perspektywa Laury.
-Heinz nie. - mówię widząc jak mój kochany przełożony podaje mi listę startową na konkurs w Willingen.
-Czemu nie? - pyta rzucając teczkę na biurko w sali konferencyjnej hotelu, w którym mieszkaliśmy. Ja nie rozumiem dlaczego ten człowiek zawsze mówi tak denerwuję. Jemu powinno się przepisać jakieś tabletki na nerwy, bo kiedyś nam na zawał zejdzie.
-Bo nie chłopak dwa dni temu leżał w moim łóżku hotelowym z czterdziestoma stopniami gorączki. - warczę podając mu listę startową. Austriak spojrzał na mnie dokładnie, zlustrował kartkę papieru, którą mu wręczyłam. Po czym opadł na krzesło i wziął głęboki oddech.
-Dobra nie wystawię Poppingera. Ale ty masz mi go wyleczyć do piątku. - mruczy pod nosem. Ja jedynie uśmiecham się nieznacznie po czym opuszczam salę zostawiając trenera samego ze swoimi myślami. Mogę się założyć, że w jego myślach jestem zbluzgana od najgorszych ale czego nie robi się dla życia i zdrowia przyjaciół. Nie? No to ja mam na dzisiaj wolne. Zamykam cicho duże szklane drzwi po czym wychodzę na korytarz przepełniony różnymi mniej lub bardziej wpływowymi ludźmi.
-O Laura chodź na chwilę. - przede mną ni z gruchy ni z pietruchy pojawił się mój kuzyn Kubuś z teczką pod pachą i w towarzystwie naburmuszonych Maćka i Janka. U a ja mówię, że to Austriacy są dziwni i zachowują się jak dzieci.
-Co się stało moi kochani? - pytam. Maciek piorunuje mnie wzrokiem, Janek w odróżnieniu od swojego kumpla z drużyny unika mojego wzroku a Kubuś oczywiście stoi po środku i nic nie mówi.
-Powiedz tym o to naburmuszonym kretynom, że dla ich dobra nie wystawię ich w konkursie drużynowym. - mówi uśmiechając się do mnie lekko i ręką wskazując na stojących plecami do niego skoczków.
-Dobrze a co się tak właściwie stało? - pytam nie orientując się za bardzo w tej jakże zabawnej sytuacji. Dla niewtajemniczonego mogłoby to wyglądać jakby Kuba był ojcem a Janek i Maciek niesfornymi dziećmi.
-No oni łagodnie mówiąc są na kacu i mówią mi, że nic im nie jest. - odpowiada unosząc lekko do góry brwi. - Jedzie od nich jak z gorzelni. Przecież jak się Kruczek dowie to mnie powiesi. - dodaje z przerażeniem w głosie. Ja jedynie uśmiecham się lekko.
-Dobrze Kubunio nie dramatyzuj zaopiekuję się biedakami bo i tak mam jednego w pokoju. Różnicy mi to żadnej nie robi. Aby nie rozrabiali bo wylądują w zaspie śniegu, którą usypał Morgi wczoraj wieczorem pod oknem mojego pokoju. - odpowiadam stając na miejscu Kuby i puszczam do niego oczko. On jedynie uśmiecha się promiennie i znika gdzieś w drzwiach wyjściowych. Ja natomiast poklepałam moich znajomych po plecach i wskazałam głową w którym kierunku mają się udać. Czasami wydaje mi się, że mam do czynienia z dużymi dziećmi.
-Popi masz towarzystwo. - powiedziałam otwierając drzwi mojego pokoju, w którym na łóżku leżał zarumieniony chłopak. Z gorącym czołem i potem po nim spływającym. Ja nie wiem oni strasznie często chorują. A gdy chorują to majaczą a czego ja się wtedy nasłucham. To historia po prostu.
-Laura kochanie pić mi się chcę i jeść też. - mruczy patrząc w sufit. Chłopaki patrzą po sobie porozumiewawczo i patrzą na mnie.
-Zaraz ci coś dam a wy macie cały pokój do swojej dyspozycji. - mówię wyciągając z szafki przygotowaną wcześniej tacę z posiłkiem. Postawiłam tacę na stolik stojący obok łóżka i wyszłam z pokoju po dokumenty dla Kuby. Oczywiście analiza musiała być z fałszowana. No ale co ja poradzę. Po drodze do mojego kuzyna wpadłam na Michaela. Sama nie wiem dlaczego, ale w tamtym momencie nie byłam w stanie nic mu powiedzieć. Może dlatego, że zeszłego wieczora Andi powiedział mi coś co zrujnowało mój światopogląd. Owszem Michael nie jest mi obojętny no ale miałam w swoim życiu pewne sytuację, które stawiały mnie w takim a nie innym świetle. Miała za chłopaka siatkarza okazał się być zwykłym idiotą i tyle. Znam Michiego i wiem, że jest zupełnie inny niż wszyscy ale sportowcy czasami mają dziwne upodobania. Wyminęłam go i szybkim krokiem udałam się do części hotelu zajmowanej przez Polaków.
***
perspektywa Michaela.
No nie jeśli okaże się, że Schlierenzauer, Morgenstern i Wellinger maczali palce w tym zakłopotaniu Laury to obiecuję, że rozszarpię ich, zrzucę z zeskoku albo poucinam im wiązania w nartach. Widziałem ją wczoraj z Andreasem w kawiarni jak ten palant coś jej powiedział to nie ręczę za siebie. Odwracam się na pięcie i szybkim krokiem wparowuję do sali gier w której wszyscy trzej sobie jak gdyby nigdy nic siedzą i się śmieją. Zabije obiecuję. Popamiętają mnie jak nigdy nikogo wcześniej. Zawsze jak MI podoba się jakaś dziewczyna to robią o to wielkie halo. Ale jak IM podoba się jakaś dziewczyna to cicho sza.
-Wellinger! - krzyczę od samych drzwi sali. Przykuwając tym samym uwagę wszystkich zgromadzonych na rozrywce. Niemiec patrzy na mnie z przerażeniem w oczach i próbuje odczytać co mam mu do powiedzenia. Podchodzę szybkim krokiem do nich i mierzę każdego po kolei złowrogim spojrzeniem.
-Co? - pyta zdziwiony moim zachowaniem Morgenstern.
-Cicho. - warczę na niego choć wiem, że nie ma w tym żadnej kultury ani taktu. No ale mogli tego wszystkiego nie zaczynać. Ten ich pomysł z tym durnym tajemniczym wielbicielem. Masakra po prostu.
-Co ty powiedziałeś Laurze. - mówię stając tuż przed Niemcem, który z sekundy na sekundę dostaje większego stracha niż miał wcześniej.
-No to co miałem powiedzieć. - odpowiada. Tak jestem ciekaw co te dwie małpy kazały mu powiedzieć dziewczynie, która jakby nie patrzeć to MI się podoba a nie IM.
-Tak a to ciekawe bo ona jak mnie zobaczyła to jedynie przyspieszyła kroku i nawet się nie przywitała. - mówię ze sztucznym uśmiechem. Oni jedynie spuścili wzroki na podłogę i zastanawiali się zapewne jak wybrnąć z tej idiotycznej sytuacji.
-Wy nie myślcie bo tu aż się dymi od tego waszego wysiłku. - mruczę na co oni się na mnie wgapiają. Normalnie ich tylko grzmotnąć w te puste łby i tyle.
-Dobra powiedziałem, że ci się podoba. - wymamrotał i szybko wyszedł z pomieszczenia. No to już jestem spalony.
Ciekawie. Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuń