środa, 23 lipca 2014

6.~"- I tego to ja się najbardziej obawiam."

Obudziło mnie pukanie do moich drzwi hotelowych. Bez żadnego entuzjazmu podniosłam się z bardzo miękkiego łóżka i poszłam otworzyć. Przekręciłam klucz w zamku drewnianych, wielkich drzwi i pociągnęłam klamkę. Do pokoju wpadł Gregor z jakąś kartką w ręku za nim byli jeszcze Manuel, Michael i Morgi. Spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem po czym przenieśli je na siebie nawzajem. Dobra wiem, że rano wyglądam łagodnie mówiąc tragicznie ale bez przesady jakieś maniery to obowiązują. Jeśli już się wchodzi do czyjegoś pokoju no to mówi się dzień dobry no już wyjątkowo przeszłoby cześć. Zarzuciłam swoimi brązowymi włosami i udałam się w kierunku swojej sypialni. A ci tam stali cały czas i tępo wgapiali się w siebie. Jezu coś się święci. I chyba nie chodzi o ich wyniki badań?
-Można wiedzieć czemu przyłazicie tu o szóstej rano, przerywacie mi piękny sen i bez urazy ale nie macie na sobie górnych części garderoby. - odpowiedziałam, zdejmując z siebie szlafrok. Oni dopiero po mojej wypowiedzi ocknęli się z tego transu. Spojrzeli w lustro, które stało w przedpokoju i doszli do wniosku, że mam rację.
-Czemu nam nie powiedziałaś, że masz zamiar iść do Słoweńców? - spytał zdziwiony i zarazem zły Schlierenzauer. Podał mi białą kartkę zapisaną nieschludnym i skośnym pismem. Co dla mnie oznaczało jedno maczał w tym palce Peter Prevc. Ten typ zawsze był dowcipnisiem. Tak a co ja właściwie miałabym im powiedzieć? Prevc i ja postanowiliśmy zrobić sobie z was jaja.
-A was to w ogóle coś obchodzi? - odpowiadam na jego pytanie, pytaniem. W sumie to się sobie dziwie czemu zadałam to pytanie? Z jednej strony Gregor, który zachowuje się jakbym była jego wrogiem. Z drugiej Michael, który jest dla mnie jak brat z resztą on we mnie widzi siostrę. No i Thomas na którego mogę liczyć w każdej chwili. Nie chciałaby stąd wyjeżdżać. Zostawić ich, nie miałabym serca.
-Tak! - krzyknęli równocześnie. Wow to się nazywa zgranie na sto pro. Muszą mieć zryte cabany tak jak w jednym polskim kabarecie o ufoludkach. Chyba?
-Nie idę do Słoweńców jak to ująłeś dyplomatycznie. Jadę na weekend do Planicy na ślub Petera. - powiedziałam. Oczywiście mogłam spodziewać się pytania, które po chwili padły z ust jednego z nich.
-Z Tobą? - spytał zbity z tropu Michael. Boże co to za ludzie. W jakim popapranym świecie te dinozaury żyją. Czy to tak trudno włączyć aparat w głowie co nazywa się prosto mózg? Przecież gdybym miała mieć ślub to nie byłoby mnie tu i zapewne nie byłby w Planicy tylko w Gliwicach. No halo?
-Jasne, że nie ze mną. Z siostrą Jurija. - odpowiedziałam pakując się pod kołdrę. - Nie ma was tu wynocha! - warknęłam przykrywając głowę kołdrą. Po chwili usłyszałam tylko zamykające się drzwi. Ale jak to ja usnąć już nie mogłam. Tak mam jak się obudzę to już nie zasnę, nie ma takiej siły. To moja wada jedna z wielu tysięcy jeśli nie milionów. Odetchnęłam głęboko podniosłam się identycznie jak chwilę wcześniej z łóżka. Ubrałam się w reprezentacyjne dresy, spięłam włosy i zeszłam na dół hotelu. W stołówce był już Schlierenzauer z Morgensternem, ale również Peter z Jurijem. Wybrałam tych drugich. Przyznaje się bez bicia znam Słoweńców około dwóch lat. Wiem, że to żaden plus tylko zdecydowanie kolejny minus. No ale trudno.
-O Laura kochanie siadaj sobie z nami. - Tepes mówił to tak głośno, że miałam ochotę się wycofać. Po co ja w ogóle do nich podeszłam.
-Dzięki postoję. - odpowiedziałam. Nagle obok mnie sama nie wiem skąd pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Richard ( dla niezorientowanych czytelników "idiota") Freitag, Severin (dla niezorientowanych czytelników "osioł") Freund oraz ich zdecydowanie młodszy kolega Andreas ( innymi słowy "płaczka") Wellinger.
-O kogo ja tu widzę przecież to nasza kochana Laura. - powiedział ten pierwszy kładąc na moim ramieniu dłoń. Czemu ja tu w ogóle przyszłam. Czy ja jestem taką kretynką? Przecież jesteśmy w Klinghentall a co się z tym wiąże Niemcy. Niemcy, których tak bardzo chcę unikać.
-No trudno, żeby mnie nie było skoro pracuję dla Austriaków. - odpowiadam wskazując na grupkę skoczków siedzących przy stoliku pod oknem. Richard zlustrował ich uważnie po czym z szerokim bananem na twarzy spojrzał na mnie. Jejku czy ja mu coś zrobiłam, że się tak na mnie gapi? Dlaczego ja muszę go znać? Przeklęty Żyła i te jego durne imprezki. O nie nigdy więcej się na to nie dam namówić. Nie ma mowy.
-Ach no tak prawię zapomniałem jak mówiłaś, że najprzystojniejsi to właśnie w tamtym obozie się znajdują. - powiedział dumnie Wellinger. Ten typ ma do mnie nadal żal o to, że nazwałam go synkiem mamusi. Proszę was to byłby jakiś żart gdybym zaprzeczyła. To jest tępy synek mamusi w dodatku nie umie trzymać języka za zębami. Bożyszcze nastolatek. Jejku co one w nim widzą? Tego to ja nigdy nie skumam.
-Andreas zawsze wiedziałem, że jesteś zazdrosny ale że do takiego stopnia to nie. Najwyraźniej żyłem w nie wiedzy tyle pięknych lat. - wtrącił swoje trzy grosze Freund. Ten to zawsze wiedział kiedy interweniować. Za to akurat jemu byłam wdzięczna. Mężczyzna jedyny normalny w tym gronie. I tutaj akurat nie dziwię się, że kochają go praktycznie wszystkie kobiety.
-Nie jestem o nią zazdrosny. Z resztą jeśli chodzi o zazdrość to znam takiego jednego czubka, który gdy na nią patrzy gadającą z kimś innym kipie złością. - odpowiedział dumnie wypinając pierś. Dobrze wiem, że pił do Maciejki tak on to już w ogóle. Najchętniej to by mnie zamknął w szafie i nie wypuszczał. Według niego powinnam zostać zakonnicą. Najlepiej w zamkniętym klasztorze.
-Idź zobacz czy cię nie ma w pokoju. - powiedział Tepes. - Dorośli chcą porozmawiać. - dodał co spotkało się z dość głośnym śmiechem. Welli tylko pokiwał złowrogo głową i wyszedł z pomieszczenia.
-A więc gówniarzy już nie ma. Opowiadaj Peter kto będzie razem ze mną świadkową. - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy Richard. Był tym tak podekscytowany, jakby wygrał szóstkę w totka. Prevc nie pewnie przeniósł swój wzrok na mnie. No nie tylko nie to! Błagam nie!
-Laura, no mała tego to ty nigdy nie zapomnisz. - Richard podszedł do mnie szybkim krokiem. Objął mnie w tali i podniósł ja wiem na wysokość bioder. Niemcy zawsze mieli zryte pomysły. Ale tu zawinił mój kochany Peter.Nic mi nie powiedzieć, kompletna masakra. A żebyście widzieli jak się na nas patrzyli choćby Austriacy. Zdziwienie, szok itd. Matko ratuj!
-I tego to ja się najbardziej obawiam. - mruknęłam. - Puść mnie - warknęłam uderzając mojego "kolegę" w ramię. On z szerokim i zarazem idiotycznym uśmiechem postawił mnie i wrócił z powrotem na swoje wcześniejsze miejsce. Pokiwałam tylko głową i odeszłam w kierunku Austriaków. Patrzyli się na mnie co najmniej zdziwieni albo i z szokowani. Z resztą w cale im się nie dziwie. . Zżyłam się z takim Freitagiem czy Prevcem ironią jest to, że dzięki głupim pomysłom duetu Żyła - Stoch. Co poradzisz Polacy już tak mają, że są troszkę zdziczali. No ale taka nasza zwierzęca natura. Jeśli chodzi o Żyłę czy Stocha to taka małpia natura.
-A Freitag co oświadczał ci się czy co, że mu się tak gęba śmiała? - spytał uśmiechając się do mnie porozumiewawczo Diethart. Sama się sobie dziwie ale naprawdę go polubiłam. Tak jak ja zna Niemców lepiej niż wszyscy i wie, że nic dobrego z takiej znajomości nie może wyjść. Ale może lepiej niektórych nie wtajemniczać? No bo po co pokazywać takiemu Schlierenzauerowi, że mamy wspólne tematy?
-Zapewne każda dziewczyna na moim skromnym miejscu cieszyła by się z twojego stwierdzenia. Niestety muszę cię zmartwić przyjacielu. Oznajmił mi tylko, że jestem jego partnerką na ślubie naszego wspólnego przyjaciela per Peter Prevc. - odpowiedziałam mu na pytanie nalewając sobie do kubka kawy.
-O a już się bałem, że jako przyszła pani Freitag będziesz musiała wysłuchiwać jęków maminsynka Wellingera. - odpowiedział cały czas powstrzymując śmiech. Nie powiem wszyscy, którzy siedzieli razem z nami byli co najmniej zdziwieni. Matko ile bym dała aby zobaczyli te swoje minki w internecie albo na pierwszej stronie jakiegoś taniego i dennego brukowca.
-Tak to jest jak błogosławieństwo. Żadnych jęków najsłodszego dziecka pod słońcem. - odpowiedziałam. Ale szybko pożałowałam swoich słów. Pochylał się nade mną Wellinger z żądzą mordu wyrysowaną na twarzy. W jego oczach pojawiały się iskierki. Chciałam cofnąć to co powiedziałam.
-No co przecież powiedziałam, że jesteś najsłodszym dzieckiem jakie znam. - odpowiedziałam głośno przełykając ślinę. On uśmiechnął się nieznacznie.
-No i to mi pasuje. - odpowiedział całując mnie w czoło i poszedł do swoich przyjaciół. Dlaczego? Ja się pytam za jakie grzechy mnie to spotyka? Ja nie wiem może coś zrobiłam, może kogoś zraniłam? Boże czemu!
-Musisz tak wyżerać ten dżem? - spytałam uważnie obserwując poczynania Morgensterna. Był zdziwiony moją uwagą w jego stronę. No ale to jest zwyczajna troska. No bo ja jestem lekarzem od przygotowania fizycznego a nie od wielkości ich brzuchów czy pośladków. Nie będę takiego Morgensterna morzyła głodem tylko po to, aby się zmieścił w kombinezon. Albo inaczej nie będę mu później siedziała całej nocy i przeszywała jego kombinezonu. Co to to nie. Nie jestem ani dietetykiem ani krawcową. Never.
-No w sumie nie, ale nic nie poradzę że lubię. - odpowiedział zanurzając łyżkę w słoiku. Nie wiedział czy mam go uświadamiać czy nie. Wybrałam to pierwsze.
-Dobra rozumiem, ale nie miej do nikogo pretensji jak ci tyłek urośnie. - powiedziałam wkładając łyżeczkę do filiżanki. Odsunęłam krzesło i postanowiłam wyjść ze stołówki. Jak na dzisiaj mam dość rewelacji.
***
Wystawiłam mój brązowy łeb przez okno i doszłam do wniosku, że na dworze jest ziąb rodem z Syberii. A Klinghental to Niemcy a nie Syberia. No ale mniejsza z tym. Moi kochani chłopcy mają zaraz trening i wypadałoby wyjść. Trudno najwyżej zmarznę, na pewno na rozgrzewkę zaprosi mnie Piotruś ale niestety odmówię. Wole pamiętać każde słowo, które zdołam wypowiedzieć. Założyłam na siebie grubą, czerwoną kurtkę, nałożyłam wełnianą czapkę na uszy i wyszłam z pokoju mijając na korytarzu Bieguna. Na skoczni byli tylko Austriacy a poza tym nikogo, może to dobrze? Weszłam do gniazda trenerskiego i stanęłam sobie obok wgapiającego się w ekran monitora Kutina. 
-O Laura słonko zrobisz coś dla mnie? - pyta. Ja tylko kiwał głową i zamieniam się w słuch. 
-Idź na górę do tych obiboków i powiedz im, żeby ruszyli te swoje tłuste, szlachetne tyłki na belkę. Bo oczywiście Philipp musiał sobie wyskoczyć na zakupy z teściową. - powiedział zdenerwowany trener. Nie protestowałam, chwyciłam teczkę z listą i szybkim krokiem udałam się na wieżę. Oczywiście tak jak mogłam przypuszczać żaden z nich nie był jeszcze przygotowany do oddania próbnego skoku. Najgorsze było to, że Heinz wstał lewą nogą i jakby mógł to by zabił, rozszarpał, udusił każdego kto mu się nawinie. Oczywiście w sumie się mu nie dziwie. Jest nowy, debiutuje i jeśli mu się nie uda to stanie się ofiarą prasy narodowej i nie tylko.Natomiast jeśli odniesie sukces to będzie podziwiany w kraju ale i na całym świecie. Stanęłam naprzeciwko pochylonego nad tabletem Gregora. Myślałam nad dramatyczną i zarazem złowrogo brzmiącą wypowiedzią. Ewentualnie pasowałby również rozpaczliwy monolog, no ale w to ostatnie to on raczej nie uwierzy. No bo logiczne jest to, że jeśli porażkę odniesie Heinz to pociągnie za sobą cały sztab w tym mnie. A i skoczkom się oberwie, za brak dobrych albo nawet przeciętnych wyników. A to by oznaczało jedno koniec wielkiej potęgi Austrii.
-Można wiedzieć co ty robisz? - spytałam krzyżując ręce na klatce piersiowej. On uważnie mnie obserwując uniósł głowę znad urządzenia. Prawdą jest to, że nie darzymy się sympatią. Potrafmy na siebie tylko warczeć na każdym kroku. Michaela to wkurza, on traktuje mnie jak siostrę. Mówi, że chciałby żebym była szczęśliwa. I takie tam bla bla bla. 
-No nie widzisz? - pyta ze zdziwieniem w głosie. Tak to normalny obibok. Leń jakich mało. 
-Widzę. Tylko, że Heinz jest co najmniej wkurzony. Udusiłby każdego kto do niego podejdzie. Jesteś pierwszy na liście startowej co do treningu. Ja nie mam zamiaru identyfikować cię w kostnicy ani kupować ci wieńca za kilka dni. Więc rusz ten swój szanowny tyłeczek, weź narty i spadaj na belkę. - powiedziałam trochę dramatyzując. Uwierzcie mi przejął się nie wyłączając tabletu rzucił go na krzesło i wręcz wybiegł z wieży. Chłopaki uważnie go obserwowali.
 -Was też tu nie ma! -krzyknęłam. Oni bez zastanowienia zrobili tak jak wcześniej Gregor. Czasami złość pomaga. Wzięłam listę, którą ze sobą przyniosłam i powolnym krokiem ruszyłam w kierunku w którym udali się zawodnicy. Na ich twarzach rysowały się grobowe miny, na twarzy trenera wręcz wściekłość. Oj wróże, że najbliższe kilka dni nie będą należały do najprzyjemniejszych. Bynajmniej nie dla tych ofiar z Gregorem na czele. 
_______________________
Witam z szóstką. 
Doszłam do wniosku że nie będę rozwalać życia Gregorowi i Michaelowi. 
Jak rozdział?
Czekam na wasze opinię.
Pozdrawiam. 
Zdjęcie: @vienna airport continue to krakow. 

#austrianairlines #weflyforyoursmile #skijumping #team #summergrandprix #start
 A to zdjęcie z facebook'a Gregora S. "Road to Wisła."
Jeszcze raz pozdrawiam gorąco. 

2 komentarze:

  1. Nie będziesz rozwalać życia? Ufffff, na szczęście... xd A tak ogólnie, to sory, że tak późno komentuję :c
    Rozdział tradycyjnie cudny... Ale to ''zdjęcie z facebook'a Gregora S."-mi to brzmi (w sensie to Gregor S.), jakby był karany za zbrodnię xd (odbija mi, nie przejmuj się).
    Ja to bym chciała, żeby mnie taki Michi czy Gregor budzili bez koszulek xd... Tylko po co tam Manu, Morgi to jeszcze spox, ale Manu. Wepchał się bez pozwolenia xd. I ten zazdrosny Gregor i Michi z pytaniem czy to ślub Laury to poprostu cud, miód i orzeszki xd. Eeeej, ale zachowanie jak ty go nazwałaś 'idioty' było słodkie... Awwww *.^ Też tak chcę! A ten komentarz Dietharta... Poprostu cały rozdział to CUD, MIÓD I MALINY.
    Lili

    OdpowiedzUsuń
  2. Fabuła opowiadania podoba mi się, ale pojawiają się błędy, zwłaszcza interpunkcyjne, które trochę dezorganizują mi czytanie.

    Liczę na jakąś głębszą relację na linii Gregor-Laura..
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń