wtorek, 29 lipca 2014

9. ~(...) Później będziesz się gniewał.

Zimno w tym Klinghental okropnie zgaduję, że jakieś minus dziesięć to jest najmniej. Jeszcze konkurs się przeciąga, wydaje mi się że co najmniej trwa jakieś sześć godzin. Spoglądam na wyświetlacz telefonu komórkowego dopiero 20 totalna porażka z tym wiatrem. Czemu to się nie może już skończyć? Ta dobre pytanie ja akurat to sobie mogę jedynie pomarzyć. Podobno to nic złego nie? Marzenia są dla każdego a nadzieja umiera jako ostatnia nie? Oglądam się za siebie i widzę uśmiechniętego od ucha do ucha Piotrka Żyłę rozmawiającego z dziennikarzem jakiejś telewizji. No tak jak się prowadzi po pierwszej serii to trzeba liczyć się z rozchwytywaniem przez wszelakie media. Najwidoczniej mnie również dostrzegł bo spławił dość zdziwionego jego zachowaniem redaktorka Norweskiej telewizji i podszedł do mnie z szeroki uśmiechem. Tak Piter to typowy wesołek.
-Cześć maluszku jak tam konkurs? - spytał opierając narty o bandę przy której staliśmy.
-Konkurs fajny ale pogoda już nie. - odpowiedziałam szczerząc się do niego. Pogodny z niego facet, Justyna ma szczęście. Nawet jak mu nie idzie to się cieszy, a jak już mu wychodzi to buzuję, że strach podejść. Normalnie nosiłby na rękach, każdego kto mu się nawinie.
-No masz rację ziąb jak nie powiem co. Obiecałem sobie nie przeklinać i panować nad tym co mówię. - powiedział zdejmując kask i zakładając w jego miejsce wełnianą czapkę. Tak sobie gadaliśmy i nie zauważyliśmy nawet jak Kot oddawał swój skok, ale już ten który skakał za nim przykuł naszą uwagę. Dwudziesty trzeci po pierwszej serii Michael wylądował jakieś dobre 135 metrów, ale po lądowaniu wypięła mu się narta. Podwinęło go i nieprzytomny upadł na zeskok. Bez żadnego namysłu przeskoczyłam bandę i pobiegłam w jego kierunku a za mną Philip.
-Michi słyszysz mnie? - spytałam klękając przy nim, ale on nie dawał żadnych oznak życia. Dopiero po kilku minutach zaczął otwierać powoli oczy. Był zdziwiony naszym widokiem. Najwyraźniej nie był niczego świadomy.
-Daleko skoczyłem nie? - spytał lekko się do nas uśmiechając. Uderzyłam go w ramie na co on tylko jęknął z bólu. Razem z fizjoterapeutą pomogliśmy mu wstać i opuścić zeskok skoczni. Reszta skoczków naszej ekipy od razu po tym skoczyła do niego z pytaniami czy nic mu się nie stało i w ogóle. Tak niby czasami się kłócą ale się o siebie martwią. A to moim skromnym zdaniem dużo o nich wszystkich świadczy.
-Dobra już koniec tego dobrego. Michael musi odpocząć. - powiedziałam stając przed blondynem. -Pakuj się do mojego samochodu i nawet nie próbuj żadnych sztuczek. Jedziemy do hotelu. - tym razem zwróciłam się do poobijanego jak jabłko, które spadło z drzewa chłopaka. Zrobił smutną minę i podreptał w kierunku parkingu na którym stał mój jeep. Czasami zachowuje się jak małe dziecko, ale nie tylko on. Po krótkiej rozmowie z trenerem dołączyłam do siedzącego już w czarnym samochodzie blondyna. Najwyraźniej był zawiedziony tą całą sytuacją no ale bez przesady przecież mogło mu się coś na prawdę stać. I co by było gdyby się sprawdził najczarniejszy scenariusz? No ale nie, dla niego z resztą tak jak dla każdego innego najważniejsza jest odległość. Żadnej odpowiedzialność, jedynie ryzyko im w głowie. Milczał całą drogę do hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Obraził się na dobre, trudno niech się obraża. Wszedł do pokoju i pierwsza czynność, którą wykonał to było położenie się na łóżko. No tak ale w sumie czego można się było spodziewać? Przecież zabrałam go z prawie połowy konkursu i nie wie nawet, które zajął miejsce i kto wygrał. Ale jakoś mi na tym nie zależy, według mnie powinien się przejmować swoim zdrowiem a nie konkursem.
-Pokaż ten policzek. - powiedziałam podchodząc do niego z woreczkiem lodu. Uniósł lekko głowę, uważnie się mi przyjrzał i z powrotem wrócił do wcześniejszej pozycji. Okey rozumiem aluzję. Odwróciłam się na pięcie i weszłam do łazienki.
-Michi pomóż mi skaleczyłam się! - krzyknęłam stając nad wanną do której leciała woda. Blondyn wbiegł do toalety jak poparzony.
-Pokaż. - powiedział stając obok mnie. Zaczęłam się śmiać a on oparł się o filar i przybrał morderczy wzrok. Ten człowiek mnie kiedyś doprowadzi do szału. No co Maciek zawsze mówił, że jestem dobrym materiałem na aktorkę.
-Nie nauczyli cię, że kłamstwo jest złe? - spytał dotykając swojego czerwonego od krwi policzka.
-Nauczyli ale mówili również, że w niektórych przypadkach jest nawet wskazane. - odpowiedziałam zakręcając kurek. -I w twoim przypadku było wskazane. - dodałam namaczając w ciepłej wodzie kawałek materiału, który wyjęłam ze stojącej tam szafki. Stanęłam na przeciwko niego z grobową miną i czekałam aż łaskawie nadstawi policzek abym go obejrzała. Ale nie ten to jak się uprze to nie ma zmiłuj.
-Serio nie dasz mi zobaczyć tej rany? - spytałam opuszczając ręce w geście rezygnacji.
-Nie. - odpowiedział.
-Michi zrozum, że może wdać się zakażenie. Później będziesz się gniewał. - odpowiedziałam. On tylko westchnął i obrócił się tak abym mogła przyjrzeć się z bliska. Dobra może trochę przesadziła z tym dramatyzowaniem. Ale co poradzę, ze się o niego boję , z resztą tak jak o każdego z nich. Przyłożyłam mu mokry opatrunek do policzka i zakleiłam go plastrem.
-Już, naprawdę tak długo to zajęło? - spytałam wycierając ręce w ręczniku, który wisiał na wieszaku. On nic nie powiedział tylko opuścił toaletę. Oho będzie mi się tu dąsał cały wieczór. Ja to jednak mam pecha jak mało kto. Wrzuciłam do kosza resztki opatrunków i opuściłam łazienkę. Michael leżał na łóżku i wgapiał się w biały sufit.
-Mogę? - spytałam wskazując na miejsce obok niego. Odsunął się trochę w prawą stronę dając mi do zrozumienia, że się zgadza. - O co ci chodzi? - spytałam poprawiając sobie poduszkę pod głową. On wziął głęboki oddech i odwrócił twarz w moim kierunku.
-Nie wiesz jak to jest być porównywanym na każdym kroku do Gregora. Ja zawsze wychodzę w tym porównaniu jak pierwszoklasista z gimnazjalistą. Ten sezon miał być zupełnie inny, miałem być sobą. Chciałem pokazać wszystkim, że nie tylko Schlierenzauer może się liczyć. A teraz wszystko trafił szlag. Mogłem być wysoko, a tak skończyło się jak się skończyło. - powiedział z żalem w głosie. Nie wiedziałam, że w takim zabawnym i zawsze wesołym człowieku może mieścić się tak wiele żalu. Owszem często wydawał się być przybity gdy na treningach mu nie szło ale to chodziło tylko o porównania.
-Masz rację nie wiem jak to jest być porównywanym do Schlierenzauera. Ale wiem jak to jest być zawsze porównywaną do innych dziewczyn na studiach. Myślisz, że czemu Maciek załatwił mi u was pracę? Namówił Heinz'a na ten pomysł tylko dlatego abym zapomniała o dotychczasowych pomyłkach. I jestem mu za to wdzięczna. Bo dzięki temu poznałam Morgiego, Thomasa, Manu, Stefana, Gregora, ale przede wszystkim ciebie. - odpowiedziałam uśmiechając się do niego lekko. To co mówiłam było szczerą prawdą. Był jak taki anioł stróż, gdy zaczynało się dziać coś złego zjawiał się nie wiadomo skąd. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Wiedziałam, że nigdy mnie nie zawiedzie. Czułam to w głębi siebie bardzo dokładnie.
-Dzięki ale nie musisz się nade mną użalać. Wiem, że jednak Richi jest na pierwszym miejscu co do przyjaciół. - powiedział znów wlepiając swój wzrok w sufit. Ja nie mogę czemu oni wszyscy myślą, że coś czuję do Freitaga? Richard jest jedynie kumplem, który czasem potrzebuje słowa otuchy.
-Richard to tylko mój kolega, który zawsze może liczyć na moje wsparcie. - mówię przenosząc wzrok na księżyc, który rozświetlał już ciemne miasto.
-Spoko mi się nie musisz tłumaczyć. - odpowiedział wstając z mebla i kierując się na balkon. Otworzył delikatnym ruchem ręki szklane drzwi i wyszedł na zewnątrz wpuszczając do pokoju przyjemne ale mroźne powietrze. Oparł się o barierkę i wpatrywał się w pięknie oświetloną skocznie. Ja natomiast odpłynęłam w krainie Morfeusza.
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Obudził mnie czyjś oddech na mojej twarzy. Otworzyłam oczy a nade mną pochylał się Michael.
-Sorki nie chciałem cię obudzić. Trzęsłaś się chciałem cię przykryć. - powiedział prostując się. Podniosłam się na łokciach i uważnie się mu przyjrzałam. Wyglądał zupełnie inaczej niż jeszcze wczoraj wieczorem. Ale mój wzrok przykuło małe trofeum stojące na stoliku. Jego wzrok powędrował w tym samym kierunku co mój.
-Wybrali mnie skoczkiem konkursu. - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Wiedziałam, że to dla niego naprawdę dużo znaczy.
-Widzisz nie było tak źle jak myślałeś. - mówię odkrywając kołdrę i wstając z łóżka.
-No w sumie to nie. - odpowiedział tym razem uśmiechając się szeroko. -Trzeba się pomału pakować. Wieczorem wyruszamy na podbój Kussamo. - dodał kierując się do toalety. A ja znów rzuciłam się na bardzo wygodne łóżko. Co poradzę bardzo mi się tu z podobało, żal wyjeżdżać. Ale z drugiej strony kto wie czy gdzie indziej nie będzie fajniej.
__________
Dziewiątka gotowa.
Liczę na wasze opinie i pozdrawiam bardzo gorąco. 

2 komentarze:

  1. Jeju. Strasznie się bałam o Michiego. Kurde, biedny taki :c Aż mi się go tak straaasznie żal zrobiło w serduszku. Wszyscy z tym Richim wyjeżdżają i do Gregora porównują. A Michi czuje się niedoceniony poprostu. Ale by się strasznie cieszył jakby to on był z Laurą.
    Ooo, gratulations nagrody xd Należała mu się.
    Kurcze, widać, że o Richiego zazdrosny. Bo wszyscy pewnie po tym w restauracji myślą, że chodzą ze sobą, a to nieprawda.
    Ok, kończę ten durny komentarz.
    Czekam na next i Kussamo.
    Lili

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że dodałaś rozdział bo bardzo lubię czytać to opowiadanie.

    Dobrze, że nic mu się nie stało:) Gregor jak zwykle najważniejsze ale z jednej strony nie ma co się dziwić xd

    OdpowiedzUsuń