-Już dochodzimy. - szepnął. Wreszcie się odezwał, szanowny podróżnik. Normalnie jakbym mogła to był na głos dziękowała Bogu za to. Przystanęłam na chwilę i rozejrzałam się uważnie. Byliśmy na jakimś totalnym zadupiu. Ja nie wiem co go tak tutaj pociąga, że mnie tutaj przyprowadził. Zrobił kilka kroków do przodu ale najwyraźniej zorientował się, że nie idę. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem wyrysowanym na twarzy.
-Wiesz chcę cię uświadomić, że znajdujemy się w takiej części Finlandii, w której piękne dziewczyny podobają się wilkom. Radziłbym ci iść szybciej no chyba, że chcesz zostać żoną którejś z tych żarłocznych bestii. - powiedział zupełnie poważnie. Nie byłam jakimś tchórzem ale jedynym zwierzęciem jakiego się bałam było wspomniane chwilę wcześniej przez niego. Rozejrzałam się dookoła siebie i podbiegłam do roześmianego już wtedy Hayboecka. A już mu uwierzyłam co do tych zakichanych wilków.
-Dureń. - warknęłam stając obok niego. On tylko pokiwał głową i szedł dalej. W pewnym momencie przystanął na szczycie wysokiego pagórka. Spojrzał w dół więc ja zrobiłam tak samo. Naszym oczom ukazały się renifery. Ale one były zupełnie inne niż te, które dotąd zobaczyłam w tym kraju.
-Przyprowadziłem cie tu żebyś zobaczyła gody reniferów. - odpowiedział siadając na śniegu. Patrzył na te zwierzęta z tak wielką uwagą, wiedziałam że mu się tu bardzo podoba.
-A skąd wiedziałeś, że one tu będą? - spytałam siadając obok niego. On uśmiechnął się lekko i wskazał na coś co znajdowało się za mną. Odwróciłam szybkim ruchem głowę i zobaczyłam stojącego przede mną byłego fińskiego skoczka Harriego Olli. Byłam trochę zdziwiona jego widokiem już tak dawno nie było go nigdzie widać. Po chwili zorientowałam się, że owe zwierzaki są własnością byłego skoczka.
-Cześć jestem Harri a ty zapewne jesteś Laura? spytał siadając obok mnie. Pokiwałam lekko głową i zaczęłam obserwować te stadne zwierzęta. Zawsze myślałam, że są paskudne, strasznie od nich jedzie. Ale tej nocy zmieniłam co do tego zdanie. Wyglądały jak z jakiegoś filmu animowanego. Normalnie można się w nich zakochać. Moi towarzysze byli zapewne identycznego zdania, w sumie fin całe dnie z nimi spędzała. Oswoił się już z tym rodzajem zwierzątek. Ale mimo wszystko na blondynie to ja się jeszcze kiedyś zemszczę. Siedzieliśmy tak ja wiem ze dwie godziny i razem z Hayboeckiem postanowiliśmy wrócić do hotelu. Jedyna rzecz, której się bałam to reakcja Kutina gdy nas zobaczy o pierwszej w nocy wchodzących do hotelu. Na stosie nas spali, chociaż z drugiej strony Heinz nie jest do tego zdolny. Za miły i w ogóle.
-Co podobało ci się? - spytał gdy wchodziliśmy już na posesję hotelu.
-Podobało, ale mogłeś wcześniej powiedzieć gdzie idziemy. - odpowiedziałam otwierając drzwi do hotelu. Po cichu przemieściliśmy się do naszego pokoju hotelowego. Miałam tylko jedno marzenie iść spać. Zmęczyła mnie ta "wycieczka" z resztą kogo by nie zmęczyła. Przeszliśmy dobre dwadzieścia kilometrów. Towarzyszyły nam jedynie księżyc, gwiazdy i wycia wilków. Jednym słowem masakra. Oczywiście tak jak to zawsze bywa Michi poszedł na balkon aby podziwiać widoki. A ja natomiast skorzystałam z sytuacji i poszłam do łazienki wykąpać się i przebrać w piżamę. Gdy wróciłam do pokoju blondyn już słodko spał na moim łóżku. Nie zostało mi nic innego jak zająć jego mebel. Nie było tak wygodne jak moje, ale wyboru żadnego już nie miałam. Przykryłam się jego kołdrą, która była przesiąknięta jego perfumami. Mocne i zapewne drogie podobnymi psiukał się Maciek dlatego wiem, że były drogie. Wtuliłam się w poduszkę i zasnęłam. Tak jak zwykle Morfeusz musiał zatryumfować. Następnego dnia obudził mnie zimny ale przyjemny powiew wiatru co wskazywało, że mój sympatyczny współlokator już wstał. Nie myliłam się Michael stał na balkonie z kubkiem w ręku z którego unosiła się para. Nie powiem strasznie dziwił mnie ten jego codzienny rytuał. Owszem mogę przyznać mu sto procent racji, że widoki za każdym razem były niczym z bajki. Ale jak się kiedyś od tego przeziębi to go zamknę do takiego pokoju, w którym nie będzie żadnego okna. Utrapienie z nim. Założyłam na ramiona bluzę polarową i wyszłam na taras na którym był Hayboeck.
-Przeziębisz się. - stwierdziłam stając obok niego. On spojrzał na mnie przelotnie i skupił całą swoją uwagę na kubku z gorącym płynem. Wzruszyłam tylko ramionami i wróciłam do pokoju. Ten typek jest zagadką nie do rozwiązania. Każdego dnia jest zupełnie inny. Postanowiłam iść do toalety, przebrać się i zejść na śniadanie w końcu to najważniejszy posiłek dnia, co nie? Gdy wróciłam Michi stał oparty o ścianę i uważnie wpatrywał się w drzwi do łazienki.
-Co ty robisz? - spytałam bardzo powoli. On tylko uśmiechnął się i podszedł w moim kierunku.
-Czekałem kiedy kopciuszek opuści swoje królestwo. I powiem szczerze oszołomiony to nie jestem. Siedzieć tyle czasu i nie zrobił nic ze sobą. - odpowiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. A ja zapewne byłam czerwona ze złości bo normalnie się we mnie gotowało. Nie no kto by pomyślał, że pan "nuda" może tryskać aż takim poczuciem humoru.
-Dobra żartowałem. - powiedział, wychylając swoją blond grzywę z łazienki. Uśmiechnęłam się tylko i udałam się posegregować wyniki badań tych gwiazdek. Okresowe nie wyszły tak źle jak mi się wydawało. Nie powiem zaskoczenie jest i to nawet spore. Każdy ma wręcz idealne wyniki, co tylko daje nam nadzieję na świetny sezon i dobry zwiastun przed Falun.
-Pracusiu chodź na śniadanie. Jeszcze nam z głodu umrzesz i co wtedy będzie. - powiedział stając obok mnie. Nie powiem trochę mnie przestraszył. No ale to chyba jego ulubione zajęcie.
-Oj nie z głodu. Ja umrę od tych waszych sztuczek z przestraszaniem mnie. - odpowiedziałam wkładając do teczki wszystkie dokumenty do przekazania trenerowi reprezentacji. Wzięłam bluzę i razem z moim towarzyszem od idiotycznych pomysłów udaliśmy się do hotelowej restauracji do której dotarliśmy jako ostatni z reprezentacji. Wszyscy już grzecznie jedli swoje ulubione jedzenia. Oczywiście mówiąc grzecznie miałam na myśli niegrzecznie. Obżerali się czym popadnie. Jeden wżerał nutellę, drugi dżem, trzeci szynkę i wszystko to popijali colą. Gdy nie było w pobliżu nikogo ze sztabu to uważali, że wszystko im wolno.
-Już wam raz mówiłam, żebyście tyle nie jedli. Krawcową nie jestem i nie będę wam poprawiać za małych kombinezonów. - powiedziałam z ironicznym uśmiechem na twarzy. Oni spuścili wzroki i zajęli się zupełnie innymi czynnościami niż dotąd. Spojrzałam porozumiewawczo na Hayboecka po czym obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
-A was co tak bawi? - spytał zmieszany Kraft.
-Oj przecież ja wam niczego nie mogę zabronić. Jak chcecie to jedźcie tylko strzeżcie się Philipa. - powiedziałam zajmując jedno z dwóch wolnych miejsc.
-Gdzie wczoraj byliście? - spytał Morgenstern a swoje pytanie wysłał w kierunku moim i Michaela
-Nigdzie.- odpowiedziałam ale widziałam jego minę na twarzy mówiącą, że mi nie wierzy.
-Widziałem jak wchodziliście do hotelu o pierwszej w nocy. - odpowiedział.
-To ty jeszcze nie spałeś o tej godzinie? - spytał blondyn.
-Nie- odpowiedział mu Thomas. Nie miałam wyboru musiałam mu powiedzieć.
-Byliśmy oglądać renifery Harrego Olli. - powiedziałam. Zdziwił się moim wytłumaczeniem.
-Co robiliście? - spytał jeszcze raz.
-Oglądaliśmy renifery Herrego. - odpowiedział Hayboeck powodując grymas zdziwienia na twarzach reszty towarzystwa przy stoliku. Zapewne wszystkich zdziwiło to co powiedział. W sumie jeszcze dwa dni temu zareagowałabym identycznie jak oni.
_______________
Rozdział jedenasty właśnie skończony.
I jak podoba się niespodzianka Michaela?
Pozdrawiam.
Ps numer 1.Liczę na wasze opinię.
Ps numer 2. Dziękuje za komentarze, które zostawiacie a szczególnie Lili Ferro i anonimom.
Zapraszam również tu . http://argentyna-brazylia-milosc.blogspot.com/
Jeszcze raz pozdrawiam i do następnego.