Święta Bożego Narodzenia jak dla mnie spoko. W końcu mogę sobie odpocząć od tych Austriackich dzieci. No ale za to na moje nieszczęście muszę siedzieć w jednym pomieszczeniu z Maćkiem i Kubusiem. W sumie to się już przyzwyczaiłam. No właśnie wracając do świąt to razem z ciocią Małgorzatą przygotowywałyśmy barszcz i te wszystkie inne wigilijne przysmaki gdy do domu weszli oczywiście Maciek, Kuba i wujek Rafał z piękną żywą choinką. Nie no z nimi święta Bożego Narodzenia zawsze są takie gdy były jeszcze gdy żyli moi rodzice. Traktowałam rodziców chłopaków jak własnych. Cieszyłam się bo wiedziałam, że są szczęśliwi tam gdzie są.
-Weź się Maniek odsuń bo zaraz będziesz zbierał swoją szanowną buźkę ze śniegu. - no i się zaczyna. Spokój to był ja wiem jakieś dwie godziny. Ciocia stojąca obok mnie jedynie wzięła głęboki oddech i podreptała jak na panią domu przystało. Ta kobieta lubi wyzwania, zawsze ją podziwiałam i będę podziwiać.
-Uspokójcie się chociaż dziś. - powiedziała opanowując i tak już nadszarpnięte nerwy.
-Oj kochana mamuniu nie ma co się denerwować tego jakże pięknego dnia. - odpowiedział starszy z Kotów. Wujek Rafał dokładnie im się przyglądał. Wydawało mi się, że robi to z taką ciekawością jakby co najmniej oglądał mecz piłki nożnej. Zazdrościłam im wielu rzeczy a już najbardziej siostry mojej mamy. Była dokładnie tak jak ona. Ale niestety nie była nią.
-Ty się nie podlizuj bo i tak cały czas moim zdaniem najmilszym dzieckiem w tym gronie jest Laura. - powiedziała podchodząc do mnie i mocno mnie do siebie przytulając. Widziałam ogniki w oczach moich kochanych braciszków. Co poradzę ciocia zawsze chciała mieć córkę nie moja wina, że trafiło jej się dwóch "sympatycznych" skoczków. Po chwili rodzinnych czułości wróciłam do kuchni i postanowiłam dokończyć pieczenie mojego ciasta. Osobiście za słodyczami na co dzień nie przepadam. No chyba że mam doła lub ewentualnie są od Kristiny. Tak taki mój minus. Nie dziwcie się dlaczego jestem jaka jestem. Nic na to nie poradzę, że lubię sobie dobrze zjeść. Zawsze Maciejka uważał mnie za kompana do żarcia. Taka już nasza polska natura.
-Daj mi kobieto coś do picia. - obok mnie stanął Maniek zdejmując ze swojej szyi szalik od babci. Na jego policzkach malowały się czerwone motywy zapewne od zimna. Tak w tym roku na mróz za oknem narzekać nie można było. A i śnieg jak nigdy również dopisał.
-Co rączek nie masz, sam sobie możesz wziąć. - odpowiedziałam chowając do rozgrzanego piekarnika jabłecznik. Jedyne ciasto, które wszyscy skoczkowie uwielbiają. Na wszelki wypadek zrobiłam dwa, wiedziałam że na mistrzostwach Polski czymś się w końcu najeść trzeba.
-Ale ty robisz najlepszą kawę pod słońcem. - powiedział z tym swoim idiotycznym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
-Wiesz gdyby nie to, że jesteśmy rodziną może i wyraziłabym chęć randki. Niestety to jest zabronione. - mruknęłam uderzając go lekko w ramię i udając się do szafki po kubek dla zmarzniętego domownika.
-Propozycja kusząca ale niestety nie do realizacji choć mam dziwne wrażenie, że za tak karygodny czyn to by mnie Austriacy samym wzrokiem dobili. - powiedział kąśliwie przy okazji uśmiechając się ironicznie. On to jest dopiero dziwny, za każdym razem gdy o czymś rozmawiamy musi dorzucić Austriaków. Ja nie wiem zabujał się w nich czy co?
-Oj ogarnął byś te swoje dziwne myśli i poszedł pomóc Kubie bo męczy się z tą choinką. Tak jak rok temu Kamil z Piotrkiem gdy nie chciał wstać od stołu w sylwestra. - powiedziałam uśmiechając się na samo wspomnienia ostatniego dnia zeszłego roku. Tak Sylwestry w ich wydaniu były nie lada wyzwaniem dla normalnego człowieka. No bo chyba każdy człowiek na tym świecie wie, że skoczek to jednak nie jest normalnym człowiekiem.
-Idę, idę tylko pamiętaj o mojej kawie. - powiedział przekraczając próg kuchni. Nalałam do czajnika wody i postawiłam ją na zapalonym chwilę wcześniej gazie. Dochodziła już trzecia po południu a wszystko co potrzebne na wieczorną kolację znajdowało się w lodówce czy ewentualnie spiżarni. Wyrzuciłam do kosza puste opakowanie po kawie i usiadłam na wyspie. Sama nie wiem czemu ale bardzo lubiłam wykonywać takową czynność. Może udzieliło mi się od Kuby, który bardzo lubił owe siedlisko bakterii.
-Młoda Maniek mówił, że kawę robisz załapię się? - spytał zaglądający do pokoju Jakub. Ja jedynie pokiwałam mu na potwierdzenie głową i kuzynka nie było już w kuchni. Szalone to jak mało kto. Tylko by jakieś idiotyzmy wymyślali a później główkowali jakby się z tego wyplątać. Moje jakże inteligentne rozważania przerwał dźwięk mojego telefonu. Niechętnie sięgnęłam do kieszeni czarnych dresów i wyjęłam biały smartphone. Na wyświetlaczu widniał napis 'Morgi'. Przycisnęłam zieloną słuchawkę a w aparacie usłyszałam głos jednego z bardziej lubionych skoczków z ich kadry.
-Wesołych Świąt pani doktor. - powiedział. W tle słychać było głośne krzyki i odgłos tłuczonego szkła.
-Co się tam dzieję? - spytałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
-A Kistina spiera się o coś z Glorią i Leą. - odpowiedział. O czyli rodzinne święta trio Morgenstern - Schlierenzauer - Hayboeck. Ciekawe.
-Aha no ja również życzę ci Wesołych Świąt Bożego Narodzenia Morgenstern. - powiedziałam gdy to obok mnie zasiadł z szerokim uśmiechem na twarzy Maciek.
-O dziękuję, dziękuję. Co tam u twoich kochanych braciszków? - spytał. Jakby wyczuł, że nie jestem sama i że jeden z nich siedzi obok mnie.
-Świetnie nawet dostałam zaproszenie od jednego na sylwestra. - odpowiedziałam widząc na twarzy Maciejki uśmiech.
-U czyli w nowy rok rozumiem, że będziesz leczyć kaca. - powiedział śmiejąc się ze swoich słów.
-Bardzo prawdopodobne po nich nigdy niczego nie można się spodziewać. - odpowiedziałam śmiejąc się z min, które w moim kierunku słał rozbawiony Maniek.
-Dobra pozdrów od nas wszystkich skoczków Polskich. Musze kończyć ba zaraz dziewczyny się pozabijają. - powiedział i po chwili w słuchawce rozległ się sygnał zerwanego połączenia.
-To co z moją kawą? - pyta Maciek obejmując mnie ramieniem. Ja patrze na niego uważnie, teatralnie przewracam oczami i zeskakuję z wyspy.
-Już się robi rumieńcu. - odpowiadam zalewając wnętrze dwóch kubków stojących na stole w kuchni. Brunet podszedł do mnie i stanął obok mnie.
-Dziękuje siostrzyczko. - powiedział chwytając kubek z gorącą kawą i całując mnie w policzek. Jestem im wdzięczna za wszystko co dla mnie robią.
***
Jak co roku w wigilię razem z Kubą i Maćkiem chodzimy na cmentarz. Odwiedzamy naszych dziadków i od dwóch lat moich rodziców. Mam wrażenie, że oni nigdy mnie nie opuścili. Czuję, że są obok choć wiem, że to dziwnie brzmi. Ale co poradzę tak już mam.
-Boże jaki ziąb. - mruknął dmuchając w swoje ręce Maciek. No nie moja wina, że zapomniał wziąć czegoś takiego co się rękawiczki nazywa. A wmawia mi, że to ja ciągle bujam w obłokach.
-Było się cieplej ubrać a nie teraz zrzędzić. - powiedział Kuba stawiając na pomniku czerwony znicz. W ich towarzystwie nie można było się nudzić. Takie pojęcie jak cisza to w ich słowniku w ogóle nie istnieje. Ale rodziny jak to mówią w sumie się nie wybiera.
-Wiesz co jesteś gorszy niż nasza mama. - odpowiedział udając obrażonego i patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
-Dobra wracajmy. - powiedziałam trącając lekko ramię Kuby, który cały czas wgapiał swój wzrok w portrety znajdujące się nagrobku. Cmentarz znajdował się od domu rodziny Kotów jakieś dwa kilometry drogi. Szliśmy opowiadając sobie różne dziwne historie. Oni mi a ja im. Aż w końcu Jakub oznajmił nam nie wiarygodnie ciekawą wiadomość.
-Zastępuje Kruczka na Turnieju Czterech Skoczni. - powiedział. Maciek, który miał w ustach gorącą czekoladę kupioną w pobliskiej kawiarni wypluł ją w śnieg. Miałam szczęście, że powstrzymałam się od takiego kroku jakiego dokonał niższy z brunetów.
-Że co? - spytał dość zdziwiony Maciek.
-No to, że ma jakieś sprawy rodzinne i nie będzie mógł. A że i tak zawsze to ze mną się konsultuję postanowił dać mi swojego rodzaju szansę. Oczywiście będę miał do dyspozycji Maciuszka i Mateję. - odpowiedział mu energicznie gestykulując mu rękami. Tak jakby chciał mu coś narysować w powietrzu.
-To wiesz co chyba specjalnie będę mylić domki, żeby się z tobą zobaczyć. - stwierdziłam upijając łyk gorącej czekolady.
-A nie mam nic przeciwko. Przynajmniej będę miał miłe towarzystwo. - powiedział udając, że Maćka z nami praktycznie nie ma.
-Dobra, dobra ty mnie nie ignoruj. - dodał po chwili Maciek wrzucając do pobliskiego kosza na śmieci zgnieciony papierowy kubek.
-Ja ciebie przecież nawet bym nie śmiał. - powiedział wybuchając śmiechem. Zapowiada się ciekawy Turniej. I nie powiem mam dziwne wrażenie, że wygra ktoś całkiem nie spodziewanie.
***
-Życzę ci kochana wszystkiego co najlepsze. Wiem, że pracę już masz i lepszej ci nie potrzeba więc życzę ci sukcesów w niej. No i żebyś u nas częściej bywała. - powiedziała ciocia całując mnie w obydwa policzki. Zawsze lubiłam tą część Wigilii sama nie wiem właściwie dlaczego.
-Ja cioci życzę aby wszystkie marzenia się cioci spełniły. Bo męża i synów to ciocia ma niesamowitych. - odpowiedziałam nadstawiając jej mój kawałek białego opłatka. Ona oderwała odrobinę i udała się do stojących pod choinką braci.
-Laura niech spełni się wszystko o czym marzysz. - powiedział wujek podając mi kawałek opłatka. Ja jedynie urwałam kawałek i odpowiedziałam identyczne życzenie co on chwilę wcześniej. Zostało mi jedynie złożenie życzeń moim dwóm rycerzom.
-No to co chłopcy sukcesów w pracy. - mówię uśmiechając się do nich szeroko. Oni jedynie spojrzeli na siebie porozumiewawczo i po chwili stałam w objęciach obydwóch uroczych braci.
-Nawzajem! - krzyknęli równocześnie i zaczęli się śmiać a ja razem z nimi.
czemu ja się dopiero teraz dowiedziałam, że tu jest już tyle rozdziałów? Pamiętam, że przeczytałam kiedyś prolog i czekałam na kolejne rozdziały, ale dopiero teraz natrafiłam znowu na ten blog. (Na całe szczęście, bo jest bardzo fajny :D) Czekam na kolejne rozdziały :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie na długo wyczekiwany rozdział 27. :D
OdpowiedzUsuńJestem!!!! Przepraszam, że nie komentuję, ale internet nie chce ze mną współpracować :c
OdpowiedzUsuńRozdział cudny i czekam na next.