czwartek, 31 lipca 2014

11.~Oglądaliśmy renifery Ollego.

Michael czasami ma nieźle zryte pomysły. Jest dobrze po dziesiątej a on mnie prowadzi Bóg wie gdzie. Nie dość, że jest zimno jak na Syberii, ciemno jak w tunelu to jeszcze idzie z głupim uśmieszkiem na twarzy. Utrapienie z nim i z resztą tego teamu. Oczywiście nie odzywam się bo wiem, że mnie spławi. Idę jak pies za panem i podziwiam widoki. Mogę się założyć, że to miejsce będzie jakieś denne i okropne. No bo na co on mógłby wpaść? Wiem jedno jeśli on będzie kazał mi się wdrapywać na jakąś wysoką górę to będzie miał we mnie wroga do końca swoich dni. A jeśli będziemy już na szczycie tej góry to zrzucę go w przepaść z największą przyjemnością. Mam tylko nadzieję, że Heinz się o niczym nie dowie bo inaczej to będzie koniec ze mną. A nie daj Boże coś się któremuś z nas stanie to szus jak nic. No ale w sumie sama tego jednak chciałam, zgodziłam się na tej jego durnowaty pomysł ze spacerem. Gdyby nie mój podły nastrój, okropny ziąb to mogłabym uznać to za romantyczne. Niestety tak nie jest. Wracając do mojego blond towarzysza uduszę kretyna gdy tylko wrócimy. Myślałam, że ten jako jedyny z tego cyrku jest zupełnie normalnym człowiekiem. O Jezu jak ja się wtedy myliłam. Inteligencją to on nawet ich  przewyższa, poczucie humoru jako takie ma ale wyczucia czasu i miejsca to u niego zupełnie brak. Dobra może i jestem przewrażliwiona ale on mnie już z Kussamo to dawno wyprowadził. Ja się pytam gdzie ten matoł mnie prowadzi? No ktoś zna odpowiedz? Bo ja nie i raczej on mi nie odpowie, zawiesił się. Raz go pytałam to się tylko głupio uśmiechnął i nawet nic nie raczył powiedzieć.
-Już dochodzimy. - szepnął. Wreszcie się odezwał, szanowny podróżnik. Normalnie jakbym mogła to był na głos dziękowała Bogu za to. Przystanęłam na chwilę i rozejrzałam się uważnie. Byliśmy na jakimś totalnym zadupiu. Ja nie wiem co go tak tutaj pociąga, że mnie tutaj przyprowadził. Zrobił kilka kroków do przodu ale najwyraźniej zorientował się, że nie idę. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem wyrysowanym na twarzy.
-Wiesz chcę cię uświadomić, że znajdujemy się w takiej części Finlandii, w której piękne dziewczyny podobają się wilkom. Radziłbym ci iść szybciej no chyba, że chcesz zostać żoną którejś z tych żarłocznych bestii. - powiedział zupełnie poważnie. Nie byłam jakimś tchórzem ale jedynym zwierzęciem jakiego się bałam było wspomniane chwilę wcześniej przez niego. Rozejrzałam się dookoła siebie i podbiegłam do roześmianego już wtedy Hayboecka. A już mu uwierzyłam co do tych zakichanych wilków.
-Dureń. - warknęłam stając obok niego. On tylko pokiwał głową i szedł dalej. W pewnym momencie przystanął na szczycie wysokiego pagórka. Spojrzał w dół więc ja zrobiłam tak samo. Naszym oczom ukazały się renifery. Ale one były zupełnie inne niż te, które dotąd zobaczyłam w tym kraju.
-Przyprowadziłem cie tu żebyś zobaczyła gody reniferów. - odpowiedział siadając na śniegu. Patrzył na te zwierzęta z tak wielką uwagą, wiedziałam że mu się tu bardzo podoba.
-A skąd wiedziałeś, że one tu będą? - spytałam siadając obok niego. On uśmiechnął się lekko i wskazał na coś co znajdowało się za mną. Odwróciłam szybkim ruchem głowę i zobaczyłam stojącego przede mną byłego fińskiego skoczka Harriego Olli. Byłam trochę zdziwiona jego widokiem już tak dawno nie było go nigdzie widać. Po chwili zorientowałam się, że owe zwierzaki są własnością byłego skoczka.
-Cześć jestem Harri a ty zapewne jesteś Laura?  spytał siadając obok mnie. Pokiwałam lekko głową i zaczęłam obserwować te stadne zwierzęta. Zawsze myślałam, że są paskudne, strasznie od nich jedzie. Ale tej nocy zmieniłam co do tego zdanie. Wyglądały jak z jakiegoś filmu animowanego. Normalnie można się w nich zakochać. Moi towarzysze byli zapewne identycznego zdania, w sumie fin całe dnie z nimi spędzała. Oswoił się już z tym rodzajem zwierzątek. Ale mimo wszystko na blondynie to ja się jeszcze kiedyś zemszczę. Siedzieliśmy tak ja wiem ze dwie godziny i razem z Hayboeckiem postanowiliśmy wrócić do hotelu. Jedyna rzecz, której się bałam to reakcja Kutina gdy nas zobaczy o pierwszej w nocy wchodzących do hotelu. Na stosie nas spali, chociaż z drugiej strony Heinz nie jest do tego zdolny. Za miły i w ogóle.
-Co podobało ci się? - spytał gdy wchodziliśmy już na posesję hotelu.
-Podobało, ale mogłeś wcześniej powiedzieć gdzie idziemy. - odpowiedziałam otwierając drzwi do hotelu. Po cichu przemieściliśmy się do naszego pokoju hotelowego. Miałam tylko jedno marzenie iść spać. Zmęczyła mnie ta "wycieczka" z resztą kogo by nie zmęczyła. Przeszliśmy dobre dwadzieścia kilometrów. Towarzyszyły nam jedynie księżyc, gwiazdy i wycia wilków. Jednym słowem masakra. Oczywiście tak jak to zawsze bywa Michi poszedł na balkon aby podziwiać widoki. A ja natomiast skorzystałam z sytuacji i poszłam do łazienki wykąpać się i przebrać w piżamę. Gdy wróciłam do pokoju blondyn już słodko spał na moim łóżku. Nie zostało mi nic innego jak zająć jego mebel. Nie było tak wygodne jak moje, ale wyboru żadnego już nie miałam. Przykryłam się jego kołdrą, która była przesiąknięta jego perfumami. Mocne i zapewne drogie podobnymi psiukał się Maciek dlatego wiem, że były drogie. Wtuliłam się w poduszkę i zasnęłam. Tak jak zwykle Morfeusz musiał zatryumfować. Następnego dnia obudził mnie zimny ale przyjemny powiew wiatru co wskazywało, że mój sympatyczny współlokator już wstał. Nie myliłam się Michael stał na balkonie z kubkiem w ręku z którego unosiła się para. Nie powiem strasznie dziwił mnie ten jego codzienny rytuał. Owszem mogę przyznać mu sto procent racji, że widoki za każdym razem były niczym z bajki. Ale jak się kiedyś od tego przeziębi to go zamknę do takiego pokoju, w którym nie będzie żadnego okna. Utrapienie z nim. Założyłam na ramiona bluzę polarową i wyszłam na taras na którym był Hayboeck.
-Przeziębisz się. - stwierdziłam stając obok niego. On spojrzał na mnie przelotnie i skupił całą swoją uwagę na kubku z gorącym płynem. Wzruszyłam tylko ramionami i wróciłam do pokoju. Ten typek jest zagadką nie do rozwiązania. Każdego dnia jest zupełnie inny. Postanowiłam iść do toalety, przebrać się i zejść na śniadanie w końcu to najważniejszy posiłek dnia, co nie? Gdy wróciłam Michi stał oparty o ścianę i uważnie wpatrywał się w drzwi do łazienki.
-Co ty robisz? - spytałam bardzo powoli. On tylko uśmiechnął się i podszedł w moim kierunku.
-Czekałem kiedy kopciuszek opuści swoje królestwo. I powiem szczerze oszołomiony to nie jestem. Siedzieć tyle czasu i nie zrobił nic ze sobą. - odpowiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. A ja zapewne byłam czerwona ze złości bo normalnie się we mnie gotowało. Nie no kto by pomyślał, że pan "nuda" może tryskać aż takim poczuciem humoru.
-Dobra żartowałem. - powiedział, wychylając swoją blond grzywę z łazienki. Uśmiechnęłam się tylko i udałam się posegregować wyniki badań tych gwiazdek. Okresowe nie wyszły tak źle jak mi się wydawało. Nie powiem zaskoczenie jest i to nawet spore. Każdy ma wręcz idealne wyniki, co tylko daje nam nadzieję na świetny sezon i dobry zwiastun przed Falun.
-Pracusiu chodź na śniadanie. Jeszcze nam z głodu umrzesz i co wtedy będzie. - powiedział stając obok mnie. Nie powiem trochę mnie przestraszył. No ale to chyba jego ulubione zajęcie.
-Oj nie z głodu. Ja umrę od tych waszych sztuczek z przestraszaniem mnie. - odpowiedziałam wkładając do teczki wszystkie dokumenty do przekazania trenerowi reprezentacji. Wzięłam bluzę i razem z moim towarzyszem od idiotycznych pomysłów udaliśmy się do hotelowej restauracji do której dotarliśmy jako ostatni z reprezentacji. Wszyscy już grzecznie jedli swoje ulubione jedzenia. Oczywiście mówiąc grzecznie miałam na myśli niegrzecznie. Obżerali się czym popadnie. Jeden wżerał nutellę, drugi dżem, trzeci szynkę i wszystko to popijali colą. Gdy nie było w pobliżu nikogo ze sztabu to uważali, że wszystko im wolno.
-Już wam raz mówiłam, żebyście tyle nie jedli. Krawcową nie jestem i nie będę wam poprawiać za małych kombinezonów. - powiedziałam z ironicznym uśmiechem na twarzy. Oni spuścili wzroki i zajęli się zupełnie innymi czynnościami niż dotąd. Spojrzałam porozumiewawczo na Hayboecka po czym obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
-A was co tak bawi? - spytał zmieszany Kraft.
-Oj przecież ja wam niczego nie mogę zabronić. Jak chcecie to jedźcie tylko strzeżcie się Philipa. - powiedziałam zajmując jedno z dwóch wolnych miejsc.
-Gdzie wczoraj byliście? - spytał Morgenstern a swoje pytanie wysłał w kierunku moim i Michaela
-Nigdzie.- odpowiedziałam ale widziałam jego minę na twarzy mówiącą, że mi nie wierzy.
-Widziałem jak wchodziliście do hotelu o pierwszej w nocy. - odpowiedział.
-To ty jeszcze nie spałeś o tej godzinie? - spytał blondyn.
-Nie- odpowiedział mu Thomas. Nie miałam wyboru musiałam mu powiedzieć.
-Byliśmy oglądać renifery Harrego Olli. - powiedziałam. Zdziwił się moim wytłumaczeniem.
-Co robiliście? - spytał jeszcze raz.
-Oglądaliśmy renifery Herrego. - odpowiedział Hayboeck powodując grymas zdziwienia na twarzach reszty towarzystwa przy stoliku. Zapewne wszystkich zdziwiło to co powiedział. W sumie jeszcze dwa dni temu zareagowałabym identycznie jak oni.
_______________
Rozdział jedenasty właśnie skończony. 
I jak podoba się niespodzianka Michaela?
Pozdrawiam.
Ps numer 1.Liczę na wasze opinię.
Ps numer 2. Dziękuje za komentarze, które zostawiacie a szczególnie Lili Ferro i anonimom. 
Jeszcze raz pozdrawiam i do następnego.

środa, 30 lipca 2014

10.~(...) On mówił, że ty na pewno będziesz mi w stanie doradzić.

-Jesteś obrzydliwy. - powiedziałam słuchając opowieści Fetnera. Czasami mam dziwne wrażenie, że ten gość robi to tylko po to aby mnie wyprowadzić z równowagi. A on nic siedzi z uśmiechem na twarzy i dalej czyta książkę jakiegoś dennego autora. Matko normalnie utrapienie z nimi. Czemu oni tak właściwie przychodzą do mnie z każdym problemem? Nie mają jakiś innych powierników?
-Oj słonko jak opowiadam to Michiemu to on mnie chociaż uważnie słucha. - odpowiada z uśmiechem na twarzy. Tak założę się, że to wszystko jego sprawka. Jeśli się to okaże prawdą to będzie miał problem. Ja się tak łatwo nie daje przeprosić.
-No to po kiego grzyba żeś z tym do mnie przylazł skoro cię Michi słucha? - pytam ze złością w głosie. Co poradzę, że ten idiota mnie doprowadza do szału. Na serio jak mi go ktoś stąd nie zabierze to coś mu się stanie a ja w takich sprawach nigdy nie żartuję.
-No bo myślałem, że ty też mnie wysłuchasz. On mówił, że ty na pewno będziesz mi w stanie doradzić. - powiedział ze smutkiem w głosie. No nie Hayboeck przegiął na całej linii. Wplątać mnie w to wszystko, chcę się zemścić za konkurs w Klinghental. Co za idiota, jeszcze mnie popamięta gbur. Spojrzałam na niego a on tylko poszerzył swój uśmiech na tej japie. Obiecuję, że ten blondyn jeszcze mi za to gorzko zapłaci.
-Dobra wiesz co kup jej kwiaty może to załagodzi atmosferę. Ale wiesz ja akurat nie jestem specem w tych sprawach. - powiedziałam klepiąc go lekko po ramieniu. Co miałam zrobić Manu jest dla mnie miły to musiałam mu pomóc. Ale coś mi się wydaje, że ta jego dziewczyna to szybko o całej sprawie nie zapomni.
-Dzięki jesteś wielka. - odpowiedział skacząc na fotelu jakby co najmniej miał w spodniach robaki.
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
-Schlierenzauer mówiłam ci już żebyś się nie wiercił. No chyba, że tak bardzo zależy cie na bliźnie. - warknęłam oklejając mu czoło plastrem. Będę szczera nie miałabym nic przeciwko gdyby mu taka na całe życie została. 
-Dobra, dobra słonko złość piękności szkodzi. - odpowiedział szczerząc się do mnie. Temu palantowi zaraz przywalę i tyle będzie z tej jego pięknej japy. Romantyk się znalazł! Idiota jeden a nie romantyk. Ale najważniejsze jest to, że się ode mnie odwalił. W sumie to dzięki Kristinie i Thomasowi, którzy umówili mnie z Sandrą. Dziewczyna jest redaktorką pisma a ja robiłam dla niej zdjęcia. Bardzo ją polubiłam a Gregor gdy ją zobaczył normalnie myślałam, że wyleci w powietrze. Ale dzięki niej mam w nim w sumie kumpla a nie wroga. A i jego stosunki z Michim wróciły do tych z samego początku.
-Już, po co się tak niecierpliwić? - spytałam zaklejając plaster na jego czole. On tylko uśmiechnął się ironicznie i wstał z krzesła na którym siedział.
-Dobra cały czas jesteś zła o ten numer z kwiatami z przed tygodnia? - spytał. Patrzcie jaki dobroduszny, jeszcze się kretyn pyta. Myślałam, że się ze wstydu spalę gdy Hayboeck znalazł liścik i go przeczytał. Miałam ochotę wtedy mu przywalić. Ale w ostatniej chwili się opamiętałam.
-Tak. Ale już mi przechodzi. - odpowiedziałam. - A teraz spadaj! -krzyknęłam wskazując na drzwi. On tylko pokiwał głową ironicznie i wyszedł. No i super.

{perspektywa narratora}

-Chcesz coś do picia? - spytał blondyn wyciągając z pokojowej lodówki dwie butelki gazowanej wody mineralnej. Ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi, odkręcił się w kierunku dziewczyny. Szatynka miała założone na swojej głowie słuchawki i słuchała piosenek. Blondyn dobrze wiedział, że dziewczyna robi to tylko po to, żeby zemścić się na nim za sytuację z autokaru. Przewrócił oczami i otworzył pierwszą z butelek i nalał do niej płynu. Uznał, że nie będzie się jej narzucał. Wiedział, że dziewczynie chodzi tylko o to, żeby ją przeprosił. Wziął szklankę i wyszedł na balkon, z którego widok miał na całe miasteczko. Usiadł na drewnianym, bujanym fotelu.
-Idziesz na spacer Thomas się pyta? - powiedziała szatynka wchodząc na wyłożony terakotą balkon. Hayboeck pokiwał z dezaprobatą głową i upił łyk bezbarwnej cieczy. Laura odpisała na wiadomość wysłaną do niej przez Morgensterna. W sumie się mu nie dziwiła Thomas miał szczęśliwą rodzinę a i ona i on robili tam tylko za nie potrzebne trybiki.
-Sorki za ten numer z Fetnerem. Miałem go już trochę dość więc uznałem, że trochę rozrywki ci się przyda. - powiedział odstawiając przedmiot na szklany stolik. Górska przyglądała mu się bardzo uważnie. Zdziwił ją była wręcz pewna, że będzie szedł w zaparte. A tu taka niespodzianka. Z każdym dniem poznawała go na nowo i za każdym razem zadziwiał ją jeszcze bardziej.
-Spoko rozumiem Cię. - odpowiedziała siadając na krześle obok.
-Wiesz co w sumie to przeszedł bym się na ten spacer. Znam tu pewne miejsce, które każdy chciałby zobaczyć. A wieczorem wygląda najpiękniej. - powiedział wstając z krzesła i stając naprzeciwko dziewczyny. - Idziesz? - dodał.
-Teraz? - spytała zdziwiona.
-No co jutro nie ma zawodów więc możemy się po włóczyć po Kussamo. - odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
-Dobra. - powiedziała machając głową.

_________________
Dziesiątka krótka, ale jest ona wstępem do rozdziału jedenastego. 
Jak myślicie gdzie weźmie Michael Laurę?
Zostawiajcie po sobie znaki w formie komentarza bo to motywuje do dalszego pisania. 
Zapraszam również do oddania głosu w ankiecie z boku.
Pozdrawiam was ciepło. 

wtorek, 29 lipca 2014

9. ~(...) Później będziesz się gniewał.

Zimno w tym Klinghental okropnie zgaduję, że jakieś minus dziesięć to jest najmniej. Jeszcze konkurs się przeciąga, wydaje mi się że co najmniej trwa jakieś sześć godzin. Spoglądam na wyświetlacz telefonu komórkowego dopiero 20 totalna porażka z tym wiatrem. Czemu to się nie może już skończyć? Ta dobre pytanie ja akurat to sobie mogę jedynie pomarzyć. Podobno to nic złego nie? Marzenia są dla każdego a nadzieja umiera jako ostatnia nie? Oglądam się za siebie i widzę uśmiechniętego od ucha do ucha Piotrka Żyłę rozmawiającego z dziennikarzem jakiejś telewizji. No tak jak się prowadzi po pierwszej serii to trzeba liczyć się z rozchwytywaniem przez wszelakie media. Najwidoczniej mnie również dostrzegł bo spławił dość zdziwionego jego zachowaniem redaktorka Norweskiej telewizji i podszedł do mnie z szeroki uśmiechem. Tak Piter to typowy wesołek.
-Cześć maluszku jak tam konkurs? - spytał opierając narty o bandę przy której staliśmy.
-Konkurs fajny ale pogoda już nie. - odpowiedziałam szczerząc się do niego. Pogodny z niego facet, Justyna ma szczęście. Nawet jak mu nie idzie to się cieszy, a jak już mu wychodzi to buzuję, że strach podejść. Normalnie nosiłby na rękach, każdego kto mu się nawinie.
-No masz rację ziąb jak nie powiem co. Obiecałem sobie nie przeklinać i panować nad tym co mówię. - powiedział zdejmując kask i zakładając w jego miejsce wełnianą czapkę. Tak sobie gadaliśmy i nie zauważyliśmy nawet jak Kot oddawał swój skok, ale już ten który skakał za nim przykuł naszą uwagę. Dwudziesty trzeci po pierwszej serii Michael wylądował jakieś dobre 135 metrów, ale po lądowaniu wypięła mu się narta. Podwinęło go i nieprzytomny upadł na zeskok. Bez żadnego namysłu przeskoczyłam bandę i pobiegłam w jego kierunku a za mną Philip.
-Michi słyszysz mnie? - spytałam klękając przy nim, ale on nie dawał żadnych oznak życia. Dopiero po kilku minutach zaczął otwierać powoli oczy. Był zdziwiony naszym widokiem. Najwyraźniej nie był niczego świadomy.
-Daleko skoczyłem nie? - spytał lekko się do nas uśmiechając. Uderzyłam go w ramie na co on tylko jęknął z bólu. Razem z fizjoterapeutą pomogliśmy mu wstać i opuścić zeskok skoczni. Reszta skoczków naszej ekipy od razu po tym skoczyła do niego z pytaniami czy nic mu się nie stało i w ogóle. Tak niby czasami się kłócą ale się o siebie martwią. A to moim skromnym zdaniem dużo o nich wszystkich świadczy.
-Dobra już koniec tego dobrego. Michael musi odpocząć. - powiedziałam stając przed blondynem. -Pakuj się do mojego samochodu i nawet nie próbuj żadnych sztuczek. Jedziemy do hotelu. - tym razem zwróciłam się do poobijanego jak jabłko, które spadło z drzewa chłopaka. Zrobił smutną minę i podreptał w kierunku parkingu na którym stał mój jeep. Czasami zachowuje się jak małe dziecko, ale nie tylko on. Po krótkiej rozmowie z trenerem dołączyłam do siedzącego już w czarnym samochodzie blondyna. Najwyraźniej był zawiedziony tą całą sytuacją no ale bez przesady przecież mogło mu się coś na prawdę stać. I co by było gdyby się sprawdził najczarniejszy scenariusz? No ale nie, dla niego z resztą tak jak dla każdego innego najważniejsza jest odległość. Żadnej odpowiedzialność, jedynie ryzyko im w głowie. Milczał całą drogę do hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Obraził się na dobre, trudno niech się obraża. Wszedł do pokoju i pierwsza czynność, którą wykonał to było położenie się na łóżko. No tak ale w sumie czego można się było spodziewać? Przecież zabrałam go z prawie połowy konkursu i nie wie nawet, które zajął miejsce i kto wygrał. Ale jakoś mi na tym nie zależy, według mnie powinien się przejmować swoim zdrowiem a nie konkursem.
-Pokaż ten policzek. - powiedziałam podchodząc do niego z woreczkiem lodu. Uniósł lekko głowę, uważnie się mi przyjrzał i z powrotem wrócił do wcześniejszej pozycji. Okey rozumiem aluzję. Odwróciłam się na pięcie i weszłam do łazienki.
-Michi pomóż mi skaleczyłam się! - krzyknęłam stając nad wanną do której leciała woda. Blondyn wbiegł do toalety jak poparzony.
-Pokaż. - powiedział stając obok mnie. Zaczęłam się śmiać a on oparł się o filar i przybrał morderczy wzrok. Ten człowiek mnie kiedyś doprowadzi do szału. No co Maciek zawsze mówił, że jestem dobrym materiałem na aktorkę.
-Nie nauczyli cię, że kłamstwo jest złe? - spytał dotykając swojego czerwonego od krwi policzka.
-Nauczyli ale mówili również, że w niektórych przypadkach jest nawet wskazane. - odpowiedziałam zakręcając kurek. -I w twoim przypadku było wskazane. - dodałam namaczając w ciepłej wodzie kawałek materiału, który wyjęłam ze stojącej tam szafki. Stanęłam na przeciwko niego z grobową miną i czekałam aż łaskawie nadstawi policzek abym go obejrzała. Ale nie ten to jak się uprze to nie ma zmiłuj.
-Serio nie dasz mi zobaczyć tej rany? - spytałam opuszczając ręce w geście rezygnacji.
-Nie. - odpowiedział.
-Michi zrozum, że może wdać się zakażenie. Później będziesz się gniewał. - odpowiedziałam. On tylko westchnął i obrócił się tak abym mogła przyjrzeć się z bliska. Dobra może trochę przesadziła z tym dramatyzowaniem. Ale co poradzę, ze się o niego boję , z resztą tak jak o każdego z nich. Przyłożyłam mu mokry opatrunek do policzka i zakleiłam go plastrem.
-Już, naprawdę tak długo to zajęło? - spytałam wycierając ręce w ręczniku, który wisiał na wieszaku. On nic nie powiedział tylko opuścił toaletę. Oho będzie mi się tu dąsał cały wieczór. Ja to jednak mam pecha jak mało kto. Wrzuciłam do kosza resztki opatrunków i opuściłam łazienkę. Michael leżał na łóżku i wgapiał się w biały sufit.
-Mogę? - spytałam wskazując na miejsce obok niego. Odsunął się trochę w prawą stronę dając mi do zrozumienia, że się zgadza. - O co ci chodzi? - spytałam poprawiając sobie poduszkę pod głową. On wziął głęboki oddech i odwrócił twarz w moim kierunku.
-Nie wiesz jak to jest być porównywanym na każdym kroku do Gregora. Ja zawsze wychodzę w tym porównaniu jak pierwszoklasista z gimnazjalistą. Ten sezon miał być zupełnie inny, miałem być sobą. Chciałem pokazać wszystkim, że nie tylko Schlierenzauer może się liczyć. A teraz wszystko trafił szlag. Mogłem być wysoko, a tak skończyło się jak się skończyło. - powiedział z żalem w głosie. Nie wiedziałam, że w takim zabawnym i zawsze wesołym człowieku może mieścić się tak wiele żalu. Owszem często wydawał się być przybity gdy na treningach mu nie szło ale to chodziło tylko o porównania.
-Masz rację nie wiem jak to jest być porównywanym do Schlierenzauera. Ale wiem jak to jest być zawsze porównywaną do innych dziewczyn na studiach. Myślisz, że czemu Maciek załatwił mi u was pracę? Namówił Heinz'a na ten pomysł tylko dlatego abym zapomniała o dotychczasowych pomyłkach. I jestem mu za to wdzięczna. Bo dzięki temu poznałam Morgiego, Thomasa, Manu, Stefana, Gregora, ale przede wszystkim ciebie. - odpowiedziałam uśmiechając się do niego lekko. To co mówiłam było szczerą prawdą. Był jak taki anioł stróż, gdy zaczynało się dziać coś złego zjawiał się nie wiadomo skąd. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Wiedziałam, że nigdy mnie nie zawiedzie. Czułam to w głębi siebie bardzo dokładnie.
-Dzięki ale nie musisz się nade mną użalać. Wiem, że jednak Richi jest na pierwszym miejscu co do przyjaciół. - powiedział znów wlepiając swój wzrok w sufit. Ja nie mogę czemu oni wszyscy myślą, że coś czuję do Freitaga? Richard jest jedynie kumplem, który czasem potrzebuje słowa otuchy.
-Richard to tylko mój kolega, który zawsze może liczyć na moje wsparcie. - mówię przenosząc wzrok na księżyc, który rozświetlał już ciemne miasto.
-Spoko mi się nie musisz tłumaczyć. - odpowiedział wstając z mebla i kierując się na balkon. Otworzył delikatnym ruchem ręki szklane drzwi i wyszedł na zewnątrz wpuszczając do pokoju przyjemne ale mroźne powietrze. Oparł się o barierkę i wpatrywał się w pięknie oświetloną skocznie. Ja natomiast odpłynęłam w krainie Morfeusza.
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Obudził mnie czyjś oddech na mojej twarzy. Otworzyłam oczy a nade mną pochylał się Michael.
-Sorki nie chciałem cię obudzić. Trzęsłaś się chciałem cię przykryć. - powiedział prostując się. Podniosłam się na łokciach i uważnie się mu przyjrzałam. Wyglądał zupełnie inaczej niż jeszcze wczoraj wieczorem. Ale mój wzrok przykuło małe trofeum stojące na stoliku. Jego wzrok powędrował w tym samym kierunku co mój.
-Wybrali mnie skoczkiem konkursu. - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Wiedziałam, że to dla niego naprawdę dużo znaczy.
-Widzisz nie było tak źle jak myślałeś. - mówię odkrywając kołdrę i wstając z łóżka.
-No w sumie to nie. - odpowiedział tym razem uśmiechając się szeroko. -Trzeba się pomału pakować. Wieczorem wyruszamy na podbój Kussamo. - dodał kierując się do toalety. A ja znów rzuciłam się na bardzo wygodne łóżko. Co poradzę bardzo mi się tu z podobało, żal wyjeżdżać. Ale z drugiej strony kto wie czy gdzie indziej nie będzie fajniej.
__________
Dziewiątka gotowa.
Liczę na wasze opinie i pozdrawiam bardzo gorąco. 

poniedziałek, 28 lipca 2014

8.~ Ja zawsze dostaję to co chcę.

^rozdział pisany z perspektywy narratora^
Szatynka siedziała na tarasie wychodzącym z jej pokoju. Ubrana była w czerwoną, zimową kurtkę. Na głowę miała naciągniętą wełnianą czapkę a na jej dłoniach widniały niebieskie rękawiczki. Zapewne dziewczynie bardzo odpowiadało takie spędzanie wolnego czasu. Patrzyła się cały czas w jeden i ten sam punkt. Vogtland Arena to było obiektem jej obserwacji. Skocznia znajdująca w tym ośrodku kusiła każdego nawet tego, który nie darzył sympatią skoków narciarskich. Po za nią w pokoju obecny był jej nowy współlokator Michael. Co można o nim powiedzieć? Pytanie niby banalne ale jednak znalezienie na nie odpowiedzi jest wyjątkowo trudne. Człowiek zagadka, jedna wielka tajemnica. Był najlepszym przyjacielem Schlierenzauera, kto mógłby przypuszczać, że staną się największymi wrogami. Przyczyna? Siedząca na tarasie szatynka. Hayboeckowi zależy na jej szczęściu i okazuje to na każdym kroku. Schlierenzauerowi zapewne również tylko sam nie wie jak może to udowodnić samemu sobie. Wysoki blondyn stał oparty o framugę drzwi balkonowych, patrzył się w tym samym kierunku co dziewczyna. Zapewne widział albo chociaż chciał zobaczyć to samo co ona.
-Nie zimno ci? - spytał w pewnym momencie bez ustanego patrzenia w budowlę. Dziewczyna odwróciła się lekko w jego kierunku i nieznacznie uśmiechnęła.
-A wiesz, że trochę. - odpowiedziała naciągając głębiej zieloną czapkę, która ozdabiała jej głowę. Blondyn zrobił kilka kroków w jej kierunku. Szatynkę na jego widok przeszedł dreszcz, chłopak miał na sobie krótkie szorty i bluzkę na ramiączka. Temperatura na dworze przekraczała minus pięć stopni. Ale Michaelowi to zupełnie nie przeszkadzało, robił tak zawsze bez względu na wszystko.
-Przeziębisz się. - zauważyła widząc jak ten siada na murku odgradzający ich pokój od pokoju jej kuzyna. On tylko pokiwał przecząco głową i zaczął przyglądać się spacerującym na  placu przeciwnego hotelu ludziom.
-Michi mówię do Ciebie, chcesz później leżeć w łóżku i łykać prochy? - spytała spoglądając w jego kierunku. Martwiła się o niego to było słychać. Ale nie ma się jej co dziwić był jedynym, który zawsze brał jej osobę na poważnie. Nie patrzył na nią z góry, nie rzucał w jej kierunku głupich komentarzy. Za to była mu wdzięczna i okazywała to na każdym kroku.
-Laura nie dramatyzuj nie będzie aż tak tragicznie. - odpowiedział wyjmując telefon z prawej kieszeni błękitnych spodenek. Urzekła go uroda skoczni nie mógł nie zrobić jej zdjęcia z resztą robił tak praktycznie zawsze. Dziewczyna tylko pokiwała głową przy czym zaśmiała się cicho ze swojego towarzysza.
-Wiesz co ty mój fotografie chodź już do środka. - powiedziała wstając z leżaka na którym wcześniej siedziała. Chłopak z lekkim uśmiechem na twarzy zeskoczył z murka i wyszedł za dziewczyną. W pomieszczeniu panowała totalna ciemność jedyne światło wpadało przez niedokładnie zasłonięte żaluzję jednego z okien. Chłopak zapalił jedną z lampek stojących na parapecie okna, rozświetlając tym samym jedną część pokoju.
-Idziesz spać? - spytał siadając na swoim łóżku. Dziewczyna powoli pozbywała się swojej zimowej części garderoby.
-Tak. - odpowiedziała wchodząc do łazienki i po chwili z niej wychodząc. Była ubrana dokładnie tak jak on jedynie różnili się kolorami ona w odróżnieniu od swojego towarzysza miała czerwoną bluzkę i białe spodenki. W milczeniu położyli się do łóżek a w ich głowach siedział konkurs, który miał się odbyć następnego dnia.
***
Szatynkę obudziły promienie słońca wpadające przez nie zasłonięte do końca żaluzję okna. Niechętnie podniosła się na łokciach spoglądając na pogrążonego w śnie blondyna. Mimowolnie się uśmiechnęła z resztą tak jak zawsze gdy go widziała. A to dziwiło wszystko nawet samego adresata. Szybkim ruchem ręki odkryła z siebie kołdrę w barwach flagi Niemiec i wstała z łóżka. Najciszej i najdelikatniej jak tylko potrafiła stawiała kolejne kroki. Nie chciała przez swoją nieuwagę obudzić skoczka, który zaczyna zapewne ważny sezon w swoim życiu. Lekko pociągnęła klamkę drzwi łazienkowych i weszła do małego ale przestronnego pomieszczenia. Założyła dzień wcześniej przygotowane ubranie i po odbyciu porannej toalety wróciła do pokoju. Zdziwiło ją to, że łóżko blondyna było puste a jej w pomieszczeniu nie było raptem dziesięciu minut. Spojrzała na lekko uchylone drzwi balkonowe, zarzuciła na ramiona bluzę należącą do Austriaka i wyszła na taras. Michael stał oparty o barierkę i przyglądał się uważnie wschodzącemu znad niewysokich gór słońcu. Widok za który warto jest oddać każdą sumę pieniędzy. I każdy o tym doskonale wie, kto już to kiedyś widział.
-Zmarzniesz. - powiedziała stając obok niego. Spojrzał przelotnie na nią i znów zwrócił całą uwagę na przepięknym widoku.
-Ty też. - odpowiedział wystukując nieznany mu rytm na drewnianej barierce o którą się opierał. Górska uważnie się mu przyglądała, widziała w nim to co wszyscy czyli tajemnicę i zagadkę. Ale była jedna znacząca różnica ona w porównaniu do innych widziała w nim prawdę. Wiedziała jedno, że on nigdy jej nie okłamie. Wiedziała, że wszystko co powie będzie prawdą.
-Akurat ja mogę. W odróżnieniu od ciebie misiu nic nie stracę. - szepnęła do ucha blondyna.
-Misiu? - spytał zdziwiony słowem wypowiedzianym przez szatynkę.
-No tak to moje takie zdrobnienie twojego imienia. - wytłumaczyła wkładając ręce do kieszeni reprezentacyjnej bluzy. Patrzył na nią z szerokim uśmiechem na twarzy, poprawiła mu humor. A to liczyło się dla niego najbardziej.
-Chodź idziemy na śniadanie bo nam wszystko zeżrą. - powiedział puszczając jej oczko. Laura uśmiechnęła się tylko i wyszła za chłopakiem.
Do hotelowej restauracji dotarli jako jedni z pierwszych. Poza nimi siedziało w niej kilku Niemców i Polaków a poza tym pustki. Z resztą nie ma się co dziwić wskazówki zegara wskazywały dopiero siódmą rano. Usiedli przy ośmioosobowym stoliku stojącym pod oknem i skupili się na konsumowaniu specjałów przygotowanych przez hotelowych kucharzy.
*w tym samym czasie*
Sześciu skoczków reprezentacji Austrii szło w kierunku restauracji znajdującej się na najniższej kondygnacji budynku. Rozmawiali między sobą na różne tematy, ale idący na samym przodzie Thomas Morgenstern w pewnym momencie przystanął sprawiając, że jego towarzysze powpadali na siebie nawzajem.
-Morgenstern baranie co ty robisz? - spytał ze złością podnoszący się z podłogi Kraft.
-Właśnie idziesz normalnie a w pewnym momencie stajesz jak słup soli. - wtórował przyjacielowi Diethart przytrzymujący Fetnera, który prawie znalazł się na podłodze. Morgenstern wskazał skinieniem głowy na siedzącą przy stoliku pod oknem dwójkę. Jako najstarszy z grona najszybciej zaobserwował, że coś wisi w powietrzu.
-No no Michael nie próżnuje. - skomentował Fetner.
-Pasują do siebie. - odpowiedział Morgenstern a on w tych sprawach nigdy się nie pomylił. Był wyrocznią, zawsze działo się tak jak przewidywał. - Ale ona nie będzie miała tak łatwo. - dodał tępo wpatrując się w śmiejącą szatynkę.
-Czemu? - spytał zdziwiony jego słowami Schlierenzauer.
-Wiesz mam takie dziwne wrażenie, że znajdzie się jeszcze co najmniej jeden, któremu nie będzie obojętna. - odpowiedział otwierając drzwi i podchodząc do siedzącej przy stole dwójki. Reszta zrobiła identycznie poza drugim z blondynów. Gregor stał i uważnie obserwował swojego przyjaciela i jego towarzyszkę. Powoli zdawał sobie sprawę, że nie może dać mu wygrać. Tylko jak walczyć skoro Laura nie chcę na niego nawet patrzeć? Dobre pytanie.
-Ja zawsze dostaję to co chcę. - wyszeptał, zaciskając lekko pięść. Wszedł do środka rysując na swojej twarzy sztuczny uśmiech adresując go do szatynki. Ale ona była zdecydowanie zajęta bardziej pisaniem wiadomości tekstowych do pewnego Niemca niż na podziwianiu gry mimiką blondyna.
-A ty z kim tak piszesz? - spytał po pewnej chwili obserwacji dziewczyny Diethart.
-Z Richardem. - odpowiedziała uśmiechając się lekko po przeczytaniu wiadomości.
-A o czym jeśli można wiedzieć? - spytał Morgenstern.
-A takie tam głupoty. Freitag żali się na Wellingera. - odpowiedziała wyłączając wyświetlacz i chowając urządzenie do kieszeni. Lubiła Niemca nawet bardzo, ale chłopak miał wiele różnych wad. Z resztą zawsze łączyły ich stosunki typowo przyjacielskie.
-W sumie to mu się  nie dziwie na jego miejscu robiłbym to samo. - powiedział puszczając oczko szatynce Diethart. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem po czym napiła się kawy, którą miała w kubku.
-Hej mogę wam ją na chwilę porwać? - spytał Freitag, który w pewnym momencie pojawił się przy ich stoliku. Oni tylko pokiwali twierdząco głowami. Laura wstała z krzesła i podeszła do uśmiechniętego lekko skoczka.
-Co się stało? - spytała patrząc na niego uważnie bo wiedziała, że coś jest nie tak.
-Chodzi o to, że Mia ze mną zerwała chwilę temu. Powiedziała, że poznała kogoś lepszego. Dodała, że jest piłkarzem. - odpowiedział łamiąc głos. Nie chciał aby dziewczyna dowiedziała się, że cierpi. Ale on nigdy nie był aż tak dobrym aktorem i dobrze o tym wiedział.
-Przykro mi. - powiedziała klepiąc go po ramieniu. Nigdy nie należała do najlepszych pocieszycieli. Akurat ona zawsze miała problemy sercowe, które rozwiązywał jej kuzyn.
-Z resztą czego ja się spodziewałem dla takich dziewczyn jak ty i Mia jestem zwykłym idiotą. - powiedział chowając ręce do kieszeni. Szatynka podeszła do niego kilka kroków bliżej wspięła się na palce i złożyła na jego policzku pocałunek. Był zdziwiony, miał o sobie negatywne mniemanie a tu taka niespodzianka.
-Jesteś świetnym facetem Richi. Uwierz mi. - odpowiedziała uśmiechając się do niego lekko. Mówiła to bardzo szczerze, jak nigdy wcześniej. Freitag był jej ulubionym skoczkiem odkąd się pokazał w Pucharze Świata. Zawsze widziała w nim talent, który w pewnej przyszłości rozkwitnie i pokaże jeszcze co to znaczy mieć marzenia. Wyminęła bruneta i wyszła z restauracji, miała jeszcze trochę roboty i chciała się z nią uporać jeszcze przed oficjalnym treningiem. Nie żałowała, że zgodziła się na interwencje w jej życie Maćka, gdyby nie on zapewne cały czas siedziałaby w swoim pokoju i płakała po byłym chłopaku.

______________
Ósemka moim zdaniem nie wyszła najgorzej. 
Ale opinia należy do was. 
No to do następnego, pozdrawiam bardzo gorąco. 



piątek, 25 lipca 2014

7.~"-(...) A może robisz to tylko dlatego, że jesteś zazdrosny?"

Jutro konkurs inauguracyjny wszyscy chodzą nabuzowani. Do nikogo nie można podejść bo zaraz się złości. Ja nie wiem oni wszyscy to jakieś antydepresanty powinni łykać może wtedy by atmosfera trochę opadła. Wracając do tematu Klinghental to takie piękne miejsce (uroku odbierają mu skoczkowie reprezentacji Niemiec) to tu przywiózł mnie Maciek na moje dwudzieste urodziny. Tego mu nigdy nie zapomnę, naprawdę mieć takiego kuzyna  jak on to nic innego jak życie w raju. Gdy mam problem mogę do niego przyjść, słucha albo udaje że to robi. No tylko jeśli chodzi o Mańka to jest jeden znaczący minus najchętniej to by mi planował każdą minutę. Czasami jest gorszy niż moi rodzice, ale da się z nim żyć.
-Laura pomóż. - powiedział stojący w drzwiach Manuel. O i tyle było mojego wolnego czasu. No i chyba nigdy nie nauczą się pukać. A uznawałam za jednego kulturalnego w tym gronie Michaela najwyraźniej się myliłam.
-W czym mam ci pomóc? - spytałam podnosząc się z łóżka. Zapewne jeśli mieszka z Gregorem w jednym pokoju to może oznaczać tylko to, że on maczał w tym swoje palce.
-Łeb mi pęka, Gregor przywalił mi drzwiami od szafy. - powiedział opadając na fotel, który stał przy drzwiach. Jejku wiedziałam, że oni to się uwielbiają ale żeby aż tak. Chociaż z drugiej strony fajny pomysł, muszę to gdzieś zapisać. Okładanie się drzwiami szafy dobry sposób na rozstrzyganie kłótni małżeńskich.
-Wow jeśli tak wam ze sobą dobrze to może powinniście mieszkać oddzielnie. - odpowiedziałam ironizując. Nie powiem Michael był jedynym, który poprawiał mi humor jedynie tym, że był. No a przeciwieństwem można uznać jego współlokatora gdy on pojawiał się na horyzoncie mój humor nagle uciekał.
-Tak a to ciekawe spostrzeżenie. - powiedział. Wstał z fotela i podszedł do mnie. Był wyższy jakieś dziesięć centymetrów ale mi to w sumie nie przeszkadzało. On z tą swoją wyższością nade mną często wyskakiwał.
-No wiem. - bąknęłam próbując go wyminąć. No ale Hayboeck to Hayboeck nigdy nie jest z nim łatwo. A już w ogóle gdy ma jakiś interes to nie odpuści puki nie dostanie tego co chce.
-No dobra ale gdybym odważył się na taki desperacki krok mógłbym liczyć na twoją pomoc? - spytał wskazując na wolne łóżko stojące pod ścianą. Jakby ktoś niewtajemniczony tego posłuchał to zapewne wydałoby mu się, że robimy coś zakazanego. A nigdzie nie jest napisane, że lekarka nie może dzielić pokoju z zawodnikiem. Jak tak sobie pomyśle to przypomina mi się rozmowa z Heinzem z przed kilku tygodni. Mówił, że skoro mam wolną część pokoju to mogłabym, któremuś z tych dwóch ją oddać. Bo on nie ma zamiaru ich codziennie wozić na ostry dyżur. Oni są takim wulkanem, mieszanką wybuchową. A mimo wszystko dzielą ze sobą pokój.
-Wiesz zawsze mogę cię przygarnąć. - odpowiadam uśmiechając się lekko. Blondyn natomiast przybliżał się do mnie powoli malując przy tym na swojej twarzy "uroczy" jego zdaniem uśmieszek.
-W sumie dobrze zrobiłaby mi rozłąka z Gregorem. - mówi łapiąc mnie w talii i przysuwając do siebie. Kurczę czułam się jakbym grała w jakimś filmie. I miałby on okazać się totalną klapą.
-Widzisz zawsze ci to mówiłam. Wy po prostu do siebie nie pasujecie. - powiedziałam ze smutkiem w głosie pokazując mu przy tym wszystkie swoje zęby. Oj gdyby się Gregor dowiedział to by mnie na stosie spalił. Uznałby mnie za czarownice. I powiedziałby mi że jego sprawy to nie moje sprawy i powinnam się od nich trzymać z daleka.
-Tak to, to i nawet ja wiem. No ale zrozum to czyste przyzwyczajenie. - odpowiedział odwzajemniając mój uśmiech.
-Rozumiem. - mówię robiąc krok w tył. Musiało się tak zdarzyć, że ten krok w tył to było łóżko no i razem z Michim na nim wylądowaliśmy.
-Widzisz najwyraźniej jestem ci przeznaczony. - powiedział teatralnie wymachując rękami. Dam sobie uciąć każdy członek, że on chodził do szkoły aktorskiej.
-Możliwe. - odpowiadam uśmiechając się do niego. On natomiast przybliżył swoją twarz na niewielką odległość tak że czułam na swojej skórze jego oddech.
-Tak to co dasz mi coś na ten ból głowy? - spytał po chwili milczenia. Stary ja to bym ci dała ale skierowanie do specjalisty za te gadki.
-Tak idź walnij się jeszcze raz a przejdzie. - powiedziałam wybuchając śmiechem.
-Okey. - mruknął wstając z łóżka i udał się do drzwi wyjściowych.
-Żartowałam! - krzyczę, wyciągając z torby pudełko z tabletkami na ból głowy. On odwraca się w moim kierunku z takim udawanym uśmieszkiem na twarzy.
-Wiedziałem, że ci na mnie zależy. - wypalił łapiąc tabletki, które mu rzuciłam.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Dlatego won. - powiedziałam trzaskając mu przed nosem drzwiami.
***
-Laura idź na górę do tego małpiego gaju i powiedz Michaelowi, że pakuje manatki i wprowadza się do ciebie. - Heinz był wkurzony ciągłymi kłótniami na linii Michael - Gregor z resztą nie tylko on. Każdy miał identyczne zdanie co on. Mi tam w gruncie rzeczy nie przeszkadzało, że blondyn będzie dzielił ze mną pokój. Przynajmniej nie będę się wieczorami nudzić. No i kto wie może go jeszcze lepiej poznam.
-Ok. Już mnie nie ma. - powiedziałam zakładając na ramię torbę z aparatem i udałam się na wieże. Chłopaki nie byli osamotnieni oczywiście towarzyszyli mu przyjaciela z Niemiec. Jak pech to pech.
-O witajcie jak tam nastroje? - spytałam stając między Richardem a Manuelem.
-Dzięki dobre. - odpowiedzieli równocześnie.
-Michi chodź tu na moment. - powiedziałam widząc jak blondyn testuje zapięcia nart. On tylko kiwnął głową i podszedł do naszej grupki. Czekałam tylko na minę Gregora jak usłyszy komunikat.
-Coś się stało? - spytał zdziwiony widząc mój wyraz twarzy.
-Tak. Po treningu pakujesz swoje manatki. - oznajmiłam. Każdy z nich pomyślał o jednym. A sam Hayboeck zdziwiony i zarazem przerażony.
-Jadę do domu? - spytał nie pewnie. Nigdy bym mu tego nie zrobiła. Najchętniej wysłałabym do domu jego byłego współlokatora.
-Nie dlaczego. Zajmujesz drugą połowę mojego pokoju. Sam mówiłeś, że separacja z bożyszczem nastolatek ci się przyda. Podziękuj Heinzowi. - powiedziałam. - A ty Stefan chodź na małą sesję dla Hoflera. - dodałam ciągnąc za rękę zdezorientowanego sytuacją Krafta.
 
*Narrator*
 
-Ej szykuje nam się tu mały romansik. - powiedział Freitag uderzając lekko w ramię cały czas oszołomionego Austriaka.
-Tak miłość wisi w powietrzu. - odpowiedział ironicznie Schlierenzauer.
-A coś ci nie pasuje? - spytał wyrwany z transu blondyn.
-Mi no co ty, życzę szczęścia w rozwalaniu sobie kariery. - bąknął zakładając na siebie bluzę.
-Ty rozwalasz życie Laury, która nic nie zrobiła. A może robisz to tylko dlatego, że jesteś zazdrosny? - spytał tak cicho aby wszyscy pozostali nie słyszeli ostatniego zdania, które wypowiada. Był pewny, że trafia w sedno. Uderza wprost w dumę blondyna. Bożyszcze nastolatek, zakochane w pięknej szatynce, która dodatkowo szydzi sobie z niego na każdym kroku.
-Nie bądź śmieszny. - odpowiedział mu. Hayboeck wiedział jedno ich przyjaźni już dawno nie ma. Zostało jedno uczucie, które się w nim pomału zaczyna tlić. Uczucie, które rośnie w nim. Uczucie do Laury.
-Ty jesteś śmieszny. A wiesz czemu? Ponieważ jesteś sobą. Wielki Schlierenzauer. - odpowiedział wymijając go i wychodząc z wieży, w której byli. Oznaczało to definitywny koniec ich i tak już bezwartościowej   przyjaźni.
 
__________
Siódemka .
Wow dziwię się, że już tak daleko.
Jednak to ich życie teraz się skomplikowało. (co ja zrobiła?)
Trudno, pożyjemy zobaczymy jak się sprawy poukładają.
Pozdrawiam was i czekam na opinie. 
 
 


środa, 23 lipca 2014

6.~"- I tego to ja się najbardziej obawiam."

Obudziło mnie pukanie do moich drzwi hotelowych. Bez żadnego entuzjazmu podniosłam się z bardzo miękkiego łóżka i poszłam otworzyć. Przekręciłam klucz w zamku drewnianych, wielkich drzwi i pociągnęłam klamkę. Do pokoju wpadł Gregor z jakąś kartką w ręku za nim byli jeszcze Manuel, Michael i Morgi. Spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem po czym przenieśli je na siebie nawzajem. Dobra wiem, że rano wyglądam łagodnie mówiąc tragicznie ale bez przesady jakieś maniery to obowiązują. Jeśli już się wchodzi do czyjegoś pokoju no to mówi się dzień dobry no już wyjątkowo przeszłoby cześć. Zarzuciłam swoimi brązowymi włosami i udałam się w kierunku swojej sypialni. A ci tam stali cały czas i tępo wgapiali się w siebie. Jezu coś się święci. I chyba nie chodzi o ich wyniki badań?
-Można wiedzieć czemu przyłazicie tu o szóstej rano, przerywacie mi piękny sen i bez urazy ale nie macie na sobie górnych części garderoby. - odpowiedziałam, zdejmując z siebie szlafrok. Oni dopiero po mojej wypowiedzi ocknęli się z tego transu. Spojrzeli w lustro, które stało w przedpokoju i doszli do wniosku, że mam rację.
-Czemu nam nie powiedziałaś, że masz zamiar iść do Słoweńców? - spytał zdziwiony i zarazem zły Schlierenzauer. Podał mi białą kartkę zapisaną nieschludnym i skośnym pismem. Co dla mnie oznaczało jedno maczał w tym palce Peter Prevc. Ten typ zawsze był dowcipnisiem. Tak a co ja właściwie miałabym im powiedzieć? Prevc i ja postanowiliśmy zrobić sobie z was jaja.
-A was to w ogóle coś obchodzi? - odpowiadam na jego pytanie, pytaniem. W sumie to się sobie dziwie czemu zadałam to pytanie? Z jednej strony Gregor, który zachowuje się jakbym była jego wrogiem. Z drugiej Michael, który jest dla mnie jak brat z resztą on we mnie widzi siostrę. No i Thomas na którego mogę liczyć w każdej chwili. Nie chciałaby stąd wyjeżdżać. Zostawić ich, nie miałabym serca.
-Tak! - krzyknęli równocześnie. Wow to się nazywa zgranie na sto pro. Muszą mieć zryte cabany tak jak w jednym polskim kabarecie o ufoludkach. Chyba?
-Nie idę do Słoweńców jak to ująłeś dyplomatycznie. Jadę na weekend do Planicy na ślub Petera. - powiedziałam. Oczywiście mogłam spodziewać się pytania, które po chwili padły z ust jednego z nich.
-Z Tobą? - spytał zbity z tropu Michael. Boże co to za ludzie. W jakim popapranym świecie te dinozaury żyją. Czy to tak trudno włączyć aparat w głowie co nazywa się prosto mózg? Przecież gdybym miała mieć ślub to nie byłoby mnie tu i zapewne nie byłby w Planicy tylko w Gliwicach. No halo?
-Jasne, że nie ze mną. Z siostrą Jurija. - odpowiedziałam pakując się pod kołdrę. - Nie ma was tu wynocha! - warknęłam przykrywając głowę kołdrą. Po chwili usłyszałam tylko zamykające się drzwi. Ale jak to ja usnąć już nie mogłam. Tak mam jak się obudzę to już nie zasnę, nie ma takiej siły. To moja wada jedna z wielu tysięcy jeśli nie milionów. Odetchnęłam głęboko podniosłam się identycznie jak chwilę wcześniej z łóżka. Ubrałam się w reprezentacyjne dresy, spięłam włosy i zeszłam na dół hotelu. W stołówce był już Schlierenzauer z Morgensternem, ale również Peter z Jurijem. Wybrałam tych drugich. Przyznaje się bez bicia znam Słoweńców około dwóch lat. Wiem, że to żaden plus tylko zdecydowanie kolejny minus. No ale trudno.
-O Laura kochanie siadaj sobie z nami. - Tepes mówił to tak głośno, że miałam ochotę się wycofać. Po co ja w ogóle do nich podeszłam.
-Dzięki postoję. - odpowiedziałam. Nagle obok mnie sama nie wiem skąd pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Richard ( dla niezorientowanych czytelników "idiota") Freitag, Severin (dla niezorientowanych czytelników "osioł") Freund oraz ich zdecydowanie młodszy kolega Andreas ( innymi słowy "płaczka") Wellinger.
-O kogo ja tu widzę przecież to nasza kochana Laura. - powiedział ten pierwszy kładąc na moim ramieniu dłoń. Czemu ja tu w ogóle przyszłam. Czy ja jestem taką kretynką? Przecież jesteśmy w Klinghentall a co się z tym wiąże Niemcy. Niemcy, których tak bardzo chcę unikać.
-No trudno, żeby mnie nie było skoro pracuję dla Austriaków. - odpowiadam wskazując na grupkę skoczków siedzących przy stoliku pod oknem. Richard zlustrował ich uważnie po czym z szerokim bananem na twarzy spojrzał na mnie. Jejku czy ja mu coś zrobiłam, że się tak na mnie gapi? Dlaczego ja muszę go znać? Przeklęty Żyła i te jego durne imprezki. O nie nigdy więcej się na to nie dam namówić. Nie ma mowy.
-Ach no tak prawię zapomniałem jak mówiłaś, że najprzystojniejsi to właśnie w tamtym obozie się znajdują. - powiedział dumnie Wellinger. Ten typ ma do mnie nadal żal o to, że nazwałam go synkiem mamusi. Proszę was to byłby jakiś żart gdybym zaprzeczyła. To jest tępy synek mamusi w dodatku nie umie trzymać języka za zębami. Bożyszcze nastolatek. Jejku co one w nim widzą? Tego to ja nigdy nie skumam.
-Andreas zawsze wiedziałem, że jesteś zazdrosny ale że do takiego stopnia to nie. Najwyraźniej żyłem w nie wiedzy tyle pięknych lat. - wtrącił swoje trzy grosze Freund. Ten to zawsze wiedział kiedy interweniować. Za to akurat jemu byłam wdzięczna. Mężczyzna jedyny normalny w tym gronie. I tutaj akurat nie dziwię się, że kochają go praktycznie wszystkie kobiety.
-Nie jestem o nią zazdrosny. Z resztą jeśli chodzi o zazdrość to znam takiego jednego czubka, który gdy na nią patrzy gadającą z kimś innym kipie złością. - odpowiedział dumnie wypinając pierś. Dobrze wiem, że pił do Maciejki tak on to już w ogóle. Najchętniej to by mnie zamknął w szafie i nie wypuszczał. Według niego powinnam zostać zakonnicą. Najlepiej w zamkniętym klasztorze.
-Idź zobacz czy cię nie ma w pokoju. - powiedział Tepes. - Dorośli chcą porozmawiać. - dodał co spotkało się z dość głośnym śmiechem. Welli tylko pokiwał złowrogo głową i wyszedł z pomieszczenia.
-A więc gówniarzy już nie ma. Opowiadaj Peter kto będzie razem ze mną świadkową. - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy Richard. Był tym tak podekscytowany, jakby wygrał szóstkę w totka. Prevc nie pewnie przeniósł swój wzrok na mnie. No nie tylko nie to! Błagam nie!
-Laura, no mała tego to ty nigdy nie zapomnisz. - Richard podszedł do mnie szybkim krokiem. Objął mnie w tali i podniósł ja wiem na wysokość bioder. Niemcy zawsze mieli zryte pomysły. Ale tu zawinił mój kochany Peter.Nic mi nie powiedzieć, kompletna masakra. A żebyście widzieli jak się na nas patrzyli choćby Austriacy. Zdziwienie, szok itd. Matko ratuj!
-I tego to ja się najbardziej obawiam. - mruknęłam. - Puść mnie - warknęłam uderzając mojego "kolegę" w ramię. On z szerokim i zarazem idiotycznym uśmiechem postawił mnie i wrócił z powrotem na swoje wcześniejsze miejsce. Pokiwałam tylko głową i odeszłam w kierunku Austriaków. Patrzyli się na mnie co najmniej zdziwieni albo i z szokowani. Z resztą w cale im się nie dziwie. . Zżyłam się z takim Freitagiem czy Prevcem ironią jest to, że dzięki głupim pomysłom duetu Żyła - Stoch. Co poradzisz Polacy już tak mają, że są troszkę zdziczali. No ale taka nasza zwierzęca natura. Jeśli chodzi o Żyłę czy Stocha to taka małpia natura.
-A Freitag co oświadczał ci się czy co, że mu się tak gęba śmiała? - spytał uśmiechając się do mnie porozumiewawczo Diethart. Sama się sobie dziwie ale naprawdę go polubiłam. Tak jak ja zna Niemców lepiej niż wszyscy i wie, że nic dobrego z takiej znajomości nie może wyjść. Ale może lepiej niektórych nie wtajemniczać? No bo po co pokazywać takiemu Schlierenzauerowi, że mamy wspólne tematy?
-Zapewne każda dziewczyna na moim skromnym miejscu cieszyła by się z twojego stwierdzenia. Niestety muszę cię zmartwić przyjacielu. Oznajmił mi tylko, że jestem jego partnerką na ślubie naszego wspólnego przyjaciela per Peter Prevc. - odpowiedziałam mu na pytanie nalewając sobie do kubka kawy.
-O a już się bałem, że jako przyszła pani Freitag będziesz musiała wysłuchiwać jęków maminsynka Wellingera. - odpowiedział cały czas powstrzymując śmiech. Nie powiem wszyscy, którzy siedzieli razem z nami byli co najmniej zdziwieni. Matko ile bym dała aby zobaczyli te swoje minki w internecie albo na pierwszej stronie jakiegoś taniego i dennego brukowca.
-Tak to jest jak błogosławieństwo. Żadnych jęków najsłodszego dziecka pod słońcem. - odpowiedziałam. Ale szybko pożałowałam swoich słów. Pochylał się nade mną Wellinger z żądzą mordu wyrysowaną na twarzy. W jego oczach pojawiały się iskierki. Chciałam cofnąć to co powiedziałam.
-No co przecież powiedziałam, że jesteś najsłodszym dzieckiem jakie znam. - odpowiedziałam głośno przełykając ślinę. On uśmiechnął się nieznacznie.
-No i to mi pasuje. - odpowiedział całując mnie w czoło i poszedł do swoich przyjaciół. Dlaczego? Ja się pytam za jakie grzechy mnie to spotyka? Ja nie wiem może coś zrobiłam, może kogoś zraniłam? Boże czemu!
-Musisz tak wyżerać ten dżem? - spytałam uważnie obserwując poczynania Morgensterna. Był zdziwiony moją uwagą w jego stronę. No ale to jest zwyczajna troska. No bo ja jestem lekarzem od przygotowania fizycznego a nie od wielkości ich brzuchów czy pośladków. Nie będę takiego Morgensterna morzyła głodem tylko po to, aby się zmieścił w kombinezon. Albo inaczej nie będę mu później siedziała całej nocy i przeszywała jego kombinezonu. Co to to nie. Nie jestem ani dietetykiem ani krawcową. Never.
-No w sumie nie, ale nic nie poradzę że lubię. - odpowiedział zanurzając łyżkę w słoiku. Nie wiedział czy mam go uświadamiać czy nie. Wybrałam to pierwsze.
-Dobra rozumiem, ale nie miej do nikogo pretensji jak ci tyłek urośnie. - powiedziałam wkładając łyżeczkę do filiżanki. Odsunęłam krzesło i postanowiłam wyjść ze stołówki. Jak na dzisiaj mam dość rewelacji.
***
Wystawiłam mój brązowy łeb przez okno i doszłam do wniosku, że na dworze jest ziąb rodem z Syberii. A Klinghental to Niemcy a nie Syberia. No ale mniejsza z tym. Moi kochani chłopcy mają zaraz trening i wypadałoby wyjść. Trudno najwyżej zmarznę, na pewno na rozgrzewkę zaprosi mnie Piotruś ale niestety odmówię. Wole pamiętać każde słowo, które zdołam wypowiedzieć. Założyłam na siebie grubą, czerwoną kurtkę, nałożyłam wełnianą czapkę na uszy i wyszłam z pokoju mijając na korytarzu Bieguna. Na skoczni byli tylko Austriacy a poza tym nikogo, może to dobrze? Weszłam do gniazda trenerskiego i stanęłam sobie obok wgapiającego się w ekran monitora Kutina. 
-O Laura słonko zrobisz coś dla mnie? - pyta. Ja tylko kiwał głową i zamieniam się w słuch. 
-Idź na górę do tych obiboków i powiedz im, żeby ruszyli te swoje tłuste, szlachetne tyłki na belkę. Bo oczywiście Philipp musiał sobie wyskoczyć na zakupy z teściową. - powiedział zdenerwowany trener. Nie protestowałam, chwyciłam teczkę z listą i szybkim krokiem udałam się na wieżę. Oczywiście tak jak mogłam przypuszczać żaden z nich nie był jeszcze przygotowany do oddania próbnego skoku. Najgorsze było to, że Heinz wstał lewą nogą i jakby mógł to by zabił, rozszarpał, udusił każdego kto mu się nawinie. Oczywiście w sumie się mu nie dziwie. Jest nowy, debiutuje i jeśli mu się nie uda to stanie się ofiarą prasy narodowej i nie tylko.Natomiast jeśli odniesie sukces to będzie podziwiany w kraju ale i na całym świecie. Stanęłam naprzeciwko pochylonego nad tabletem Gregora. Myślałam nad dramatyczną i zarazem złowrogo brzmiącą wypowiedzią. Ewentualnie pasowałby również rozpaczliwy monolog, no ale w to ostatnie to on raczej nie uwierzy. No bo logiczne jest to, że jeśli porażkę odniesie Heinz to pociągnie za sobą cały sztab w tym mnie. A i skoczkom się oberwie, za brak dobrych albo nawet przeciętnych wyników. A to by oznaczało jedno koniec wielkiej potęgi Austrii.
-Można wiedzieć co ty robisz? - spytałam krzyżując ręce na klatce piersiowej. On uważnie mnie obserwując uniósł głowę znad urządzenia. Prawdą jest to, że nie darzymy się sympatią. Potrafmy na siebie tylko warczeć na każdym kroku. Michaela to wkurza, on traktuje mnie jak siostrę. Mówi, że chciałby żebym była szczęśliwa. I takie tam bla bla bla. 
-No nie widzisz? - pyta ze zdziwieniem w głosie. Tak to normalny obibok. Leń jakich mało. 
-Widzę. Tylko, że Heinz jest co najmniej wkurzony. Udusiłby każdego kto do niego podejdzie. Jesteś pierwszy na liście startowej co do treningu. Ja nie mam zamiaru identyfikować cię w kostnicy ani kupować ci wieńca za kilka dni. Więc rusz ten swój szanowny tyłeczek, weź narty i spadaj na belkę. - powiedziałam trochę dramatyzując. Uwierzcie mi przejął się nie wyłączając tabletu rzucił go na krzesło i wręcz wybiegł z wieży. Chłopaki uważnie go obserwowali.
 -Was też tu nie ma! -krzyknęłam. Oni bez zastanowienia zrobili tak jak wcześniej Gregor. Czasami złość pomaga. Wzięłam listę, którą ze sobą przyniosłam i powolnym krokiem ruszyłam w kierunku w którym udali się zawodnicy. Na ich twarzach rysowały się grobowe miny, na twarzy trenera wręcz wściekłość. Oj wróże, że najbliższe kilka dni nie będą należały do najprzyjemniejszych. Bynajmniej nie dla tych ofiar z Gregorem na czele. 
_______________________
Witam z szóstką. 
Doszłam do wniosku że nie będę rozwalać życia Gregorowi i Michaelowi. 
Jak rozdział?
Czekam na wasze opinię.
Pozdrawiam. 
Zdjęcie: @vienna airport continue to krakow. 

#austrianairlines #weflyforyoursmile #skijumping #team #summergrandprix #start
 A to zdjęcie z facebook'a Gregora S. "Road to Wisła."
Jeszcze raz pozdrawiam gorąco. 

sobota, 19 lipca 2014

5.~"-Pamiętaj, że możesz do mnie przyjść o każdej porze dnia i nocy. Pomogę, albo przynajmniej spróbuje pomóc."

Opowiem wam taką ciekawą historię, która miała miejsce tuż po powrocie z Turcji. Dwa dni później siedziałam sobie normalnie na kanapie no i usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie miałam wtedy na nic siły i z niechęcią poszłam otworzyć intruzowi. Ale nie uwierzycie jakie było moje zdziwienie gdy w drzwiach stał Gregor Schlierenzauer z bukietem czerwonych róż. Wiem, że maczał w tym palce duet Morgenstern Hayboeck ale i tak byłam zadowolona z tego. Głupio mi było nie przyjąć takich pięknych kwiatów, w sumie też gest się liczy. Co prawda zapewne pod presją zerwania więzi przyjacielskiej. Dało mi to trochę do myślenia, że może nie jest taki zły na jakiego wygląda. Nigdy bym sobie nie darowała gdyby z mojego powodu przestaliby się przyjaźnić. Wracając do mojej pracy to trochę się poprawiło odkąd doszliśmy z Gregorem do "porozumienia". Ale nie powiem zmiana klimatu byłaby na moją korzyść. 
-Proszę. - moje głupie rozmyślenia przerwał blondyn, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Trzymał w ręku dwa kubki z cieczą z której wydobywała się para. Niby był środek sierpnia ale wieczory w Szwajcarii nie były najcieplejsze. 
-Uprzedzę twoje pytanie jestem Tom Hilde. - powiedział, wręczając mi kubek z gorącą czekoladą. Teraz już sobie przypominam, kilka razy go widziałam ale nigdy nie rozmawialiśmy. Jakoś nie było okazji. 
-Miło mi cie poznać ja jestem Laura Górska. - odpowiedziałam podając mu dłoń w przyjacielskim geście. Najwidoczniej wiedział bo tylko się uśmiechnął i pokiwał lekko głową. 
-To co jak ci się żyje z Austriakami? - spytał spoglądając na tabelę wyników. W konkursie prowadził jego przyjaciel Anders Jacobsen on natomiast nie startował. W sumie to nie byłam pewna co powinnam mu odpowiedzieć. Zdawało mi się, że przyjaźni się z nimi bo zawsze gdy któryś obok nas przechodził uśmiechał się do blondyna szeroko. 
-Dobrze a czemu pytasz? - wiem to było trochę głupie z mojej strony, ale ja to ja. 
-Z czystej ciekawości. - odpowiedział upijając łyk gorącego trunku. Wydawał się być naprawdę miły. I jak na mnie to dużo. Rozmawiam z nim może trzy minuty i już dużo u mnie zyskał. 
-A nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?  - spytałam spoglądając na rozbieg skoczni. Ponieważ na belce usiadł Morgi. Jak dla mnie jest naprawdę świetnym facetem i Kristina ma szczęście mając go u boku. 
-Wiedzieć wiem, ale czasami takie ryzyko przynosi znaczące korzyści. - powiedział zgniatając papierowy kubek i wyrzucając go do stojącego niedaleko kosza. Było w jego głosie słychać nutkę tajemniczości. Jego uśmiech niby zwykły uśmiech jednak był zdecydowanie inny niż wszystkich facetów, których znałam. 
-Co powiedziałabyś na powtórkę naszego dzisiejszego spotkania przy następnej okazji? - spytał lekko się uśmiechając. 
-W takim towarzystwie będzie to jedynie przyjemnością. - odpowiedziałam. Blondyn uśmiechnął się do mnie szeroko i zniknął w domku kadry Norwegii.
-Zacieśniasz znajomości? - zaraz po nim obok mnie znalazł się Thomas, który skoczył swój wyśmienity skok. Uśmiechał się i powiem szczerze nie wiedziałam co to może oznaczać. 
-No, a co? - pytam zdziwiona. Ale on tylko opiera narty o domek naszej kadry i jak gdyby nigdy nic przytula mnie do siebie. Czułam się dość dziwnie, znam go już szmat czasu a to pierwszy jego taki gest w moim kierunku. 
-Pamiętaj, że możesz do mnie przyjść o każdej porze dnia i nocy. Pomogę albo przynajmniej spróbuję pomóc. - powiedział. Będę szczera chciałam to od któregoś z nich usłyszeć. Dużo ten gest dla mnie znaczył. Ba nawet bardzo dużo. Był dla mnie jak taka Austriacka wersja Maćka ale zdecydowanie milsza. 
-Dzięki. - odpowiedziałam trochę zdziwiona cały czas. 
-Dobra lecę na górę bo mam jeszcze jeden skok. - powiedział uśmiechając się szeroko i machając mi na pożegnanie. Nigdy ich nie rozgryzę, nigdy. Faceci to są jednak skomplikowane istoty. Postałam jeszcze chwilę po czym poszłam do domku kadry w którym siedział sobie fizjoterapeuta w towarzystwie wesołej blondynki z wózkiem. Była to przyszła pani Morgenstern oraz jej córeczka. 
-Witam państwa. - powiedziałam zamykając cicho drzwi. Zawsze gdy w pobliżu znajdował się wózek zachowywałam się jak taki duszek. Jak najciszej zniknąć. 
-Cześć Laura, jak twoja opinia o Morgim i jego nodze? - spytał Philipe. 
-Jest dobrze. Thomas to silny facet. Ale się nie dziwie ma taką kochaną narzeczoną oraz córeczkę. - odpowiedziałam siadając obok blondynki. Zerknęłam do wózka, w którym leżała mała Liliana. Spała wyglądając tak słodko. Trochę jej zazdrościłam, miała super córeczkę, idealnego faceta. 
-Wszystko dobrze Laura? - spytała trącając mnie lekko w ramię. 
-Tak. Wiecie co muszę wyjść. - odpowiedziałam na pytanie Kristiny i wyszłam z domku. Usiadłam na ławce przed budynkiem, nie wiedziałam że dziewczyna za mną wyszła. 
-Ej Laura czy to ma coś wspólnego z Gregorem? - spytała. 
-Z nim nie, chociaż w sumie też. - odpowiedziałam. Kilka razy z nią rozmawiałam. Była jedyną osobą z którą mogłam szczerze porozmawiać. 
-Wiesz znam go długo, wiem że czasami robi z siebie totalnego idiotę i palanta. Ale tak naprawdę jest spoko. Wystarczy go zupełnie lepiej poznać, podejść z innej strony. Tak samo miałam z Thomasem, nawet gdy zrobiliśmy błędy. Postanowiliśmy dać sobie szansę. Są strasznie skomplikowani ale to jest w sumie bardzo ciekawe. - powiedziała uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Bardzo to dla mnie dużo znaczyło. Ta blondynka była jak moja przyjaciółka. Była jedyną dziewczyną z Austrii ,która mnie tolerowała. W końcu ona zaczynała identycznie. 
-Dzięki naprawdę to dla mnie dużo znaczy. - odpowiedziałam, czując że dziewczyna przytula mnie do siebie. Naprawdę to dla mnie dużo znaczyło. A Gregor to Gregor cóż może kiedyś nasze stosunki się trochę ocieplą. W sumie sama w to nie wierze. Ale cuda się podobno zdarzają. 
____________________
Jest wasza piątka. Co prawda krótka ale mam pewien pomysł jak skomplikować piękne życie Gregorowi,  oraz Michaelowi. Co do Laury matko nie wiem już co ja właściwie zamierzam z nią zrobić. Ale będzie ciekawie mogę to zagwarantować. Czekam na wasze opinię i widzimy się w szóstym rozdziale. 
Pozdrawiam bardzo gorąco. 

piątek, 18 lipca 2014

4.~"-No tak przecież ty jesteś jej rycerzem na białym koniu, zapomniałem. Gratuluję wyboru."

-Maciek uważaj! - krzyknęłam widząc kałużę wody. No ale nie zdążyłam bo mój ukochany Maciek kąpał się już w basenie. Nie mogłam powstrzymać napadu śmiechu. Żebyście widzieli jego minę normalnie widok bezcenny. Miałam wrażenie, że mnie za to obwinia ja przecież zrobiłam obywatelski obowiązek poinformowałam.
-Z czego tak się śmiejesz? - obok mnie stał Michael Hayboeck z dwoma butelkami wody mineralnej. Wskazałam mu na wychodzącego z basenu Maćka. On tak jak ja wcześniej zaniósł się nie pohamowanym śmiechem.
-Zabawne, jeszcze zobaczymy kto będzie się śmiał ostatni. - powiedział piorunując nas złowrogim spojrzeniem. Po czym Michi usiadł obok mnie na wolnym leżaku. Obydwoje oddaliśmy się słońcu, które swoimi promieniami zmieniały kolor naszej skóry. Przyznam się, że akurat blondyn siedzący na miejscu obok mnie był jedynym w tym zakichanym towarzystwie, którego dało się znieść. No oczywiście pomijam Andreasa Koflera oraz Wolfganga Loitzla, którzy są już seniorami. On jako jedyny nie miał problemów z zakochanymi w nim fankami. Tak jak Gregor nie przychodził po lakier do włosów. Nie był taki jak Thomas czyli nadwrażliwy mąż i nad opiekuńczy ojciec. Nie przejmował się zdrowiem swojej morskiej świnki tak jak Diethart. Czy tak jak Fettner nie szukał dziury w całym. A Poppinger zachowywał się jak małe dziecko.
-Jutro wracamy do Austrii. - powiedział, przewracając się na bok. Widocznie już mu się znudziła wcześniejsza pozycja.
-No- odpowiedziałam, podnosząc się z leżaka. Miałam pomysł jak tego lenia zmusić do czegoś w rodzaju zabawy w berka. Odkręciłam butelkę z wodą i oblałam nią mojego towarzysza. Zeskoczył z leżaka jak poparzony z ukropu. Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem i zaczął mnie gonić. Będę z wami szczera mam kondycję nie lepszą niż nie jeden maratończyk. Obejrzałam się za siebie ale Michiego nie było. Trochę się zdziwiłam się no ale jak to ja później bardzo tego ruchu żałowałam. Po chwili znalazłam się w basenie. A oczywistością było to, że obok Austriaka był mój kochany Maciek.
-No i co wyszło na moje. - powiedział machając mi na pożegnanie. Sama nie wiem dlaczego zaczęłam się z siebie śmiać i wyszłam z basenu.
-Co Cię tak śmieszy? - spytał zdziwiony moim zachowaniem. Ja tylko wzruszyłam ramionami i poszłam w kierunku hotelu. A Michi najwyraźniej cały czas stał i patrzył się w moim kierunku. Co poradzę odkąd jestem szatynką wszystko jest zupełnie inne.

Następnego dnia wstałam jak na mnie to strasznie wcześnie. Bo była dopiero szósta rano. Ubrałam się w strój reprezentacyjny i poszłam na stołówkę gdzie siedział tylko Gregor. A to oznacza, że znów jestem skazana na jego towarzystwo. Ewentualnie jakiś obcych Turków.
-Cześć. - powiedziałam siadając na krześle obok niego.
-Cześć. - odpowiedział sztucznie się uśmiechając. Oho pan ideał ma kryzys wieku dziecięcego.
-Podasz mi chleb? - spytałam. On nawet nie spojrzał na mnie tylko postawił na środku stołu talerz z pieczywem. Może i nie jestem psychologiem ale dam sobie uciąć rękę, że ten zakichany blondyn ma jakiś problem.
-Dzięki. - odpowiedziałam smarując kromkę chleba masłem. Może jestem wścibska i złośliwa, ale nie lubię patrzeć jak ktoś jest czymś przytłoczony.
-Co jest? - pytam odkładając chleb oraz nóż na talerz. Ale jak się można było spodziewać mój towarzysz ani śni się wyżalić. Ale w sumie nie ma się co dziwić egoiście tak mają.
-Nic nie jest a co ma być? - spytał zdziwiony moim pytaniem. Czy dla niego troska o kolegę jest czymś aż takim dziwnym.
-No to chyba się ciebie o to pytam. - powiedziałam podnosząc odrobinę głos.
-Wiesz nie musisz się martwić o mnie. Lepiej zajmij się swoim ukochanym. - warknął nalewając do swojego kubka kawy. O co temu nadętemu palantowi może chodzić?
-O czym ty gadasz? - spytałam. Ale jak się mogłam spodziewać ten bufon nic nie odpowie.
-O twoim Michim życzę wam szczęścia. - powiedział a na jego twarzy malowała się jakby złość. Tylko za grosz nie wiem o co mu może chodzić. I że niby ja i Michael? Chyba go do reszty powaliło.
-Wiesz nie wiem co ubzdurałeś sobie w tej małej i pustej bani. Ale żebyś wiedział będę szczęśliwa i nie musisz się o to martwić. - odpowiedziałam odsuwając z hukiem krzesło i szybkim krokiem opuściłam stołówkę. W drzwiach minęłam Michaela, Manuela i Thomasa. Ale będę szczera nie chciałam wiedzieć co sobie pomyśleli i co się później działo. Chciałam jak najszybciej wyjechać. Być jak najdalej od tego nadętego idioty.

W tym samym czasie oczami narratora STOŁÓWKA.
 
Trzech skoczków weszło do pomieszczenia mijając się w drzwiach z szatynką. Na policzkach dziewczyny było widać ślady łez. W jednej chwili wszyscy trzej zwrócili wzrok w stronę siedzącego przy stoliku pod oknem. Wydawał się być zły z niewiadomych przyczyn. Wszyscy trzej ruszyli szybkim krokiem w jego kierunku.
-Co ty jej zrobiłeś? - spytał Morgenstern opierając się o krzesło stojące naprzeciwko niego.
-A co wy matki miłosierdzia jesteście? - spytał zażenowany widokiem.
-A nawet jeśli to co? - jako drugie zabrał głos Fettner. Wszyscy trzej lubili polkę, nawet bardzo. Chcieli jej bronić za wszelką cenę, nawet jeśli byłaby to cena przyjaźni.
-To to, że to nie wasz zasrany interes o co się z nią kłócę. - bąknął albo lepiej można byłby powiedzieć, że warknął.
-Ale jeśli ona przez ciebie płacze to jest nasz interes. Bo na przykład ja nie dam ci jej skrzywdzić. - w Hayboecku zaczęło wrzeć. Miał dość tego co robi Schlierenzauer. Patrzył na niego wrogim spojrzeniem.
-No tak przecież ty jesteś jej rycerzem na białym koniu, zapomniałem. Gratuluję wyboru. - powiedział z ironią w głosie Gregor wstając gwałtownie z krzesła. Michael był zdziwiony jego reakcją nie wiedział o co może mu chodzić. Wiedział jedno chodziło o Laurę.
-A co zazdrościsz? - spytał piorunując go morderczym wzrokiem. Stojący obok nich Morgenstern i Fettner chcieli reagować ale nie wiedzieli jak.
-Co tobie czy jej? Bo jeśli jej to tak a jeśli tobie to nie. Jesteś zerem, skończonym idiotom. - odpowiedział mu Schlierenzauer.
-Spójrz w lustro. Jeśli tobie wydaje się, że jesteś jakimś zasranym bożyszczem to się grubo mylisz. Jesteś egoistycznym i gównianym idiotom, który poza sobą nie widzi niczego ani nikogo. Jeśli masz z tym problem to idź do specjalisty. A jeśli tak traktujesz kobiety to ktoś prędzej czy później obije ci tą twojąpiękną gębę. - Hayboeck wykrzyczał przyjacielowi prosto w twarz wszystko co o nim myśli. Zawsze mu zazdrości, że obok niego co rusz pojawiały się nowe dziewczyny. Ale Laura była wyjątkiem. Mądra, ładna, złośliwa. Za wszelką cenę chciał uchronić ją przed wszystkimi. Wyszedł z pomieszczenia szybkim krokiem w poszukiwaniach kuzynki Maćka.

Nigdy nie myślałam, że tak łatwo mnie ktoś wyprowadzi z równowagi. Tym razem udało się to szybciej niż przypuszczała. Gregor to zakichany idiota, który poza swoim czubkiem nosa, nie widzi zupełnie nic. Co za gbur. Zastanawiam się czy nie przyjąć propozycji Niemców. Byłabym z dala od niego i jego głupich komentarzy. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
-Proszę. - powiedziałam biorąc oddech. Nie chciałam w tamtym momencie nie chciałam widzieć nikogo. Do pokoju wszedł Michael z dwoma szklankami mojego ulubionego soku. Ucieszyłam się na jego widok.
-Hej jak się czujesz? - spytał siadając obok mnie.
-Dzięki dobrze. - odpowiedziałam siadając i biorąc od blondyna szklankę zimnego napoju.
-Przyjmiesz propozycję Niemców? - spytał.
-Nie wiem. Z jednej strony byłoby mi trudno was zostawić, z drugiej jakoś łatwiej mi byłoby bez spotykania na każdym kroku tego bufona. - parsknęłam. Michael przytulił mnie do siebie. Było mi w jego towarzystwie dobrze. On i Thomas Morgenstern byli moim wsparciem. A ja cały czas zastanawiałam się nad propozycją, którą złożyła mi federacja Niemiec.

__________________________
Rozdział czwarty.
Jakoś nie jestem pewna czy jest dobry, ale czekam na wasze opinię. Bo możecie mieć inne wrażenia.
Gregor i Michael największymi wrogami.
Laura dostała propozycje od Niemców ale to nie koniec.
Czekam na wasze opinie w komentarzach.

wtorek, 15 lipca 2014

3.~"-Wy nie bądźcie tego tacy pewni już raz wam mówiłem, że ona gustuje w Prevcu."

Dziś wylatujemy do pięknej Turcji ale najgorsze jest to, że nie tylko my. Nie dość, że będę musiała spędzać czas z Austriakami to będę skazana na towarzystwo Polaków. Już to widzę, będzie to najgorszy miesiąc w moim życiu. Ja to po prostu wiem.
-Fettner papier toaletowy nie służy do tego co ci się wydaje tak więc odłóż go do toalety. Hayboeck zjesz jeszcze ze dwa pączki a przysięgam ci, że wylądujesz w jednej klatce z nowym nabytkiem Wiedeńskiego zoo czyli hipopotamem za pewne będziecie świetną parą. Kraft zacząłeś czytać pisemka dla młodych mam? Nie odpowiadaj to było retoryczne pytanie. Diethart nie bezcześć niczemu winnych kartek. Loitzl i Kofler mówiłem coś o uprawianiu hazardu. Morgenstern ze Schlierenzauerem nie róbcie z siebie gorszych szympansów niż jesteście. Bierzcie przykład z Poppingera czyta książkę i nikomu nie zawadza. Masz u mnie plus Manuel. - powiedział trener odwracając się na pięcie idąc powolnym krokiem w kierunku lotniskowej kawiarni. 
-A i wasza kochana pani doktor zrobi wam zastrzyki abyście dobrze znieśli tą podróż. - dodał zatrzymując się na chwilę po czym skręcił w kierunku miejsca, w które wcześniej planował się udać. Na moją twarz wkradł się łobuzerski uśmieszek. Pewnie zapytacie czemu? Te ofermy unikają igły jak diabeł święconej wody. Taki na przykład Michi raz mi zemdlał gdy robiłam mu zastrzyk na rozrzedzenie krwi przed podróżą do Londynu. Sięgnęłam do torby po przygotowane wcześniej strzykawki. Gdy je zobaczyli, każdego obleciał strach. 
-Ej a nie masz jakiś tabletek? - spytał Fettner gdy podeszłam do niego. 
-Nie. Nie masz pięciu lat, mógłbyś się ogarnąć. - odpowiedziałam odsłaniając jego ramię. - Dobra zamknij oczy. - dodałam przykładając igłę do ręki Manuela. Czasami robi z siebie małego chłopczyka. Matko jak można bać się głupiej strzykawki a na widok igły uciekać gdzie pieprz rośnie. 
-No i co bolało? - spytałam poprawiając mu rękaw. On tylko pokiwał przecząco głową i poszedł do toalety. Usiadłam na jednym z krzeseł pod oknem i zaczęłam przeglądać wszystkie wyniki moich "pacjentów". Wszystkie były bardzo dobre a więc świetne co było bardzo dobrą zapowiedzią co do obozu i sezonu skoków. 
-Ej młoda zbieramy się. - obok mnie stał Thomas z walizką u boku. 
-Nie jestem młoda. - bąknęłam chowając dokumenty do torby, po czym ją zamknęłam. Piorunując wzrokiem towarzysza, który cały czas stał nade mną jak nie wiem nad kim. 
-Jesteś, jesteś no ruszaj się bo cię tu zostawimy. - odpowiedział chwytając moją walizkę. 
-Idę. - mruknęłam, podnosząc się z krzesła. Morgenstern chrząknął tylko i poszedł przed siebie. 
Lot samolotem nie był aż taki zły. Co prawda kilka razy słyszałam jak gadali głupie komentarze na mój temat. Ale ja się tak łatwo z równowagi nie dam się wyprowadzić. 
-Bądźcie dżentelmenami i weźcie od Laury te ciężkie torby od sponsorów bo ona nie jest waszym tragarzem. - powiedział Heinz, podchodząc do mnie. Miał racje bagaże były ciężkie, ale na te męskie świnie nie było co liczyć. 
-A co my tragarze jesteśmy. Pracuje to niech dźwiga. - bąknął Gregor. Kutin spojrzał na niego morderczym wzrokiem. 
-Ja Cię proszę o szacunek to jest kobieta jeśli zapomnieliście. Więc teraz pan Gregor ruszy swój szanowny tyłek i weźmiesz te torby. - powiedział trener wręczając mu torby, które wziął ode mnie. 
-Chyba trener sobie ze mnie kpi.- powiedział wybuchając śmiechem. 
-Co powiedziałeś? - spytał Heinz. 
-Nie będę brał tych zakichanych toreb. - odpowiedział. Nie miałam wyboru musiałam ratować tyłek tego idioty, jeśli chciał nie wylecieć z reprezentacji. Miałam szczęście, że w tym samym momencie na lotnisku wylądował samolot z Polski i obok nas znaleźli się chłopaki z reprezentacji. 
-Mania mój kochany skarbie co mówiłem na temat dźwigania. Nie chcę mieć żony z garbem. - powiedział Dawid stając obok mnie i zabierając ode mnie torby. 
-Twoje niedoczekanie idioto, ona jest tylko i wyłącznie moja. - obok mnie stanął uśmiechnięty od ucha do ucha Krzysiek Miętus. 
-Wy nie bądźcie tego tacy pewni już raz wam mówiłem, że ona gustuje w Prevcu. - za mną stał mój kochany Maciuś i znów odwalał ten sam teatrzyk co zawsze gdy w pobliżu byli skoczkowie z innej reprezentacji. 
-Ostatnio mówiłeś, że we Freitagu a nie w Prevcu. A mówią, że to kobieta zmienną jest. - powiedział Kamil, machając mi na powitanie. A ja stałam jak największa idiotka i słucham tego co mówią na mój temat. Miny Austriaków dawały jasno do zrozumienia 'co jest grane?'. Jedynie trener Kutin znał odpowiedz na to pytanie, w końcu spędził z nimi taki szmat czasu. 
-Ej a może ja będę decydować w kim gustuje co? - pytam udając zniesmaczoną. - A wy co bilet na widownie kupiliście? - dodaje zwracając się do zdezorientowanych skoczków Austrii. - Ruszać te zakichane tyłki nie przyjechaliście tu na spotkanie towarzyskie. - warknęłam zakładając na ramię swoją torbę i udałam się w kierunku wyjścia z lotniska. Dobrze wiedziałam, że idą za mną więc nie musiałam się odwracać. Tak już mam, że jak się wydrę to wszyscy później obchodzą się ze mną jak z jajkiem. Ale są tego plusy. Mam święty spokój, na jakiś czas. A no i pójdę później do Heinz'a i porozmawiam z nim dyplomatycznie o Gregorze. Tylko co ja mu powiem. Wiem, red bule zaczęły pokazywać swoją prawdziwą twarz. Uwierzy. Z resztą aż taki głupi nie jest aby wywalać machinę napędową kasy federacji. A z Maćkiem to ja się jeszcze policzę, zatańczy tak jak mu zagram. 
-Laura idziesz z nami i z Polakami na plaże? - spytał Michael wchodząc do mojego hotelowego pokoju przez uchylone drzwi. 
-Daj mi pięć minut. - powiedziałam. - Siadaj. - dodałam wchodząc do łazienki. Przebrałam się w luźne czarne szorty i w koszulkę Barcy, którą dostałam od kolegi ze studiów na dwudzieste urodziny. Choć tak naprawdę dostałam dwie, ale tej drugiej nikomu nie pokazuje. Tamta jest dla mnie zbyt cenna bo z autografami Leo i Javiera. 
-Jestem. - powiedziałam spinając włosy w kucyk. 
-No to panie przodem. - powiedział otwierając mi drzwi. Był chyba jedynym dobrze wychowanym w tej jakże szerokiej grupie. Przyszliśmy jako ostatni cała "śmietanka" towarzyska już bawiła się w najlepsze. Usiadłam sobie na kępie trawy, która akurat jakimś trafem się tam znalazła. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i obserwowałam poczynanie tych klaunów. Grali w siatkówkę. Każdy z nich uważał, że jest w tą grę najlepszy. Ale co poradzić, każdy facet uważa, że jest najlepszy we wszystkim co się tylko da. Taka ich natura. Oj gdyby tylko ktoś ich uświadomił. 
-A ty Laura nie grasz z nimi? - usłyszałam pytanie i odwróciłam się w kierunku z którego usłyszałam głos. Obok mnie usiadł Heinz. 
-Nie wolę sobie posiedzieć. - odpowiedziałam. On tylko uśmiechnął się do mnie szeroko. 
-Wiesz co zbadaj Gregora bo te red bule to mu na głowę źle działają. - powiedział kładąc się na kocu, który sobie wcześniej przyniósł.
-Dobrze. - odpowiedziałam trochę zbita z tropu. Byłam pewna, że tylko ja potrafię wymyślić taką głupotę, najwyraźniej się myliłam. Tak to będzie na sto procent nie zapomniany obóz.

_____________________
Trójka gotowa. Co o nim sądzicie? Według mnie nie zachwyca. 
Pozdrawiam i do następnego.
PS. Dziękuje za wszystkie komentarze pod poprzednimi postami. 

poniedziałek, 14 lipca 2014

2.~"-Mamo mogłabyś siedzieć cicho?"

Jeśli mam powiedzieć czy mój współlokator żyje, to jeszcze powtarzam jeszcze chodzi po tej ziemi. Ale ostrzegam, że ten typ za kilka pięknych dni będzie miał państwowy pogrzeb. Jego głupie teksty dobijają mnie i mam wrażenie, że on robi wszystko aby wprowadzić mnie w stan białej gorączki. Ale ja się potrafię mścić,  a wie o tym najlepiej Kuba Kot, który już raz obudził się z piękną nową fryzurą.
-Laura widziałaś gdzieś mój telefon? - spytał wstawiając swój blond łeb do mojego pokoju.
-Nie. - odpowiedziałam nawet nie odwracając się w jego kierunku im mniej go widzę tym dla mojej psychiki lepiej.
-Na pewno nie widziałaś? - pyta drugi raz. Jeśli mu się wydaje, że trafił do biura rzeczy znalezionych to się myli.
-Na pewno. - odpowiadam. Gregor mruczy coś pod nosem i zaczyna przeszukiwać salon. A ja wracam do swoich zajęć czyli przeglądanie dokumentacji medycznej skoczków. Już za tydzień wylatują do Turcji co oznacza, że spędzę z nimi miesiąc. Będę na nich skazana a oni na mnie. Jestem w siódmym niebie normalnie.
-Mam! - wrzeszczy mój kochany współlokator. Czyli znalazł zgubę, której tak uporczywie szukał. No i będzie święty spokój na jakiś czas. W pewnym momencie rozlega się dzwonek do drzwi.
-Otwórz!- krzyczę. Już widzę z jaką niechęcią podnosi swój szanowny tyłek z kanapy i ze wściekłą miną idzie zrobić to o co go poprosiłam. Tak ten obrazek powtarza się praktycznie co dziennie, więc się mi nie dziwcie.
-Mama!- krzyczy. Czyżby miał nie zapowiedzianego gościa? Pani Schlierenzauer odwiedziła swojego kochanego synka, to będzie niezapomniana wizyta. Zamykam szybkim ruchem ręki laptopa i odkładam na łóżko wszystkie dokumenty. Zaczęłam szperać w szafie aby znaleźć jakieś dresy i bluzę no bo w piżamie to się jej nie pokaże w końcu jest już południe. Upięłam włosy w luźny kok i wyszłam ze swojego pokoju.
-Dzień dobry. - powiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy widząc stojącą w progu matkę mojego kolegi. Kobieta bardzo uważnie się mi przyjrzała po czym posłała mi przyjazny uśmiech.
-Dzień dobry. - odpowiedziała podając mi dłoń. -Angelika. - dodała.
-Laura miło mi.- powiedziałam. Ukradkiem patrzyłam na Gregora, którego mina mówiła jedno 'szok'.
-Przyjechałam odwiedzić tą moją sierotkę, która się pani na głowę zwaliła. - powiedziała patrząc na syna z politowaniem, a on robił się bardziej czerwony z każdym wypowiedzianym przez nią słowem.
-Tak to wyjątkowa sierotka. - skwitowałam uśmiechając się do niego sztucznie. On posłał mi groźne spojrzenie i udał się do salonu.
-Nie gniewaj się na mojego syna, on tak zawsze ma gdy spędza więcej czasu niż kilka godzin z dziewczyną. - powiedziała, po czym z pomieszczenia do którego wcześniej wszedł wyleciał z prędkością światła.
-Mamo mogłabyś siedzieć cicho? - warknął przez zaciśnięte ze złości zęby.
-Gregor jak ty się wyrażasz? - spytała piorunując syna wzrokiem.
-Normalnie. Po co tu przyjechałaś robić mi wyrzuty? - spytał złośliwie.
-Nie przyjechałam Cię odwiedzić i zobaczysz jak się czujesz. - odpowiedziała.
-Gregor skończ już tą durną wymianę zdań i idź zrobić swojej mamie coś do picia. - rozkazałam stanowczym głosem. - A panią zapraszam do salonu nie będziemy tak w przedpokoju rozmawiać. - powiedziałam wskazując kobiecie małe pomalowane na biały kolor pomieszczenie. Pani Angelika uśmiechnęła się w moim kierunku i poszła do pomieszczenia, które było połączone z kuchnią. Usiadłyśmy na białej, skórzanej kanapie stojącej pod oknem. Kobieta uważnie obserwowała Gregora, który krzątał się po kuchni. Widać było, że chłopak robił to z pasją. Jak Thomas z Manuelem przyszli do mnie i Gregora na kolację to on pokazał swój kunszt kulinarny. Jakby te jego fanki znały jego zdolności co do gotowania to by nie mógł wyjść z domu. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Ale nie wiedziałam gdzie on może być.
-Gregor widziałeś mój telefon? - spytałam. Ale mogłam się spodziewać jego reakcji za poranną jego prośbę.
-A co ja jestem informacja? - odpowiedział nawet nie patrząc w moim kierunku. No ale coś za coś.
-Aha, dzięki. - bąknęłam wchodząc do swojej sypialni. Telefon leżał na poduszce pod ścianą. Szybkim krokiem podeszłam do niego, na wyświetlaczu widniało. 'Maniek'.
-Czego chcesz? - pytam przykładając słuchawkę do ucha.
-Tak liczyłem na zdecydowanie milsze przywitanie, ale po tobie to się w sumie niczego nie można spodziewać. - odpowiedział.
-Dzwonisz w jakiejś konkretniej sprawie, czy tylko chcesz mi tyłek zawracać? - spytałam.
-Aha, nie masz czasu no to pogadamy w Turcji. - powiedział. Zaraz, zaraz w Turcji.
-Ej jak to Turcji? - spytałam zdziwiona jego słowami.
-No normalnie mamy z wami obóz przygotowawczy. - oznajmił a ja myślałam, że osunę się na ziemię. Nie dość, że Austriacy to i Polacy.
-Aha, to świetnie jeszcze coś bo mam zajęcie. - powiedziałam, słyszałam tylko jak chrząka coś pod nosem.
-Dobra, dobra kończę pozdrów Gregora. - dodał.
-A ty Kubę, pa. - powiedziałam rozłączając połączenie. No zapowiada się ciekawy wyjazd do Turcji. Mam takie dziwne wrażenie, że ten kraj skoczków narciarskich bardzo dobrze zapamięta.
________________
Rozdział drugi skończony. Wiem, że krótki ale następne postaram się aby były dłuższe. 
Nie mogę się doczekać tego co będzie działo się w Turcji. 
Do następnego, liczę na wasze komentarze.
Pozdrawiam gorąco. 

niedziela, 13 lipca 2014

1.~"-A tobie jak minęła noc w towarzystwie pana przerośnięte ego?"

Mój pierwszy a raczej drugi dzień w pracy i mała niespodzianka otóż tydzień urlopu. A wiecie dlaczego, ponieważ panu wielkiemu gwiazdorowi imieniem i nazwiskiem Gregor Schlierenzauer jakimś trafem spadł ze schodów i wiecie co jest najlepsze, że potrzebuje opieki specjalistycznej a pan Heinz chcą zrobić mi na złość wpakował tego blond idiotę do mojego mieszkania. Mówiąc przy tym, że za wszystko co to coś zje i popsuje potrąci mu z pensji a dostanę je ja. Nie ma to jak większy dorobek materialny co nie?
-Można wiedzieć co ty robisz? - spytałam, widząc jak mój kochany współlokator (z przymusu oczywiście) rozwala swój jakże szanowny tyłek na mojej kanapie podkreślam MOJEJ kanapie.
-No nie widzisz mam zamiar leżeć. - odpowiedział, a robił to w taki sposób jakby mówił do małego dziecka. A czy ja wyglądam na małe dziecko.
-Ty czy ty się uderzyłeś w głowę czy w jakąś część ciała zupełnie inną? - spytałam zakładając ręce na klatkę piersiową. Widziałam w oczach Gregora, że zrobi wszystko żeby mnie wkurzyć, o nie co to to nie, ja się tak łatwo nie dam.
-Ja tak właściwie to mnie boli wszystko kochana pani doktor. - odpowiedział na moje pytanie, lekko unosząc brwi. Powtarzam kolejny raz nie doczekanie tego Austriackiego bufona.
-Jak Cię skarbie wszystko boli to może do szpitala zadzwonię przyjadą i cie zabiorą. - powiedziałam, żebyście widzieli jego minę warta każdych pieniędzy.
-Dobra wygrałaś. - odpowiedział podnosząc się z kanapy i idąc do łazienki. Zapowiada się ciekawy tydzień.
Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca wpadające do mojej sypialni przez szparę w zasłonce. Spoglądam na zegarek, wskazówki wskazują ósmą rano. Trzeba zwlec się z wyra i pójść po zakupy, bo jakby nie patrzeć poza sobą mam do wyżywienia jednego trutnia. Wchodzę do łazienki i pierwsze co patrzę w lustro, wyglądam jak z filmu piękna i bestia oczywiście wyglądam jak ta druga. Ziewnęłam szukając pasty do zębów, oczywiście Schlierenzauer musiał ją gdzieś wcisnąć, bo przecież nie wytrzymałby bez wkurzenia mnie. No i się nie myliłam była w koszu na brudną bieliznę, ja się pytam jak ona się tam znalazła? Mniejsza o to. Coś koło w pół do dziewiątej wyszłam z mieszkania, zostawiając cały czas chrapiącego skoczka samego. Zamknęłam mieszkanie i zeszłam na dół, na klatce schodowej spotkałam zaspanego Fetnera.
-Cześć Manu - przywitałam się.
-Hej. - odpowiedział podchodząc do mnie.
-Co ty robiłeś w nocy?- spytałam uważnie się mu przyglądając.
-No co mogłem robić spałem. - tak odpowiedz godna Manuela.
-Nie widać. - powiedziałam pokazując na niego.
-Dobra zwalił mi się Morgenstern mówiąc, że teściowa do niego przyjechała i nie ma zamiaru z nią siedzieć. To co miałem zrobić przygarnąłem biedaka. - odpowiedział otwierając drzwi do bloku, w którym mieszkaliśmy. Tak Thomas coś mówił o tym, że matka Kristiny ma mu się zwalić na głowę, ale nie wiedziałam, że ta baba jest takim kimś skoro ucieka od niej do Manu i nie daje mu spać.
-Aha cofam pytanie. - mówię, skręcając w uliczkę, która prowadzi do centrum miasta.
-A tobie jak minęła noc w towarzystwie pana przerośnięte ego? - spytał uśmiechając się dziwnie czy im w głowie tylko jedno?
-Strasznie chrapie. - mówię. - Przez ścianę i zamknięte drzwi to słychać. - dodaje kończąc wątek pana idealnego i skręcam do osiedlowego sklepiku a Fetner za mną.
-Wiesz co to może zrobimy tak przyjdziecie z Thomasem do mnie i pana szanowny tyłek na kolacje jakoś nie mogę znieść faktu, że muszę z nim spędzić cały ten tydzień. - mówię oglądając dokładnie każdy owoc, który znajduje się w sklepiku. Manuel pokiwał tylko głową i sięgnął po dwa kefiry i dwie kajzerki co daje do zrozumienia, że chłopak ma najprościej w świecie kaca. Po zrobieniu zakupów wróciliśmy każde do swojego mieszkania. A pan Gregor w najlepsze śpi. Ten to jest w te klocki niezły, usnął koło szóstej po południu a teraz dochodzi dziesiąta a on cały czas śpi. Ale w sumie to co on ma lepszego do roboty, nic.
Postawiłam siatki na szafce i zaczęłam je rozpakowywać. Zastanawiając się przy okazji co taki może lubić jeść, skoro i tak u mnie pasożytuje to niech przynajmniej cena tego pobytu się zwiększa.
-Mam ochotę na jajecznicę. - powiedział mi przy uchu, mało brakowało i oberwałby patelnią, którą trzymałam w ręku, ale to nie moja wina, że skrada się jak nie wiadomo kto i mnie straszy.
-Czemu mnie straszysz? - pytam odwracając się w jego kierunku przy okazji wymachując mu przed nosem patelnią, którą mi zabrał zapewne uznał, że go zabije. Na razie się na to nie zapowiada, podkreślam na razie.
-Oj nie chciałem, po prostu powiedziałem na co mam ochotę i tyle a ty z tego takie wielkie halo robisz. Matko. - monolog ala Gregor Schlierenzauer pora zacząć. - Kobiety jakie wy jesteście skomplikowane stworzenia, to samo mam jak wracam do domu, matka na mnie warczy o to, że nie chcę nic robić, a moja kochana siostrunia skarży mi się na swojego chłopaka. Co ja jestem jakiś psycholog czy co? Jaki ja jestem szczęśliwy będąc singlem. - powiedział biorąc głęboki oddech. No nie ma co gość ma gadane.
-Ma rację. - powiedziałam, wyjmując z szuflady nóż.
-Kto? - pyta zdziwiony jakby został wyrwany z jakiegoś amoku.
-No jak to kto Twoja mama. - mówię.
-Czemu? - spytał wyjmując z lodówki wodę mineralną.
-Jak to czemu leń jesteś i tyle. - kwituję zabierając mu butelkę i upijając łyk.
-Kto tu jest leniem, jak na razie ty. Bo nawet nie chce Ci się lodówki otworzyć i wziąć sobie butelki z wodą. - mówi, wyrywając mi butelkę.
-Nie ja nie jestem leniem bo ja szykuje Ci śniadanie a ty stoisz mi nad głową i zawracasz mi interes swoimi problemami. - kwituję wyjmując z torby jajka i świeże pieczywo.
-To ja po poproszę taką na kiełbasce. - odpowiada całując mnie w policzek.
-Zejdź mi z oczu bo te jajka na twoim łbie wylądują.- warczę. On uśmiecha się szeroko i idzie do salonu. Co za wkurzający typ. A ja narzekałam na mieszkanie z Kotami, tamto to było rajskie życie.
*
-Można wiedzieć co ty wyrabiasz? - pytam wchodząc do pokoju, w którym mieszka Gregor.
-Ratuje kwiatki. - odpowiedział. Siedział na podłodze i wyjmował z doniczki ziemię.
-Ratujesz kwiatki? - pytam zdziwiona jego słowami. To nie na moją logikę.
-No a co w tym dziwnego? - spytał podlewając kwiatek stojący w kącie.
-Nic, jestem w salonie jakby co. - powiedziałam wychodząc z "królestwa" Schlierie'go . Dziwny człowiek z niego ale co poradzić. Trzeba się męczyć. Tak się zastanawiam co mogę zrobić na tą kolacje skoro zaprosiłam uciekiniera z domu i jego towarzysza. Gregor mi raczej nie pomoże, zajęty jest roślinkami.
-Wiem!- krzyczę, zeskakując z kanapy.
-Co wiesz? - spytał mnie Gregor, który właśnie wychodził z łazienki po tym jak skończył opiekować się moimi kwiatkami.
-A co Cię to interesi? - pytam piorunując tego tępego grzmota wzrokiem. Ja nie wiem co te dziewczyny w nim widzą.
-Nic. - odpowiada, włączając leżącego na stoliku laptopa. A ja idę do kuchni pichcić kolację, nie powiem Koty nie chciały się mnie pozbyć z domu przez pięć lat bo miały żarcie najlepsze pod słońcem. Nie chwaląc się oczywiście.
-Laura Maciek dzwoni! - krzyczy Gregor. A ja biegnę jak ta idiotka tak aby mój współlokator nie zdążył odebrać telefonu.
-Halo. - odzywa się roześmianym i trochę piskliwym głosikiem.
-Cześć. - odpowiadam okładając ścierką rozbawionego z tapety w laptopie Austriaka.
-Przeszkadzam? - pyta
-Ty nigdy- odpowiadam mu.
-Słyszałem, że trafił Ci się niezły współlokator. - wali prostu z mostu a ja czuje się jakbym dostała od Mike'a Tyson'a na ringu.
-Skąd wiesz? - spytałam zdziwiona, co musiało nieźle wyglądać bo Gregor prawie tarzał się po podłodze.
-Manu do mnie dzwonił i mówił jak to Gregor spadł ze schodów i musisz się nim zajmować. - powiedział widocznie bardzo rozbawiony całą tą sytuacją o której opowiadał mu mój nowy przyjaciel.
-A to papla. Języka za zębami nie umie trzymać, jest gorszy niż twoja zgryźliwa papuga. - mówię kąśliwie, jak to do Maciejki.
-Obrażam się cześć. - mówi.
-Żegnam. - odpowiadam rozłączając się i odkładam telefon na stolik, na którym leżał.- Jedno słowo a wylądujesz na wycieraczce. - zwracam się do chcącego wydusić coś z siebie Gregora i wracam do kuchni, w której wcześniej byłam.

_________________________
Jest pierwszy rozdział. Krótki, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Pozdrawiam i do następnego. 

0.~"Przecież ja Cię tak kocham dlatego to dla Ciebie robię."

Kolejna walizka do kolekcji w przedpokoju i pomyśleć, że jeszcze kilka dni wcześniej zapierałam się, że nigdy stąd nie wyjadę. Ale wszystko musi się kiedyś zepsuć. Co nie? No a najlepsze jest to, że ten wyjazd za moimi skromnymi plecami szykował mu mój kochany sąsiad, najwierniejszy towarzysz we wspinaczce, przyjaciel jakich mało i kochany kuzyn Maciej Kot ze swoim prze cudownym ziomkiem ze skoczni Krzyśkiem Biegunem. No ale jakby się tak zastanowić to nie powinnam się na nich obrażać, będę robić  to co kocham. Wkurzać skoczków przed każdym konkursem oraz treningiem. Może nie będzie w tą tyle włożone serca co jeszcze kilka dni temu, gdy denerwowałam moją kochaną reprezentację Polski w skokach narciarskich, ale zapewne i Ci do których zostałam przyjęta nie będą mieli ze mną tak gładko jak się może wydawać. Jak przystało na prawdziwego górala jestem nie do wytrzymania.
-Mania chodź do nas na chwilę. - usłyszałam krzyk dobiegający z mojej sypialni, czy wspominała, że mój kochany Maciuś jak na złość nazywa mnie Mania (a to jego w tym zacnym gronie przezywają Maniek).
-Czego chcesz? - spytałam "najłagodniej" i "najmilej" jak tylko dziewczyna w mojej sytuacji potrafi.
-Czego ja mogę chcieć to ciekawe co nie?- spytał siedzącego obok niego Bieguna, który pakował do mojej torby podręcznej teczkę z dokumentami, laptopa i inne zupełnie potrzebne duperele. Spojrzałam na niego wzrokiem, którego zapewne i bazyliszek by się nie powstydził. Kot spuścił na chwilę głowę, zaśmiał się cicho i z szerokim uśmiechem na twarzy przemówił jak to tylko On najinteligentniej potrafi.
-Nie gniewaj się na nas, bo robimy to dla twojego dobra skarbeńku. Z nami to ty wylądujesz w zakładzie dla chorych psychicznie wen psychiatryku. Krzysio bardzo Cię lubi dlatego dał się w to wrobić. A ja przecież cię tak kocham dlatego to dla Ciebie robię. Z Austriakami będziesz miała jedynie cholerny ból głowy, możesz również stracić niektóre szare komórki ewentualnie kilka no może kilkanaście procent inteligencji i perswazji ale nic poza tym. - wywód godny rzepy na psim ogonie. Ten to wie jak pocieszyć. I pomyśleć, że ja jestem z nim jakby nie spojrzeć powiązana więzami krwi i drugim co do kolejności pokoleniem rodzinnym, cieszę się również, że nazwiska nie odziedziczyłam na moje szczęście nie jest ono od żadnego nawet tak słodkiego domowego zwierzątka.
-Dobra Laura to Twój bilet lotniczy, masz tu wejściówkę do siedziby skoków w Insbrucku. - powiedział Krzysiek wyliczając przedmioty, które mi wręczał.
-No stara nie zapomnij dzwonić. - Maciek stał z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej i spoglądał na mnie opiekuńczym wzrokiem. Tylko go grzmotnąć za to.
-Do Ciebie specjalnie zmienię telefon, żeby nie mieć kontaktu do wielkiej Maciejki. - powiedziałam najmilej jak tylko potrafiłam po czym wypięłam mu teatralnie język.
-Dobra Górska ogarnij wszystkie swoje nie pohamowane przyzwyczajenia i znikaj bo samolot Ci ucieknie a ja się do Austrii jakby nie patrzeć w najbliższym czasie nie wybieram. - odpowiedział podając mi parasolkę, ponieważ tego jakże szczęśliwego dla mnie poranka zbierało się na opady deszczu. Przytuliłam ostatni już raz Krzyśka i Maćka. Jakby nie patrzeć będę za nimi tęsknić nawet jeśli ich głupim komentarzom co do mojej osoby nigdy nie było końca. Ale przywyknąć się da praktycznie do wszystkiego. Mam dwadzieścia trzy lata i właśnie opuszczam mój mały świat co do którego miałam wiele planów, ale kto wie może wszystko tam w Austrii zmieni się jeszcze bardziej i będzie o tyle lepsze, że tak łatwo nie zgodzę się na wyjazd już na zawsze z niej.


______________________________
Prolog kolejnej historii właśnie napisany. Mam nadzieje, że historia panny Laury Górskiej per Mani ( tylko Maciek może tak do niej mówić, zastrzega sobie) spodoba wam się. Liczę na szczere opinie. 
Pozdrawiam.