wtorek, 3 stycznia 2017

INFORMACJA!!

Witajcie kochane czytelniczki bloga "Skoczna historia"!

Jest was tu (tzn. było) bardzo dużo. Chciałam was poinformować, że niedawno ruszyłam z nową historią, której głównymi bohaterami są : Stefan Kraft, Thomas Morgenstern oraz Thomas Diethart. Jeśli któraś z was miałaby czas i ochotę to serdecznie was tam zapraszam. Chciałabym znać waszą opinię na temat tego co już tam jest. Będę wam bardzo, bardzo wdzięczna. 




A i pamiętajcie ... trzymamy kciuki za Kamila w austriackiej części TCS! ( za resztę Polaków oczywiście też.)

Pozdrawiam was bardzo gorąco kochane.
Evie.

piątek, 27 marca 2015

# 18 ~ Gregor kupił Sarze kota ... takiego... słodkiego. (epilog)

Uff ale długo mnie tutaj nie było, spoglądając na datę poprzedniego rozdziału to dokładnie miesiąc. Chcę was bardzo przeprosić za tą moją DŁUGĄ nieobecność ale wena nie mogła trafić do moich drzwi. Chciałam wam również zakomunikować, że rozdział osiemnasty jest zarazem rozdziałem przed ostatnim zostanie nam tylko epilog. Wiem, że to opowiadanie nie było idealne ani nawet bardzo dobre pod wieloma aspektami ale mam nadzieję, że humor jaki był w nim zawarty był do zniesienia. Moim celem nie było ośmieszenie nikogo. Zapraszam do przyjemnej lektury.
Ps. Rozdział na przeprosiny będzie pisany z perspektywy zwycięscy TCS i trzeciego skoczka sezonu 2014/2015 - Stefana Krafta.

~*~
Stefan Kraft
15 marzec 2016 rok Planica, Słowenia

To dziś ten dzień, koniec sezonu, ostatnie dwa skoki, ostatnie spędzone godziny z Didlem, Poppim, Gregiem, Michim, Kofim, Morgim. Z jednej strony to negatywne z drugiej pozytywne z resztą co ja tam będę się rozczulał. To taki pięciomiesięczny urlop od wszystkiego i wszystkich.
-Stefan co to robi w moim pokoju? - Didl wchodzi do mojego pokoju i stawia na stoliku klatkę z uroczym kotkiem zwiniętym w kłębek. 
-Trafiłeś nie pod ten adres. Ten futrzak jest Gregora. - Odpowiadam mu podnosząc głowę znad książki. On zdziwiony siada na pościelonym łóżku i przygląda się słodkiemu kociakowi. 
-A tak właściwie to po co mu kot? - Pytanie na pewno nie do mnie. Ja w głowie Gregora nie siedzę i jego psychiki nie kontroluje.
-Mnie się nie pytaj bo ja nie jestem jego aniołem stróżem. Wczoraj jak zakończył "psychologiczną" rozmowę z Sarą poszedł do pobliskiego sklepu zoologicznego po czym wrócił z tym oto słodziutkim zwierzątkiem. - Mówię odkładając na łóżko książkę, podchodzę do metalowej klatki po czym ją otwieram i wyjmuje pupilka Grega. Kładę go sobie na kolana i głaszcze go po jasnym grzbiecie. Thomas przygląda mi się bardzo dokładnie a jego mina mówi mi tylko jedno - wpadł na genialny pomysł. Ba, nasze pomysły zawsze są genialne. No może po za jednym ale o tym może kiedyś przy okazji. 
-Co powiesz na wakacje w Barcelonie. Moja siostra ma tam przyjaciółkę i jest w stanie załatwić nocleg. - Mówi zamykając otwartą chwilę wcześniej przeze mnie metalową klatkę. W sumie wakacje w Barcelonie to nie taki zły pomysł jeszcze z Mią i Didlem to już w ogóle bomba. Wbrew pozorom są fajnym rodzeństwem. 
-Czemu nie. - Odpowiadam gdy do mojego pokoju wchodzi Gregor i dokładnie się po nim rozgląda. Dostrzega kota na moich kolanach i lekko się uśmiecha. Otwiera klatkę, podchodzi do mnie, zabiera mi z kolan kociaka, wkłada go do klatki po czym bez słowa wychodzi z naszego pokoju. Spoglądamy na siebie zdziwionymi wzrokami. 
-Nawrzeszczy na niego. - Stwierdza Didl rozwalający się na łóżku Michaela. 
-Zrobi mu piekło. - Dodaje po chwili milczenia. No ale pomyślcie sami przecież on dziewczynie ma zamiar dać kota. Dalej dopowiedzcie sobie sami.
-To co idziemy ratować jego tyłek? - Pyta jego współlokator ja jedynie mu tylko kiwam z aprobatą. Wstajemy z naszych miejsc chwytamy kurtki i opuszczamy pokój z resztą i tak za godzinę sesja treningowa przed ostatnim konkursem.

Dwie godziny później...

-Koniec naszej beztroski. - Mówi Prevc stając obok nas z butelką wody mineralnej w dłoni. Na jego twarzy maluje się szeroki uśmiech, z resztą ja mu się wcale nie dziwie. Chłopak wygrał Puchar Świata to się cieszy. 
-No trzeba powrócić do szarej, nudnej rzeczywistości. - Potwierdza jego zdanie Severin siedzący na ławce przy naszym domku. Integracja skoczków to podstawa, nie wiem może jestem ułomny ale mieć takiego szwagra to skarb a Gregor nie wie co traci. 
-Ty chyba sobie ze mnie kpisz! - Gdy sobie tak debatujemy czy też lepiej powiedzieć, że użalamy  się nad sobą do naszych uszu dochodzi dość donośny krzyk Sary. 
-Ale o co ci tak właściwie chodzi? - Gregor stoi zdziwiony i spogląda nie pewnie na przestraszone zwierzątko leżące w klatce. Na miejscu tego kota zwiewał bym gdzie pieprz rośnie. 
-Kupiłeś mi kota o to chodzi! - Warczy piorunując go swoim wrogim czy też morderczym spojrzeniem (kwestia gustu). Na prawdę współczuje temu małemu, nic nie winnemu zwierzaczkowi. 
-Co jest? - Pyta nas Hayboeck, który właśnie w tej chwili podszedł do nas ze swoim synkiem na rękach. Chłopiec na widok Severina szeroko się uśmiecha i wyciąga w jego kierunku swoje malutkie rączki. A bo wy nic nie wiecie. Nasz kochany niemiecki Severin to przez kilka dni robił za niańkę bo Hayboeck złamał nogę a Sara musiała robić za lekarza kadry bo Kristina jest w ciąży. 
-Gregor kupił Sarze kota. - Mówię a mały Lucas siada na kolanach zapatrzonego w niego Severina. Chłopak kocha dzieci i chciałby mieć swoje no ale niestety mieć ich na razie nie może. Ponieważ kobieta, która miałaby być matką jego dzieci jest spokrewniona z naszym bożyszczem nastolatek a ten o szwagrze słyszeć nie zamierza.
-Takiego... słodkiego ... z łatką. - Dodaje po chwili Thomas spoglądając nie pewnie na przybierającą na sile wojnę słowną między naszą kochaną panią psycholog i naszą jedyną w swoim rodzaju gwiazdeczką.
-Zwariował? - Pyta Prevc spoglądając na wyświetlacz swojego nowego telefonu. Tutaj z nim zgodzę się w stu procentach. Gregor od nadmiaru uczuć zwariował.
-No miłość zmienia ludzi. - Mówi po chwili obserwacji Diethart. Zarówno Michael jaki i Peter czy też Severin spoglądają na Thomasa jak na ostatniego debila. Czy oni są aż tak ślepi?
-Co? - Pyta całkiem zbity z tropu Michi.
-No nie mów, że nie zauważyłeś. - Mówi Thomas opierając się dłonią o drewnianą ścianę domku naszej reprezentacji. 
-Czego nie zauważyłem? - Pyta brat pani psycholog kolejny już raz. Boże jesteśmy przyjaciółmi ale czasami to jego myślenie to działa zdecydowanie wolniej niż powinno. Trzeba chłopaka uświadomić, uśmiecham się porozumiewawczo do Thomasa a ten wie już co robić. Staje zupełnie tak jak to ma w zwyczaju nasza gwiazdka, poprawia swoje włosy i w jego oczach pojawia się błysk zupełnie taki jak u Gregora.
-Jakie ona ma piękne oczy a jak się uśmiecha to wygląda jak anioł. - Mówi stojąc na przeciwko Petera, który w swoich dłoniach trzyma butelkę wody mineralnej i bawi się jej korkiem. Zdziwiony patrzy na niego jak na ostatniego kretyna po czym obydwaj wybuchają niepohamowanym śmiechem. 
-On nawet przez sen mówi jej imię. - Dodaje obserwując jak Sara łypie na niego z pode łba a on próbuje zapaść się pod ziemie. 
-Wkręcacie mnie. - Mówi Hayboeck. Nie kurna nikt cię nie wkręca człowieku obudź się.
-Ojcem jesteś, żonę masz a kurna skumać nie możesz w jaki sposób nasze kochane bożyszcze nastolatek dostało od amorka w tyłek. - Dodaje po 'opanowaniu' swojego śmiechu i doprowadzenia się do normalności.
-Mimo wszystko ja tam wam nie wierzę. Znani jesteście z wkręcania ludzi. 
-Hayboeck jak ja bym cię wkręcił to byś właśnie w tym momencie stał w obrębie krateru wulkanu wypełnionego wrzącą lawą i wyliczał : skoczyć, nie skoczyć, skoczyć, nie skoczyć, skoczyć, nie skoczyć, skoczyć, nie skoczyć.
-Wielkie dzięki!
-Spoko zawsze możesz na nas liczyć. - Wtrąca się Didl z szerokim uśmiechem. 
-No to Hayboeck będziesz miał świetnego szwagra. - Mówię.
-Na pewno lepszego niż wy dwaj i Wellinger razem wzięci. - Dodaje blondyn po chwili i szeroko się uśmiecha. No nie teraz to wyprowadził cios poniżej pasa. Porównywać mnie do Wellingera? To jest gorsze niż zdrada w rodzinie to jest podłe i tyle. Welli to takie malutkie dziecko nie to co ja. Odwracamy się wszyscy w kierunku naszej kochanej dwójeczki i to co widzimy to normalnie zwala nas z nóg. Gregor całuje Sarę. Chociaż w sumie ja to tam wcześniej wiedziałem, że prędzej czy później to się zdarzy.
-Didl moja stówa. - Mówię wyciągając w jego kierunku dłoń. On jedynie przewraca teatralnie oczami po czym sięga po swój skórzany portfel i wyciąga z niego banknot stu złotowy. 
-Patrzcie Gregor całuje Sarę. - Michael z szerokim uśmiechem na twarzy przygląda się temu jakże romantycznemu obrazkowi. Ale z minuty na minutę jego twarz zmienia swój wyraz. -Zaraz, zaraz Gregor całuje moją siostrę. Utłukę gada! - Warczy odpycha mnie i wręcz biegnąc zjawia się obok całującej się pary. 
-Zabierzcie kota. - Mówi zaciekawiony Severin.
-Po co? - Pytam
-Bo nawet futerko z niego nie zostanie! - Wrzeszczy Thomas wskazując na mordującego wzrokiem Michaela. Będzie się działo.
-Hhm łapy precz od mojej siostry. - Mówi spokojnie Michael ale znam go tak dobrze, że wiem, że w środku się normalnie gotuje. Uwierzcie, że w mojej głowie rysuje się taki fajny rysuneczek. Czerwony Hayboeck i wydobywająca się z jego uszu para wodna. Gregor i Sara się od siebie odrywają i speszeni stają na przeciwko siebie i kierują swoje wzroki na buty. Michael obydwoje mrozi spojrzeniem jakby chciał zabić bogu winną dziewczynę. Przepraszam to Schlierenzauer robił pierwszy krok ona nic nie mówiła. 
-Można wiedzieć co wy tutaj robicie? - Pyta krzyżując dłonie na klatce piersiowej. Severin siedzący cały czas na ławce robi tzw. face palm po czym mówiąc coś Lukasowi odchodzi w kierunku skoczni gdzie zabawa trwała w najlepsze. My razem z Dildem i Peterem czekaliśmy na rozwój akcji. Darmowa komedia trzeba korzystać drugiej okazji nie będzie.
-Poznajemy się. - Mówi nie pewnie Gregor lekko się do Michiego uśmiechając. Ten robi krok w jego kierunku i uderza go z otwartej dłoni w tył głowy. -Auu a to za co? 
-Zgadnij.
-Przecież nic nie zrobiłem.
-No ja myślę. Pamiętaj Schlierenzauer jeden nie przemyślany krok i twoja przyszła żona zostanie wdową jeszcze przed ślubem. 
-To co właśnie powiedziałeś nie miało żadnego sensu.
-Ty mi tu z sensem nie wyjeżdżaj bo ci powiem gdzie ten twój sens mam. A uwierz mi wiedzieć nie chcesz.
-O co ci chodzi?
-A podobno ty Schlierenzauer taki domyślny jesteś jak nikt inny. 
-No niby jestem ale ty po prostu się plączesz w tych twoich wypowiedziach. 
-Dobra powiem tylko jedno jeżeli moja kochana siostra jakimś cudem urodzi twoje dziecko bez mojego przyzwolenia to mogę ci obiecać, że będzie to twoje jedyne dziecko!
-Michael przestań. - Wtrąca się jego siostra ale ten jedynie łypie na nią tym swoim niesympatycznym wzrokiem. Przydałoby się wkroczyć i załagodzić sytuację. Lekko uderzam w ramię Didla i we dwóch postanawiamy dopomóc naszym kochanym przyjaciołom. 
-No nareszcie uświadomiliście sobie to co my z Thomasem wiedzieliśmy od początku. - Gdy to mówię mój współlokator o mało co na zawał nie pada. 
-Ej Hayboeck ty nam się tak nie nadymaj bo ci żyłeczka pęknie i Laura zostanie wdową. - Mówi z uśmiechem na twarzy po czym kładzie na jego ramieniu swoją dłoń.
-Weź tą łapę bo ci ją utnę kretynie! - Warczy łypiąc na niego tym swoim wzrokiem bazyliszka.
-Ej no nie ma się co tak nadymać. Dzieci dorastają trzeba się z tym liczyć. Ty masz niczego sobie żoneczkę i świetnego synka, którego właśnie w tej chwili próbuje udobruchać Freund. A swojej siostrzyczce i kochanemu przyjacielowi nie pozwalać być szczęśliwymi to bardzo nie ładnie. - Mówię z szerokim uśmiechem na twarzy stając pomiędzy Sarą i Gregorem z uśmiechem obejmuję ich moimi przyjacielskimi rękoma i przyglądam się twarzy Michaela, która z każdym moim kolejnym słowem zmienia się nie do poznania. 
-Jeśli ją skrzywdzisz to świat już więcej nie usłyszy o Gregorze Schlierenzauerze. - Dodaje po chwili i odchodzi w kierunku, w którym chwilę wcześniej odszedł Severin. Świetne zakończenie sezonu. Nowa para, zwierzak na spółkę z Didlem, wakacje w Barcelonie i łatwo zarobiona stówa. Takie opcje to ja rozumiem. Żyć nie umierać.



Rozdział osiemnasty jest również epilogiem . Wstępnie miało być więcej rozdziałów ale gdzieś po drodze skończyły się pomysły. Jeśli kogoś zawiodłam takim opowiadaniem bardzo przepraszam. Epilog pojawi się w najbliższym czasie (może nawet przed świętami Wielkanocnymi). Pozdrawiam was wszystkich bardzo serdecznie.




sobota, 28 lutego 2015

# 17~ Obsługa odkurzacza to zbyt skomplikowana sprawa ... dla ... skoczka.


Garmisch - Partenkirschen, Niemcy
                                                                 31 grudzień 2015 rok.
[Gregor.]
-A jak to coś włączyć? - pyta Stefan pochylając się na odkurzaczem w naszym domku w Niemczech. A mówią, że to ja mam coś nie tak w głowie.
-Serio? - pyta Sara unosząc wzrok znad dokumentów, które razem z moją siostrą przeglądała. Mówiłem wam już, że moja siostra dostała etat jako nasz kadrowy lekarz.
-No nigdy nie używałem tego całego odkurzacza. - odpowiada nam Stefan z zaciekawieniem przyglądając się rurze od odkurzacza. 
-A Gloria mówi, że to jestem wychowany w dobrobycie. -  mówię lustrując go dokładnie. Oczywiście moja siostra jedynie przewraca swoimi oczami aby sobie ze mnie pokpić. 
-Bo jesteś. - odpowiada mi Gloria. A nie mówiłem? 
-A gdzie zgubiłaś swojego niemieckiego księcia z bajki? - pytam z ironicznym uśmiechem na twarzy.
-Nie bądź złośliwy. -  mówi mi Sara, matka się znalazła. 
-Nie jestem. - odpowiadam podnosząc wzrok z nad wyświetlacza mojego aparatu.
-Jesteś. - mówi kładąc na kolana plik dokumentów i mocniej ściskając żółty ołówek w dłoni.
-Nie jestem. - mówię kolejny już raz a ona jedynie złośliwie się uśmiecha i zaczyna bawić się drewnianym ołówkiem. Wspominałem już jak bardzo ta blondyna mnie wkurza? 
-Właśnie, że jesteś. - odpowiada unoszą kącik ust delikatnie do góry. Gdyby nie była dziewczyną a tylko takim Diethartem to już dawno musiałaby zbierać swoje szczątki z podłogi. 
-Ej to pomoże mi ktoś? - pyta Stefan oglądając uważnie to 'skomplikowane' urządzenie XXI wieku. 
-Masz włącznik z boku. Taki czerwony guzik. -  mówi Sara obdarowując Kraftera jednym z tysięcy swoich uśmieszków. 
-Dzięki. -  odpowiada jej Stefan wciskając wskazany przez Sarę włącznik na górnej części czarnego odkurzacza. 
-Nie ma za co. - odpowiada mu Sara i z powrotem wgapia się w swoje dokumenty. Nagle rozlega się pukanie do drzwi. Strzelam, że to książę na białym koniu mojej kochanej siostrzyczki. 
-Hej. Gloria słońce masz chwilę. - drzwi się otwierają a w progu drzwi staje Freund, a nie mówiłem? 
-No. - odpowiada mu Gloria i zostawia dokumenty na moim łóżku. 
-A jakby inaczej. -  mówię pod nosem wpisując w przeglądarce internetowej adres mojego bloga. 
-Gregor! -  warczy Sara z uśmiechem spoglądając na przytulającego moją siostrę Severina.
-No co? -  pytam.
-Zamknij się. - mówi rzucając we mnie zgniecioną kartkę papieru. 
-Będę za godzinę. -  mówi Gloria zdejmując z wieszaka swoją kurtkę. 
-Szybko. - mówię widząc jak ją obejmuje w pasie.
-Ogarnij się. -  Sara patrzy na mnie 'z pode łba'.
-Pa. - mówi Severin machając nam na pożegnanie. Bo się zrzygam.
-Cześć. - odpowiada mu Sara z tym swoim uśmieszkiem. Jeszcze chwila i na prawdę będzie po moim żołądku.
-Ta. - mruczę zaczynając pisać kolejny wpis na mojego bloga.
-Mógłbyś w końcu odpuścić im? - pyta z wyrzutem Sara.
-A jaki ty masz w tym interes? - odpowiadam jej pytaniem nie odrywając wzroku znad ekranu. 
-Żadnego. - odpowiada Sara.
-Jasne Freund cię przekupił. - stwierdzam wciskając enter i zatwierdzając treść zapełnionego dokumentu tekstowego.
-Ty masz obsesję. - wtrąca się Stefan, który właśnie przed chwilą oparł się o rurę odkurzacza.
-Odkurzasz to odkurzaj. - mówię wskazując dłonią na czynność, którą wykonywał. 
-Widzisz i tak jest codziennie. Współczuje kobiecie, która się z nim zwiążę. - mówi Stefan adresując owe stwierdzenie Sarze.
-I powiedział ten, który od kilku lat nie może znaleźć dziewczyny. - kwituje ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
-I vice versa. - odpowiada. 
-Ej wy może powinniście sobie separacje zarządzić. - mówi Sara chowając dokumenty do czarnej teczki z logiem FIS - u. 
-Co? - pytamy z Krafterem równocześnie.
-No kłócicie się jak stare małżeństwo. - kwituje Sara z tym swoim złośliwym uśmieszkiem.
-Twój dowcip ostatnio znacznie się wyostrzył. - mówię na co obrywam od niej teczkę, w którą chwilę temu spakowała dokumenty.
-Wiecie co wy tak ładnie razem wyglądacie. - mówi Stefan opierając się o drewnianą szafę. Sara patrzy na niego z wielkimi oczami. Zbiera swoje rzeczy, schodzi z łóżka i staje obok niego. 
-Ale nie ładniej niż wy razem. - odpowiada uderzając go w ramię i opuszczając nasz pokój. Ta kobieta jest nie możliwa. 
-Ty może ją Hayboeckowi podmienili? - pyta Stefan wpatrując się w drzwi, które za sobą zamknęła Sara. 
-Raczej nie, mają ze sobą wiele wspólnego. - mówię kładąc się na łóżku.
-No tak. - odpowiada znikając w drzwiach łazienki. 

*dwie godziny później*

-Fettner podaj mi dżem truskawkowy. - mówi Didl wskazując dłonią na zamknięty słoik stojący obok Manuela skupionego nad swoją owsianką. Patrzy na Thomasa spod oka ale bez słowa podaje mu słoik o który go prosił.
-Jak będziesz tyle żarł tego dżemu to się pod tobą w końcu belka zarwie. - komentuje Stefan nalewając sobie do kubka gorącej jeszcze kawy. Didl patrzy na niego groźnie i już chciał coś powiedzieć gdy do restauracji weszła Gloria i Sara w towarzystwie Freunda. Nie że go nie lubię bo go lubię nawet bardzo ale mam do niego żal za tą całą konspirację, którą walną z moją siostrą.
-Cześć panowie co tak zajadacie. - pyta Gloria siadając obok mnie na wolnym krześle. Na oparciu jej krzesła opiera swoje dłonie Sara i uważnie lustruje poczynania Krafta, który na swój talerz nakładł sałaty i jakiś mini tostów czy coś w tym deseniu.
-Kraft można wiedzieć co ty robisz? - pyta Sara opierając ramiona na drewnianym oparciu.
-Jem. - odpowiada jej z uśmiechem.
-Właśnie widzę. - mówi gdy do restauracji wchodzi Heinz w towarzystwie jakiegoś wysokiego chłopaka. Staje za Thomasem i z uśmiechem kładzie na ramieniu wysokiego chłopaka dłoń.
-To nasz nowy konsultant do spraw wizerunkowych Mike Schmitt - na słowa trenera mina Sary jakby trochę się zmieniła. Odwróciła się nie pewnie i zlustrowała chłopaka dokładnie. Jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie więc coś było na rzeczy. Sara stała chwilę w bez ruchu i lustrowała twarz chłopaka. Po czym minęła go i udała się w kierunku szklanych drzwi restauracji.
-Sara. - powiedział odwracając się w jej kierunku i ściskając jej nadgarstek tak aby ją zatrzymać.
-Zostaw mnie. - powiedziała próbując wydostać się z jego uścisku.
-Proszę porozmawiajmy. - mówi chwytając jej obydwie dłonie. Widziałem na jej twarzy lekki strach i niechęć.
-Niby o czym? - pyta a jej oczy lekko się zaszkliły. Dałbym wszystko, żeby dowiedzieć się o co chodzi.
-O nas. - odpowiada. Czyli to jej chłopak? Przecież mówiła, że jest sama. Wszyscy patrzą się na nich jak na atrakcję turystyczną.
-Nas nie ma i nigdy nie będzie. - mówi wyrywając się z jego uścisku i szybkim krokiem opuszcza pomieszczenie w progu mijając się z Michaelem i Laurą trzymającymi się za ręce. Z twarzy Michaela zniknął uśmiech gdy spojrzał w kierunku tego całego Mike'a. Widać było, że nie jest zachwycony widokiem chłopaka.
-Jeśli znów zamierzasz rozwalić jej życie to obiecuję, że przypomnę sobie wszystko co zrobiłeś. I wtedy inaczej pogadamy. - syczy uderzając w jego klatkę piersiową. Laura stała obok niego i przenosiła wzrok z jednego na drugiego.
-Popełniłem błąd i chciałem odkupić swoje winy. - mówi spuszczając głowę i wgapiając się we własne buty.
Michael spojrzał na niego z drwiącym uśmiechem. Czyli to o niego mu chodziło?
-Jeśli chcesz odkupić swoje winy to spakuj manatki i zniknij. - warczy wskazując mu na zamknięte szklane drzwi.
-Michi przestań. - mówi Laura lekko ciągnąc go za rękaw bluzy. On nawet nie patrzy w jej kierunku.
-Jeśli ją znów skrzywdzisz to inaczej pogadamy. - powiedział uderzając go w ramię i idąc w naszym kierunku. Siada obok Stefana i nalewa do kubka jeszcze ciepłej kawy. Laura wpatrywała się w niego szukając w nim jakiejś odpowiedzi.
-Gloria idę poszukać Sary. - szepnęła schylając się nad moją siostrą. Nie wiem czemu ale to ja chciałem z nią porozmawiać. Ona była dla mnie oparciem w trudnych chwilach chciałem się jej zrewanżować.
-Ja pójdę. - powiedziałem zabierając ze stołu butelkę wody mineralnej. Widziałem uśmiech na twarzy Laury. Chyba właśnie o to jej chodziło. Wstałem od stołu i skierowałem się ku szklanym drzwiom mijając sprawcę całego zamieszania. Zamknąłem duże drzwi od hotelowej restauracji po czym skierowałem się do pokoju, który należał do Sary i mojej siostry. Przeszedłem cały dystans na jednym tchu. Stanąłem przed drzwiami jej pokoju i lekko zapukałem. Nie odpowiedziała. Nacisnąłem mosiężną klamkę po czym delikatnie je pchnąłem. Sara siedziała na swoim łóżku z twarzą schowaną w dłoniach. Cicho zamknąłem drewniane drzwi po czym podszedłem do łóżka na którym siedziała odłożyłem na małą szafkę i usiadłem obok niej. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałem co powinienem powiedzieć. A może nie mówić nic? Ona nigdy nic nie mówiła gdy próbowała mi pomóc. Kładła na moim ramieniu dłoń i potrafiła tak siedzieć godzinami. Nic jej nie przeszkadzało zupełnie nic. Objąłem ją ramieniem i delikatnie gładziłem dłonią po jej włosach. Postanowiłem milczeć bo milczenie jest złotem. Po upływie kilku dłużących się minut podniosła głowę i wbiła wzrok w moją twarz. Na jej policzkach prym wiodły pojedyncze łzy, których nigdy u niej nie widziałem. Ona nigdy nie płakała. Nigdy.
-Kochałam go. - powiedziała ocierając z policzków łzy. Widziałem, że cierpiała. Widziałem, że bolało ją to wszystko. Chwyciłem jej dłonie i zamknąłem w moich. Chciałem dodać jej otuchy. Pokazać, że może na mnie liczyć.
-Jesteś świetną dziewczyną i na pewno znajdzie się ktoś kogo serce zdołasz roztopić. - mówię wpatrując się w jej piękne choć mokre od łez oczy. Lekko uśmiechnęła się słysząc moje słowa. Może myślała, że gadam tak tylko po to, żeby ją pocieszyć. Nic bardziej mylnego mówiłem to szczerze. Z resztą ja zawsze mówię wszystko szczerze.
-Dziękuje. - powiedziała mocniej ściskając moje dłonie.
-Po to ma się przyjaciela, żeby był oparciem w trudnych chwilach. - mówię uśmiechając się do niej szeroko i szczerze. Szczerość jest najważniejsza.

***
Rozdział 17 przed wami. Długością nie powala wiem ale spróbuję się poprawić. Treść ? Zostawiam do waszej oceny.

Gratulacje dla Gregora! Srebrny medal na prawdę był w czwartek dla niego. Zasłużył sobie świetnym konkursem. Złoto dla Severina i brąz dla Rune, który przed dzisiejszą drużynówką ma już wszystkie trzy medale. Naszym nie wyszło ale mówi się trudno i jedzie się dalej. Dzisiaj ostatnia szansa. Trzymajmy kciuki za Polskę ale i za inne drużyny.
Pozdrawiam was gorąco i zapraszam tutaj -> http://diamond-ski-jumping.blogspot.com/2015/02/prolog.html

sobota, 21 lutego 2015

# 16. ~ No nareszcie trener wkracza w XXI wiek.

Oberstdorf, Niemcy              
                                                                   27 grudzień 2015 rok.

[Heinz.]
-Stefan i Thomas chodźcie tutaj na chwilę. - mówię patrząc na tych dwóch dzieciaków. Oni mnie normalnie rozbrajają.
-A po co? - pyta głupkowato Stefan.
-Po gówno. - odpowiada na jego pytanie Sara. Moje kochane dziecko, jedyna która tutaj zawsze bierze mnie na poważnie.
-Dziecko kochane moje nie upodabniaj się do tych troglodytów. - odpowiadam. No bo ja nie toleruje niecenzuralnych słów z ust moich kochanych dzieciaczków.
-Jasne. - odpowiada po chwili z szerokim uśmiechem.
-Kraft, Diethart do mnie! - krzyczę na te dwie moje zbłąkane owieczki.
-Idziemy. - odpowiada mi Diethart z najszerszym uśmiechem jaki tylko można mieć.
-Trener się tak nie bulwersuje bo trenerowi żyłka pęknie i będzie kaput. - Stefan dodaje swoje trzy grosze co wkurza mnie jak zwykle z resztą.
-Udam, że tego nie słyszałem, ale będę o tym pamiętał. - odpowiadam mu i puszczam jego głupkowatą uwagę mimo uszu.
-Jaki trener ma do nas interes. - pyta stojący obok mnie Thomas.
-Sara jesteś tego pewna? - pytam.
-Z każdą upływającą sekundą coraz mniej. - odpowiada.
-Czy my dowiemy się o co tak właściwie biega? - pyta mnie już coraz bardziej poważny Stefan.
-Jak będziesz siedział cicho to się dowiesz. - wtrąca się Morgenstern.
-Mamy na śniegu usiąść? - odpowiada mu Didl.
-Ale ty głupi jesteś. - kwituje jego słowa Gregor.
-Wiem i dobrze mi się żyje z tym faktem. - mówi dumnie. Zaczynam wątpić w ich egzystencję.
-Sprawdzałeś czy wszystko w twojej mózgownicy jest na swoim miejscu? - pyta tym razem Morgenstern kładąc na jego ramieniu swoją dłoń.
-Jeszcze trzeba go posiadać. - wtrąca pod nosem Gregor.
-A Ciebie ktoś pytał o zdanie? - pyta Diethart.
-Nie. - odpowiada mu bardzo spokojnie mój Gregor.
-No to morda w kubeł. - warczy Thomas.
-Thomas wyrażaj się. - mówię grożąc mu palcem.
-Wiesz co Heinz ja się poddaje. Będzie ich najwyżej jedynie trzech. Poradzi sobie i jakoś skompletuje ich do tej akcji. - mówi po chwili Sara.
-Jakiej akcji? - pyta ją zaciekawiony Stefan.
-Jakbyście zamknęli dzioby i słuchali to byście się dowiedzieli. - wtrąca się tym razem Morgi do rozmowy.
-No nas trener upomina a tego ćwoka to już nie łaska? - pyta Thomas.
-Jestem trenerem i powinienem być wyrozumiały, miły i świecić przykładem moralności. Ale jak odezwiesz się jeszcze raz to obiecuje, że to ja będę tym, który ci przywali.  - mówię co spotyka się z prychnięciem Morgiego, Schlieriego i Hayboecka.
-No nareszcie trener wkracza w XXI wiek. - komentuje Michael.
-Sugerujesz coś? - pytam mrożąc go swoim spojrzeniem.
-Nie. - odpowiada.
-No i tego radzę ci się trzymać. - mówię z uśmiechem.
-Dobra koniec tego dobrego. Jutro o 18 tu gdzie teraz stoimy a niech się któryś spóźni to nóg w dupie nie ma. - warczy Sara stając na samym środku tej piątki degeneratów.
-O słuchajcie jej bo wie co mówi. - mówię wskazując im palcem na uśmiechniętą blondynkę stojącą obok mnie.
-No właśnie macie mnie słuchać! - rozkazuje odwracając się na pięcie i odchodzi w kierunku naszego domku.

Oberstdorf, Niemcy
                                                                         28 grudzień, 2015 rok.

-A dlaczego właściwie wróciłaś? - pyta blondynka chowając do futerału aparat przyjaciółki. Szwajcarka patrzy na nią uważnie po czym wbija wzrok w wyświetlacz czarnego, firmowego laptopa. Dziewczyny stały w małym, drewnianym, przytulnym domku reprezentacji Austrii i sprzątały sprzęt po zdjęciach do akcji charytatywnej. 
-Chciałam zapomnieć o przeszłości. - odpowiedziała przelotnie niższa z dziewczyn. Nie widziały się długi czas i obydwie miały sobie dużo do powiedzenia. Kiedyś nie rozłączne teraz tak sobie dalekie. Straciły dużo czasu, którego za pewne nie da się już tak łatwo odzyskać. Austriaczka zapięła zamek błyskawiczny, czarnego pokrowca po czym usiadła na metalowym krześle stojącym obok drewnianego stolika. Dokładnie przyglądała się przyjaciół bo była wręcz pewna, że coś jest nie tak. Chciała się dowiedzieć bo po prostu bała się o nią, była dla niej jak siostra, której nigdy nie miała. Nagle drewniane drzwi cicho skrzypnęły, obydwie blondynki gwałtownie spojrzały w tamtym kierunku. W progu stał jeden ze skoczków Austriackich z ponurą miną narysowaną na twarzy. Cały czas spoglądał w kierunku terenu domku reprezentacji Niemiec i patrzył na jego starszą siostrę w objęciach lidera tamtejszej kadry. Lubił owego skoczka bardziej niż pozostałych ale miał mu za złe, że ukrywał przed nim związek z jego siostrą. 
-Coś się stało? - spytała psycholog kadry Austrii. Chłopak odwrócił się w jej kierunku ale nie odpowiedział na zadane przez nią pytanie. Wszedł głębiej do pomieszczenia, chwycił leżące w kącie urządzenie odtwarzające muzykę, założył słuchawki na uszy i już po chwili słychać było zamykane drzwi. Blondynki spojrzały na siebie uważnie po czym wyjrzały przez okno, w którym widać było powód podłego nastroju chłopaka. Uśmiechnęły się do siebie lekko po czym wróciły do wykonywania wcześniejszych czynności. Zebrały swoje rzeczy po czym udały się w kierunku parkingu na którym stał samochód należący do wyższej z blondynek. Sara przekręciła kluczyk w zamku drzwi ciemnego Subaru. Nacisnęła klamkę i już po chwili siedziała na miejscu kierowcy. Julia zajęła miejsce z przodu i zapięła pas bezpieczeństwa. Psycholog przekręciła kluczyk w stacyjce nacisnęła sprzęgło i z piskiem opon ruszyła z praktycznie pustego już parkingu. Jadąc według przepisów przemieszczała kolejne uliczki Oberstdorfu. Pięknego Niemieckiego miasteczka z przepiękną skocznią gdzie rozpoczyna się Turniej Czterech Skoczni. Turniej, którego trofeum chciałby mieć każdy skoczek, trofeum tak ważne dla każdego z nich. Po upływie dziesięciu minut czarne, terenowe Subaru zaparkowało na ogromnym parkingu przed pięknym, luksusowym hotelem. Zgasiła silnik, zaciągnęła hamulec ręczny po czym wyjęła ze stacyjki kluczyki od samochodu. Wyszły z auta zabierając z niego cały sprzęt i skierowały swoje kroki ku drzwiom wejściowym do hotelu. Przywitały się z młodą, uśmiechniętą recepcjonistką i udały się w kierunku schodów, które miały zaprowadzić je do pokoju Szwajcarki. Gdy dochodziły do drzwi pokoju 29 przed nimi stanęła zdenerwowana partnerka Severina Freunda. 
-Widziałyście Gregora? - spytała lustrując je obydwie. One wymieniły się porozumiewawczymi wzrokami i równocześnie przeniosły wzrok na szatynkę. 
-Jakąś godzinę temu, może później. - odpowiedziała jej siostra Michaela Hayboecka. Dziewczyna nerwowo zaczęła przeszukiwać kieszeń swojej bluzy dresowej w poszukiwaniu  smartphone'a. 
-Mieliśmy się spotkać godzinę temu. - powiedziała po chwili wyciągając z kieszeni biały, dotykowy telefon komórkowy. Jedna z blondynek uważnie ją obserwowała, znała Gregora dość dobrze i wiedziała, że coś musiało być na rzeczy skoro chłopak nie stawił się na spotkanie z ukochaną siostrą. Podała stojącej obok niej przyjaciółce aparat w futerale i laptop w czarnej torbie. Wyjęła z głębokiej kieszeni reprezentacyjnej kurtki kluczyki do czarnego samochodu terenowego. 
-Wiem gdzie może być. - odpowiedziała jej i skierowała swoje pewne kroki ku szklanym, wejściowym drzwiom hotelu. Znalazła na parkingu samochód na austriackich rejestracjach. Otworzyła zamek drzwi kluczykiem. Usiadła na miejscu kierowcy, zapięła czarny pas bezpieczeństwa po czym przekręciła kluczyk w stacyjce. Chwyciła sportową kierownicę po czym sprawnym ruchem ręki przekręciła kierownicę i wyjechała z zapełnionego parkingu. Skręciła w pierwszą boczną ulicę, która prowadziła bezpośrednio na teren skoczni. W głębi duszy bała się o skoczka, na którego pomoc zawsze mogła liczyć. Gdy miała jakikolwiek problem mogła do niego przyjść, nawet jeśli nie umiał pomóc to przynajmniej próbował znaleźć rozwiązanie. Zajechała na teren skoczni, zaparkowała na przeciwko głównego wejścia, wyjęła kluczyki ze stacyjki po czym skierowała swoje szybkie kroki w kierunku wejścia na wieże skoczni. Miała przeczucie, że tam znajdzie lidera kadry. Pokonywała kolejne, betonowe schody i po dłuższej chwili była już na wieży skoczni. W pomieszczeniu przeznaczonym dla skoczków nie była ani jednej żywej duszy. Stojąc oparta o metalową barierkę bezpieczeństwa rozejrzała się dokładnie poszukując młodego skoczka. Jej wzrok przykuła niebieska sylwetka postaci siedzącej na schodku obok belki przy rozbiegu. Blondynka lekko uśmiechnęła się sama do siebie pod nosem. Ostrożnie stawiając stopy na metalowych szczeblach zeszła do miejsca, w którym siedział skoczek. Stanęła obok niego i zajęła wolną część stopnia. Chłopak patrzył w jakieś miejsce przed siebie z miną, która nie pokazywała właściwie nic. Jej dłoń powędrowała na jego ramię. Wiedziała, że czasami wystarczy być obok i nie trzeba wypowiadać żadnych słów. Wystarczy obecność bliskiej osoby. 
Szatyn spojrzał przelotnie na dziewczynę po czym znów wbił wzrok w przestrzeń przed sobą. 
-Miałeś się spotkać z Glorią godzinę temu. Martwi się, że coś ci się stało. - powiedziała po chwili głuchej ciszy, którą jedynie przebijały dźwięki ciężarowych samochodów. Chłopak lekko uśmiechnął się pod nosem ale nie odpowiedział zupełnie nic. Kochał siostrę ale cały czas gdzieś w sobie rozpamiętywał to, że zataiła przed nim fakt, że spotyka się z jego kolegą. Jemu też to miał za złe i unikał kontaktu z nim niczym diabeł wystrzega się święconej wody. Myślał, że się przyjaźnią a to co zrobił zmieniło jego zdanie o nim.
-Greg co się dzieje? - spytała Sara patrząc na niego. Schlierenzauer spojrzał prosto w jej oczy jakby chciał wyczytać z nich wszystko czego chciałby się w tym świecie dowiedzieć. Jakby to właśnie siedząca obok niego młoda psycholog była odpowiedzią na wszystko. 
-A co jeśli te moje ostatnie upadki to jakiś znak. - powiedział uważnie obserwując mimikę twarzy siostry jednego z jego przyjaciół. Była psychologiem a to oznacza, że jedną z ważniejszych osób w życiu sportowca. Chciał znać jej opinię. Od jakiegoś czasu zdawał sobie sprawę, że jego upadki na treningach wróżą coś złego. Bał się o swoje zdrowie i życie. Chociaż w głębi serca chciał zostać mistrzem olimpijskim to jednak wiedział, że sukces nie jest ważniejszy od zdrowia. Chociaż z drugiej strony nie miał o co się bać. W odróżnieniu od Thomasa Morgensterna nie miał dziecka, żony nie miał kogoś dla kogo mógłby rzucić nałóg jakim są skoki narciarskie. Chciał być tak szczęśliwy jak jego przyjaciel ale od wielu lat nie znalazł swojej prawdziwej, drugiej połówki. 
-Żaden znak. Upadki to rzecz ludzka, a ty jesteś świetnym skoczkiem. Nie możesz się poddawać bo raz czy dwa coś ci się nie udało. Jesteś świetny i udowadniasz to na każdym kroku. Dla mnie już jesteś mistrzem olimpijskim. - powiedziała po chwili milczenia. Szatyn lekko się uśmiechnął. Cieszył się słowami, które opuściły usta blondynki. Dużo one dla niego znaczyło. Dziewczyna nie wiedziała jak dużo. 


***
Witajcie. Dzisiaj pierwszy konkurs mistrzostw świata w Falun a w moim opowiadaniu przed dzień rozpoczęcia TCS. Dziękuje wam za wszystkie komentarze pod poprzednimi rozdziałami. 
Jeśli czytacie to komentujcie bo to na prawdę motywuje do działania. W kolejnym rozdziale pojawi się nowa postać, która namiesza w poukładanym dotąd życiu Sary. Mogę podpowiedzieć tylko tyle, że przeszłość postanowi o sobie przypomnieć. 
Pozdrawiam was wszystkich bardzo gorąco i kciuki za naszych, Polskich chłopaków. 
Ps: I nie tylko naszych.








niedziela, 15 lutego 2015

# 15 ~ Dałem czadu.

Kussamo, Finlandia 27 listopad 2015 rok.
[Michael.]
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Skończcie. - mówię wstając z mojego łóżka, w moim pokoju hotelowym. Staje obok Gregora, który morderczym wzrokiem obserwuje żonę Thomasa przed sobą trzyma najnowszy egzemplarz pisma dla nastolatek. Geniusz naszego menadżera czyli Christiny potrafi w człowieku obudzić takie zachowania, o których nigdy nie miał pojęcia.
-Chris odpuść. - mówi Thomas obejmując ją od tyłu i całując w policzek. Ale chyba jej to nie rusza bo nie zmienia swojego szerokiego, mrocznego uśmiechu nawet o milimetr. W głębi siebie ciesze się, że Laura musi siedzieć na urlopie macierzyńskim z małym bo tutaj to właśnie rozgrywałby się armagedon.
-Nie. - odpowiada. - Nie po to prosiłam redaktorkę naczelną sportowego działu tego pisma, żeby teraz mi tutaj gwiazdka się burzyła. - mówi wypinając w jego kierunku język. Chris, Thomas i Gregor to taka trójka przyjaciół. Odkąd ich znam zawsze trzymali się razem.
-Bo ci go kiedyś utnę. - warczy cały czas zły Gregor na co Christina jedynie śmieje się mu prosto w twarz. No ale nie ma się jej co dziwić takimi tekstami walą dzieci w podstawówce. Albo Diethart. Albo Diethart tutaj masz świętą rację.
-No ale co ci szkodzi. Ona nie jest złośliwa nie spyta cię o życie prywatne tylko czysto zawodowe. Z tego co się orientuje to jest również stażystką w hiszpańskiej Marce. Więc można liczyć na to, że w Hiszpanii też o tobie usłyszą. - mówi z bardziej już poważną miną. Nie wiem co tak właściwie wkurzyło Gregora? Ja tam na jego miejscu to bym się zgodził bez wahania. No ale on to nie ty, a ty to nie on. I może dobrze.
-Oj jak ma ci to pomóc to pójdę tam z tobą. - mówię siadając z powrotem na łóżku i wyjadając resztki paluszków z paczki. Gregor patrzy się na mnie i rzuca w moim kierunku to swoje żenujące spojrzenie. No co trzeba mu pomóc? Ty to nie bądź taki dobroduszny, bo jeszcze pomyślę, że jesteś taki na prawdę. Zabawne, naprawdę.
-Nie dzięki nie potrzebuje tatusia. - odpowiada kąśliwie uderzając mnie w głowę. Ej, no chciałem być miły. Ale jak zwykle coś nie pykło. O przestałbyś się ze mnie nabijać.
-Będzie za dwie godziny, spotkacie się u Sary. - mówi Christina i wychodzi z pokoju a za nią jak wierny piesek podąża Morgi. Gregor z rezygnacją opada na niepościelone łóżko Krafta, który właśnie okupuje łazienkę dobre pół godziny. Widzisz w końcu jeden z was odnalazł swoje ukryte ja. 
-Nie cierpię tego, że się z nią przyjaźnie. - mówi a ja zaczynam się śmiać. Gregor podnosi głowę i wbija we mnie ten swój wzrok myśląc, że to on jest powodem mojego szampańskiego nastroju. Nic bardziej mylnego, powodem mojego śmiechu jest nie kto inny jak trzeci z nas czyli Stefan. Stoi przewiązany białym ręcznikiem i wybiera z szafy koszule. Ale najzabawniejsze jednak jest to jaki on ma kolor swoich włosów. Mimo wszystko chyba nie widział swojego lustrzanego odbicia. Schlierie spogląda w tym samym kierunku co ja i też wybucha niepohamowanym śmiechem. Krafter ze zdziwieniem na twarzy odwraca się w naszym kierunku i z tą swoją zdziwioną minką się na nas patrzy.
-Co? - pyta odkładając na łóżko Grega swoje koszule. Schlierie wskazuje mu na włosy a ten w mgnieniu oka znika w łazience. I po chwili wychodzi z niej wkurzony.
-Zabije Didla. - warczy wychodząc z pokoju. Wróć, otwierając drzwi do pokoju, robiąc krok za jego próg. -Ale najpierw się ubiorę. - dodaje wracając do łazienki z czerwonymi policzkami ze wstydu. W sumie się nie dziwie, paradować w ręczniku po korytarzach hotelowych to taka chyba nowa moda. Czy ty się słyszysz? Nowa moda? Chyba wtopa. Rację to ty masz, jak zwykle z resztą. Już mnie tak nie wychwalaj bo mi się głupio zaczyna robić. 

[Gregor.]
Jak zwykle daje się wkopać w jakieś wywiady nie wywiady. Może od razu niech o mnie dokument nakręcą to dostaną wszystko podane na tacy i będzie po kłopocie. A nie ja mam tutaj robić za jakiś eksperyment dziennikarski. Czy wzrośnie sprzedaż? Czy będzie lepsze czytelnictwo? A co ja towar? Może niech od razu na wystawie jako manekina mnie walną. No czemu nie jak jechać to już po bandzie.
-Chcesz się czegoś napić? - pyta mnie Sara wskazując na stojące na stoliku butelki wody mineralnej. Kiwam głową w geście aprobaty a siostra Miśka rzuca mi jedną z butelek. Gdy nagle rozlega się pukanie do drzwi, Sara zakręca butelkę wody, poprawia koszule w kratę i otwiera drzwi.
-Julka? - pyta ze zdziwieniem w głosie. Tamta dziewczyna ma wyrysowane na twarzy zdziwienie i już po chwili obydwie złączają się w przyjacielskim uścisku. Okey, czy ja o czymś nie wiem? To bardzo prawdopodobne panie Schlierenzauer. Ty zawsze wiesz najmniej ze wszystkich. Czy ty musisz mnie krytykować na każdym kroku? Taką mam pracę w twojej pustej głowie. Zgarniesz nagrodę dla wrednoty roku. Czuje się wręcz zaszczycony. 
-Poznajcie się to jest Julia Deschwanden, redaktor części sportowej w czasopiśmie 'Super Star' oraz w Marce. A to Gregor Schlierenzauer obecny lider Pucharu Świata w skokach narciarskich. - mówi Sara z szerokim uśmiechem na twarzy. To jest siostra Gregora? No na pewno nie jego matka. Czy ty musisz być aż tak wredny? Muszę bo inaczej byś mnie ignorował. A tak niestety musisz mnie słuchać. Niestety.
-Hej miło mi cię poznać. - mówię podając jej swoją dłoń. Ona w ogóle nie jest podobna do Deschwandena. Bo się jeszcze zakochasz. Jeszcze masz jakieś specjalne życzenie. Czyli, że już się zakochałeś? Może ty? Ja nie lecę tylko na wygląd. Tylko na czerwoną linię na dole skoczni. Zapomniałem. Jeśli chciałeś być dowcipny to ci się nie udało.
-Mi ciebie również. Słuchaj Gregor wredna nie jestem nie interesuje mnie twoje życie prywatne. Jestem tutaj z czysto sportowych powodów więc nie musisz się martwić. Mam przygotowanych kilka pytań od twoich fanów i fanek z Anglii i Hiszpanii także materiału mi nie zabraknie. - mówi kładąc na fotel swoją czarną torbę z logiem szwajcarskiego sponsora i torbę z laptopem. Będzie ciekawie. No jestem ciekaw jaką tym razem gafę palniesz ty nasz gwiazdorze. Puszczę to mimo uszu.
-To co zostawię was samych. - mówi Sara kierując swoje kroki ku drzwiom wejściowym do jej pokoju hotelowego. Julia odwraca się do niej z notesem w dłoni.
-Tobie też będę chciała zadać dwa pytania. - mówi na co Sara ze zdziwieniem wraca i siada po turecku na swoim łóżku. No to lecimy.
-Dobrze, pierwsze pytanie do Ciebie. - mówi wskazując ruchem dłoni na moją osobę. Siada na przeciwko mnie, otwiera laptop, włącza dyktafon w telefonie i z uśmiechem na twarzy lustruje moją osobę.
-Panie Gregorze. - zaczyna. - Moje pierwsze pytanie do pana jest pytaniem zadanym przez jednego z naszych czytelników. Ostatni sezon nie był sezonem marzeń dla pana kibiców. Jakie ma pan cele na ten sezon i czy ma pan już jakiś plan? - pyta wystukując coś na klawiaturze swojego czarnego laptopa. Pytaniem mnie zaskoczyła, nie powiem.
-Cóż na pewno chciałbym zapomnieć o sezonie, który w marcu tego roku się zakończył. Mistrzostwa Świata nie były takie jak chciałem, ale nie powiem, że były koszmarne. Piąte miejsce na małej i czwarte miejsce na dużej skoczni były jak na mnie bardzo wysokie. Zawiodłem swoich kibiców, rodzinę, przyjaciół, sztab szkoleniowy, trenera, kolegów z drużyny. Przede wszystkim sam siebie bo jeszcze trzy lata temu byłem na szczycie, zdobywałem wszystkie możliwe trofea w Pucharze Świata. Wina jest po mojej stronie, bo to ja nie mogłem w żadnym stopniu poukładać własnego życia osobistego. Podnieść się po porażce w życiu prywatnym, ale liczę po cichu, że uda mi się to jakoś poukładać w najbliższym czasie. Dowodem na to, że z moją sportową częścią wszystko jest w jak najlepszej formie czego dowodem jest moje zwycięstwo w Klinghental i żółta koszulka. Liczę, że ten sezon i nadchodzący rok będę najlepszymi w moim życiu. - mówię z szerokim uśmiechem na twarzy. Julia kiwa mi głową i notuje coś w otwartym notesie, czarnym długopisem. Wzruszyłem się twoją wypowiedzią. No ja myślę.
-Panie Gregorze a jak pan chciałby zachęcić młodych ludzi, oglądających skoki do uprawiania tego sportu? - pyta opierając łokcie na blacie stolika. Ja sam drapię się po czubku głowie bo w sumie wyczerpałem limit pomysłów właśnie na tamten moment.
-Jeśli skoki sprawiają, że wasze serca biją o wiele szybciej to znaczy, że powinniście spróbować jak to jest. Powinniście usiąść na belce i spojrzeć w dół, jeśli się wam tam na górze spodoba to znaczy, że skakanie to wasze powołanie. Że macie skoki we krwi, w kodzie DNA, że jesteście do tego wręcz stworzeni. - odpowiadam. Julia uśmiecha się szeroko, zamyka laptop, notes i resztę swoich rzeczy i z zadowoleniem siada w podobny sposób co Sara.
-Dziękuje za wywiad. Na pewno pojawi się w Super S i jako bonus w Marce. A teraz przepraszam was ale umówiłam się z bratem i muszę lecieć bo mam jeszcze do stworzenia dokument o skoczkach. Robota na najbliższy miesiąc. - mówi pakując swoje rzeczy do toreb. Wstałem i nawet chciałem jej pomóc ale ona jedynie poszerzyła swój uśmiech, pokiwała głową i wyszła z pokoju Sary.
-Długo ją znasz? - spytałem gdy zamknęła drzwi pokoju siostry Michaela. Sara siedząca na łóżku, położyła sobie na kolana poduszkę i wbiła we mnie swój wzrok.
-Długo. - odpowiedziała opierając głowę o ścianę i wpatrując się w biały sufit.
-Aha. Dziękuje za jakże wyczerpującą odpowiedz. Limit dopuszczalny słów został przekroczony o sto procent. - mówię opierając się o brązowy stolik. Sara jedynie uśmiecha się zabawnie i wypina w moim kierunku język. Zbyt dużo czasu spędza z Chris i zaczyna się jej udzielać głupkowaty entuzjazm.
-Wredniejesz z dnia na dzień. - odpowiada na moją jakże błyskotliwą uwagę. Pogrążasz się. Wiesz o tym? Zamknij się w końcu, nie pomagasz mi. Wiem i to mój główny cel. 
-Miło mi to słyszeć. - mówię kłaniając się w pas jak jakiś debil. No ale ja to ja nic na to nie poradzę.
-Ale tak na poważnie to znam ją jakieś pięć, może sześć lat. Poznałyśmy się na wakacjach gdy miałyśmy siedemnaście lat. Zostałyśmy przyjaciółkami, polubiła Michiego, ja polubiłam jej brata. No i tak zostało. - powiedziała ściskając poduszkę i wstając z łóżka. Podeszła kilka kroków w moim kierunku i przystanęła.
-A co ty taki ciekawy jesteś? - spytała unosząc delikatnie kącik ust ku górze. Co to przesłuchanie? Ciekawym nie można być? NIE.
-Po prostu pytam. - mówię uśmiechając się do niej lekko. Ona unosi brwi do góry, kiwa zabawnie głową i uśmiecha się. Serio? Czy ja jestem aż tak przewidywalny? Sara robi krok w moim kierunku, staje na palcach i przysuwa się do mnie.
-Wiesz ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - szepcze mi do ucha. Po czym uderza mnie poduszką w brzucho z całej siły i zaczyna się cicho śmiać. Aha, zabawne. No, szkoda, że nie widziałeś swojej miny blondasku. Jakiej miny? Nie ważne.
-O nie ja się tak nie bawię. - mówię rzucając poduszkę na łóżko. Szybkim krokiem podchodzę do stojącej do mnie tyłem Sary, obejmuję ją w pasie i przerzucam sobie przez ramię. Ta zdziwiona zaczyna się szarpać i lekko uderzać mnie w plecy.
-Puść mnie palancie. - warczy i uderza mnie pięścią w żebra. Może i boli ale satysfakcji to ona mieć nie będzie o nie. Po moim trupie.
-Za tego palanta to powinienem wrzucić cię w zaspę za oknem. - mówię całkiem spokojnie przystając przed jej łóżkiem. A ona jakby się przestraszyła i przestaje okładać mnie pięściami.
-Postawisz mnie? - pyta opierając swoją brodę na moim obolałym ramieniu. Zastanówmy się? Tak czy nie?Nie czy tak?
-Jak ładnie poprosisz. - stawiam warunek, słyszę jej ciche przekleństwa ale rzucam je mimo uszu. Chciała niech ma.
-Gregorku, postaw mnie. - mówi.
-Twoja prośba jest dla mnie rozkazem. - odpowiadam i już po chwili blonda stoi sobie na wykładzinie. Oczywiście zła jak osa. Ale takie są baby nic na to nie poradzę. Odwracam się na pięcie po czym wychodzę z jej pokoju. Dzisiaj nawet nieźle się bawiłem najpierw Kraft teraz ona. Żyć nie umierać.

[Narrator.]
godzina 18: 30
teren skoczni w Kussamo, kwalifikację. 

Blondynka chwyciła papierowy kubek z gorącą kawą i opuściła domek reprezentacji Austrii. Szła w kierunku dwóch członków sztabu trenerskiego reprezentacji swojego kraju. Stanęła pomiędzy dwójką mężczyzn i z uśmiechem wbiła swój wzrok w monitor zamontowany kilka metrów od bandy skoczni w Finlandii. Obydwaj spojrzeli na rozpromienioną blondynkę i na ich twarzach również pojawiły się uśmiechy. Prawdą było to, że dziewczyna wprowadzała do kadry uśmiech, świeżość, energię oraz zapał. Była wstanie zmienić humor jednym słowem otuchy nawet jeśli dzień był całkiem zmarnowany. 
-No i jak? - spytał Stefan Kraft niosący na ramieniu swoje narty. Najwyższy z trójki szkoleniowców spojrzał na niego od góry do dołu.Podał mu jego torbę z rzeczami po czym szeroko się do niego uśmiechnął.
-Nie było tak źle tylko może przebierz się w domku bo twoje blond włosy mogą być szokiem dla dziennikarzy i widzów. - powiedział po czym wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Austriacki skoczek ze zdegustowaną miną, złapał rączkę czarnej torby, zostawił narty i odszedł w kierunku drewnianego domku. 
-No tak a narty nosić będę ja. - dodał po chwili Philip opierając narty o bandę obok Sary. Poprawił swoją czapkę i spojrzał na wielki telebim z resztą tak jak pozostała dwójka. Na belce usiadł Gregor Schlierenzauer, właściciel żółtej koszulki lidera. Poprawił ciemne gogle, sprawdził zapięcie nart po czym przejechał kciukiem po kasku. Wziął głęboki oddech. Spojrzał na gniazdo trenerskie i gdy widział machnięcie chorągiewki Heinza Kuttina odbił się od metalowej belki. Ułożył się w charakterystycznej dla siebie pozycji i zjechał w dół zeskoku.Energicznie wybił się z progu i oddał we władanie wiatru. Gdy mijał czerwoną linię punktu konstrukcyjnego dostał dodatkowy podmuch wiatru i wzbił się zdecydowanie nad zeskok skoczni. Widząc, że zbliża się wypłaszczenie postanowił zmusić narty do lądowania tym samym nie ustając zakończenia skoku. Wylądował na dwie nogi, po czym jego ciało opadło na zimny zeskok skoczni a on sam nie był świadomy niczego. Blondynka stojąca z drugim trenerem i fizjoterapeutą prawie zakrztusiła się kawą, którą piła. Nikt nie wiedział co dzieje się ze skoczkiem. Fińscy sanitariusze trzymali zarówno zawodników, trenerów jak i widzów w niepewności. Zasłaniali Austriaka tak szczelnie, że nie można było zobaczyć zupełnie niczego. Po upływie pięciu minut skoczek stał już na nogach i z pomocą dwóch sanitariuszy wolno stawiając kroki udał się w kierunku zejścia z zeskoku. Rozległy się gromkie brawa i okrzyki bo ten wyczyn skoczka, cofnął go do pięknej przyszłości. Sanitariusz pomógł chłopakowi usiąść i po chwili obok niego znaleźli się drugi trener Philip, fizjoterapeuta Martin oraz psycholog Sara. Patrzyli w jego tępy wzrok ze strachem, bali się, że coś mogło mu się stać.
-Dałem czadu. - powiedział po czym wszyscy troje uderzyli go w prawe ramię. - Aua właśnie spadłem z kilku metrów moglibyście być delikatniejsi. - mówi grożąc im palcem i zdejmując z głowy niebiesko, biały kask.

***
Witam z rozdziałem piętnastym.
Dziękuje za komentarze pod poprzednim. 
Niestety dzisiaj małego Lucasa nie ma. Ale jest blond włosy Kraft, obiekt żartów Thomasa Dietharta.
Zapraszam was również na nowy blog o skoczkach, będzie śmiesznie, trochę  groteskowo ale i w momentach smutno i z miłością w tle : "Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz one przyjdą same. 
Gorąco was zapraszam, pozdrawiam i do następnego.



środa, 11 lutego 2015

# 14. ~ Zobacz jakiego masz kochającego wujka.

Klinghental, Niemcy 21 listopada 2015 roku

[Sarah.]

-Ej dziewczyny mały potrzebuje zmiany pieluchy ! - krzyk mojego brata roznosi się echem w pokoju hotelowym, który jest wręcz olbrzymi. Laura, która razem ze mną siedzi na posadzce w łazience i wypełnia karty chłopaków, przewraca teatralnie oczami i ze złością rzuca dokumentami i wychodzi z łazienki. Odkąd mały się pojawił na świecie to mój kochany braciszek stał się jeszcze większym kretynem niż był. Ja rozumiem, że można nie być pewnym trzymając na ręku niemowlę. No ale bez przesady. Żeby mieć jakiś problem ze zmienieniem pieluchy? Ludzie, przecież to woła o pomstę do nieba. Odkładam dokumenty i tak jak wcześniej Laura opuszczam średniej wielkości łazienkę. Wchodzę nie pewnie do pokoju i widzę jak Laura zmienia pieluchę małemu Lucasowi i z morderczym wzrokiem spogląda na swojego przestraszonego, swojego męża.
-Do przewinięcia dziecka nie jest potrzebny tytuł magistra. - rzuca kąśliwie Laura wkłada małego do niebieskiego wózka i wychodzi z powrotem do łazienki aby zabrać dokumenty. Wraca do pokoju i z uśmiechem na twarzy oddaje mi moją własność. Michael z lekkim uśmiechem na twarzy kołysze niczym w rytm muzyki wózek swojego synka, który powoli odpływa w krainę Morfeusza. Laura chwyta jabłko z blatu stołu po czym siada na skórzanym fotelu nie daleko drzwi. Bierze głęboki oddech i z zaciekawieniem przygląda się poczynaniom świeżo upieczonego tatusia. Chociaż czy ja wiem, czy tak świeżo ? Lucas ma już ponad dwa miesiące. Ale Hayboeck uważa, że jego syn to nigdy nie dorośnie i zawsze będzie jego malutkim księciem skoków. Uwierzcie nie chcecie wiedzieć co na ten 'geniusz' powiedziała Laura. Powiem szczerze takich epitetów to ja w życiu nie słyszałam. Siadam na parapecie okna i tak jak Laura przyglądam się Miśkowi. Widać, że mały jest jego oczkiem w głowie. No w sumie nie tylko jego. Wszyscy Austriacy zwariowali. Nagle drzwi do pokoju lekko się uchylają i staje w nich Gregor z kremową kopertą w dłoni. Uśmiecha się lekko do zajadającej się zielonym jabłkiem Laury i wchodzi do pomieszczenia.
-Hej mam przesyłkę od Morgensternów. - mówi podając mojej bratowej kopertkę. Ta patrzy na niego dziwnym wzrokiem ale jednak zabiera od niego elegancki kawałek papieru. Nie pewnie wyjmuje niewielki pergamin papieru i czyta to co się na nim znalazło.
-Nie możemy, musimy zająć się Lucasem. - mówi próbując oddać Gregowi kopertę ale wystarczy, że ten się na nią spojrzy tym karcącym wzrokiem i ostatecznie kapituluje. Wyrobił się chłopina przez wakacje. Był w Bilbao czy gdzieś. No mniejsza z tym jak się to miasto nazywało ale widocznie dobrze podziałało na jego przegrzaną mózgownicę a i skoki są o niebo lepsze niż w ostatnim sezonie.
-Lucas nie jest już niemowlakiem, więc się nim nie wykręcaj. Jak chcesz to ja się nim zajmę. Wiem, że będziesz bawiła się lepiej jeśli będzie nade mną czuwać Sarah, więc będzie czuwać. Poza tym żaden z nas tutaj swoich połówek nie ma więc zostajecie wy i Thomas z Chris. - mówi. Wow jego elokwencja też zdecydowanie się wyostrzyła. Gdybym mogła to dałabym mu tytuł mózgu sezonu. Sarah, miałaś być miła. O zamknij się w końcu, głupi głosie. Denerwujesz mnie. Tak, tak wiem zawsze mi to mówisz. Ale nie powiem pochlebia mi to. Nie wytrzymam z tobą, podstępna podświadomość. Osiwieje słuchając tych twoich durnych komentarzy. Nie chcę cię martwić ale na tych twoich blond włosach to nie można znaleźć żadnych oznak siwienia. Jedynie można się pokusić o znalezienie głupoty. Zamkniesz się czy mamy rozmawiać inaczej, znacznie radykalniej. Okey, poddaje się bo mi tutaj na nerwice zejdziesz. Ale pamiętaj, że ja zawsze się odezwę nawet jeśli ty sobie tego nie będziesz życzyć. 
-Ziemia do Sary. - odrywam się od swoich 'interesujących myśli gdy przede mną stoi Laura w rękach trzymając trzy różne sukienki. Muszę bardziej się pilnować bo kiedyś wpadnę pod tira i nie będę tego świadoma. W sumie nawet nie zły pomysł. O zamknij się bo znajdę sposób na to żeby cię unicestwić.
-Tak. - mówię przyklejając na twarz szeroki uśmiech po czym zaczynam niczym małe dziecko zaczynam machać nogami do tyłu i do przodu. Laura wysuwa przed mój nos trzy różne, ładne (bardzo ładne i zarazem drogie) sukienki. Którą mogłaby założyć na sztywne przyjęcie w gronie mało płacących sponsorów skoczków ? Ciekawe pytanie i dające dużo do myślenia. Mam szczęście, że to ja nie muszę właśnie dziś tam być. Wskazuję dłonią na środkową sukienkę, biało - brązową w jakieś nie kształtne wzorki, sięgającą nie niżej niż do kolan. Laura będzie w niej wyglądać perfekcyjnie. Z resztą ona to we wszystkim świetnie wygląda.
-Dzięki. Ale wiesz, że nie musimy tam iść. - mówi odkładając na fotel pozostałe sukienki i przyciskając do klatki piersiowej wybraną chwilę wcześniej przeze mnie. Jak mnie ta kobieta zaczyna wkurzać. Ja jej kiedyś coś zrobię. 
-Musicie. Wyobraź sobie, że poszedłby tam Kraft z Didlem. - odpowiadam uśmiechając się do niej jak tylko najszerzej byłam w stanie. Widziałam to zniesmaczenie na jej twarzy. I czemu ja się jej dziwię ? Krafter i Didl na sztywnym, nudnym i snobistycznym bankiecie ? Oni by ich wszystkich z nudów jak kaczki powybijali. Jeszcze jakby się jakiś alkohol znalazł, jak nic wizyta na komisariacie byłaby nieunikniona. No plusem jest to, że Eisenbichler jest tutaj policjantem więc prawdopodobne byłoby nie wszczęcie przeciwko nim postępowania karnego.
-Wizja co najmniej apokaliptyczna. To ja idę się przebrać i zaraz jestem z powrotem. - mówi wchodząc do łazienki. Nagle z sypialni wychodzi, wkurzony Michi próbujący wywiązać sobie na szyi krawat. Gregor siedzący z Lucasem na łóżku z rozbawieniem przygląda się jego poczynaniom. Akurat Greg to jedyny w gronie tych 'chłopców', który nie potrzebuje do takowej czynności wsparcia wianuszka matek. Zeskakuje z parapetu, oczywiście zaznaczając telemark co spotyka się z rozbawionym wyrazem twarzy Schlierenzauera. No nie moja to wina, że spędzam z nimi tyle czasu i zaczynam się do nich upodabniać. No ale każdy ma jakieś wady nie ? Tak ty masz ich najwięcej. Przymknij się, bo inaczej pogadamy. Podchodzę do mojego kochanego braciszka wyrywam mu czarny krawat i zakładam mu na szyję po czym na jego szyi zawiązuje elegancki wzór.
-Do tego też magisterka potrzebna nie jest. - komentuje uderzając go w klatkę piersiową. Moja 'uwaga' rozbawia, bawiącego się z małym Gregora. Michael patrzy na mnie z politowaniem i podchodzi do drewnianych, drzwi pokoju.
-Laura ile można siedzieć w łazience i zakładać głupią sukienkę, pospiesz się ! - krzyczy. Mój brat to nie ma żadnego taktu i tylko drzeć się potrafi. Słyszałam jak moja bratowa klnie coś pod nosem, po czym dopinając kremową kopertówkę wychodzi na bosaka z łazienki. Dzisiaj wyglądała wręcz olśniewająco. Co nie umknęło Gregorowi. 
-Wyglądasz świetnie. - komentuje podając Lucasowi pluszowego misia. Michael patrzy na niego wzrokiem bazyliszka ale milczy. On przynajmniej potrafi. Powiedziałam ci już coś, powtarzać w kółko nie będę.
-Ej nie patrz się tak na mnie. Mężatek nie ruszam. - dodaje po chwili Schlierie i bierze na ręce leżącego na kocyku Hayboecka. 
-Czy ty jesteś zazdrosny ? - pyta Laura zakładając wysokie kremowe szpilki. Zabieg dużo jej daje, jest prawie równa z moim braciszkiem. Bo mój braciszek to tak wyrósł, ja wiem ... coś koło stu osiemdziesięciu centymetrów.
-Spóźnimy się. - burczy pod nosem podając Laurze, elegancki, wyjściowy płaszcz. Ale Laura to Laura tak łatwo nie odpuści. Musi poznać odpowiedz. Jest bardziej uparta niż ja. Bierze od męża płaszcz, uśmiecha się złośliwie i wymija go w progu.
-To jesteś czy nie ?- pyta i zaraz później Michael zamyka drzwi pokoju hotelowego. Odpowiedzi w najbliższym czasie nie poznam a wielka szkoda. Uśmiecham się pod nosem po czym odwracam się na pięcie i staje przed uśmiechniętym skoczkiem z moim bratankiem na rękach. 
-Ma mokro. Trzeba go przewinąć. - oznajmia wysuwając przed mój nos małego. On chyba sobie kpi. Niech się uczy opieki nad małym dzieckiem, może w najbliższej przyszłości mu się przyda. Niby takie chojraki a jak przyjdzie co do czego to leszcze jakich mało. 
-Pieluchy są w wózku. - mówię odchodząc w kierunku dużego łóżka. On stoi jeszcze chwilę w bez ruchu ale już po upływie kilkunastu sekund stoi tuż przede mną. 
-Ja go nie przewinę. - mówi kładą na łóżko Lucasa.
-Boisz się ? - pytam stając obok niego. On patrzy się na mnie takim jakimś dziwnym wzrokiem. A co dziwisz mu się? Walnęłaś taki pocisk, że szok. O co ci właściwie teraz chodzi? No tak siedzę w blondynce. Co to miało być? Nic, nie ważne. Pomyśl dziewczyno przecież ty uderzasz w jego chorą dumę i ego. Oskarżasz go o to, że boi się czegoś tak łatwego jak przewinięcie małego śmierdziela. To mój bratanek. Wiem dlatego mówię tak łagodnie. Pomyśl uważnie, a teraz spadam cały czas myśleć za ciebie nie będę. Aha, dzięki za wyjaśnienie.
-Ja się niczego nie boję. - odpowiada wyjmując z wózka pampersy i kierując się w kierunku małego, który leżał na łóżku. Darmowa komedia. Dla mnie bomba. Ale jak ja widzę jak on się do tego zabiera to normalnie nie dobrze mi się wtedy robi. To woła o pomstę do nieba.
-Daj mi to. - mówię wyrywając mu cały czas zapakowanego pampersa. On znów się na mnie dziwnie patrzy. Nie wiem co ja z kosmosu jestem? Możliwe. Miałaś się już nie odzywać, bo wywnioskowałaś, że myślisz więcej niż ja. Zadałaś pytanie to ci na nie odpowiedziałam. A teraz na poważnie spadam. Zmieniam pampersa małemu po czym kładę go do wózka i podaje rączkę zdziwionemu Gregorowi.
-Co ? - pytam widząc z jakim zdziwieniem się mi przygląda. No widzicie jakie łatwe jest zmienienie pieluchy małemu dziecku. Trzy minuty i po kłopocie z tym zastrzeżeniem, że trzeba tak przynajmniej siedem razy każdego dnia plus co najmniej dwa w nocy.
-Nic. - mówi siadając na fotelu i delikatnie zaczyna kołysać wózek z Lucasem wewnątrz. A mówiłam wam dlaczego tak właściwie ma na imię Lucas? Jeśli nie no to się z wami tym newsem podzielę. Otóż dokładnie dwa miesiące temu razem z Laurą siedziałyśmy w naszym domu gdy w odwiedziny wpadł Lucas, brat Gregora. Kończył mu się pobyt na obozie w Linz i postanowił nas odwiedzić. No i się zaczęło. Laura zaczęła rodzić i gdyby nie młody Schlierenzauer to nie wiem jakby to się skończyło. Nie to, że coś ale ja to po prostu spanikowałam. Nie to co on. No i za to szacun.
-Chcesz kawy ? - pytam zarzucając na ramiona bluzę dresową Michaela. On kiwa z aprobatą głową a ja po jego 'odpowiedzi' nalewam do czajnika elektrycznego wody mineralnej. Wyjmuje z szafki dwa, wysokie kubki z niemieckimi flagami wsypuje po dwie łyżeczki kawy i odstawiam na blat. Wrzucam do kosza zużyty ręcznik papierowy po czym odwracam się w kierunku skoczka, który w najlepsze zabawiał mojego bratanka. I pomyśleć, że jeszcze kiedyś myślałam (sądziłam), że pozamieniał się z małpami na rozumy. Widzisz pozory mylą. Rozumiem aluzję. Nie oceniajcie abyście sami nie byli sądzeni. O właśnie, widzisz jak chcesz to potrafisz. Brawo! No widzisz też coś potrafię.
-Woda ci się gotuje. - zauważył wskazując na unoszącą się z otworu czajnika pary wodnej. Odwracam się w tamtym kierunku. Wyłączam wyłącznik, chwytam rączkę czajnika i zalewam kawę, którą wcześniej wsypałam do kubka. Wkładam łyżeczki do kubka i kieruję swoje kroki ku Gregorowi, który kołysząc wózek już lekko sam przymyka powieki. Siadam obok niego na ciemnej wykładzinie, podaje mu kubek z gorącą cieczą. Gregor odsuwa delikatnie wózek, tak aby nie obudzić śpiącego słodko Lucasa. Obydwoje delektujemy się gorzką kawą gdy drzwi pokoju lekko się uchylają a w progu stają Kraft, Diethart i Fettner.
-Siemka gołąbeczki my do Lucasa. - mówi Stefan zamykając drzwi i siadając w wolnej przestrzeni między nami. Z szerokim uśmiechem przymila się do Gregora, który ostatecznie oddaje mu swój kubek z kawą i przewraca teatralnie oczami. No, ale Stefan to Stefan nie można mu odmówić.
-Patrz jaki słodki, nie powiedziałbym, że jest synem Michaela. - mówi Didl pochylając się nad wózkiem młodego. On i te jego inteligentne przemyślenia. Odezwała się ta, która posiada inteligentne przemyślenia. Powiedziałaś, że chcesz odpocząć więc odpoczywaj i się nie odzywaj. Okey, okey understand. 
-Ty puknij się w ten świński, pusty łeb. - komentuje Fettner uderzając go lekko w tył głowy. Stefan z Gregorem powstrzymują śmiech a ja jedynie przewracam oczami i wstaje z wykładziny na której siedziałam.
- A ty kwiatuszku nasz to gdzie się wybierasz ? - pyta mnie Manuel poprawiając pluszowego miśka w wózku Lucasa. Od kiedy jestem ich kwiatuszkiem ? A no tak, oni słodzą mi zawsze wtedy gdy czegoś chcą.
-Zrobić małemu coś do picia. On nie jest tak duży jak wy i sam nie powie. - oznajmiam wyjmując z dużej torby Laury butelkę własności Lucasa, wsypuje mleko w proszku do butelki i zalewam jeszcze ciepłą, przegotowaną wodą. Nalewam odrobinę cieczy na dłoń i kieruje swoje kroki ku wózkowi małego obudzonego już przez tych matołów, brzdąca. Jak będzie płakać to niech oni próbują go uspokoić.
-Co już cie te szympansy obudziły skarbie. Widzisz maluszku tak to już jest jak twój tatuś nie umie dobrać sobie przyjaciół na poziomie. Plusem jest to, że twoja mama obraca się w doborowym towarzystwie. - mówię biorąc go na ręce i z uśmiechem na twarzy siadam z nim na łóżku i wkładam do buzi smoczek butelki. Mały zajada się i po pięciu minutach butelka jest praktycznie pusta. Nie no żarłok jak tatuś. Uśmiecham się do niego szeroko, odkładam butelkę, siadam dalej na łóżku i sadzam go sobie na kolanach. Mały cały czas szeroko się uśmiecha patrząc się gdzieś w sufit. Zazdroszczę Michaelowi i Laurze, Lucasa. Mają największe szczęście jakie tylko można mieć. Po upływie kilku minut na przeciwko mnie siada szeroko uśmiechnięty Manuel i podaje małemu grzechotkę.
-Zobacz jakiego masz kochającego wujka. - mówi, wręczając mu zabawkę, którą przemycił w kieszeni bluzy dresowej. Laura wścieka się kiedy ktoś bez jej zgody próbuje coś temu małemu podarować. Nie wiem o co takie wielkie halo.
-Patrzcie chłopaki Fettner próbuje poderwać Sarę na kochającego wujka. - komentuje Kraft do Didla i Gregora. I co on myśli, że jest dyskretny? On nie myśli. Święta racja, on nie wie co to znaczy myśleć. Widzisz jak się dopełniamy. Ty nie istniejesz beze mnie a ja bez ciebie. W tym momencie bardziej chwalisz siebie niż mnie. To też wiem, ale kto nie lubi się wychwalać? Ja. Ja to ty, ty to ja. Racja. Widzisz. 
-Wiesz on przynajmniej ma u niej jakieś szansę. - dodaje po chwili milczenia Thomas. A ja próbuje powstrzymywać śmiech, który chcę się ze mnie wydostać. Czasami jak Didl kogoś skomentuje to mu w pięty pójdzie. Gregor prycha zasłaniając usta dłonią i odwraca wzrok tak aby nie patrzeć na zdezorientowaną minę Stefana. A Thomas to chyba nadal nie zdaje sobie sprawy z tego co właśnie opuściło jego krtań.
-Czy ty mi właśnie sugerujesz, że ja nie mam szans u Sary ? - pyta z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem. Boże widzisz i nie grzmisz? Ty tutaj Boga nie wzywaj, bo jeszcze cię wysłucha i będzie armagedon. Jak on zobaczy co chodzi po jego ziemi to sam zwątpi we własną egzystencję. Wiesz, że właśnie teraz jesteś mega wredna? Wiem, ale czasami trzeba odejść od reguły. Też racja.
-Ja ci nic nie sugeruję. Chcę ci tylko uświadomić, żebyś szukał sobie jakiś ślepych, bez nerki i desperatek. - odpowiada a ja i Fettner robimy się czerwoni na twarzy. Gregor bierze leżącą na podłodze książkę Michaela do pielęgnacji dzieci i zasłania się tak aby nikt nie widział jego buraczanej twarzy.
-A w ryja chcesz ? - pyta już coraz bardziej zdenerwowany. Jeśli czegoś teraz ktoś nie zrobi to oni się tutaj pozabijają. I będzie święty spokój. Nie bądź złośliwa. No i jak na moją prośbę drzwi pokoju otwierają się i w progu pokoju staje Heinz z uśmiechem wyrysowanym na twarzy. Który znika zaraz po tym gdy wchodzi do pokoju i widzi nasze rozbawione miny, czerwonego jak burak Gregora i stojącego na przeciwko Thomasa, Stefana.
-Dzieci moje kochane co wy tutaj robicie? - pyta zamykając drzwi i opierając się o niewysoką szafkę. Lustruje wszystko i wszystkich dokładnie. Ale wcale się mu nie dziwie w końcu to jego drużyna.
-A tak rozmawiamy sobie. - mówi Fettner biorąc Lucasa na ręce i kierując swoje kroki do Heinza. Kuttin poza Lucasem nie widzi zupełnie niczego. Ot takie oczko w głowie.
-Właśnie widzę. - odpowiada odbierając od Manuela małego i szeroko się do niego uśmiecha. Po czym podchodzi do wózka i kładzie go w nim. Okrywa go kocykiem i stawia wózek przed drzwiami.
-Sara słoneczko idziesz ze mną na dół do restauracji? Zjemy coś pysznego i pochwalimy się naszym dzidziusiem. - mówi. Gregor dławi się powietrzem, Kraft patrzy się na niego jak na chorego psychicznie, Dild i Fettner też drastycznie zmieniają wyraz twarzy.
-Oczywiście tatusiu. - mówię biorąc telefon komórkowy z blatu stołu. Chwytam pluszowego misia leżącego na łóżku i razem z Heinzem wychodzę z pokoju i zostawiamy moich 'kochanych przyjaciół' . Wchodzimy do pustej windy, wciskam przycisk z numerem '0' i po chwili drzwi otwierają się a my zmierzamy do prawie pełnej stołówki gdy mały zaczyna płakać.
-O jejciu i co teraz ? - pyta mnie spanikowany trener. Nie no myślałam, że chociaż on jest w tym gronie opanowany i w miarę normalny. Zaczynam delikatnie kołysać wózek i cicho podśpiewywać maluszkowi.
-Trenerze, niech trener załatwi u pań kucharek jakieś przegotowane mleko. - mówię. On uśmiecha się szeroko, poprawia kołnierzyk sponsorskiej koszuli i znika za szklanymi drzwiami stołówki. Po chwili mały przestaje płakać, ponieważ obok wózka pojawia się Kuba razem z Piotrkiem Żyłą, Kamilem Stochem i Krzyśkiem Biegunem.
-O Łukaszku ty nasz choć do wujka. - mówi Piotrek biorąc z wózka małego i kierując się do restauracji.
-No i właśnie straciłaś dziecko. - szepcze mi do ucha Kamil, podając mi smoczek małego.
-Święta racja, Żyła ci go nie odda. - mówi Krzysiek stając przede mną z szerokim uśmiechem.
-I jeszcze zdemoralizuje. - dodaje po chwili milczenia najlepszy Polski skoczek.
-Laura mnie zabije! - krzyczę otwierając z hukiem szklane drzwi. A to co za nimi widzę to normalnie zrzuca mnie z nóg. Wszyscy obecni skoczkowie stoją w koło Piotrka i rozchwytują małego Lukasa.

***
Witam z rozdziałem numer 14 oraz z małym Hayboeckiem. 
Chyba wyszedł mi najdłuższy jak dotąd ? Nie jest perfekcyjny, ale mówi się trudno. 
Liczę na to, że wyrazicie opinie na temat tego rozdziału. 
Pozdrawiam was gorąco i dziękuje bardzo gorąco za wszystkie poprzednie komentarze. Widząc was tutaj wiem, że jest po co kontynuować to opowiadanie. 
Jeszcze gorąco was pozdrawiam.



sobota, 7 lutego 2015

# 13. ~ Nie pij więcej masz słabą głowę. Zaczynasz bredzić.

Austria, Linz 
27 czerwiec, 2015 rok.
[Narrator]

Piękny, wzniesiony w średniowiecznym stylu kościół na obrzeżach górskiego miasta. Przed wejściem do miejsca kultu stało wiele eleganckich osób z kwiatami w dłoniach. Dzisiejszy dzień dla Michaela miał być najważniejszym dniem dotychczasowego życia. Cieszył się, że w końcu będzie mógł stanąć przed ołtarzem i wypowiedzieć formułę przysięgi małżeńskiej. Poprawił czarny krawat idealnie zawiązany pod szyją na białej, jedwabnej koszuli. Obok niego stał jego najlepszy przyjaciel i zarazem świadek Stefan z szerokim uśmiechem na twarzy witał wszystkich gości, którzy wchodzili do ceglanego kościoła.
-Gotowi ? - spytała siostra pana młodego trzymająca w dłoni małą, wiązankę zrobioną z herbacianych róż. Ulubionych kwiatów przyszłej pani Hayboeck. Zarówno pan młody jak i jego świadek spojrzeli na nią z szerokim i pewnym uśmiechem i pokiwali z aprobatą głową.
-No - odpowiedzieli jednocześnie po czym zanieśli się nie pohamowanym wybuchem śmiechu. Czym zwrócili uwagę wchodzących do kościoła kilku osób. Blondynka ubrana w jasną niebieską sukienkę w kwieciste wzory spojrzała na nich karcącym wzrokiem i ruchem ręki wskazała na wejście do kościoła w którym już od kilku minut stała wybranka blondyna. Chłopak zapiął guzik w czarnej marynarce i skierował swoje kroki do Polki, która uśmiechała się do swoich dwóch kuzynów stojących obok niej.
-Gotowa ? - spytał obdarzając swoją ukochaną szerokim, prawdziwym i czułym uśmiechem. W tamtym momencie spełniało się jego najskrytsze i najszczersze marzenie. Była przy nim kobieta jego marzeń. Jego druga połówka. Jego bratnia dusza. Jego serce. Szatynka pokiwała delikatnie głową i chwyciła ramię swojego przyszłego męża. W kościele rozniosły się pierwsze takty marszu Mendelssonha. Patrzyli się przed siebie, na ołtarz przy którym stali już ich świadkowie. Po jednej stronie Stefan Kraft po drugiej Sara Hayboeck. Obydwoje uśmiechnięci i stojący po dwóch różnych stronach. On po lewej, ona po prawej a po środku młody kapłan ubrany w piękny ornat, specjalnie na tak ważny dzień tej dwójki. Nie daleko ołtarza inna dwójka oddawała się swojej pasji i uwieczniała wszystko na kliszach aparatów cyfrowych. Para młoda delikatnie skinęła ku sobie głowami i już po chwili stali obok swoich świadków i skupiali uwagę na młodym, ale doświadczonym księdzu. Ceremonia piękna i zarazem skromna. Najbliżsi przyjaciele i znajomi. Żadnych kamer i dziennikarzy. Wzruszone kobiety wycierały mokre od łez policzki i wtulały się w mocne ramiona swoich partnerów. W szczególności matka pana młodego, ciotka panny młodej i przyjaciółka obydwojga.
-Czy ty Michaelu bierzesz Laurę za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie opuścisz jej aż do śmierci ? - spytał ksiądz kierując mikrofon w kierunku ust młodego skoczka. Blondyn bierze obrączkę i wsuwa ją na palec, dłoni szatynki.
-Tak. - odpowiada z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Czy ty Lauro bierzesz Michaela za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie opuścisz go aż do śmierci ? - tym razem wysoki kapłan kieruje pytanie do uśmiechniętej szatynki. Dziewczyna robi to samo co chwilę wcześniej jej ukochany.
-Tak. - odpowiada z szerokim uśmiechem i pojedynczą łzą, która spoczęła na jej policzku.
-Teraz możesz pocałować pannę młodą. - zwrócił się do blondyna, który po chwili złożył na ustach pani Hayboeck pocałunek. W tle rozlegają się oklaski gości czekających na ten kulminacyjny moment całej ceremonii. Wychodzą z kościoła tak bardzo szczęśliwi. Zapatrzeni w siebie, kochający się bezgranicznie. Za nimi uśmiechnięci wolnym krokiem szli ich przyjaciele i szepcząc wymieniali się tylko sobie znanymi myślami. Młoda para wsiada do białej limuzyny i odjeżdża do miejsca przyjęcia w sali w górach. Piękna sala, na tle szczytów Alp, na których szczytach dostrzec można białe łaty śniegu.No i Laura niesiona przez męża w kierunku wejścia do nie wielkiej sali weselnej. Piękny obrazek.
-Zapraszamy na pierwszy taniec państwa młodych. -  z głośników rozległ się głos świadka pary młodej. Brunet z uśmiechem na twarzy wskazał na przytuloną do siebie parę stojącą na środku sali. Chwycił mikrofon i stanął obok skoczka, który trzymał w dłoni swój ulubiony aparat fotograficzny.
-Fajnie razem wyglądają. - mówi niższy ze skoczków. Drugi z nich z uśmiechem spogląda w kierunku tańczących na środku państwa młodych.
-No. - odpowiada przewieszając przez ramię etui aparatu i przeglądając zdjęcia, które zapisały się w pamięci aparatu cyfrowego. Obydwaj oparli się o kremowy filar i patrzyli z uśmiechami na kołyszącą się w rytm muzyki młodą parę. Nie zauważyli kiedy obok nich stanęła siostra Hayboecka i z uwagą obydwu się przyglądała. Wyjęła zza pleców czarny mikrofon i po usłyszeniu ostatnich taktów melodii skierowała go w kierunku twarzy.
-A teraz zapraszamy na parkiet pana świadka i pana fotografa. Panie, które chcą zrobić prezent małemu skarbowi państwa młodych, który jest już w drodze mogą to uczynić. Tańcząc i z jednym i z drugim. - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy, popychając dwóch zdezorientowanych skoczków w kierunku drewnianego parkietu. Z głośników poleciała rytmiczna muzyka i już po chwili przy obydwu pojawiło się wiele dziewczyn i małżonek skoczków. Blondynka tym razem opierała się o filar z uśmiechem, ściskała w dłoni mikrofon i przyglądała się tańczącym skoczkom wręcz rozchwytywanym przez różnej narodowości kobiety.
-To może teraz zorganizujesz coś dla nas ? - spytał stojący obok niej Tom Hilde, któremu towarzyszył Andreas Wellinger od ucha do ucha uśmiechnięty. Blondynka uśmiechnęła się do nich szeroko podeszła do robiącej zdjęcia żony Kamila Stocha, szepnęła jej coś na ucho. Żona Polaka podeszła do stolika, przy którym siedziało małżeństwo Morgensternów i Żyłów. Chwyciła obydwie blondynki i skierowała się w kierunku parkietu z którego schodzili już dwaj Austriaccy skoczkowie.
-A teraz rozrywka dla panów. - mówi po czym z uśmiechem wskazuje ręką na trzy kobiety w objęciach swoich mężów. Wyłącza mikrofon i oddaje go DJ'owi. Brat Schlierenzauera kiwa jej głową i z uśmiechem wpatruje się w ekran swojego sprzętu. Przyjęcie weselne z każdą godziną się rozkręcało. Nie było pary, która nie spędziła by na parkiecie mniej niż godziny. Na parkiecie królowała para Hilde - Neuer najlepsi tancerze z całej zgromadzonej śmietanki towarzyskiej. Norweg nie opuszczał parkietu od kilku godzin i nie było widać na nim żadnego zmęczenia jego taneczna towarzyszka miała identycznie. Gdy zegar wybił godzinę dwunastą znów na środku sali pojawiła się młoda para. Tym razem w dłoni pani młodej widniał jej długi welon, a w dłoni pana młodego jego czarny krawat. Pan młody stanął po jednej stronie sali a za nim ustawiło się wielu mężczyzn. A za stojącą po drugiej stronie sali panią młodą stanęły dziewczyny. Spojrzeli na siebie, uśmiechnęli się do reszty gości, którzy nie brali udziału w zabawie i na sygnał pana młodego rzucili to co do nich należało. Stojąca za panną młodą dziewczyna stała zszokowana widząc, że na jej dłoniach spoczął biały welon bratowej. Identycznie zareagował chłopak, na którego dłoniach wylądował czarny krawat przyjaciela.
-To co zapraszamy nowych państwa młodych na parkiet. - usłyszeli głos chłopaka i już po chwili poza nimi na parkiecie nie było nikogo. Dziewczyna upięła biały materiał na swoim koku a chłopak zawiązał krawat na szyi. Z głośników poleciała wolna muzyka a im nie zostało nic innego jak poruszanie się w jej rytmie. Blondynka nie pewnie położyła głowę na karku chłopaka i dała się mu w całości prowadzić w tańcu. Goście obserwowali dwójkę przyjaciół, królujących na parkiecie. Stojąca przy stoliku panna młoda wtuliła się w swojego małżonka i uważnie przyglądała się przyjaciółce i przyjacielowi, którzy tańczyli na parkiecie.
-Ładnie razem wyglądają. - powiedziała ściskając dłoń swojego męża. Chłopak skinął głową w kierunku małżonki i uważnie się jej przyjrzał.
-Czy ty coś sugerujesz ? - spytał poprawiając włosy ukochanej. Kobieta przewróciła teatralnie oczami po czym wyprostowała się i stanęła na przeciwko niego.
-A nawet jeśli to co ? - spytała zabawnie krzyżują ręce na klatce piersiowej. Blondyn uśmiechnął się do żony i spojrzał na nadal tańczącą parę.
-To, że to moja siostra i nie dam jej nikomu. - mówi robiąc minę zbitego psa. Szatynka prycha zabawnie i podaje mężowi szklankę z szampanem.
- Jak się napijesz będą cię brać za napitego a nie głupiego. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. Chłopak zabrał od małżonki kieliszek białego alkoholu i już po chwili delektował się jego smakiem.
-To moja siostra i nawet nie waż szukać jej męża. - mówi odstawiając kieliszek na przykryty białym obrusem stół. Po czym grozi małżonce palcem tuż przed nosem.
-Jest dorosła i tak nie zrobi tego co będziesz chciał. - odpowiada mu Polka i milknie gdy obok niej staje siostra jej męża.
-Świetna ceremonia. - mówi blondynka przytulając się do brata. Chłopak wypina w kierunku żony język i głaszcze siostrę po blond włosach.
-No moja siostrzyczko ja myślę. Nikomu nigdy cię nie oddam. - mówi mocno ją do siebie przytulając. Blondynka ze zdziwieniem przygląda się bratu i delikatnie się od niego odpycha.
-Nie pij więcej masz słabą głowę. Zaczynasz bredzić. - mówi na co szatynka wybucha niepohamowanym śmiechem. Hayboeck kiwa zabawnie głową, chwyta pełną butelkę alkoholu i kieruje swoje kroki do stolika przyjaciół z drużyny.
-A ty gdzie ? - pyta świeżo upieczona pani Hayboeck.
-No jak to gdzie ? Napić się z tymi, którzy się ze mnie nie nabijają.- mówi i znika za filarem. Na co zarówno blondynka jak i szatynka zanoszą się śmiechem.

***
Witam z trzynastką. Wiem nie powala ale to taki wstęp do dalszej części opowiadania. Opinie należą do was. Mam nadzieję, że takowe tutaj pozostawicie. 
Chciałam was również zaprosić tutaj -> Piłkarska historia ...  blog o piłkarzach. 
Pozdrawiam was bardzo gorąco i do następnego.