznie krótka i jestem tym zawiedziona. :-(
Dziękuję za wszystkie komentarze pod postami. 
PS. Zbliżamy się już do końca losów Laury Górskiej (przewiduję jeszcze pięć rozdziałów) ale zaraz po epilogu pojawi się prolog historii dwóch przyjaciółek. Ale nie chcę nic zdradzać.
Pozdrawiam gorąco i do następnego. 


niedziela, 10 sierpnia 2014

14.~ Ale ty robisz najlepszą kawę pod słońcem.

Święta Bożego Narodzenia jak dla mnie spoko. W końcu mogę sobie odpocząć od tych Austriackich dzieci. No ale za to na moje nieszczęście muszę siedzieć w jednym pomieszczeniu z Maćkiem i Kubusiem. W sumie to się już przyzwyczaiłam. No właśnie wracając do świąt to razem z ciocią Małgorzatą przygotowywałyśmy barszcz i te wszystkie inne wigilijne przysmaki gdy do domu weszli oczywiście Maciek, Kuba i wujek Rafał z piękną żywą choinką. Nie no z nimi święta Bożego Narodzenia zawsze są takie gdy były jeszcze gdy żyli moi rodzice. Traktowałam rodziców chłopaków jak własnych. Cieszyłam się bo wiedziałam, że są szczęśliwi tam gdzie są.
-Weź się Maniek odsuń bo zaraz będziesz zbierał swoją szanowną buźkę ze śniegu. - no i się zaczyna. Spokój to był ja wiem jakieś dwie godziny. Ciocia stojąca obok mnie jedynie wzięła głęboki oddech i podreptała jak na panią domu przystało. Ta kobieta lubi wyzwania, zawsze ją podziwiałam i będę podziwiać.
-Uspokójcie się chociaż dziś. - powiedziała opanowując i tak już nadszarpnięte nerwy.
-Oj kochana mamuniu nie ma co się denerwować tego jakże pięknego dnia. - odpowiedział starszy z Kotów. Wujek Rafał dokładnie im się przyglądał. Wydawało mi się, że robi to z taką ciekawością jakby co najmniej oglądał mecz piłki nożnej. Zazdrościłam im wielu rzeczy a już najbardziej siostry mojej mamy. Była dokładnie tak jak ona. Ale niestety nie była nią.
-Ty się nie podlizuj bo i tak cały czas moim zdaniem najmilszym dzieckiem w tym gronie jest Laura. - powiedziała podchodząc do mnie i mocno mnie do siebie przytulając. Widziałam ogniki w oczach moich kochanych braciszków. Co poradzę ciocia zawsze chciała mieć córkę nie moja wina, że trafiło jej się dwóch "sympatycznych" skoczków. Po chwili rodzinnych czułości wróciłam do kuchni i postanowiłam dokończyć pieczenie mojego ciasta. Osobiście za słodyczami na co dzień nie przepadam. No chyba że mam doła lub ewentualnie są od Kristiny. Tak taki mój minus. Nie dziwcie się dlaczego jestem jaka jestem. Nic na to nie poradzę, że lubię sobie dobrze zjeść. Zawsze Maciejka uważał mnie za kompana do żarcia. Taka już nasza polska natura.
-Daj mi kobieto coś do picia. - obok mnie stanął Maniek zdejmując ze swojej szyi szalik od babci. Na jego policzkach malowały się czerwone motywy zapewne od zimna. Tak w tym roku na mróz za oknem narzekać nie można było. A i śnieg jak nigdy również dopisał.
-Co rączek nie masz, sam sobie możesz wziąć. - odpowiedziałam chowając do rozgrzanego piekarnika jabłecznik. Jedyne ciasto, które wszyscy skoczkowie uwielbiają. Na wszelki wypadek zrobiłam dwa, wiedziałam że na mistrzostwach Polski czymś się w końcu najeść trzeba.
-Ale ty robisz najlepszą kawę pod słońcem. - powiedział z tym swoim idiotycznym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
-Wiesz gdyby nie to, że jesteśmy rodziną może i wyraziłabym chęć randki. Niestety to jest zabronione. - mruknęłam uderzając go lekko w ramię i udając się do szafki po kubek dla zmarzniętego domownika.
-Propozycja kusząca ale niestety nie do realizacji choć mam dziwne wrażenie, że za tak karygodny czyn to by mnie Austriacy samym wzrokiem dobili. - powiedział kąśliwie przy okazji uśmiechając się ironicznie. On to jest dopiero dziwny, za każdym razem gdy o czymś rozmawiamy musi dorzucić Austriaków. Ja nie wiem zabujał się w nich czy co?
-Oj ogarnął byś te swoje dziwne myśli i poszedł pomóc Kubie bo męczy się z tą choinką. Tak jak rok temu Kamil z Piotrkiem gdy nie chciał wstać od stołu w sylwestra. - powiedziałam uśmiechając się na samo wspomnienia ostatniego dnia zeszłego roku. Tak Sylwestry w ich wydaniu były nie lada wyzwaniem dla normalnego człowieka. No bo chyba każdy człowiek na tym świecie wie, że skoczek to jednak nie jest normalnym człowiekiem.
-Idę, idę tylko pamiętaj o mojej kawie. - powiedział przekraczając próg kuchni. Nalałam do czajnika wody i postawiłam ją na zapalonym chwilę wcześniej gazie. Dochodziła już trzecia po południu a wszystko co potrzebne na wieczorną kolację znajdowało się w lodówce czy ewentualnie spiżarni. Wyrzuciłam do kosza puste opakowanie po kawie i usiadłam na wyspie. Sama nie wiem czemu ale bardzo lubiłam wykonywać takową czynność. Może udzieliło mi się od Kuby, który bardzo lubił owe siedlisko bakterii.
-Młoda Maniek mówił, że kawę robisz załapię się? - spytał zaglądający do pokoju Jakub. Ja jedynie pokiwałam mu na potwierdzenie głową i kuzynka nie było już w kuchni. Szalone to jak mało kto. Tylko by jakieś idiotyzmy wymyślali a później główkowali jakby się z tego wyplątać. Moje jakże inteligentne rozważania przerwał dźwięk mojego telefonu. Niechętnie sięgnęłam do kieszeni czarnych dresów i wyjęłam biały smartphone. Na wyświetlaczu widniał napis 'Morgi'. Przycisnęłam zieloną słuchawkę a w aparacie usłyszałam głos jednego z bardziej lubionych skoczków z ich kadry.
-Wesołych Świąt pani doktor. - powiedział. W tle słychać było głośne krzyki i odgłos tłuczonego szkła.
-Co się tam dzieję? - spytałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
-A Kistina spiera się o coś z Glorią i Leą. - odpowiedział. O czyli rodzinne święta trio Morgenstern - Schlierenzauer - Hayboeck. Ciekawe.
-Aha no ja również życzę ci Wesołych Świąt Bożego Narodzenia Morgenstern. - powiedziałam gdy to obok mnie zasiadł z szerokim uśmiechem na twarzy Maciek.
-O dziękuję, dziękuję. Co tam u twoich kochanych braciszków? - spytał. Jakby wyczuł, że nie jestem sama i że jeden z nich siedzi obok mnie.
-Świetnie nawet dostałam zaproszenie od jednego na sylwestra. - odpowiedziałam widząc na twarzy Maciejki uśmiech.
-U czyli w nowy rok rozumiem, że będziesz leczyć kaca. - powiedział śmiejąc się ze swoich słów.
-Bardzo prawdopodobne po nich nigdy niczego nie można się spodziewać. - odpowiedziałam śmiejąc się z min, które w moim kierunku słał rozbawiony Maniek.
-Dobra pozdrów od nas wszystkich skoczków Polskich. Musze kończyć ba zaraz dziewczyny się pozabijają. - powiedział i po chwili w słuchawce rozległ się sygnał zerwanego połączenia.
-To co z moją kawą? - pyta Maciek obejmując mnie ramieniem. Ja patrze na niego uważnie, teatralnie przewracam oczami i zeskakuję z wyspy.
-Już się robi rumieńcu. - odpowiadam zalewając wnętrze dwóch kubków stojących na stole w kuchni. Brunet podszedł do mnie i stanął obok mnie.
-Dziękuje siostrzyczko. - powiedział chwytając kubek z gorącą kawą i całując mnie w policzek. Jestem im wdzięczna za wszystko co dla mnie robią.

***
Jak co roku w wigilię razem z Kubą i Maćkiem chodzimy na cmentarz. Odwiedzamy naszych dziadków i od dwóch lat moich rodziców. Mam wrażenie, że oni nigdy mnie nie opuścili. Czuję, że są obok choć wiem, że to dziwnie brzmi. Ale co poradzę tak już mam.
-Boże jaki ziąb. - mruknął dmuchając w swoje ręce Maciek. No nie moja wina, że zapomniał wziąć czegoś takiego co się rękawiczki nazywa. A wmawia mi, że to ja ciągle bujam w obłokach.
-Było się cieplej ubrać a nie teraz zrzędzić. - powiedział Kuba stawiając na pomniku czerwony znicz. W ich towarzystwie nie można było się nudzić. Takie pojęcie jak cisza to w ich słowniku w ogóle nie istnieje. Ale rodziny jak to mówią w sumie się nie wybiera.
-Wiesz co jesteś gorszy niż nasza mama. - odpowiedział udając obrażonego i patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
-Dobra wracajmy. - powiedziałam trącając lekko ramię Kuby, który cały czas wgapiał swój wzrok w portrety znajdujące się nagrobku. Cmentarz znajdował się od domu rodziny Kotów jakieś dwa kilometry drogi. Szliśmy opowiadając sobie różne dziwne historie. Oni mi a ja im. Aż w końcu Jakub oznajmił nam nie wiarygodnie ciekawą wiadomość.
-Zastępuje Kruczka na Turnieju Czterech Skoczni. - powiedział. Maciek, który miał w ustach gorącą czekoladę kupioną w pobliskiej kawiarni wypluł ją w śnieg. Miałam szczęście, że powstrzymałam się od takiego kroku jakiego dokonał niższy z brunetów.
-Że co?  - spytał dość zdziwiony Maciek.
-No to, że ma jakieś sprawy rodzinne i nie będzie mógł. A że i tak zawsze to ze mną się konsultuję postanowił dać mi swojego rodzaju szansę. Oczywiście będę miał do dyspozycji Maciuszka i Mateję. - odpowiedział mu energicznie gestykulując mu rękami. Tak jakby chciał mu coś narysować w powietrzu.
-To wiesz co chyba specjalnie będę mylić domki, żeby się z tobą zobaczyć. - stwierdziłam upijając łyk gorącej czekolady.
-A nie mam nic przeciwko. Przynajmniej będę miał miłe towarzystwo. - powiedział udając, że Maćka z nami praktycznie nie ma.
-Dobra, dobra ty mnie nie ignoruj. - dodał po chwili Maciek wrzucając do pobliskiego kosza na śmieci zgnieciony papierowy kubek.
-Ja ciebie przecież nawet bym nie śmiał. - powiedział wybuchając śmiechem. Zapowiada się ciekawy Turniej. I nie powiem mam dziwne wrażenie, że wygra ktoś całkiem nie spodziewanie.

***

-Życzę ci kochana wszystkiego co najlepsze. Wiem, że pracę już masz i lepszej ci nie potrzeba więc życzę ci sukcesów w niej. No i żebyś u nas częściej bywała. - powiedziała ciocia całując mnie w obydwa policzki. Zawsze lubiłam tą część Wigilii sama nie wiem właściwie dlaczego.
-Ja cioci życzę aby wszystkie marzenia się cioci spełniły. Bo męża i synów to ciocia ma niesamowitych. - odpowiedziałam nadstawiając jej mój kawałek białego opłatka. Ona oderwała odrobinę i udała się do stojących pod choinką braci.
-Laura niech spełni się wszystko o czym marzysz. - powiedział wujek podając mi kawałek opłatka. Ja jedynie urwałam kawałek i odpowiedziałam identyczne życzenie co on chwilę wcześniej. Zostało mi jedynie złożenie życzeń moim dwóm rycerzom.
-No to co chłopcy sukcesów w pracy. - mówię uśmiechając się do nich szeroko. Oni jedynie spojrzeli na siebie porozumiewawczo i po chwili stałam w objęciach obydwóch uroczych braci.
-Nawzajem! - krzyknęli równocześnie i zaczęli się śmiać a ja razem z nimi.

czwartek, 7 sierpnia 2014

13. ~ Freitag nie jest partią dla ciebie.



Richard naprawdę mnie zaskakuje coraz bardziej. Naprawdę świetny z niego kumpel, a może nawet przyjaciel. Od słowa do słowa okazuję się, że mamy ze sobą dużo wspólnego. Tylko dziwi mnie jedno odkąd spędzam z nim sporo czasu to Gregor, Michael i Morgi są dziwnie nastawieni do mnie. Mam złe przeczucia co do prawdziwych intencji Niemca. Owszem słyszałam plotki jakie o nim krążą, ale nie jestem przekonana, że to prawda. Może ktoś celowo próbuje zniechęcić do jego osoby ludzi? Sama już nie wiem o co może w tym wszystkim chodzić. Może to ja robię coś nie tak? Dobre pytanie.
-Laura przyniesiesz mi teczkę z mojego pokoju. Taka czerwona leży na stole. - powiedział Heinz, ja jedynie przytaknęłam mu głową i poszłam wykonać jego prośbę. Kolejny konkurs, kolejne wyzwanie. Rosja kraj jak kraj. Nie można narzekać czy coś takiego. Ale Norwegia jest zdecydowanie piękniejsza. A właśnie zamykając już pojęcie Lillehamer to Thomas Diethart wygrał drugi z konkursów. Zasłużył sobie był bez konkurencyjny. Jejku jaki bajzel ma w tym pokoju Kuttin. A ja myślałam, że to Maniek jest jak świnia w chlewie. Tak nie wiedza jest błogosławieństwem. Ale teczuszka to leży na samym wierzchu, więc cieszę się, że nie muszę grzebać w tym jego nieładzie. Zamykam pokój trenera i idę w kierunku windy, gdy słyszę strzępki dialogu a raczej monologu Severina.
-Jeśli zabawisz się  naiwnością Laury tak jak przy innych dziewczynach to obiecuję, że osobiście dam ci w mordę. A nie będę tym jedynym Stoch z Kotem już szykują artylerię. - powiedział ze złością w głosie. Nie powiem zaczęłam się bać. Czyli to wszystko to jest prawda? A ja okazałam się być tą naiwną. Czemu się sobie dziwię? Zawsze wychodzę na idiotkę. Widocznie to już było mi pisane. Ocieram spływającą na policzek pojedynczą łzę i jak gdyby nigdy nic idę dalej. Dlaczego to akurat mnie musi spotykać? Czemu? Zbiegam po schodach mijając się na nich z Maciuszkiem. Zauważył, że coś jest nie tak i podbiegł do mnie. Czemu musi znać mnie aż tak dobrze i wychwycić, że coś jest ze mną nie tak?
-Laura poczekaj. - powiedział zagradzając mi drogę. Uważnie mnie obserwował, chcąc coś ze mnie wyczytać. Co poradzę, że kiedyś był moim jedynym przyjacielem co do spraw osobistych. Tylko jemu na tyle ufałam, żeby powierzyć mu tajemnice. Nigdy nikomu nic nie powiedział. Nigdy.
- Co się dzieje? - spytał łapiąc mnie za dłoń. Nie chciałam w tamtej chwili zrobić nic co mogłoby wyjawić to, ze cierpię. Znów dałam się omamić, oszukać. Znów wszystko wydawało się być jak w bajce. Znów wszystko prysło jak bańka mydlana. Kolejny już raz pytam dlaczego ja?
-Nic. - odpowiedziałam mocniej przyciskając do klatki piersiowej czerwoną teczkę trenera.
-Jakby co wiesz gdzie mnie szukać. - powiedział puszczając mi oczko i znikając na skodach ku górze hotelu. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do sali konferencyjnej, w której była już zapewne cała reprezentacji. Nie pomyliłam się siedzieli grzecznie jak myszy pod miotłą. Czy coś mnie ominęło?
-O jesteś. Siadaj. - powiedział spoglądając na mnie spod byka. Przełknęłam ciężko ślinę i usiadłam na wolnym krześle między Thomasem a Gregorem. Heinz otworzył teczkę i wyjął z niej kilka kartek w pełni zapisanych różnymi informacjami. Powiem szczerze jakoś dziwnie czuję się widząc Kuttina w takim nastroju. Ale co poradzę, każdy może mieć gorszy dzień.
-Mam dość waszych głupich wybryków, więc postanowiłem, że jeśli to będzie się powtarzać to odstawię was od zawodów. Jesteście skoczkami a nie małpami w cyrku. Najbliżej przegięcia cienkiej linki jest już Fettner oraz Kraft. Ale to nie tyczy się tylko was Gregor i Michael też są już nie do wytrzymania. Jeśli dalej tak będzie to skonsultuję się z trenerem Polski i Norwegii i coś zrobimy z tym fantem. W ich drużynach też znajdzie się kilku takich dowcipnisiów. Na dziś tyle. Zejść mi z oczu. - powiedział wyraźnie podirytowany już tym wszystkim co się dzieję. W sumie to mu się nie dziwie, każdy miałby na jego miejscu po prostu dość. Po południu w planie nie mamy żadnych treningów, więc postanowiłam trochę dłużej zagościć w swoim pokoju. Wspominał już, że jest mój prywatny. Położyłam się na łóżku gdy rozległo się pukanie do drzwi. Podniosłam się z łóżka i poszłam otworzyć. W drzwiach stał Maciek z dwoma kremówkami w pudełku.
-Już tak dawno nie spędzałem z tobą czasu. Mogę? - spytał uśmiechając się do mnie szeroko. Zrobiłam krok do tyłu a on wszedł siadając na moim bardzo wygodnym łóżku jak dla mnie. -Dobra powiedz mi co jest, bo Maciuszek się o ciebie martwi. - dodał podając mi białą paczuszkę.
-A co ma być?  - spytałam stawiając na małym stoliku dwa talerzyki i dwie szklanki wypełnione sokiem pomarańczowym. On spojrzał na mniej pytająco. Dobrze wiedział, że nie potrafię kłamać, a już w ogóle w jego obecności. Znał mnie i to był jego krok dalej zawsze. Bez względu na wszystko.
-Mnie nie okłamiesz. - powiedział klepiąc miejsce obok siebie. Wiem, że powinnam mu zaufać, wszystko powiedzieć. Ale nie chciałam aby znów musiał mnie wygrzebywać z problemów.
-Jakbym nie wiedziała. - powiedziałam spuszczając głowę i obserwując swoje kolorowe skarpetki.
-Wiesz, że niczego nikomu nie powiem. - dodał przytulając mnie do siebie. Cieszyłam się, że mogę na niego liczyć. Cieszyłam się, że jest obok mnie.
-Richard- odpowiedziałam bez żadnego entuzjazmu. Dobrze o tym wiedziałam, że nie muszę się tłumaczyć. Wiedział o wszystkim. Jedynie pocałował mnie w czoło i przytulił jak małą, pięcioletnią dziewczynkę. Tego na prawdę potrzebowałam. Żadnych słów, żadnych tłumaczeń. Normalny, rodzinny gest. Tak bardzo potrzebny mi w tamtym momencie.
-Będzie dobrze. Mogę założyć się, że znajdzie się ktoś kto obdarzy cię prawdziwym uczuciem. - powiedział kołysząc mnie w rytm lecącej w radio melodii. Byłam mu naprawdę wdzięczna. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 16. A to oznaczało, że za pół godziny musiałam być na skoczni. Pożegnałam się z Maćkiem, po czym ubrałam się ciepło. Powiem szczerze entuzjazmem nie kipiałam. Dlaczego? Proste nie chciałam spotkać się z Richardem. Zawiodłam się naprawdę. Zapewniał, że to wszystko to głupie pomówienia i wytwór ludzkich wyobraźni. Uwierzyłam. Dałam się omamić.
-Możemy chwilę porozmawiać? - obok mnie stał ten, którego miałam ochotę unikać.
-Nie - odpowiedziałam wymijając go i idąc do domku kadry Austrii. W budynku byli już praktycznie wszyscy skoczkowie, debatowali na jakiś ciekawy zapewne temat. Można to wywnioskować po ich śmiejących się gębach. Nie miałam ochoty się do nich przyłączać więc usiadłam sobie na wolnym krześle i założyłam słuchawki. Chciałam w końcu wyrzucić z siebie to co nie potrzebne. Siedziałam tak może jakieś pięć minut gdy poczułam lekkie uderzenie w ramie. Przede mnę stał Thomas z dwoma kubkami gorącej czekolady z cynamonem. Tak już nie długo święta Bożego Narodzenia a ja jakoś nie czuje tego tak jak jeszcze rok temu. Teraz wszystko się zmieniło. Dosłownie.
-Dziękuje - odpowiedziałam odbierając od Morgensterna papierowy kubek. On usiadł na przeciwko mnie i uważnie mnie obserwował. Sama nie wiem dlaczego, ale bałam się słów,które padną z jego ust. Potrafił podtrzymać na duchu ale i dokopać człowiekowi.
-Freitag nie jest partią dla ciebie. - powiedział a wtedy wszystkie dotychczasowe rozmowy jakby ucichły, albo zmniejszyły swoje natężenie.
-Nie dawno się o tym dowiedziałam. - mówię upijając łyk gorącego napoju. Kocham to uczucie jak żadne inne. Zapominam wtedy o wszystkim co złe.
-Wiem i cieszę się z tego. - odpowiedział cały czas lustrując mnie dokładnie. Nie wiem dokładnie o co mu chodziło. I powiem szczerze, nie chcę wiedzieć.
-Tak ja też. - powiedziałam nie znacznie się do niego uśmiechając.
__________________
Rozdział trzynasty. 
Krótki, ale jest takim podsumowaniem wątku Richarda w życiu Laury.
Kolejne będą dłuższe i moim zdaniem ciekawsze.
Będzie dużo Maćka, Gregora, Thomasa oraz dziewczyn Kristiny, Sandry oraz Glorii. 
Nie zabraknie również Michaela i oczywiście Laury. 
No i święta u naszych bohaterów zbliżają się wielkimi krokami. 
Pozdrawiam was gorąco i liczę na wasze opinię, które motywują do dalszego pisania. 

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

12. ~ Zazdrosny jesteś?

{perspektywa Michaela Hayboecka}


-Idiotka.
-Palant.
-Kretynka.
-Matoł. 
-Debilka.
-Świnia.
-Egoistka.
-Debil.
-Dość!!!- wrzasnął trener wchodzący do domku naszej kochanej kadry. Czemu kochanej? Już tłumaczę, wcześniejsza wymiana amunicji toczyła się miedzy dobrze wam znaną Laurą i nieznanym Max'em. Pani doktor kontra pan serwismen. Mówię wam razem z Gregorem mamy lepszą rozrywkę niż oglądanie przereklamowanych ale w dalszym ciągu świetnych kabaretów. Na miejscu Heinz'a to ja bym się w to oko cyklonu nie mieszał. Jeszcze się facetowi coś stanie i co wtedy będzie. A tak po chwili im się znudzi. Chyba? Głupi jestem. Michi otrząśnij się kretynie.
-Jeszcze nie skończyłem! - warknął nasz kochany Max piorunując Laurę wzrokiem. Serio nie kumam o co im tak właściwie poszło. Jak przyszliśmy to siostra Kota lamentował coś, że nie umie tych swoich tłustych świństw trzymać przy sobie. Zapewne chodziło o te jego cuchnące smary. Geniusz jestem! Co nie?
-Ja też. - odpowiedziała ironicznie się do niego uśmiechając. Matko ona nawet na Gregora tak morderczym wzrokiem to nie patrzy. Ta dziewczyna zmienia się w jakiegoś potwora. A ja jeszcze mam z nią pokój. Może mnie nie utopi albo otruje. Jak myślicie, mam się bać?
-Ale ja tak. - bąknął Heinz stając pośrodku nich. Piorunowali się morderczymi wzrokami. Normalnie strach się bać. - Gregor zajmij się kolegą Schmittem, a Michael koleżanką Górską.  - rozkazał trener. A rozkaz trenera to rzecz święta. Zdjąłem z wieszaka moją i jej kurtkę i podszedłem do wręcz wściekłej szatynki. Znałem lek na te jej napady. Ignorowanie i mroźne powietrze. Uwierzcie mi gdy jest no w takim stanie to nie powinno się z nią wchodzić w żadne takie no łagodne wymiany zdań. Zapiąłem kurtkę pod samą szyję i wyszedłem na zewnątrz. Od razu uderzył mnie ziąb, który na zewnątrz się znajdował. Jak nic z minus dwadzieścia pięć. No dobra może trochę przesadzam. Słyszałem jak moja sympatyczna towarzyszka klnie coś pod nosem i głośno stawia kolejne kroki. Utrapienie z tymi jej humorkami. Przystanąłem przy drewnianej ławce opartej o jedną ze ścian naszego domku i jak gdyby nigdy nic sobie na niej usiadłem. A moja kochana pani doktor stała i się na mnie gapiła jak sroka w gnat. 
-Mam ci imienne zaproszenie wysłać? - spytałem wskazując na wolną część ławki. Dziewczyna z dziwnym wzrokiem, bez żadnego entuzjazmu zajęła wskazane przeze mnie miejsce. Mam pytanie czemu akurat ja muszę zawsze ostudzać jej chimery? Naciągnąłem swoją niebieską, sponsorską czapę z dennym pontonem na białą czuprynę i zacząłem wgapiać się w przechodniów. Czekałem tylko na to, aż Laura opanuje swoje emocję. A to czasami trwa u niej strasznie długo. 
-O siemka. - na przeciwko nas stanął nie kto inny jak wielki mój kumpelo pochodzący stąd Tom Hilde. Chyba jedyny z którym można pogadać na temat samochodów i motorów. Oczywiście jak to Laura, spiorunowała go wrednym i morderczym wzrokiem. Zła jak osa, lepiej nie podchodzić bo ukąsi. Serio a ja z nią będę dziś mieszkał. 
-Siemka stary. - odpowiedziałem. Sympatyk wyjął zza pleców trzy kubki gorącej kawy i podał mi i osie kubek. Spojrzała na niego tylko przelotnie, chwyciła plastikowe naczynie i uśmiechnęła się do niego lekko. Ona się uśmiechnęła serio. Uśmiechnęła się. Jakaś nowość. 
-Uważaj bo ona jest w diabolicznym nastroju dzisiaj. - powiedziałem uśmiechając się do niego. 
-Ty uważaj, abyś czystym przypadkiem nie wylądował w kostnicy. - fuknęła patrząc na mnie jak na intruza. Jejku ona w ogóle nie ma poczucia humoru. 
-Mam świadka, że  grozisz mi śmiercią. - powiedziałem, upijając kolejny łyk czarnej, gorącej cieczy. 
-Słoneczko jak już się ciebie pozbędę to ci żaden świadek nie będzie potrzebny. - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Sam się sobie dziwie ale nawet ładnie wygląda z tym morderczym uśmieszkiem. Tak można się zakochać. Racjonalnie oczywiście. Czyli wtedy gdy jest w dobry humorze.
-Ej nie przesadzaj. Opłaca ci się spędzić najbliższe kilkadziesiąt lat w pierdlu. Chyba nie.  - odpowiedziałem gniotąc plastikowy kubek i wrzucając go do kosza. Tom przyglądał się nam bardzo uważnie i chyba doszedł do wniosku, że powinien się wycofać. 
-To ja spadam.  - powiedział machając i znikając gdzieś w tłumie. Zostawiając mnie samego na pastwę losu w sensie, że Laury. Kompletna masakra. Może jej przejdzie? Albo nie? Podobno nadzieja umiera ostatnia, więc będę się tego złudnie trzymał. 
-Cześć Laura mógłbym cię na chwilę prosić?  - spytał Freitag podchodząc do nas i adresując jej jeden z palety swoich dennych uśmieszków. Denerwuje mnie to jego takie aktorstwo. Biedny i w ogóle a każdy chyba wie, że żadnej dziewczynie nie przepuści. Ale jak są takie głupie to już ich sprawa. Oczywiście Laura też należy to tych naiwnych. Na jego widok uśmiech pojawił się na jej twarzy niesamowity. 
-Jasne - odpowiedziała i odeszła z nim kawałek. On zaczął jej o czymś uważnie opowiadać. Po czym uśmiechnął się i wyjął z za pazuchy jedną samotną czerwoną różę. Jej reakcja? Szybko złość ją opuściła, nie ma co. Zobaczyła takiego Ryśka i już szczęśliwa a mi to śmiercią grozi. 
-Zazdrosny jesteś? - usłyszałem czyjś głos. Odwróciłem głowę w prawą stronę i zobaczyłem zatroskany wzrok Gregora. Wróć on się o mnie martwił. Jejku on mnie naprawdę ostatnio strasznie zadziwia. Chyba ta miłość do Sandry tak na niego działa. Miły dla każdego jak nigdy. Nie wierzyłem w cuda ale zmieniłem przekonanie. 
-Ja? - spytałem znów oglądając scenę z kolejnej bajki Freitaga. Schlierie rozsiadł się wygodnie na drewnianej ławce obok mnie i również zaczął przyglądać się temu co ja. 
-Tak ty. - odpowiedział kładąc dłoń na moim ramieniu. Jejku może go ktoś w głowę walnął czymś mocnym. Bo nie to, że coś przyjaźnić się przyjaźniliśmy ale nigdy takiego gestu to ja u niego nie widziałem. No jednak ludzie są zmienni nie? 
-Chyba cię coś boli. - warknąłem stukając się w czoło. On tylko się zaśmiał pod nosem i tyle było mojej zmiany tematu. 
-Dobra nie chcesz to nie mów. - odpowiedział gdy zobaczył, że wraca do nas Laura. Górska z szerokim bananem na twarzy usiadła po mojej lewej stronie i wąchała denny kwiatek od tego swojego księcia.
-Wiecie co Richi to jednak jest spoko. - powiedziała z rozmarzeniem na twarzy. Nie wytrzymałem wstałem i odszedłem. Dobrze wiedziałem co pomyśli sobie Gregor. Cholera niech myśli co chce. Mam dość tego zasranego Niemca. Poczłapałem na miasto, żeby spotkać się z Hilde i się z nim powłóczyć. 
-Wiesz może i będę okropny. Ale ty się w niej po prostu zakochałeś. - stwierdził odkładając na talerzyk pustą filiżankę. Następny co oni z Gregorem się umówili czy coś?
-Wiesz co ty i te twoje durne pomysły i inteligentne stwierdzenia. - odpowiedziałem robiąc to co on wcześniej. Zdołować człowieka to oni wszyscy potrafią. Może powinni jakieś biuro porad sercowych otworzyć jak są takimi znawcami. A nie? 
-Dobra chcesz je łudzić to się łudź żeby nie było, że nie mówiłem. - powiedział wstając z krzesła. Zrobiłem to samo. Miałem wszystkich dość. Gregora, Toma, Laury i Freitaga. Wszystkich i wszystkiego serdecznie dość.  A może jednak mają racje co do Laury? Nie, nie mają racji. Sam wiem co czuje. A może już dawno nic nie wiem?

                                                                   ______________________
Rozdział dwunasty gotowy! Nie wiem jak wam się podoba pisany trochę z innej perspektywy niż Laura i narrator. Mieliście okazję poznać myśli Michaela. Ale opinię zostawiam wam. Pozdrawiam gorąco i do następnego.