wtorek, 27 stycznia 2015

# 12. ~ Jeśli chcesz to możesz się przytulić do najprzystojniejszego chłopaka.

Vikersund, Norwegia
14 luty, 2015 rok.

[Morgi.]

Albo to ja wariuje, albo to tym kretynom odwalają szajby. Vikersund to nie skocznia o rozmiarze 90 metrów. A oni chyba się pomylili, albo mają jakieś urojenia w tych mózgownicach. Ale niech się Kuttin o to martwi ja mam tylko z tymi błaznami prowadzić treningi. Stoję przy bandzie przy zeskoku i patrzę jak te oszołomy skaczą w okolicach rozmiaru skoczni. No zobaczymy jak to się skończy. 
-Obstawiam urazówkę. - mówię do stojącej obok mnie Sary. Ona patrzy w tym samym kierunku co ja. Gdy widzi jak ląduje jej starszy brat jedynie się do mnie uśmiecha. 
-A ja stawiam na kostnicę. - odpowiada i zanosi się śmiechem. To jest dopiero człowiek z dystansem do wszystkiego a w szczególności do siebie. Ja tam ją na prawdę lubię. Rozglądam się za tą moją kochaną żonką, która gdzieś tutaj z aparatem naszej gwiazdy krąży, ale nigdzie nie mogę jej znaleźć. Christina to jak się gdzieś zaszyje to można jej szukać cały dzień i tak się jej nie znajdzie. 
-Thomas mogę cię o coś spytać ? - pyta młoda uśmiechając się do mnie promiennie. Co ona tutaj właściwie robi ? Przecież ona się tutaj marnuje, z tymi psycholami to ona po kilku latach nadawać się nie będzie. Ale jej strata. Chociaż jak tak teraz na nich patrzę to pod jej wpływem moi kochani przyjaciele zaczęli się zmieniać. Można śmiało powiedzieć, że stali się stu procentowymi mężczyznami nawet Diethart. 
-Jasne. - odpowiadam też się do niej uśmiechając. Michael ma szczęście, mając taką siostrę jak ona. To brylant a nie dziewczyna. Na taką to tylko chuchać i dmuchać, nie powinna trafić w nie powołane ręce. 
-Jak to jest z tym twoim i Chris ślubem ? - pyta. Będę szczery, że spodziewałem się właśnie takiego pytania. Pomimo różnicy wieku strasznie zaprzyjaźniła się z Christiną. Gdzie jedna to i druga. Chris zawsze stanie po stronie Sary i zawsze będzie jej bronić. Ot przed tekstami chłopaków. Oni się jej po prostu boją. No ale to moja żona i żaden z nich mi jej nie odbije o co to to nie. Nawet jeśli kiedyś dziecinne błędy popełniliśmy obydwoje. Dzięki Lily znowu jest jak dawniej a i nasza miłość chyba jest silniejsza niż jeszcze przed urodzeniem naszego małego aniołka.
-Mamy cywilny a co ? - pytam bo jej pytanie było dla mnie jakieś dziwne. Ona patrzy na mnie tymi swoimi oczami a z jej twarzy znika tak szeroki uśmiech jaki był jeszcze chwilę wcześniej. 
-A nie myśleliście o prawdziwym, kościelnym ślubie. Weselu, gościach każda kobieta o tym marzy. - mówi podając mi kawę, którą wzięła od sprzedawcy w kawiarni. Patrzyła na mnie takim jakimś dziwnym wzrokiem. Wzrokiem, którego u niej nigdy nie zaobserwowałem. Może Chris powiedziała jej coś, czego mi powiedzieć się nie odważyła. 
-Czasami gdy patrzę na nasze zdjęcia to wyobrażam sobie kościół, mnóstwo gości i ją stojącą w progu kościoła w pięknej, długiej białej sukni. Z pięknym bukietem w dłoni i białym welonie na głowie. - rozmarzam się wyobrażając sobie całą tą sytuację. Wiem, że robię źle ukrywając swoje marzenia o ślubie przed wszystkimi. Ale gdyby się o tym, któryś z chłopaków dowiedział to by mnie wyśmiał. Że niby facet a się rozczula. No nie moja wina, nie mam już dwudziestu lat tak jak oni. Chciałbym się na dobre, legalnie już ustatkować i zestarzeć się w domu z ogrodem. Matko spędzanie czasu z kobietami na prawdę działa na moją znaczną nie korzyść. Spoglądam na Sarę, która cały czas patrzy się na lądujących pajaców i widzę, że to co powiedziałem znacznie poprawiło jej humor. Jak na potwierdzenie mojej teorii znów na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Nagle obok nas pojawia się mój kochany przyjaciel Gregor. Zdejmuje z oczu gogle, chowa je pod plastron. Opiera narty o bandę i z szerokim, debilnym uśmiechem na twarzy podchodzi do nas. 
-No i jak mój skok ? - pyta. Oj gdybyś wiedział co ja myślę o tym twoim debilnym skoku to raczej zadowolony byś nie był. Ale Sara to odwagę powiedzieć mu to ma więc mu to powie. Ja tam narażał się nie będę bo darmową opiekunkę do Lilki i stracę i będzie koniec wspólnych wieczorów z Chris. 
-Strzelam, że bardzo chcesz się pozbyć miana bożyszcza nastolatek i największego ciacha w Austrii. - mówi Sara z szerokim uśmiechem na twarzy. Gregor jest zdziwiony jej słowami. Ja tam w sumie się nie dziwie, wie dziewczyna co zrobić, żeby ten bez mózg zaczął myśleć. Może i lepiej, ja tam w kostnicy nie chciałbym go identyfikować. On nerwowo szuka wzrokiem reszty bandy oszołomów skaczących z najwyższego rozbiegu na skoczni w Vikersund. Chłopaki z gębami szeroko uśmiechniętymi stają koło nas i każdy po kolei opiera się o narty. 
-Chłopaki skaczemy teraz z najniższego rozbiegu. - mówi a raczej rozkazuje im Greg. Oni jak to oni uśmiechają się szeroko i z aprobatą kiwają mu głowami. 
-Widzisz Morgi mówiłam ci, że nasz piękny Greg nie chcę zniknąć z listy najprzystojniejszych. - mówi Sara wrzucając do kosza zgnieciony brązowy, plastikowy kubek. Gregor patrzy się na nią jak na kosmitkę, z resztą pozostali mieli tak samo. Ja nie wiem czy dziewczyna nie może powiedzieć czegoś co mówią co dziennie ci debile. Jak dla mnie spoko, zobaczymy co odpowie. Wbrew tego co myślałem Sxhlierie nic nie powiedział i może lepiej wszyscy znają go z jego ciętego i bezczelnego języka. Nagle obok nas pojawia się rozweselony Michael z pięknym bukietem herbacianych róż. Staje przed swoją siostrą i wyciąga w jej kierunku owy, piękny moim zdaniem kwiatów. 
-Siostrzyczko moja kochana wszystkiego najlepszego z okazji walentynek. - mówi z szerokim uśmiechem.  O ja cię dzisiaj są walentynki. Nie no Morgi gratulację, są walentynki a ty o nich zapomniałeś. Rozwód wisi w powietrzu. Wrzucam do kosza kubek po kawie i szybki krokiem odchodzę w kierunku wyjścia. Trzeba ratować sytuację póki jeszcze nie jest za późno. 

[Sara]

-A temu co ? - pyta Stefan zakładając na głowę swój różowy kask. Tyle razy mówiłam i jemu i Kubackiemu, żeby zmienili kolorek a ci nie. Mówią, że na taki kolor więcej dziewczyn się łapie. 
-Zapomniał o walentynkach. - mówię, biorę kwiaty, które dostałam od mojego kochanego braciszka i idę w kierunku domku w którym odpoczywają Chris i Laura. Nie będę małpą i nie wydam Morgiego ale wydaje mi się, że prezent dla Chris to nie będą zwykłe i tanie kwiaty. No bo Laura to świetny prezent rano na walentynki dostała prezent jakiego się nie spodziewała. Otóż mój kochany braciszek wczoraj zaraz po przylocie zabrał mnie do jubilera i do kwiaciarni. A dzisiaj rano oświadczył się Laurze. Ale nie przewidział tego, że Laura i jej burza hormonów nawrzeszczy na niego a później będzie go za to przepraszać. Ostatecznie powiedziała tak, ale śmiechu to była kupa. Otwieram drzwi wejściowe do domku a w progu wita mnie uśmiechnięta Lilka z lizakiem w kształcie serca, którego podarował jej Heinz tak jak i reszcie. Jestem ciekawa co zrobi Morgi, żeby nie skończyło się pozwem rozwodowym. 
-Cześć mały kwiatuszku. - mówię biorąc Lil na rączki, jednocześnie odkładając bukiet róż na stolik. Odkąd Thomas i Christina postanowili wozić ją na zawody jakoś atmosfera się w naszej kadrze jakaś bardziej się do zniesienia stała. No może poza tym, że chłopaki o Lilkę to jak o księżniczkę się biją. 
-Ciociu zobacz co dostałam od dziadka Heinza. - mówi machając mi przed oczami średniej wielkości lizakiem w kształcie serca przed oczami. Nie no ona to jest ich oczkiem w głowie. 
-No widzę. Idź się pobaw kaskiem wujka Gregora a ja z mamusią i ciocią sobie porozmawiam. - mówię sadzając ją na podłodze obok drugiego, najnowszego kasku Schlierenzauera. Uśmiecham się do małej i idę w kierunku drugiego pomieszczenia, z którego dochodzą mnie strzępki rozmowy dziewczyn. Wchodzę do pomieszczenia a dziewczyny szeroko się w moim kierunku uśmiechają. 
-Siadaj, napijesz się gorącej czekolady ? - proponuje Laura. 
-Albo kawy ? - dodaje po chwili Christina wskazując dłonią na swój porcelanowy kubek. 
-Za kawę podziękuję przed chwilą piłam ale czekolady nie odmówię. - odpowiadam siadając na trzecim, wolnym drewnianym krześle. Laura, która chwilę wcześniej opierała się o blat postawiła przede mną niebieski kubek nad którym unosi się para wodna. 
-Dziękuję. - mówię przykładając do ust kubek z gorącą czekoladą. Laura nerwowo stuka palcami o blat a Christina patrzy się tępo w okno z widokiem na skocznię. 
-Co jest ? - pytam widząc ich dziwne miny. 
-Nic. - odpowiada ze sztucznym uśmiechem na twarzy Chris. Nagle telefon w mojej kieszeni zaczyna wibrować. Wyciągam aparat z kieszeni i spoglądam na wyświetlacz. 

Wiadomość od : Thomas , 14 luty godzina 15: 55.
'Musisz mi pomóc. Czekam na wieży skoczków.'

Jezuniu, co ten typ ode mnie chcę. Jeśli ma zamiar mnie w coś wplątać to obiecuję, że go gołymi rękoma uduszę. 
-Muszę na chwilę wyskoczyć. Chłopaki mają jakiś problem. - mówię i wychodzę z domku i zmierzam na wieżę skoczni. Nie wiem co Morgenstern wymyślił ale go zabiję. Szybkim krokiem przemierzam kolejne stopnie schodów, które kierują mnie na górę skoczni. Popycham szklane drzwi i wchodzę na wieżę skoczków gdzie nerwowo na jednym z krzeseł siedzi Thomas i trzyma w ręku małe, czerwone pudełko. No, no ciekawe co wymyślił na poczekaniu.
-Sara błagam musisz mi pomóc. - mówi widząc mnie jak przekraczam próg wieży. Szybkim krokiem podchodzi do mnie i staje na przeciwko mnie. Jejciu zaczynam się go trochę bać. 
-W czym i jak ? - pytam zdziwiona jego zachowaniem. On siada na podłodze, na środku pomieszczenia i wszystko mi mówi. Opowiada mi o swoich marzeniach, o Christinie o Lily, o pięknym domu. I wiecie do jakiego wniosku dochodzę : to anioł a nie facet. Z wszystkich, których znam żaden nie ma tak kobiecej duszy. Dobra wiem, że tymi słowami mogę go obrazić ale jeśli nie słyszy to tego nie wie. 
-Dobra zrobimy tak. Za dwie godziny są zawody. Po konkursie poczekasz na Chris przed domkiem i resztę już sobie dopowiedz. - mówię podnosząc się z zimnej posadzki. Morgi idzie w moje ślady i staje obok mnie. 
-Rozumiem, że chcesz żebym zrobił to przed tysiącami ludzi ? - pyta chowając do kieszeni pudełeczko. Ja jedynie uśmiecham się wrednie i wyciągam z kieszeni kurtki telefon komórkowy. 
-Milionami. - poprawiam go na co jego oczy przyjmują postać monet pięciozłotowych. Dobra może trochę chłopaka przestraszyłam ale ja tylko wskazuje mu realia.
-To mnie pocieszyłaś. - mówi z lekkim wyrzutem w głosie. Oj tam, kto by pomyślał taki facet a tchórz. Oj Morgenstern bo powiem gdzie trzeba i będziesz pośmiewiskiem całej Europy. 
-Wiem ! - krzyczę lekko podskakując. - No chodź. - mówię ciągnąc go za nadgarstek i 'wyrzucając' z wieży do której lada chwila zaczną walić drzwiami i oknami skoczkowie. 

[Gregor]

Christina to jakaś taka dzisiaj nie swoja chodzi. Wiem, że Morgi zapomniał rano o walentynkach ale pewnie coś na poczekaniu jej wymyśli. Ja tam takiego problemu nie mam, obecnie nie posiadam swojej drugiej połówki i jest mi z tym bardzo dobrze.
-Ej Schlierie zrzutę robimy dołożysz się ? - pyta Didl stając przede mną w domku pod skocznią. 
-Na operację na twoją facjatę ? - pytam na co on przybiera minę zbitego psa. Boże Didl, spójrz w lustro to jest okropne. 
-Nie. - odpowiada - Dla dziewczyn na kwiaty. Dzisiaj są walentynki a w naszej kadrze mamy trzy kobiety do obdarowania. - mówi. Ja jedynie wzdycham głośno. Sięgam po kurtkę z której wyciągam mój portfel i wyjmuję kilka banknotów i wręczam je Thomasowi. Ten w podskokach opuszcza domek i gdzieś tam sobie znika. Może i lepiej. 
-A ten co tak poleciał ? - pyta Hayboeck mijając się z Diethartem w drzwiach i z uśmiechem siadając obok mnie.
-Wziął ode mnie  stówę i jest zadowolony. - odpowiadam kładąc na kolanach swój nowy kask. Red bull zrobił mi spóźniony prezent na urodziny i dali mi nowy. Taki trochę nie za fajny ale i tak lepszy od Krafta i tego jego babskiego różu. 
-Na kwiaty ? - pyta z szerokim uśmiechem.
-No. - odpowiadam. Michael wyciąga ze swojej torby buty i zakłada je na nogi. Didl nie przebrnął kwalifikacji to postanowił zająć się tym 'prezentem' dla dziewczyn. Zobaczymy co z tego wyjdzie. 

{Po konkursie.}

-Ja zwariuję. - mówi Thomas, krążąc w tą i z powrotem obok domku. Mówił mi, że wiszę mu przysługę i muszę mu pomóc. No a co ja mogę zrobić ? No nic nie mogę zrobić, muszę dać się zwerbować. 
-Nie przesadzaj. - mówi Sara wąchając kwiatki, które od nas dostała. Po mimo wszystko Didl ma poczucie gustu. Thomas patrzy się na nas mrocznym spojrzeniem i nic nie mówi tylko coś sobie pod nosem mruczy. 
-A co jeśli się nie zgodzi ? - dramatyzuje. Morgenstern to na prawdę z roku na rok traci jakiekolwiek męskie uczucia. No masakra. 
-Jest już twoją żoną geniuszu. Raczej ci nie odmówi. - mówię cały czas patrząc na wyświetlacz mojego telefonu. Thomas wyrasta przede mną jak z pod ziemia i obdarowuje mnie morderczym spojrzeniem. Wbija mi palec w klatkę piersiową i cały czas mocno nim naciska. No nie powiem, że Morgenstern wyzbył się swojej męskiej części. Siłę to on ma. 
-Świetnie się bawisz ? - warczy przez zaciśnięte zęby i gdyby mógł zabiłby mnie swoim spojrzeniem. 
-To boli. - mówię z szerokim i sztucznym uśmiechem. Thomas zabrał swoją rękę, poprawił kurtkę i cofnął się na wcześniejsze miejsce. Chris gdzie ty jesteś ! Jeszcze postoi tutaj chwilę i zacznie zabijać wzrokiem nawet małe niczemu winne dzieci. Zaczynam się go bać. No i jak na moją prośbę w naszym kierunku idzie smutna Chris. Oj jak zobaczysz co twój mężuś odwala to będziesz się szczerzyć. Sara puszcza oczko Thomasowi, który bierze głęboki oddech i zagradza drogę, zdziwionej Christinie.
-Thomas zostawiłam w domku aparat a chciałam porobić trochę zdjęć Stefanowi i reszcie podium. - mówi z lekkim uśmiechem próbując go wyminąć. Ale jak się już Morgi zaweźmie to nie ma zmiłuj. Stojąca obok mnie Sara pokazuje naszemu kochanemu trenerowi ruchem ręki, że ma ją zatrzymać i ten robi tak jak ta mu karze. Może i dobrze. Nie powiem mógłbym pobawić się na jego weselu. 
-Thomas na prawdę nie mam czasu na takie dziwne zabawy. - mówi uśmiechając się cały czas do niego i próbując kolejny raz go wyminąć. Thomas chwyci jej nadgarstek i trzyma tak aby Chris nie mogła go wyminąć. Na twarzy Chris rysowało się zdziwienie. Spoglądała nie pewnie nad zawodników i dziennikarzy, których owe dziwne zachowanie Thomasa zaciekawiło. Sara która stała obok mnie lekko przeskakiwała z nogi na nogę. Lekko szturchnąłem ją w ramię. 
-Jeśli chcesz to możesz się przytulić do najprzystojniejszego chłopaka. - mówię uśmiechając się do niej i pokazując jej swoje ramię. 
-Tylko dlatego, że jest mi zimno to z twojej propozycji skorzystam. - odpowiada przytulając się do mnie po czym znów patrzyła się na Thomasa i Christina. - A to z tym 'najprzystojniejszym' było tylko po to, żeby cię zmotywować do racjonalnego spojrzenia. - dodała kładąc głowę na mojej klatce piersiowej. Super !
-Thomas o co ci chodzi ? - pyta Christina gdy Thomas chwyta ją za dwie ręce i po chwili klęka przed nią. Na twarzy mojej przyjaciółki pojawia się jeszcze większe zdziwienie niż wcześniej. Morgi wyjmuje z kurtki kieszeni swojej kurtki, czerwone pudełeczko. Otworzył je i oczom wszystkich ukazał się pierścionek. Thomas przełknął głośno ślinę i ukradkiem spojrzał na nagrywających wszystko dziennikarzy różnych telewizji. 
-Wyjdziesz za mnie ? - pyta wyciągając do niej otwarte pudełeczko. Chris zrobiła zdziwione oczy i chyba nie wierzyła w to co się dzieje. Z resztą nie tylko ona. Laura, która stała nie opodal uśmiechnęła się a po jej policzku poleciały łzy. Chłopaki też byli nieźle zdziwieni. 
-Ale przecież my jesteśmy już małżeństwem. - mówi po chwili. 
-Ale wiem, że marzysz o prawdziwym, kościelnym ślubie i hucznym weselu. - odpowiada jej Thomas lekko się uśmiechając. Po krótkiej chwili na policzkach Chris pojawiają się pojedyncze łzy a ona sama klęka na przeciwko Thomasa i składa na jego ustach, długi pocałunek. No czyli Chris dostała najlepszy prezent na walentynki pod słońcem i to jeszcze uwiecznione na taśmach telewizyjnych. No i oczywiście w pamięci mojego aparatu, który zabrała mi moja ukochana siostrzyczka Gloria, bawiąc się w fotografa. 
-To znaczy, że się zgadzasz ? - pyta dla potwierdzenia za pewne swoich myśli Morgi.
-Tak. - odpowiada mu Chris i przytula go mocno do siebie. Nagle usłyszałem cichy szloch. Od razu spojrzałem na przytuloną do mnie Sarę. Po jej policzku spływały łzy.
-Co jest ? - pytam. Ona się lekko ode mnie odpycha i staje ze mną oko w oko. 
-To takie romantyczne. - mówi. Ocieram jej policzki z łez i znów przytulam ją do siebie. Jestem facetem i się nie rozczulę chociaż jest ta sytuacja bardzo ckliwa. Grunt, że się udało i Chris się zgodziła. 
-Ej Morgenstern ! - krzyczę. Thomas odrywa się od Chris i podnosi się z ubitego śniegu po czym w jego ślady idzie jego partnerka. Obejmuję ją ramieniem i z uśmiechem patrzy się na mnie i Sarę.
-No ? - pyta całując swoją nową, starą żonę w czoło. Oj jak ja ci powiem co to cię z nóg zmiecie.
-Po proszę chrześniaka. Chrześniaczkę już mam. - mówię co spotyka się z dziwnymi spojrzeniami wszystkich obecnych na terenie wioski skoczków. 
-Żebyś mi mojego syna demoralizował ? - pyta z szerokim uśmiechem. 
-No a nie ? Taki talent jak ja nie może być zaprzepaszczony. - mówię dumnie wypinając pierś. Sara, która już teraz stała obok mnie jedynie obdarza mnie swoim zabawnym spojrzeniem. 
-No co ? Przecież jestem bożyszczem nastolatek mam prawo mieć swoich następców. Ktoś musi powodować szybsze bicie serc u dziewczyn. - mówię szczerząc się do wszystkich. Sara uderza mnie z całej siły w ramię i się do mnie szczerzy.
-Aua. - mówię, pocierając bolące miejsce a później wszyscy zanoszą się śmiechem. Zabawne, bardzo zabawne. 

***
Rozdział 12. Jakoś tak mi się go łatwo pisało. Wiem, że jest krótki ale nie chcę za dużo wprowadzać w jednym rozdziale. Mam nadzieję, że zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza.
Bardzo gorąco was pozdrawiam.
Zapraszam również tutaj : http://diamond-ski-jumping.blogspot.com
Do następnego.

sobota, 24 stycznia 2015

# 11. ~ A my wam pomożemy !

Willingen, Niemcy
29 styczeń 2015 rok.

[Michael.]

-Widzieliście może Sarę i Laurę ? - pytam siadając na kanapie obok Stefana. Oczywiście chłopaki jak to chłopaki jak już zaczną zajmować się swoimi sprawami to ni jak można do nich trafić. Udają, że cię nie słyszą bo tak najlepiej. A ja się martwię, bo byłem u nich w pokoju i odpowiedziała mi głucha cisza. 
-A co uciekły ci siostra i przyszła żona ? No widzisz w końcu dziewczyny podjęły najrozsądniejszą decyzję w swoim życiu. - komentuje moje pytanie Didl. Ja mu kiedyś tą jego małpią facjatę obije i zobaczymy czy wysili się na jakikolwiek komentarz w kierunku mojej osoby.
-Bardzo zabawne, zobaczysz jeszcze kiedyś ktoś ci pokaże gdzie nadają się te twoje suche żarciki. - mówię ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Oczywiście chłopak nie pojmuje aluzji i nawet nie odrywa wzroku od ekranu swojego tabletu. 
-Co ty taki drażliwy co ? Cały czas masz im za złe ten numer, który wykręciły tobie i pięknemu ? - pyta Stefan. Gregor siedzący po mojej lewej stronie, podniósł wzrok znad wyświetlacza swojego aparatu i z pogardą spojrzał na szczerzącego się do niego Stefana. 
-Powiedziałbym coś ale tego nie zrobię. - skomentował Greg, dalej przeglądając zdjęcia, które zrobiła Christina. On to zawsze piekli się o to jak mu ktoś bez pytania tą zabawkę weźmie. Tylko nigdy nie odważy się powiedzieć czegokolwiek Christinie. On się jej chyba po prostu boi. 
-W porównaniu do ciebie mi psychiatryk potrzebny nie jest. W mojej głowie wszystko jest na miejscu. - odpowiada mu Kraft. Gregor jedynie uśmiecha się niemrawo. 
-Chyba nie na tym miejscu co powinno. - komentuje. Stefan jedynie patrzy na niego morderczym wzrokiem. Oni mają chyba jakiegoś hopla na punkcie tych swoich poziomów inteligencji. 
-Nie martw się ty jesteś kolejny do odstrzału. - dodaje po chwili Gregor. Stefan przygryza dolną wargę i postanawia zamilczeć. Może i lepiej, Greg znany jest z tego, że łatwo nie odpuści i się odgryzie. A już jak się odgryzie to nie jednemu w pięty pójdzie.
-Dobra skończcie. - mówi Morgi podnosząc wzrok znad dokumentów, które leżały na jego kolanach. Moim skromnym zdaniem dzięki niemu lepiej prosperujemy. A może to jedynie takie swojego rodzaju złudzenie optyczne ? No mniejsza z tym mi osobiście jego obecność tutaj w żaden sposób nie przeszkadza, wręcz przeciwnie nawet pomaga. Nagle do pokoju wchodzi jakaś dziwna, rozkojarzona moja siostra. Rozgląda się po chłopakach, których uwagę przykuła wchodząc do pokoju. Na jej twarzy maluje się lekki uśmiech. Zauważa mnie i do mnie podchodzi. Staje na przeciwko mnie i jeszcze szerzej się uśmiecha. 
-Chodź. - mówi. A co ja pies podwórkowy jestem, że wystarczy mi rzucić komendę a pójdę jak na zawołanie ? No, chyba nie.
-Po co ? - pytam. Ona jedynie bierze głęboki oddech i przewraca teatralnie oczami co rozśmiesza siedzącego obok mnie Schlierenzauera. Zabawne, naprawdę ! Tylko, żebym ja się z ciebie nie śmiał, kołku. 
-Jak pójdziesz to się dowiesz. - mówi zaciskając ze złości dolną szczękę. 
-Ty idziesz ze mną ! - warczę ciągnąc za sobą zaskoczonego Schlieriego. No co ? W razie czego będzie mnie bronił. A wiadomo co ona ode mnie chcę ? Wchodzimy do pokoju, który Sara dzieli z Laurą i to co tam zastajemy to bynajmniej mnie przestraszyło. Na parapecie siedziała Laura, cała zapłakana a obok niej stała Chris i trzymała ją za rękę. Dobra a czymś nie wiem ?
-Co się stało ? - pytam podchodząc do nich. Chris lekko się uśmiecha i robi krok w tył stając obok Gregora. Którego mina była podobna jeśli nie taka jak moja. 
-Jestem ... w ... ciąży. - powiedziała Laura. A ja o mało co nie wylądowałem na podłodze. No ale nie macie się mi co dziwić taka wiadomość potrafi zwalić z nóg. Kątem oka spoglądam na twarz Grega. Jego mina mówi sama za siebie. Też jest zaskoczony ale i zarazem szczęśliwy. W końcu tyle razy mi mówił, że chciałby móc bawić małego Hayboeck'a. Wiem, że zawsze coś insynuował, no i w końcu dopiął swego.
-Czemu płaczesz ? - pytał ściskając w uścisku jej dłonie. Ona podnosi głowę i patrzy prosto w moje oczy. 
-Nie jesteś zły ? - pyta nie pewnie. Też wymyśliła. Chyba nie jestem potworem, nie ? Wiadomo, że się cieszę.
-Byłbym kretynem gdybym się złościł. - mówię uśmiechając się do niej. Ona po moich słowach od razu się rozchmurza i przytula się do mnie.
-Kocham cię i tego małego szkraba też. - szepczę do jej ucha i zaczynam delikatnie głaskać ją po głowie. W tym momencie jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem i nic tego nie zmieni. Nawet jeśli zająłbym pięćdziesiąte miejsce w jutrzejszym konkursie. To nie przestałbym się cieszyć. W końcu potomek jest ważniejszy niż zwycięstwo o którym głośno będzie tylko przez chwilę. I nawet skoczkowie o nim po pewnym czasie zapomną. 
-Gratulacje. - powiedział mi Gregor kładąc na moim ramieniu przyjacielską dłoń. Na jego twarzy malował się szczery uśmiech. Ten człowiek z dnia na dzień się zmienia. A to moim zdaniem bardzo dobrze o nim świadczy.
-Dzięki. - odpowiedziałem ściskając jego dłoń w przyjacielskim uścisku. Może nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi ale zawsze możemy na siebie liczyć a to w naszych relacjach jest najważniejsze. Każdy wam to powie. 


[Laura.]
...godzinę później...
-Nie no gratulacje. - mówi Didl rzucając się, żeby przytulić mnie. Jak tak będzie dalej to zanim na świat przyjdzie mały skoczek to mnie uduszą. Michael będzie musiał go albo ją wychowywać sam. 
-Didl dusisz mnie. - mówię, on jedynie uśmiecha się do mnie i robi krok w tył. Następny przytula mnie Kraft. Wcale delikatniejszy to on nie jest. Ale dobra jakoś to ścierpię. Chyba ?
-Gratulację kochani. Mam nadzieję, że nie odziedziczy po Hayboecku poczucia humoru. Bo jeśli tak, to ja go tutaj wyrobię i będzie najlepszym żartownisiem pod słońcem. - mówi trzymając dłonie na moich ramionach. Posyła szeroki, ironiczny uśmiech stojącemu obok mnie Michiemu. Ten oczywiście odpowiada mu mrocznym wzrokiem.
-Jeśli zbliżysz się do mojego dziecka to zrobię wszystko, żeby nie zdążyło dobrze poznać swojego wujka. - mówi przez zaciśnięte zęby. Stefan jedynie macha ręką i odchodzi. 
-Ciebie nie da się wziąć na poważnie. - dodaje stając obok Christiny, która wtulała się w Thomasa. Fettner z Poppingerem i Koflerem również mnie wyściskali a Hayboeckowi tak pogratulowali, że mało co mu ręka nie odpadła. W pewnym momencie do pomieszczenia wchodzi Maciek i chłopaki z ekipy Polski. Będzie ciekawie.
-Hayboeck ! - warczy stając przed zdezorientowanym Michim, Maciek. Patrzy na mojego partnera morderczym wzrokiem. - Gratuluje. - mówi rzucając się na niego. To było co najmniej dziwne. Ale Maniek to Maniek tego się nie da racjonalnie wytłumaczyć i jakkolwiek zrozumieć. 
-Ty kocie weź się ogarnij. Nie jesteś tu sam, my też chcemy tutaj naszemu kochanemu kumplowi pogratulować. - mówi Mustaf odpychając Maćka w bok. Tak, że tamten wylądował na wykładzinie, czym rozśmieszył stojącego za Dawidem, Żyłę jak i resztę towarzystwa.
-No widzisz Kocie zero punktów za lądowanie bez telemarku, he he he. - mówi Piter stając nad nim i trzymając się za podbrzusze. 
-Ej Żyła kilka punktów to by się znalazło... - zaczyna Stoch.
-Za facjatę na posadzce. - kończy Ziobro i pomieszczenie zanosi się kolejny raz falą śmiechu. Maciek wstaje z miną mordercy, poprawia bluzę i staje obok Schlierenzauera, który obserwuje jak Piotrek i Kamil gratulują Miśkowi jednocześnie umawiając się z nim na opicie tak radosnej nowiny. Po moim trupie. Nie będą mi tutaj upijać przyszłego męża.
-Hola, hola ja nie pozwalam. - mówię zakładając na biodrach ręce. Stoch i Żyła obdarowują mnie szerokim uśmiechem, po czym ten drugi podchodzi do mnie obejmuje mnie ramieniem.
-Słoneczko moje. Lauro kochana ja się ciebie nie będę pytał. Wiem z doświadczenia małżeńskiego, że nie warto mówić żoneczce. - mówi całując mnie w policzek. Nie no spodziewałabym się wszystkiego ale nie tego. Nie widziałam się z nimi jakiś czas i dochodzę do wniosku, że się zmieniają. Ale to może tylko pozory. 
-Piotrek ja cały czas mam zaległy babski wieczór z twoją żoną. - mówię grożąc mu przed nosem palcem. On jedynie uśmiecha się jeszcze szerzej i całuje mnie w czoło.
-Wiem mówiła mi, żebym powiedział ci, żebyś do niej zadzwoniła. Bo się za tobą już stęskniła. - mówi teatralnie obejmując mnie ramieniem. Nie no Żyły to chyba nikt nie zdoła przebić z tym jego poczuciem humoru. 
-Dobra Żyła spadamy bo nas Kruczek zabije. Za dziesięć minut mamy trening. - mówi uderzając lekko w ramię Piotrka, Kamil. Żyła ostatni już raz ściska dłoń Miśka i machając wszystkim na pożegnanie i wychodzi razem z całą ekipą z sali konferencyjnej. 
-To my też bo Heinz niby dobry tatuś, ale jak mu podpadniemy to będziemy mieli przerąbane na całej linii. - mówi Fettner idąc w kierunku drzwi wejściowych a za nim wszyscy razem z moim Michaelem cały czas lekko oszołomionym. 
-Laura przynieść ci coś do picia ? - pyta mnie Sara stając obok mnie.
-Bez przesady ciąża to nie choroba. - odpowiadam. Siostra Michaela jedynie uśmiecha się lekko i siada obok roześmianej Christiny, która na kolanach trzyma małą Lilianę. 
-Lilka będziesz miała kolegę. - mówi jej matka.
-Albo koleżankę. - wtrąca po chwili Sara.
-Supel. - odpowiada wyciągając dłonie w kierunku siedzącej obok Christiny Sary. Dziewczyna uśmiecha się do niej i bierze ją na ręce. 
-Młoda może pójdziemy na spacer. Po wkurzamy twoich wujków i tatusia ? - pyta na co mała uśmiecha się szeroko i mocniej się do niej uśmiecha. - To choć ubierzemy się cieplutko i idziemy ulepić bałwana. - dodaje Sara gdy jest już przy wyjściu z sali. Ona to jest chyba najbardziej uczynna z bandy tych troglodytów. Świetny psycholog. Świetna opiekunka do dzieci. Świetna aktorka no i zawsze można się jej wygadać. Zawsze pomoże albo przynajmniej spróbuje. 

[Narrator]

Wysoka dziewczyna ubrana w czerwoną kurtkę reprezentacji Austrii prowadziła za rękę małą dziewczynkę ubraną w niebieską puchatą kurtkę i białą futrzaną czapkę. Dziewczynka w lewej rączce trzymała pomarańczową marchewkę i czapkę należącą do jej ojca. Dziewczyna, której głowę zdobiła włochata szara czapka przystanęła widząc trenujących dwóch skoczków ojczystej reprezentacji. Każdy z nich wykonywał inne ćwiczenie a nad nimi stał wysoki mężczyzna. Mówił coś do nich jednocześnie notując coś w średniej wielkości notesie. Uśmiechnęła się do małej dziewczynki, która jej towarzyszyła, ukucnęła przed nią i poprawiła jej błękitny szalik przewiązany na szyi.
-Którego z wujków ozdobimy białą, śnieżną kulą ? - spytała wskazując na oddalonych od nich raptem kilkadziesiąt metrów mężczyzn. Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko i uroczo i wskazała na mężczyznę stojącego do nich tyłem, ze słuchawkami na uszach. 
-Wujka Glegola. - odpowiedziała dziewczynie na ucho. Młoda pani psycholog założyła na dłonie futrzane rękawiczki, sięgnęła do małej zaspy. Wzięła odrobinę śniegu, uformowała małą kulę. Wycelowała w wysokiego skoczka i trafiła centralnie w plecy chłopaka. Skoczek odwrócił się w mgnieniu oka i zobaczył jedynie roześmiane dwie urocze dziewczyny. Jedną małą a drugą o wiele większą.
-Zobacz ciociu udało się. - powiedziała dziewczynka wskazując na złego chłopaka. Sara próbowała opanować śmiech, który chciał jak nigdy wcześniej ujrzeć światło dzienne. Słowa małej Lily Morgenstern doprowadziły do śmiechu zarówno Hayboecka jak i Morgensterna poza Schlierenzauerem, któremu do śmiechu nie było.
-Cicho Lilka wracamy bo wujek się zemści. - mówi dziewczyna lekko ściskając dłoń córki przyjaciółki. Dziewczynka wyswobodziła się z uścisku blondynki i stawiając małe kroczki udała się w kierunku celu swojej opiekunki.
-Wujku, ciocia obiecała, że zlobi ze mną bałwana a teraz nie chcę. - powiedziała podając Schlierenzauerowi małą marchewkę i robiąc minę zbitego pieska wyciągnęła do niego ręce. Chłopak nigdy nie był wstanie odmówić dziewczynce czegokolwiek. Zajmował się nią od jej urodzenia była częścią jego życia. Zawsze kapitulował gdy wyciągała do niego małe rączki. 
-Widzisz zawsze ci mówiłem, że nie ma co wierzyć ciotkom, bo nigdy nie dotrzymują słowa. Zrobimy tego bałwana razem ale najpierw wrzucimy nie dobrą ciotkę do zaspy. - powiedział Austriak biorąc dziewczynkę na rączki i kierując się w ku rozbawionej blondynki, która niczego się nie domyślała. Dwaj pozostali mężczyźni jedynie porozumieli się spojrzeniami i skierowali swoje kroki do wejścia hotelowego i zniknęli za obrotowymi drzwiami. Austriaczki skoczek, który na rękach trzymał małą Lilianę podszedł do cały czas szeroko uśmiechniętej dziewczyny. Postawił córkę przyjaciela na ziemi obok i uklęknął przed nią i podał jej marchewkę, którą chwilę wcześniej mu wręczyła. 
-To co robimy z niedobrą ciocią ? - pyta dziewczynki puszczając jej oczko. Dziewczynka spojrzała na zdziwioną psycholog i przybliżyła się do skoczka. 
-Miałeś ją wzucić do śniegu. - mówi na co dziewczyna przełyka głośno i nerwowo ślinę. Kącik ust Schlierenzauera unosi się delikatnie ku górze. Mężczyzna zaciera dłonie i robi krok w przód ku przestraszonej lekko członkini sztabu szkoleniowego. Blondynka kiwa nerwowo głową co jedynie determinuje skoczka do wykonania 'egzekucji' na siostrze przyjaciela. Mała dziewczynka z szerokim uśmiechem obserwuje ciekawą i zarazem zabawną sytuacją jaka właśnie odgrywała się z dedykacją dla niej. Skoczek zatrzymał się tuż przed dziewczyną, która próbowała go w jakiś sposób wyminąć i zniknąć z pola rażenia. Niestety bez większych osiągnięć. Schlierenzauer objął dziewczynę w pasie podstawił z tyłu swoją nogę i 'przerzucając' ją przez kolano umieścił w zaspie śniegu. Mała Morgenstern podbiegła do swojego wujka i zaczęła mu klaskać. Blondynka zła niczym osa wstała z zimnego puchu i zaczęła się otrzepywać z białego puchu. 
-Tutaj masz jeszcze. - powiedział dwudziestopięciolatek ocierając ciepłą dłonią policzek blondynki ze śniegu. Pod wpływem jego ciepłego dotyku jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Gdy zabrał dłoń z jej policzka owe miejsce paliło nie miłosiernie. Chłopak pochylił się nad dziewczynką i wziął ją na ręce. 
-Ciocia idzies zlobić z nami bałwana ? - pyta dziewczynka uśmiechając się do kobiety szeroko. Blondynka puściła jej oczko i pocałowała w policzek.
-No oczywiście. - odpowiedziała. Gregor rozejrzał się dokoła jakby szukał czegoś lub kogoś wzrokiem. Po chwili ujrzał trzech rozbawionych skoczków idących w ich kierunku. 
-Didl choć nam po pozować. - mówi uśmiechając się do niego szeroko.
-Po co ? - pyta zdziwiony wypowiedzianym przez przyjaciela zdaniem.
-Razem z Lily i Sarą idziemy lepić bałwana a tak z pamięci to może nam się nie udać. - mówi. Thomas jedynie uśmiecha się ironicznie.
-Dobra ale oddajesz mi łóżko od okna. - odpowiada podchodząc bliżej razem ze Stefanem Kraftem i Manuelem Fettnerem. Schlierenzauer myślał dłuższą chwilę i ostatecznie pokiwał przyjacielowi z aprobatą. 
-A my wam pomożemy ! - mówią jednocześnie Fettner i Kraft. 

***
Rozdział 11 ukazuje się przed wami w całej swojej okazałości. 
Co do rozdziału to wyszedł mi nad wyraz długi jak nigdy. 
Jak wasze wrażenia ? Mam nadzieję, że zostawicie opinie w komentarzach.

Chciałam jeszcze wam oznajmić, powiedzieć, że blog Skoczna historia bierze udział w konkursie na Opowiadanie roku. . Zdaję sobie sprawę z tego, że są o wiele lepsze blogi od tego, który ja prowadzę ale mimo wszystko, liczę na waszą pomoc. Każdy autor chciałby coś takiego otrzymać, byłoby to na pewno piękną nagrodą.

Bardzo gorąco was pozdrawiam i do następnego rozdziału.

czwartek, 22 stycznia 2015

# 10. ~ 'No czyli mu się podoba.'

Zawody Pucharu Świata
Zakopane
17 . 01 . 2015 r.
godziny wieczorne.

[Christina.]
-Gregor ma okropne wyniki. - mówi cicho Laura. Sara siedząca obok niej zagląda jej przez ramię. 
-Michi też. - mówi porównując badania Gregora i swojego brata. Coś z tymi dwoma się dzieje i jest to co najmniej dziwne. 
-Rozleniwili się po prostu. Za bardzo obok nich skaczecie. - wtrąca Morgi rozsiadając się na łóżku Sary. Jestem ciekawa co mój mężuś ma na myśli. Przecież obok Gregora żadna z nich nie skacze. No chyba, że wie coś czego ja nie wiem ? 
-Sugerujesz coś ? - pyta Laura. Sara jak i ja spoglądamy na niego wyczekująco. Jestem bardzo ciekawa  co mądrego ma mój mężuś do powiedzenia. 
-Dajcie im do zrozumienia, że mają wziąć się za siebie. - odpowiada zakładając na karku dłonie. Nie no teraz to walną jak kot w plewy. Myślałam, że jest ciut mądrzejszy najwyraźniej żyłam w kłamstwie i nieuświadomieniu przez wiele długich lat. 
-To ... - zaczynam, ale nie jest dane mi dokończyć, ponieważ uprzedza mnie Laura.
-Genialne. - mówi klaszcząc w dłonie. Nie no albo to ze mną coś jest nie tak albo im się w głowach poprzewracało. -Ja biorę się za Hayboecka a ty Sara za Schlierenzauera. - mówi pewnym głosem Laura. Mina Neuer mówi jedno 'ja się na to nie piszę'.
-Nie ma mowy. - strajkuje Sara. Ale wystarczy, że Laura obrzuca ją spojrzeniem i dziewczyna kapituluje. Nie no ja zwariuje. 
-No to posiedzenie komisji egzekucyjnej uważam za zakończone. - podsumowuje Thomas. Matko Boska czy on się tak zmienił pod wpływem tego trenowania czy ja świruje po spędzeniu z nimi dwóch tygodni. No jest i trzecia możliwość mianowicie mój mąż zamienił się na mózgi z małpą. Obstawiam ten trzeci przypadek. Sara z Laurą opuszczają nasz pokój. Thomas wyjmuje ze swojej torby puszkę Red Bull'a, otwiera ją i kładzie na stoliku. 
-Co ? - pyta widząc na sobie mój wzrok. 
-Nic. - odpowiadam siadając obok niego. 
-Przecież widzę. Mnie Chris nie oszukasz za dobrze cię znam. - mówi siadając bliżej i obejmując mnie ramieniem. Może i jesteśmy małżeństwem ale się nim nie czujemy. Może właściwie dlatego, że wzięliśmy ślub tylko cywilnie gdy Lily była w drodze. Najwyraźniej Thomasowi to nie przeszkadza, mi trochę wadzi. Ale nie będę się wychylać, nie lubię tego robić. 
-Naprawdę nic. - odpowiadam zdejmując tenisówki i kładąc nogi na sofie. Ale Thomas jak zwykle nie odpuścił, posadził mnie na kolanach i patrzył się  tak jakby chciał usłyszeć to co siedzi w mojej głowie. Nie poddam się jego 'urokowi' osobistemu, nie ma mowy. 
-Coś zrobiłem ? - spytał odgarniając moje włosy z policzka i zaczepiając je za uchem.
-Nie. - odpowiadam cały czas się na niego patrząc. Wiem, że się martwi. Nasza historia jest dziwna, ale podobno można by stworzyć z niej dobry film romantyczny. Jak to mówi Gregor 'O dwójce ślepców ciągle od siebie odchodzących.' 
-No to co się dzieje ? - pyta kolejny raz. Tym razem przybliżając mnie do siebie i opierając moją głowę o swoją klatkę piersiową. Słyszałam bicie jego serca co było dla mnie jak nałóg i powodowało, że poddawałam się za każdym razem gdy chciałam z nim wygrać.
-Tęsknie za Lily. - mówię i nie wiem kiedy zaczynam płakać. Morgi przytula mnie do siebie i zaczyna nucić mi jakąś nie znaną melodię. Czułam się jak mała dziewczynka. On był moim księciem i zawsze nim będzie.

[Laura.]
Thomas i jego genialne pomysły. Przecież ten gość jest perfekcyjny. Christina jest szczęściarą, że go ma. Ale wracając do jego genialnego pomysłu, to kubeł zimnej wody na głowę się Hayboeckowi przyda. Z resztą Schlierenzauerowi również nie zaszkodzi a kto wie czy nie będzie pomocny. 
-Michi można wiedzieć co ty robisz ? - pytam wchodząc do stołówki, w której moi kochani koledzy łagodnie mówiąc 'obżerają' się niczym świnie w chlewie. 
-Jem kolację. - odpowiada przystawiając sobie do ust kolejną zapewne już kanapkę z dżemem. Oho jeszcze czego, roztyje się i trzeba będzie zamawiać nowy kombinezon. Po moim trupie.
-Zabawne. Jeśli to jest twoim zdaniem jedzenie, to równie dobrze Sara mogłaby zostać panią Schlierenzauer. - mówię. Gregor patrzy się na mnie jakbym była kosmitką z resztą Sara wcale lepsza nie jest. No co musiałam znaleźć jakieś racjonalne porównanie, padło na takie. 
-Słyszysz Gregor Laura wzięła się za szukanie ci żony. - komentuje moje stwierdzenie Kraft, ale widząc morderczy wzrok Grega postanawia zamilknąć. Może i lepiej wiadomo co się w głowie takiego Gregora może roić ? Może plan perfekcyjnego morderstwa ? Lepiej nie wywoływać wilka z lasu. 
-Powiedziałam, żebyś nie żarł tyle. - mówię na co Michi wydaje się być przestraszonym. No i bardzo dobrze. 
-Czemu ? - pyta odkładając kolejną kanapkę na talerz. Kładzie łokcie na stole i zaplata dłonie. 
-Bo tak. Masz beznadziejne wyniki i jeśli ich nie poprawisz no to odeślemy cię do specjalnego ośrodka. - mówię. Chłopaki zaczynają śmiać się z jego miny ale w sumie się im nie dziwie była zabawna.
-Ty Schlierenzauer też ! - wtrącam na co on robi olbrzymie oczy i tak jak Michi udaje głuchego. Ale jak kto lubi. 
-Sara idziemy. Trzeba przygotować naszym kochanym chłopcom skierowania do ośrodka. - mówię odwracając się na pięcie i razem z siostrą Hayboecka wychodzę z pomieszczenia. Nie zdziwię się jak wieczorem tych dwóch zawita w nasze skromne progi z pretensjami. Ale raz się żyje, nie ?
-Przecież oni nas za taki ruch to powieszą. - mówi Sara gdy zamyka drzwi.
-Nie. - odpowiadam siadając na łóżko.
-Jak nie ? - pyta zdziwiona stając na przeciwko mnie. Oj ona jeszcze nie zrozumiała ich malutkich móżdżków. 
-Normalnie. To my zawsze ratujemy ich tyłki gdy coś przeskrobią. Jeśli by się nas pozbyli, mogliby pożegnać się z kadrą. - mówię. Sara uśmiecha się szeroko i siada obok mnie. Nagle drzwi naszego pokoju otwierają się z hukiem i stają w nich wściekli Michi i Greg. No i się zaczyna, armagedon.
-Czy wy zwariowałyście ? - pyta ten pierwszy stając kilka kroków przed nami. Spoglądam na Sarę, która powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem z miny swojego braciszka. 
-Właśnie. - przytakuje mu Schlierenzauer. Się dobrali nie ma co. Głupi i głupszy. 
-My nie. - mówię unosząc ręce w geście kapitulacji i niewinności. A oni co ? Stoją jak stali. Nie wiem, może na coś czekają ?
-Nie rób z siebie idiotki Sara. - mówi Gregor 'mordując' ją wzrokiem. Znając Hayboecka do mnie by tak nie powiedział. 
-Słucham ? - pyta. - Kto tu robi z siebie idiotę ? - dodaje po chwili. Gwałtownie wstaje z łóżka i staje oko w oko z Gregiem. 
-Na pewno nie ja ani  twój brat. Może ty się mścisz co ? - pyta opierając się o filar i krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Niby za co ? - pyta go i rozkłada bezradnie ręce. 
-Za te akcje gdy miałaś dwóch kompanów. - mówi pokazując skinieniem głowy na dwie kule ortopedyczne oparte o szafkę w kącie pokoju. Widać było, że Sara robi się wkurzona na samo wspomnieni owych pięknych dni.
-Za te twoje akcję to ja ci szykuje prezent na Planicę i na pewno nie będzie należał do tych przyjemnych. - mówi uśmiechając się szatańsko. Gregor robi zdziwioną minę. 
-To może my już pójdziemy. - mówi Michael i wypycha rozzłoszczonego Gregora. Może i lepiej. 

[Michael.]
-To może my już pójdziemy. - mówię widząc, że Sara ma zamiar spoliczkować mojego przyjaciela. Wypycham Gregora na korytarz i zamykam za nami drzwi do pokoju dziewczyn. Ostatnio Greg zachowuje się co najmniej dziwnie a to daje mi dużo do myślenia. Zachowuje się debilnie tylko wtedy gdy w pobliżu znajduje się Sara ... zaraz, zaraz.
-Jeszcze nie skończyłem. - mówi z wyrzutem.
-A ja tak. - odpowiadam opierając się o drzwi do pokoju dziewczyn i krzyżując ręce na klatce piersiowej. 
-Możesz nie udawać mojej niańki ? - pyta. Nie, nie mogę. Jeśli nie będę udawał jego niańki to źle się to dla niego skończy. 
-Nie mogę. Odpowiedz mi na jedno pytanie. - zaczynam. On kiwa mi głową a ja postanawiam ciągnąć dalej. - Czy podoba ci się moja siostra ? - pyta. 
-Chyba ci się coś w tym mózgu po przestawiało. - odpowiada. Obdarowuje mnie morderczym spojrzeniem i idzie do naszego pokoju. No czyli mu się podoba. 


***
Witajcie! Oto dziesiąty już rozdział. 
Pozdrawiam bardzo gorąco.








poniedziałek, 19 stycznia 2015

# 9. ~ Chcecie zabrać mi siostrę.

Bad Mitterndorf, Austria.
Kulm.
8 stycznia 2015 r.

[Schlieri.]


-Co wy robicie ? - pyta Morgenstern wchodząc na salę kondycyjną. Nie powiem to samo pytanie siedziało w mojej głowie ale jakoś nie chciało ujrzeć światła dziennego. A co zdziwiło Morgiego ? A to to bardzo trafione pytanie. Kto wie czy nie najbardziej trafione w całej historii naszej pięknej ludzkości. Otóż moi kochani kompani od nart : Fettner, Diethart, Zauner oraz Kraft stoją przed lustrem i ... właściwie nie wiem co oni robią. Jedyny normalny (poza mną oczywiście) tutaj to Michael, który wyżera z opakowania kolejne sezamowe paluszki. Nagle drzwi sali otwierają się a do pomieszczenia wchodzi roześmiana Sara z kilkoma teczkami w dłoni, Zamyka za sobą drzwi i podchodzi do Thomasa. 

-Co tam ciekawego panie trenerze ? - pyta salutując mu. No, no ona i Laura to ostatnio jakoś dziwnie codziennie zadowolone. No ale jak kto lubi. Lepiej nie pytać, bo można oberwać. 
-Zastanawiam się w jaki sposób te matoły skończyły szkoły. - odpowiada Morgi wskazując na tych czterech matołów, stojących przed lustrami. Neuer patrzy na nich ze zdziwieniem. Chyba za dużo nie rozumiała ? Z resztą tak jak ja i Morgi. Strzelam, że Hayboeck też nie. Ale kto go tam wie. 
-Tylko nie matoły. - grozi mu palcem tuż przed nosem Thomas D. 
-Dobra. Może być palantów, pajaców, debili, kretynów. Wybierajcie. - mówi z szerokim uśmiechem. A ja i Michi wybuchamy śmiechem co spotyka się z morderczymi wzrokami całej czwórki. 
-A was co tak śmieszy ? - pyta Kraft stając tuż przed nami. Michi i ja unosimy ręce w geście kapitulacji i nasz 'krecik' zostawia nas w świętym spokoju.  Odwraca się na pięcie i klaska w dłonie. Szybkim krokiem podchodzi do Sary i staje na przeciwko niej. 
-Sara, który z nas jest przystojniejszy ? - pyta. A ja z Hayboeckiem kolejny raz zanosimy się śmiechem. Sara ze zdziwieniem wpatruje się w stojącego tuż przed nią Stefana jak w denny obrazek. Dziewczyna chwilę się zastanawia. Uśmiecha się szeroko i zakłada na jego ramiona swoje dłonie.
-Dla mnie osobiście każdy z was jest tak samo przystojny. - mówi. Nie widziałem miny Krafta ale wiedziałem jedno nie był jej odpowiedzią zadowolony. W końcu ustawiła nas wszystkich na jednej linii. 
-Cofam swoje pytanie.- mówi nerwowo kiwając głową i zmierzył w kierunku kilku piłek gimnastycznych. Sara powstrzymywała się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Morgenstern też. My z Michim natomiast robiliśmy wszystko, żeby przestać się śmiać. Ale to co tutaj miało miejsce było tak komiczne, że można byłoby nakręcić o nich komedię. 
-Koniec tego dobrego chłopcy. Piłki aż wołają żeby się na nie wdrapać. Macie półgodziny właśnie wtedy przyjdzie Heinz i będzie z wami i ze mną koniec. - mówi poważny już Morgenstern. Nie no to jedna wielka komedia. 


[Sara.]


Ja zwariuje. Osiwieje i sobie coś zrobię jak nie pójdę na urlop. Oni chyba pozbyli się swoich mózgów jeszcze przed przyjazdem tutaj. Jedyni normalni w tym 'cyrku' to Gregor i Michael. Wiem może tego pierwszego kiedyś nie darzyłam większą 'sympatią' ale jak się go lepiej pozna to da się z nim żyć. Wbrew wszelkim czynionym przez  niego pozorom jest nawet sympatyczny. Powiedziałam nawet, ponieważ czasami robi się denerwujący, zgryźliwy, wkurzający itp. Ale w ostatecznym obrachunku jest do życia. Po bardzo ciekawym treningu zbieram notatki i papiery dla Laury. Górska została poproszona o pomoc przez swojego kuzyna, więc w ową pomoc się bawi. A ja muszę robić za dwoje, ale taka już moja praca. W końcu nie stawiałam się gdy mnie Michael tu skierował. Zamykam drzwi sali, odwracam się na pięcie i potykam się o zostawioną w holu deskorolkę. Ląduje na podłodze. Próbuje wstać, ale to mi się nie udaje. Rozwiązuje sznurówkę tenisówki, zdejmuję ją i wnioskuje jedno - skręciłam kostkę. Świetnie Sara ! Ofermo. Kładę na podłodze teczkę, która nie wylądowała na ziemi i szukam w kieszeni telefonu komórkowego. Oczywiście zapomniałam go naładować i zostałam uziemiona ze skręconą kostką. Ale chyba jak na wysłuchanie moich modlitw w kierunku sali kondycyjnej zmierza Schlierenzauer. Gdy mnie dostrzega wyrzuca do kosza butelkę po napoju i podbiega do mnie. Odkłada deskę na bok i siada na przeciwko mnie. 
-Co się stało ? - pyta oglądając moją opuchniętą i w dodatku siną kostkę. Patrze na niego jak na oszołoma na co on jedynie kiwa głową i zbiera moje dokumenty. -Boli ? - dopytuje. Nie kurna, nie boli. Jakby mnie nie bolało to bym wstała i poszła. Czy on jest ślepy czy co ?
-Zbędne pytanie. - odpowiadam zakładając na spuchniętą nogę białą tenisówkę. Kłopot był gdy chciałam ją zawiązać. Kostka w ciągu zaledwie kilku minut spuchła do maksymalnym rozmiarów. Gregor patrzy na mnie niczym sroka w gnat. Zdejmuje czapkę swojego sponsora i proszę państwa zakłada ją na moją głowę. Nie wiem co on ma zamiar zrobić ale już mi się to nie podoba. Podnosi się i staje obok mnie. Schyla się i chwyta mnie w zgięciu kolan i w okolicach ramion. 
-Ej co ty robisz ? - pytam już całkowicie zszokowana jego pytaniem. On jedynie się do mnie uśmiecha.
-Zbędne pytanie. - odpowiada. Aha, to się dużo dowiedziałam. Kładzie mi na brzuchu moje dokumenty i kieruje swoje kroki do mojego pokoju. Mam nadzieję, że nie natrafimy na nikogo. Bo jeśli będzie inaczej to ten cymbał może pożegnać się ze swoim jakże ciekawym życiem. Gdy znajdujemy się przed drzwiami mojego pokoju naciska łokciem na klamkę i otwiera nogą drzwi. W pokoju siedzi Laura z Christiną i nad czymś debatują. Patrzą na nas dziwnie ale widząc minę Gregora i moją zeskakują z łóżka, na którym siedziały dając tym samym możliwość 'Gregowi' położenia mnie. 
-Matko co się stało ? - spytały niemal równocześnie. 
-Powiedzmy, że zaliczyłam pierwszą nieświadomą lekcję jazdy na deskorolce. - mówię łapiąc się za strasznie bolącą kostkę. Laura po moich słowach znika gdzieś w łazience a Christa podkłada pod moją kostkę poduszkę. Po chwili z łazienki wraca Laura z apteczką. 
-Greg skocz do mojego samochodu po komplet kul ortopedycznych. - mówi rzucając mu kluczyki do swojego samochodu. On po złapaniu ich znika w korytarzu. Laura podwija moje dresy i obkłada moją kostkę lodem. Zimnym jak Syberia i Antarktyda razem wzięte. 
-Auu. - wydaje z siebie jedynie taki dźwięk. Nic nie poradzę, że zdecydowanie wolę ciepłe pory roku i ciepło. 
-Chwila i będzie po wszystkim. - mówi Christina smarując moją kostkę jakąś śmierdzącą maścią i owijając ją bandażem usztywniającym. 
-Jeszcze moment. - dodaje Laura zakładając na opatrunek opaskę uciskową. Super ! Miałam jechać na urlop w Alpy, po wspinać się. No i moje plany trafił szlag. 
-Gotowe. - mówi żona Morgensterna podając mi butelkę wody mineralnej. Wyciera dłonie o wilgotną ścierkę i siada obok mnie. Identycznie robi Laura. Patrzą się na siebie dziwnie a to oznacza jedno - kłopoty. 
-Zobacz Laura gdyby nie Gregor to Sara nie miałaby tak szybkiej pomocy. - mówi Christina tak jakby mnie tu w ogóle nie było. Hello ! Ja tu jestem ! Ale postanawiam im o sobie nie przypominać.
-No to taki anioł stróż. - mówi Laura. Aha, rozumiem. Znowu moim wybawieniem okazuje się (o zgrozo) Schlierenzauer przynoszący kule ortopedyczne. Staje przed Laurą oddaje jej kluczyki i wręcza kule. Dobrze widzę jak się na niego wymownie patrzy. Jeśli rzuci jakiś durny komentarz to obiecuje, że to właśnie ten kretyn oberwie kulą. 
-A ty czego tu jeszcze szukasz ? - pytam. On dziwnie się na mnie patrzy ale postanawia się wycofać widząc moją złowieszczą minę. 
-Ale ty dla niego nie miła jesteś. - kwituje moja przyszła bratowa. Widząc moje spojrzenie ostatecznie postanawia odpuścić. 
-Ej my się tylko wygłupiamy. - dodaje pani Morgenstern. Może i dobrze. I wszystkie trzy wybuchamy śmiechem. 
-No kochanieńka teraz to twoi dwaj nie rozłączni pomocnicy. - mówi pani doktor wręczając mi dwa 'kije' . Jezusie jak ja dawno się tym nie podpierałam. Całą wieczność. 
-Po tym całym 'wypadku' jeść mi się zachciało. Idziecie ? - pytam. 
-Nie. Musimy jeszcze dokończyć wypełniać badania chłopaków. Chris będzie nam pomagać. - oznajmia Laura. No i świetnie. Może Christinie uda się tych matołów trzymać krótko. W końcu państwo Morgenstern są tu bardzo lubiani i to właśnie ich chłopaki boją się najbardziej. 
-Okey. Może za godzinę się tam doczłapię. - mówię biorąc od Laury dwie zielone kule ortopedyczne i stawiam je na ziemi. Po czym udaje się z ich 'pomocą' do drzwi naszego pokoju. Naciskam klamkę, ciągnę je w swoim kierunku po czym opuszczam pokój. Kieruję się do windy bo racjonalnie myśląc po tych schodach schodzić będę dziesięć godzin. Staje przed windą. Po upływie kilkunastu sekund otwiera się przede mną. Wchodzę do niej i wciskam guzik z numerem 1 piętra na którym znajduje się hotelowa restauracja. Po bardzo krótkiej 'wycieczce' winda zatrzymuje się a ja mam do pokonania około 300 metrów. Nie powiem podpieranie się tymi metalowymi patykami to żadna przyjemność. Trzeba uważać, żeby źle jej nie postawić inaczej można wylądować na ostrym dyżurze z wszelkimi złamaniami. Podchodzę do drzwi restauracji. Przed szklaną szybę w nich umieszczonych widzę prawie puste pomieszczenie. Mówię prawie, ponieważ przy jednym z oknie stoi mój 'wybawca' i gapi się przez okno. Pchnę delikatnie szklane drzwi i próbuję bez większego szumu wejść do środka. Uśmiecham się do zdziwionej moim widokiem prze miłej starszej pani, która uśmiecha się do mnie ze współczuciem. Przyglądam się chwilę plecom Gregora i postanawiam skierować swoje kroki właśnie w jego kierunku. Wiem, że byłam nie miła dla niego gdy przyszedł do pokoju z kulami. Ale miałam dość tych debilnych komentarzy dziewczyn. 
-Przepraszam. - mówię stając kilka kroków od niego. On odwraca się gwałtownie, na jego twarzy rysuje się zdziwienie.
-Za co ? - pyta bardzo zdziwiony moimi słowami. 
-Za to moje nie miłe zachowanie w pokoju. - odpowiadam ze szczerym uśmiechem wyrysowanym na twarzy. Chyba strasznie go zdziwiłam tym co powiedziałam. 
-Nie masz za co przepraszać. Sam byłem kiedyś w podobnej sytuacji więc wiem. - mówi uśmiechając się do mnie szeroko. Stawiam kule trochę bliżej chłopaka i robię krok do przodu. Staję obok niego i całuje go w policzek.
-A to za co ? - pyta zaskoczony.
-Za to, że mi pomogłeś. - odpowiedziałam klepiąc go po ramieniu. 
-W końcu jestem twoim aniołem stróżem. - mówi. No to mnie zatkało. - Uprzedzę twoje pytanie. Słyszałem wymianę zdań między Chris i Laurą. - powiedział obejmując mnie ramieniem. - To co połamańcu może się napijesz jakiegoś soczku ? - pyta z szerokim uśmiechem. Jeszcze chwila, jeszcze moment i obiecuje, że obije mu tą facjatę. 
-A co ja małe dziecko jestem ? - pytam. On staje przede mną i zaczyna głaskać mnie po głowie. Okay czuje się co najmniej dziwnie. 
-Słoneczko jak mnie Chris z Laurą dorwą i dowiedzą się, że nie byłem wystarczająco dobry i opiekuńczy dla naszego połamańca. To jak nic wisiał będę na pierwszej lepszej latarni. - mówi jak do małego dziecka. 
-Jeśli nie przestaniesz to mogę ci obiecać, że wisiał będziesz za nogi na progu Velikanki w Planicy. Taki prezent na koniec sezonu od strudzonej pani psycholog. - mówię z szerokim uśmieszkiem. Po moich słowach z twarzy Grega znika uśmiech. Stoimy tak ja wiem może pięć minut gdy nagle do restauracji wpada Michael ze swoją bandą czyli Kraftem.
-Sara co Ci się stało ? - pyta stając obok mnie. Uśmiecham się do niego szeroko a na jego twarz wkrada się zdziwienie, strach itp.
-Nic, mały wypadek przy pracy. - odpowiadam na jego pytanie. 
-Mały wypadek ? No właśnie widzę. - mówi wskazując na moją kostkę i towarzyszące mi kule ortopedyczne. 
-Oj braciszku kochany nie dramatyzuj. - dodaje uśmiechając się do niego. Kraft, który stał za nim podchodzi do niego i mocno uderza w ramię.
-Oj przestałbyś udawać kochanego braciszka. Sara jest dorosła, poradzi sobie bez nad opiekuńczego braciszka. - mówi z szerokim uśmiechem na twarzy. 
-Posłuchaj rady Stefana, ponieważ przemawia przez niego wielowiekowa mądrość. - mówię poprawiając nie wygodną kulę. Widzi to Kraft i pomaga mi, dając oprzeć się na swoim ramieniu. 
-Chcecie zabrać mi siostrę. - mówi Misiek udając, że wyciera mokre od łez policzki. Stefan obejmuje mnie ramieniem i przemawia :
-Oj Hayboeck przecież ona jest dla nas jak mała księżniczka. My jej skrzywdzić nie damy. Co nie Greg ? - pyta na co Schlierenzauer przytakuje mu skinieniem głowy. - No masz potwierdzenie. - dodaje po chwili całując mnie w czoło.
-Straciłem siostrę w dniu kiedy ją tu Heinz zatrudnił. - stwierdza mój kochany starszy brat i siada na krześle przy stoliku. 

***
Hej, hej, hello. Rozdział 9 już przed wami. Pisało mi się go bardzo przyjemnie. Mam nadzieję, że wam się spodoba taki ciąg zdarzeń. Liczę na wasze opinie. Pozdrawiam gorąco i życzę wszystkim, którzy właśnie rozpoczęli ferie (tak jak ja) odpoczynku, spędzenia wolnego czasu jak najlepiej, no i może śniegu. A i gratulacje dla Kamila za zwycięstwo w konkursie w Zakopanem. Jeszcze raz bardzo gorąco pozdrawiam. 


piątek, 16 stycznia 2015

# 8. ~ Nie cierpię jabłek.

NIE WIEM CO SIĘ STAŁO ALE TEN POST SIĘ PO PROSTU SKASOWAŁ. NIE WIEM CZY W JAKIMŚ STOPNIU UDAŁO MI SIĘ ODTWORZYĆ TO CO JESZCZE WCZORAJ TUTAJ BYŁO. MAM NADZIEJE, ŻE BĘDZIE TUTAJ ZAGLĄDAĆ. PONIEWAŻ JUŻ NIE DŁUGO BĘDZIE KONIEC TEJ HISTORII. 


Turniej Czterech Skoczni.
Oberstdorf
28 grudnia 2014 roku.

[Morgi.]

-Thomas podasz mi dżem truskawkowy ? - pyta Fettner. No i co jeszcze może mu gwiazdkę z nieba zestrzelę ? 
- Tak i od razu ześle na siebie wyrok egzekucji. - odpowiadam mu na co siedzący obok mnie Gregor jedynie prycha debilnie. Ja się go kiedyś pozbędę.
- Powiedz po prostu, że boisz się naszych kochanych pani doktor i pani psycholog. A nie próbujesz nas jeszcze przekonywać. - mówi po chwili. Nie no ja to go kiedyś uduszę i powieszę za te kudły na wieży skoczni. 
-Nie boję się dziewczyn. Po prostu jestem tu na kontrakcie i bardzo łatwo mogę się z nim pożegnać. - odpowiadam. Schlieri jedynie uśmiecha się durnie i wraca do żarcia swojej kanapki.
-Jasne, jasne wmawiaj to sobie. - mruczy pod nosem. Jeśli myśli, że go nie słyszę to jest w błędzie. 
-Cześć chłopaki. - mówi Sara podchodząc do naszego stolika i usiadła obok mnie. Jakiś miała dobry humor aż za dobry. Coś się święci.
-A ty co taka w skowronkach ? - pyta Kraft biorąc do ust szklankę z jakimś napojem.
-A co to już nie można mieć dobrego humoru ? - odpowiada pytaniem na pytanie zadane jej przez Krafta. Tamten jedynie wzrusza ramionami i wraca do 'konsumpcji' hamburgera i frytek. Tak jak siedzący obok niego Hayboeck. Zdziwiłem się gdy nawet nie zareagował gdy przyszła Sara. Nie wiem może już się dzisiaj widzieli. Sara wzięła może dwa kęsy kanapki po czym jej resztę zawinęła w białą serwetkę. Tak samo zrobiła z drugą leżącą na jej talerzu. Chwyciła dwie butelki wody mineralnej i już po chwili zbierała się do wyjścia.
-Ej a ty gdzie ? - pytam. Sara jedynie odwraca się na chwilę i obdarowuje mnie szerokim uśmiechem.
-Mam dużo pracy przed dzisiejszym konkursem, Laura też. - odpowiada i odchodzi. Ciekawa dziewczyna.
-Ty Hayboeck coś dziwny humor ma dzisiaj twoja siostra. - mówi Fettner. Michael lekko unosi głowę znad talerza i uważnie obserwuje swojego przyjaciela.
-Co masz na myśli ? - pyta odkładając na talerz frytka, którego jeszcze chwilę wcześniej miał w dłoni.
-Nic. Tylko na twoim miejscu lepiej bym jej pilnował. - mówi na co Hayboeck robi się czerwony jak barszcz, który stał przed Gregorem.
-Wara od mojej siostry ! - warczy uderzając pięściami o stół. Manuel wytrzeszczył oczy ze zdumienia i moim zdaniem dobrze zrobił, że postanowił zamilknąć.
-No ale Manu ma rację. - dopowiada roześmiany Thomas. Michi wstaje tak gwałtownie, że krzesło z hukiem się przewraca. Diethart głośno przełyka ślinę. Gregor łapie go za nadgarstki a ten pod wpływem bólu zmienia grymas twarzy.
-Odwalcie się od mojej siostry. Jeśli usłyszę, że któryś z was powie przy niej o słowo za dużo. To mogę obiecać, że będzie to wasz definitywny koniec. Wystarczy już, że przez jednego debila cierpiała i miała myśli samobójcze kolejny raz nie dam jej skrzywdzić. Już i tak po nocach spać nie mogę. Gdyby nie Deschwanden i Grigori kto wie czy w ogóle miałbym jeszcze siostrę. - wykrzykuje i szybkim krokiem opuszcza stołówkę z hukiem zamykając drzwi.
-Wow. - wydał tylko z siebie Gregor. No Wow.

[Michi.]

-Przepraszam. - mówię wbiegając do pokoju Sary i Laury. Moja siostra ze zdziwieniem w oczach patrzy na mnie.
-Co się stało ? - pyta. Podchodzę bliżej i siadam obok niej na łóżku. Biorę jej dłoń i nie muszę mówić nic bo wie co właśnie miało miejsce.
-Michi ale ja się na ciebie nie gniewam. W końcu nie nałożyłam na tę część mojego życia klauzuli. - mówi całując mnie w policzek. - Muszę lecieć na wasz trening. A ty odpocznij. - dodaje, zgarnia ze stolika dokumenty i wychodzi.
-Michael powiesz mi co się stało ? - pyta Laura podając mi szklankę z zimną mineralną wodą. Biorę od niej szklankę i wypijam jej zawartość jednym tchem. Ona dziwnie się na mnie patrzy. Jakbym nie wiem zrobił coś złego.
-Jak Sara będzie chciała to sama ci powie. Ona lepiej będzie w stanie ci wszystko wytłumaczyć. - odpowiadam odkładając na szklany stolik kryształową szklankę. Laura jedynie nikło się do mnie uśmiecha i obejmuje ramieniem.

[Sara.]

Biorę głęboki oddech i naciskam na klamkę sali kondycyjnej. Gdy wchodzę do środka wszystkie oczy chłopaków kierowane są na mnie. Stoję tak raptem kilka sekund po czym kieruje się do stolika, który znajduje się pod ścianą i siadam na jednym z dwóch krzeseł. Unoszę wzrok znad dokumentów i widzę Morgensterna rozstawiającego po kontach chłopaków. Są potulni jak baranki, widocznie szczerze się go boją. Wypełniam kolejne rubryczki gdy obok mnie siada Thomas i stawia na stoliku dwie butelki gazowanej wody mineralnej.
-Przykro nam. - mówi.
-Już się z tym pogodziłam. Nie chcę do tego wracać. - mówię wymijająco tak, żeby zakończyć tą nic nie wnoszącą rozmowę.
-Wiec, że możesz na mnie liczyć. - mówi. Ja jedynie kiwam głową i uśmiecham się do niego nie znacznie. Nagle drzwi sali się otwierają i staje w nich Gregor Deschwanden. Chwilę się rozgląda i idzie w naszym kierunku.
-Możesz mi pomóc ? - pyta. Thomas kiwa mi porozumiewawczo głową. Uśmiecham się do niego z podziękowaniem i wychodzę razem z Gregorem. Zaprowadza mnie do swojego pokoju gdzie na łóżku leży przygnębiony Pascal. Gregor po drodze opowiedział mi co się stało. Współczułam Pascalowi całym sercem. Podchodzę do jego łóżka i siadam na wolnej przestrzeni.
-Pascal nie możesz obwiniać się o wypadek twojej siostry. Nie mogłeś nic zrobić. - mówię.
-Ale ja mam tylko ją i mamę. Nie chcę stracić żadnej z nich. - odpowiada.
-Pascal musisz iść na ten konkurs. To będzie najlepsze co będziesz mógł zrobić. - mówię. On podnosi się na łokciach i wlepia we mnie swój wzrok.
-Może masz rację. - odpowiada i lekko się uśmiecha. Wstaje z łóżka i udaje się do łazienki.
-Dziękuje. - odpowiada Gregor.
-Nie ma za co. - mówię i opuszczam jego pokój.

(Kilka godzin później.)

Po dość dziwnym dniu jedyne o czym marzę to cisza, spokój i samotność. Laura zabrała Michaela do kina bo ten był cieniem samego siebie. Byłam wdzięczna losowi, że mam takiego brata. Zawsze staje w mojej obronie nawet jeśli wie, że jest to bez sensu. Jestem szczęściarą. Otwieram książkę, którą dostałam ostatnio od kuzyna Laury, Maćka. Gdy nagle rozlega się pukanie do drzwi. Odkładam lekturę na poduszkę i opieram się wygodnie o ciepły jeszcze grzejnik. Drzwi po woli się otwierają i staje w nich Schlierenzauer z dwoma talerzykami ciasta. 
-Można ? - pyta. Kiwam głową z aprobatą  a on wchodzi głębiej do mojego pokoju. Stawia talerzyki na małym, szklanym stoliku i siada obok mnie. 
-Słuchaj Michaela już przepraszali chłopaki. To mnie wysłali, żebym przeprosił ciebie w ich imieniu. - mówi gapiąc się na swoje dłoni. Dobra wiem mogłam im powiedzieć na samym początku. Nie byłoby tego całego zamieszania a tak wyszło jak wyszło. Do nikogo pretensji nie mam i mieć nie zamierzam. 
-Ej bez przesady nie musicie mnie przepraszać. Mogliśmy wam z Miśkiem powiedzieć. Ale ten się uparł. A jak on się uprze to nie ma zmiłuj. Spytaj Kraft'a w końcu to jego psiapsiółka. - odpowiadam powstrzymując się od śmiechu po swoich słowach.
-Tak akurat z Kraftem to trafne stwierdzenie. - mówi Gregor podając mi talerzyk z moim ulubionym ciastem polanym waniliowymi lodami. Oni czytają w moich myślach. Za to ich kocham, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Wbijam widelczyk deserowy w jabłecznik gdy mój wzrok przykuwa Gregor. Najprościej w świecie mówiąc rozkłada na czynniki pierwsze ciasto i wyskrobuje z niego jabłka. 
-Co ty robisz ? - pytam. On jedynie dziwnie się na mnie patrzy ale wbija widelczyk w ciasto i je połyka.
-Nie cierpię jabłek. - odpowiada. 
-To po co przyniosłeś jabłecznik ? - pytam
-Hayboeck powiedział, że to twoje ulubione ciasto. - odpowiada. 
-Aha. - mówię. Po upływie kilku minut odkładam na stolik pusty talerzyk. On dziwnie się na mnie patrzy.
-Ty to pochłonęłaś. - stwierdza. Kultury u niego za grosz.
-Kulturalniej byłoby powiedzieć zjadłaś. - poprawiam ' przyjaciela ' .
-Nie. Ty to pochłonęłaś. - podtrzymuje.





sobota, 3 stycznia 2015

# 7. Spotkanie rodzinne.


[Gregor]

Wiem, może trochę przesadzam. Ale na moim miejscu większa część z was postąpiłaby identycznie. Mój kochany kuzynek Tobias to największy idiota i kobieciarz jakiego widział świat. Ciągle gdy się widzimy, to mówi a z jaką to się nie widział. Jakiej numeru nie ma. Jednym słowem babiarz. Dobra, zdaje sobie sprawę z tego, że trochę przesadziłem. Spróbuje odkupić swoje winy w swoim czasie. Grunt, że Hayboeck jest po mojej stronie, co prawda mówił mi, że Laura mu wyrzutów zrobiła. A Sara to się do niego nie odzywa ale się chyba zbytnio chłopina nie przejął. Coś wymyślę i pomogę mu się z nimi pogodzić. Oczywiście największą litanię to mi Laura rzuciła tuż przed moim i Sary wyjazdem, czyli jakąś godzinę temu. Cytuje "Pamiętaj poczwarko niewyrośnięta jeśli jej coś zrobisz, znajdę cię i o północy odrobię ci łeb i ble, ble, ble." Wiecie co zauważyłem, że takim kobietą to się w ogóle buźka nie zamyka. No w odróżnieniu od Sary, która siedzi wściekła na mnie, ze słuchawkami nałożonymi na uszach. Może plusem jest to, że jednak postanowiła się nie odzywać ? Z resztą jak tak głębiej myślę to zastanawiam się czy, może to co mi Ammann mówił to nie było prawdą. "Gregor ogarnąłbyś swoją potocznie zwaną mózgownicę, bo kiedyś cię to zgubi". Ten też tylko ciągle gada, bez sensu (a może i z sensem). Nawet Thomas mniej nawija niż ten. Kraft w sumie też często zamyka się w łazience, a jak z niej wychodzi to kładzie się i śpi. Jedyna rozmowa to jest z Michim, którego zdaniem najlepiej jest wymieniać się poglądami na różne tematy. Jeden normalny w tym towarzystwie. Podjeżdżam na podjazd należący do domu moich rodziców i jestem wręcz wściekły. Samochodów jest już co nie miara, a co się z tym wiąże zrobimy razem z Sarą największy szum. Ta dziewczyna mnie zabije jak pozna moją "kochaną" rodzinkę. Lekko trącam ją w ramię, a ona zdejmuje z głowy niebieskie słuchawki, podwędzone braciszkowi. To się Michael wkurzy, oj wkurzy.
-Jak tu ładnie. - mówi cicho, spoglądając przez główną szybę samochodu. Ja jedynie uśmiechnąłem się lekko. Zawsze wiedziałem, że dom moich rodziców robi wrażenie i zawsze jest identycznie. Pamiętam jak raz przyjechałem z Michi i Stefanem Ci to frajdę mieli. Co prawda tej drugi wyżarł mi wszystkie chipsy, ale się nie nudziliśmy. To co robiliśmy zachowam dla siebie.
-Wiem. - odpowiadam wyciągając kluczyki ze stacyjki i opuszczam samochód. Sara otwiera nie pewnie drzwi mojego samochodu i wychodzi na zewnątrz. Uśmiecham się, żeby dodać jej otuchy i podaje jej jej torbę, którą zapakowała jej dużo wcześniej Laura. Ta to by wszystko robiła. Nawet mi walizkę spakowała, bo uznała, że jak Michael nie mam żadnego dostępnego gustu. I nie chcę, żebym jej wstyd przyniósł. Wy powiedzcie jak ja jej mogę wstyd przynieść skoro to moja rodzina a nie jej ? A no tak przecież, ona się z moją mamusią za przyjaźniła. A ta jej wszystko mówi. Wziąłem swoją torbę i walizkę Sary i razem z nią podążyłem w kierunku domu. Wchodzimy na mały taras i już chcę pukać do drzwi gdy czuje na swoim nadgarstku jej lekki uścisk. Odwracam się w jej kierunku.
-Ale ja właściwie nie znam twojej rodziny. - powiedziała cichym głosem. Oj uwierz mi kochana, może lepiej, żebyś ich nie znała.
-Tyle co trzeba to wiesz. - mówię i pukam w drewniane drzwi. Stoimy chwilę gdy drzwi otwierają się a w progu stoi moja starsza siostra Gloria. Uśmiecha się do nas szeroko. Tylko niech coś skomentuje to wygarnę jej co myślę i się ze wstydu spali. Jakby wyczuła moje mroczne intencję i przemilczała wszystko. Jedynie szerzej otworzyła drzwi i wpuściła nas do środka, po czym sama zniknęła gdzieś za drzwiami przedpokoju. Zdjęliśmy płaszcze, zostawiliśmy nasze walizki w małej szafie w rogu pomieszczenia i weszliśmy do domu. Jak się mogłem spodziewać cała śmietanka towarzyska mojej rodziny już była. Oczywiście prym wiódł mój "ukochany" kuzynek Tobias. Delikatnie chwyciłem dłoń Sary, trochę ją swoim gestem dziwiąc. Musi być naturalnie bo zaraz sobie coś pomyślą, a po co takiego Tobiasa wysilać. Jego zawsze od myślenia łepetyna boli i później cały tydzień siedzi mi na głowie. O co, to to nie. Jeszcze czego, jego nie doczekanie.
-Gregor wnusiu, no myślałam, że już się ciebie nie doczekamy. - powiedziała moja babcia odrywając wzrok znad jakiś zdjęć które matka Tobiasa przywiozła. Mam dziwne wrażenie, że pożałuje mojego pomysłu do końca moich głupich dni. Przecież jak ona to komuś powie, to jestem martwy. Sztywny jak żaden trup. Wyśmieją mnie i tyle będzie z mojego misternego planu. Następnym razem muszę się dłużej zastanowić nad tym co mam zamiar zrobić.
-Moja lekarka uparła się na dodatkowe badania. - odpowiedziałem. Brawo Schlierie lepiej  wymyślić nie mogłeś. Powinni ci za to Oskara walnąć. Sara spojrzała na mnie ukradkiem dając mi do zrozumienia, że to jest co najmniej komiczne wytłumaczenie. Jakbym się sam nie domyślił. Aż tak z moim myśleniem źle to jeszcze nie jest. Co prawda czasami mam przebłyski geniuszu i powiem z ręką na sercu dziś to nie jest ten dzień.
-Co uparła się, że udowodni brak narządu w twojej głowie jakim jest mózg. - mówi tuż przy moim uchu mój braciszek kochany Lucas. Sara powstrzymuje się przed wybuchem śmiechu a ja najchętniej zapadłbym się pod ziemie. Odwracam się w kierunku szczerzącej się do rodzinki, jaszczurki z kubkiem kawy w ręku. Kto mu to w ogóle daje pić ? Jak mnie nie ma w domu to normalnie go rodzice zapuszczają. No Schlierenzauer odpłać się braciszkowi.
-I mówi to ten, który z dwóch metrów nie może trafić do bramki. - ripostuje na co Lucasowi znika z głowy ten debilny uśmieszek. No i proszę państwa mamy remis ! No i co ? Gregor też coś potrafi.
-Synku a może przedstawisz nam tę młodą damę. - mówi mój tata z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Gregor jeszcze jest możliwość odwrotu, można wiać. A co tam raz kozie śmierć.
-To Sara moja dziewczyna, siostra Michaela Hayboecka. - mówię na co ona uśmiecha się szeroko. Rodzice patrzą po sobie, Gloria uśmiecha się do mnie szeroko. A Tobias ma wzrok mówiący jedno, jeszcze zobaczymy. Już wygrałem, nie mamy czego oglądać i na co czekać.
-Bardzo nam miło cię poznać. - powiedziała mama.
-Mi również. - odpowiedziała ściskając jej wyciągniętą dłoń.
-Siadajcie do stołu. - mówi wskazując miejsca pomiędzy Glorią i babcią. Mam nadzieję, że nie będę tego żałował zbyt mocno. Ściskam znów dłoń Sary i prowadzę ją do salonu, w którym znajduje się stół. Sara siada obok Glorii a ja babci. W końcu nie widzieliśmy się prawie rok. Mam dziwne wrażenie, że moja siostra ma jakieś niecne zamiary. Jak coś palnie , to się na niej zemszczę. Już wystarczającego wstydu narobił mi mój braciszek. Spojrzałem w kierunku Tobiasa, który miał bardzo dziwną minę jakby szykowała jakiś pocisk. Obawiałem się najgorszego.
-A może powiecie nam jak właściwie zostaliście parą. - no i wykrakałem. No lepszego pytania ta gnida zadać nie mogła. Sara spojrzała na mnie i lekko skinęła głową. Czyli przygotowała jakąś wersję, mi zostaje jedynie przytakiwać ewentualnie trochę ją upiększyć.
-Oj powiem szczerze, że dziewczyna o niczym piękniejszym marzyć nie mogła. Gregor jest bardzo romantyczny. W sumie gdyby nie mój brat Michael to pewnie nawet byśmy się nie poznali. Michi załatwił mi pracę w kadrze jako psychologa. Wszystko zaczęło się od mojej choroby, której nabawiłam się przez brata i jego durne pomysły. Gregor się mną opiekował bo dziewczyna Michiego uznała, że czas najwyższy spłacać rachunki. Nie powiem państwa syn jest bardzo opiekuńczy choć czasami trochę zgryźliwy i marudny. Ale takie uroki opieki nad chorymi osobami. Zaprzyjaźniliśmy się a kilka tygodni później zostaliśmy parą. - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. Ja jestem zgryźliwy i marudny ? Poczekaj policzymy się. Ja nie jestem marudny ani zgryźliwy.
-Tak cały czas dziękuje Hayboeckowi za poznanie mnie z Sarą. Gdyby nie on to nie wiem... - powiedziałem udając, że szukam odpowiedniego dokończenia zdania. Gdyby nie mój pomysł, to byłbym szczęśliwym i nieskompromitowanym człowiekiem. Moja głupota nie ma granic.
-Nie byłbym szczęśliwym. - mówię obejmując ją w pasie. Tobias jedynie mocniej zaciska zęby i nic więcej nie mówi tylko skupia się na jedzeniu, które leży na jego talerzu. No Gregor w końcu wygrałeś. Jest!!! Matko wariuje, normalnie jestem jak Kraft gdy dostanie upragnione chipsy. Cała ta szopka trwała jakieś cztery godziny, po wszystkim wszyscy się zmyli. Rodzice na noc do babci, moja siostra do chłopaka. W domu został tylko Lucas.
-Sara napijesz się kawy ? - pytam wstając z sofy na której razem z nią i Lucasem siedzieliśmy. Pokiwała z aprobatą głową a ja wszedłem do kuchni, wstawiłem wodę na kawę i wróciłem do salonu. Usiadłem obok Sary i spotkałem się z pytającym spojrzeniem mojego braciszka.
-A mi to nie zaproponujesz ? - spytał z miną zbitego pieska. Myśli, że się ugnę to się myli. Ja nie jestem Morgenstern i mnie to nie rusza.
-Ma dupa nogi to niech sobie zrobi. - mówię i obrywam od Sary łokciem w żebra. Czyli i tak muszę mu zrobić tą zakichaną kawę. Stop! Ja mu zrobię tylko herbatę, jest za młody, żeby bić kawę to nie dla dzieci.
-Tobie mogę zrobić co najmniej herbatę i to jedynie malinową. - mówię na co on jedynie się na mnie obraża. No i spokój do końca wieczoru.
-Jak ciebie nie było to przynajmniej nikt mnie nie dręczył. - mówi uśmiechając się do mnie niewinnie. Dobra bardzo go kocham ale mimo wszystko jest sportowcem, jeszcze dzieckiem i pić kofeiny nie będzie. Co to, to nie!
-Oj wydaje mi się, że jak raz mu zrobisz kawę to chyba nic mu się nie stanie. - no i Sara wkracza do boju. Patrzy na mnie tymi swoimi maślanymi oczkami. No ni jak odmówić, no ni jak. Trzeba skapitulować. Ta dziewczyna ma w sobie coś, czego tak łatwo obejść się po prostu nie da.
-Dobra, ale tylko dziś i słabą. - mówię grożąc im palcem. Na co oni jedynie się do mnie szeroko uśmiechają. No i Gregor robisz się coraz bardziej uległy. - I ty robisz ! - mówię na co on wstaje ociężale i idzie zrobić to co mu wcześniej powiedziałem. On jedyny jeszcze się mnie słucha.
-Świetnie się bawisz ? - pytam z lekkim wyrzutem w głosie widząc jej rozbawienie.
-Tak. - odpowiada.
-Zobaczysz policzymy się jeszcze.
-Nie odważysz się.
-A to czemu ?
-Bo Laura zemści się na tobie.
-I tu mnie masz.
-No widzisz. Ale zauważyłam, że boisz się jej bardziej niż swojej dziewczyny.
-Swojej dziewczyny ?
-No. Bo jak mówię do ciebie to jedynie rzucasz mi mroczne spojrzenie i mimo to brniesz dalej.
-Przecież mówiłaś, że nigdy nie będziesz udawała mojej dziewczyny ? - pytam szeptem.
-Bo dłuższym zastanowieniu zmieniam zdanie. To niezła frajda.
-Powiedz coś komuś to inaczej pogadamy, blondi.
-Nie denerwuj się. Zostawię to wszystko dla siebie. - mówi z tym swoim słodkim uśmieszkiem. Po czym widząc Lucasa zmierzającego w naszym kierunku całuje mnie w policzek. Jaka nagła zmiana osobowości. Tak to mnie od największych kretynów wyzywa a teraz mi słodzi.
-Macie kawę. - mówi brat stawiając kubki przed nami na stoliku. Sara uśmiecha się do niego przyjacielsko a ja klepie mu miejsce obok siebie. On z dziwnym wyrazem twarzy siada na wskazanym przeze mnie miejscu.
-Jutro rano o szóstej idziemy na boisko. Pokażesz mi jakie postępy zrobiłeś przez czas mojej nieobecności. - mówię. On przewraca oczami i kwituje moje słowa.
-Wiedziałem.
-No ja myślę. A teraz na górę spać bo ja cię dziesięć razy budzić nie zamierzam. Po drugim razie wyciągam groźną artylerię. - grożę na co on odkłada prawie pusty kubek i znika na drewnianych schodach.
-Ty to strasznie go dręczysz. - mówi blondynka unosząc do góry kubek i upijając trochę jego zawartości.
-Ja go dręczę ? - pytam zdziwiony. No bo sami powiedzcie , przecież ja się tylko o niego troszczę.
-Tak. - mówi zdecydowanie.
-Ja chcę tylko, żeby kiedyś był jeszcze lepszy niż Messi i żeby moje nazwisko było znane na całym globie. - mówię dumnie wypinając pierś. I w sumie wbijam sobie gwóźdź do trumny. Sara patrzy na mnie swoim pełnym politowania spojrzeniem.
-Tak myślałam. - podsumowuje. - Idę spać. - mówi wstając z sofy, całując mnie na pożegnanie i znikając na schodach tak jak chwilę wcześniej Lucas. No i teraz mogę powiedzieć śmiało, że moje przeprosiny Sary i plan Michaela się powiodły. Zyskałem jej sympatię. Hayboeck musimy to opić. Tylko tak, żeby twoja przyszła żonka się nie dowiedziała, bo będzie z nami źle. Myślę leżąc na kanapie i nie wiem kiedy usypiam.

[Narrator]

Blondynkę obudziły promienie słońca wpadające prze niezasłonięte dokładnie żaluzję. Spojrzała na stojący na szafce obok łóżka zegarek. Wskazówki wskazywały ósmą rano.
-No Sara to sobie pospałaś. - powiedziała sama do siebie. Wstała z łóżka założyła dres reprezentacyjny i zeszła na dół domu. Gdy weszła do salonu przypomniała sobie, że Gregor i Lucas mieli udać się na trening.
-O Saro już wstałaś ?- usłyszała za sobą pytanie, pani domu. Odwróciła się na pięcie i zobaczyła przed sobą uśmiechniętą od ucha do ucha mamę Gregora z kubkiem gorącej kawy w dłoni.
-Dzień dobry. - powiedziała delikatnie ziewając. Kobieta uśmiechnęła się do niej delikatnie i wskazywała na małą i przestronną kuchnię, w której siedziała już siostra chłopaka, Gloria.
-Cześć. - powiedziała blondynka uśmiechając się do siedzącej przy stole kuchennym starszej siostry przyjaciela.
-Hej. A mój brat gdzie ? - spytała. Sara oparła się o blat kuchenny i z szerokim uśmiechem na twarzy mówi.
-Męczy brata na boisku. - Gloria uśmiecha się i wraca do jedzenia przygotowanego przez matkę śniadania. Gdy nagle do domu wracają bracia. Obydwaj się śmieją i przepychają. Sara zobaczyła w tamtym momencie innego chłopaka niż znała. Poznała jego lepszą i zdecydowanie pozytywniejszą stronę.
-Witam moje kochane kobiety. - mówi witając się najpierw z mamą, później z siostrą i na końcu z Sarą, która od wczorajszego dnia udawała jego drugą połówkę. Objął ją w pasie.
-Gregor może wziąłbyś prysznic - zaproponowała. Młodszy brat skoczka zasłonił usta gazetą, tak aby zamaskować śmiech. Schlierenzauer spojrzał na siostrę przyjaciela. Odchrząknął i powolnym krokiem z nietęgą miną opuścił kuchnię.
-Tobie też się przyda. - powiedział szarpiąc rozbawionego całą sytuacją brata. Rodzicielka skoczka z wielkim szacunkiem spojrzała na jego partnerkę, wiedziała, że ona może go zmienić na dobre. Blondynka zaparzyła sobie i starszemu Schlierenzauerowi kawę po czym udała się do zajmowanego przez nią pokoju. W którym to Gregor szukał czegoś zawzięcie w szafie stojącej w rogu pokoju.
-Czego ty tak szukasz ? - spytała stając obok niego. On jedynie spojrzał na nią przelotnie i nie odezwał się nawet słowem. Sara wzruszyła ramionami, położyła na szafce nocnej dwa kubki z kawą i usiadła na pościelonym łóżku.
-Niech tylko dorwę tego smarka. To mnie popamięta. - wycedził przez zaciśnięte zęby. Zamknął z hukiem drzwi szafy po czym opadł na łóżko obok dziewczyny.
-Co się stało ? - spytała podając mu kubek na, którym była podobizna jego i Morgensterna. Chłopak spojrzał na niego bardzo uważnie. Dopóki Thomas nie wziął ślubu z Christiną mieli więcej czasu na przyjacielskie wypady, na wychodzenie do baru na piwo, czy na mecze. Teraz wszystko się zmieniło. Stracił przyjaciela ale zyskał chrześnicę, którą kochał jak własną córkę. Zyskał też i przyjaciół w postaci Stefana i Michaela ale to nie było to samo.
-Lucas zabrał mi moją ulubioną bluzkę. - powiedział z miną zbitego psa. Wyglądał jak dziecko, któremu zabrało się ulubioną zabawkę.
-Tak to już jest jak się zabiera brata na trening o szóstej rano. - mówi blondynka. Gregor nie zmienia wyrazu twarzy, jedynie upija łyk gorącej, czarnej kawy. Siedzi tak wpatrzony przed siebie, gdy nagle w progu tymczasowego pokoju Sary pojawia się Lucas. Chłopak stał w drzwiach i wpatrywał się w buty. Starszy ze Schlierenzauerów wyczuł, że coś jest nie tak.
-Gregor przez przypadek oblałem sokiem z czarnej porzeczki twój ulubiony T-shirt. - mówi cicho. Gregor robi się cały czerwony i w jednym momencie zrywa się z łóżka, na którym siedział. I goni brata tak żeby się na nim zemścić. Sara jedynie kiwa głową zabawnie po czym skupia się na kubku z kawą.
-Dobrze, że dałam się namówić Laurze na udział w tym spotkaniu rodzinnym. - powiedziała sama do siebie z szerokim uśmiechem na twarzy.

***
Witam z rozdziałem siódmym.
Całą ocenę tego rozdziału pozostawiam wam.
Liczę na szczere opinie.
Za wszelkie błędy językowe, interpunkcyjne czy też ortograficzne bardzo przepraszam.
Pozdrawiam bardzo gorąco.
Ewelina.

Ps. Bardzo dziękuje za nominację do "Liebster Awards" przez Skokonators.